Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Dokładnie tak jak sobie wyobrażaliśmy Chiny;-) > CHINY
Beata & Tomek Globetrotting relacje z podróży
Z Pekinu zdecydowaliśmy się jechać do Pingyao – jednego z najlepiej zachowanych starożytnych miast w Chinach. Nasza pierwsza przejażdżka pociągiem spalnym okazała się bardzo przyjemna. Czysto, cicho, miękko i ciepło (pomimo, że nazywają tą klasę pociągu 'twardym spalnym', 150Y/75 zł od osoby, 15 godzin). Zarezerwowaliśmy pokój w guesthousie Harmony, który jest tzw. hotelem z dziedzińcem (Courtyard Hotel). Już w Pekinie chcieliśmy w takim zostać ponieważ to doświadczenie samo w sobie (pojawiła się jednak możliwość mieszkania u Justyny). Dlaczego jest to fajne miejsce? Ponieważ takie hotele czy hostele umieszczone są w kamienicach lub domach budowanych w starym chińskim stylu i takowych już się obecnie nie stawia. Do tego jeszcze proponowali darmowy odbiór zestacji, więc nie musieliśmy się niczym przejmować kiedy dojechaliśmy do Pingyao wczesnym rankiem. Na miejsce dodatkowy bonus – 'upgrade' (przenosiny) do lepszego pokoju z prywatną łazienką za 0 dopłaty (100Y/50 zł). Od ręki nam się to miejsce podobało ;-) Dlatego też zostaliśmy tam prawie tydzień - znacznie dłużej niż początkowo planowaliśmy.
Trochę to było spowodowane warunkami pogodowymi a trochę tym, że mieliśmy się po prostu ochotę zatrzymać na chwilę i nie pędzić do przodu. Pingyao jest jednym z tych miejsc, w których chce się zostać na dłużej i relaksować. Otoczone starożytnymi murami, stare miasto wydaje się jakby było oddalone od cywilizacji. Małe i wąskie uliczki, domy o autentycznej, chińskiej architekturze i prawie żadnego ruchu motorowego. Można się wałesać godzinami po tych uliczkach, obserwować ludzi na ulicach jak robią pranie, gotują lub po prostu spędzają czas ze znajomymi lub rodziną. Pewnie wygląda to miejsce znacznie lepiej w okresie letnim ale również musi być wypełnione turystami po brzegi. Nam bardzo podobał się a wręcz odpowiadał ten klimat i fakt, że było nas – zwiedzających miasto – tak niewielu. W naszym guesthousie posnaliśmy wielu fajnych ludzi - część podróżników a część na wakacjach. Poniewać nie wszyscy uwzględniają to miejsce w swoich planach to czuliśmy się wszyscy jakbyśmy należeli do jakiegoś klubu podróżniczego. Pingyao i chęć odkrycia autentycznych Chiń to to, co mieliśmy ze sobą wspólnego. Później wiele razy natykaliśmy się na osoby właśnie tam poznane, jako że większość z nas porusza się w tym samym kierunku. Pierwszego dnia nie wyszliśmy nawet z guesthousu. Zrobiliśmy pranie ( aż 6 kilo i wysoki rachunek) i prawie wszystkie nasze rzeczy były mokre. Nadrobiliśmy trochę zaległych blogów, poczytaliśmy książki i pooglądaliśmy filmy, których nigdy nie mieliśmy czasu oglądać. Kiedy rano się obudziliśmy całe miasto było zasypane śniegiem i dalej sypało. To chyba klątwa pogodowa naszej podróży. Gdzie się nie ruszymy to zima jest zaledwie dzień za nami hahha Zamówiliśmy śniadanie i podano nam gałki śniegu posypane chili hahha Takiej właśnie atmosfery można się spodziewać jak się zostaje w tym hoteliku ;-) Próbowaliśmy trochę pozwiedzać ale na marne bo jednak śniegiem waliło niemiłosiernie i nic nie widzieliśmy. Już nie wspomnę o mroźnej temperaturze ;-( Nikt nie dał rady nic zobaczyć więc spędziliśmy za to fajny wieczór z innymi przy piwku i opowieściach z różnych zakątków świata.
Następnego dnia w końcu udało nam się wyjść na zewnątrz. Śnieg przestał padać ale nie topniał co wskazywało na mroźną temperaturę. Miasto, które dnia poprzedniego wydawało się miastem duchó nagle ożyło. Ludzie wylęgli na ulice, dzieci szły do szkoły, nawet parada pogrzebowa nam się trafiła. W samym mieście jest co zobaczyć i system biletowy jest fajnie rozwiązany. Jeden bilet (150Y/75 zł) pozwala na zobaczenie 18 starożytnych miejsc oraz wejść na mury obronne. Nie tanio ale przynajmniej warte tej kasy! Ktoś nam powiedział, że zniżkę studencką można otrzymać nawet nie będąc studentem. Wystarczy tylko jakakolwiek karta ze zdjęciemnp. Prawojazdy albo dowód. Chińczycy nie potrafią czytać naszego alfabetu tak samo jak nam te ich znaczki niczego nie przypominają. Nawet jeśli mówią po angielsku to wcale nie znaczy, że potrafią czytać w tym języku. Szkoda, że nam to powiedzieli jak już kupiliśmy te drogie bilety ;-( Pingyao było centralą finansową Chin w czasie dynastii Qing i do tej pory można zwiedzać pierwszy bank chiński oraz jego muzeum. Poza tym to miejsce ukochane przez Konfucjusza i jego uczniów i to właśnie w Pingyao znajduje się największa świątynia Konfucjańska oraz największe muzeum jego oryginalnych pism. No i wiele innych naj rzeczy, których nawet nie pamiętam. Nie wszystko jest opisane po angielsku więc tylko te najważniejsze miejsca i eksponaty mieli ochotę tłumaczyć. Dla nas bardzo interesujący był kompleks budynków dawnego sądu oraz więzienia. Mają tam sporą ekspozycję narzędzi tortur i wymierzania kar śmierci. Nie udało nam się dowiedzieć jakie były kryteria takiej kary ale te obrazki i zdjęcia, które zobaczyliśmy utwierdziły nas w przekonaniu, jak bardzo okrutny był Chiński wymiar sprawiedliwości.
Wokół Pingyao jest wiele miejsc do odwiedzenia, aczkolwiek w naszym przypadku pogoda nam to troszkę zepsuła. Myśleliśmy o wspinaczce na przepiękną górę Mian Shan ale właścicielka naszego guesthouse odradziła nam tą wycieczkę w śnieżną pogodę. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się odwiedzić Podziemny Zamek w okolicznym Zhangbi. Oliver – Belg poznany w naszym guesthousie – namówił nas na tą wycieczkę i jeszcze dodatkowo udało nam się przekonać Jon'a (z Anglii) by z nami pojechał. W ten sposób mogliśmy podzielić na czworo koszt wynajęcia samochodu z kierowcą. To miejsce dopiero co zostało odkopane i otwarte dla zwiedzających. W całej prowincji wszyscy o nim wiedzieli ale pracę rozpoczeli dopiero w 2005 roku. Pewnie potencjał zarobku na turystyce przyspieszył znacznie sprawę. W tej chwili jeszcze bilet jest relatywnie tani (50Y/25 zł, choć to zależy jak się na to patrzy skoro Zakazane Miasto kosztuje 40Y) ale pewnie jak skończą odkopywać wszystkie tunele to cena pójdzie znacznie w górę. Zamek ten był kiedyś twierdzą fortyfikacyjną i należał do kilku bogatych rodzin i miał na celu ochronę prowincji przed wrogami. W tunelach nic nie ma ale i tak chodzenie tunelami 30 metrów pod ziemią robi wrażenie. Nasz przewodnik mówił takim angielskim jakby się tekstu nauczył na pamięć i każde nasze pytanie pozostało nieodpowiedziane. Nie wiemy więc czy dobrze zrozumieliśmy historię o 8-letnim najeździe Japończyków czy też o powodział, które być może się zdarzyły albo były tylko teoretyczne. Nad zamkiem znajduję się mała wioska, w któej ludzie żyją dalej tak jak przed stuleciami – bez wody czy elektryczności. Jest też dużo domów w skałach, które są dość popularne z tej prowincji. Groty są doskonałym schronieniem w każdych warunkach pogodowych i niesamowicie tanie w utrzymaniu jeśli nie ma się nic przeciwko temu, że nie ma wody, kanalizacji czy elektryczności.
Następnego dnia w końcu udało nam się wyjść na zewnątrz. Śnieg przestał padać ale nie topniał co wskazywało na mroźną temperaturę. Miasto, które dnia poprzedniego wydawało się miastem duchó nagle ożyło. Ludzie wylęgli na ulice, dzieci szły do szkoły, nawet parada pogrzebowa nam się trafiła. W samym mieście jest co zobaczyć i system biletowy jest fajnie rozwiązany. Jeden bilet (150Y/75 zł) pozwala na zobaczenie 18 starożytnych miejsc oraz wejść na mury obronne. Nie tanio ale przynajmniej warte tej kasy! Ktoś nam powiedział, że zniżkę studencką można otrzymać nawet nie będąc studentem. Wystarczy tylko jakakolwiek karta ze zdjęciemnp. Prawojazdy albo dowód. Chińczycy nie potrafią czytać naszego alfabetu tak samo jak nam te ich znaczki niczego nie przypominają. Nawet jeśli mówią po angielsku to wcale nie znaczy, że potrafią czytać w tym języku. Szkoda, że nam to powiedzieli jak już kupiliśmy te drogie bilety ;-( Pingyao było centralą finansową Chin w czasie dynastii Qing i do tej pory można zwiedzać pierwszy bank chiński oraz jego muzeum. Poza tym to miejsce ukochane przez Konfucjusza i jego uczniów i to właśnie w Pingyao znajduje się największa świątynia Konfucjańska oraz największe muzeum jego oryginalnych pism. No i wiele innych naj rzeczy, których nawet nie pamiętam. Nie wszystko jest opisane po angielsku więc tylko te najważniejsze miejsca i eksponaty mieli ochotę tłumaczyć. Dla nas bardzo interesujący był kompleks budynków dawnego sądu oraz więzienia. Mają tam sporą ekspozycję narzędzi tortur i wymierzania kar śmierci. Nie udało nam się dowiedzieć jakie były kryteria takiej kary ale te obrazki i zdjęcia, które zobaczyliśmy utwierdziły nas w przekonaniu, jak bardzo okrutny był Chiński wymiar sprawiedliwości.
Wokół Pingyao jest wiele miejsc do odwiedzenia, aczkolwiek w naszym przypadku pogoda nam to troszkę zepsuła. Myśleliśmy o wspinaczce na przepiękną górę Mian Shan ale właścicielka naszego guesthouse odradziła nam tą wycieczkę w śnieżną pogodę. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się odwiedzić Podziemny Zamek w okolicznym Zhangbi. Oliver – Belg poznany w naszym guesthousie – namówił nas na tą wycieczkę i jeszcze dodatkowo udało nam się przekonać Jon'a (z Anglii) by z nami pojechał. W ten sposób mogliśmy podzielić na czworo koszt wynajęcia samochodu z kierowcą. To miejsce dopiero co zostało odkopane i otwarte dla zwiedzających. W całej prowincji wszyscy o nim wiedzieli ale pracę rozpoczeli dopiero w 2005 roku. Pewnie potencjał zarobku na turystyce przyspieszył znacznie sprawę. W tej chwili jeszcze bilet jest relatywnie tani (50Y/25 zł, choć to zależy jak się na to patrzy skoro Zakazane Miasto kosztuje 40Y) ale pewnie jak skończą odkopywać wszystkie tunele to cena pójdzie znacznie w górę. Zamek ten był kiedyś twierdzą fortyfikacyjną i należał do kilku bogatych rodzin i miał na celu ochronę prowincji przed wrogami. W tunelach nic nie ma ale i tak chodzenie tunelami 30 metrów pod ziemią robi wrażenie. Nasz przewodnik mówił takim angielskim jakby się tekstu nauczył na pamięć i każde nasze pytanie pozostało nieodpowiedziane. Nie wiemy więc czy dobrze zrozumieliśmy historię o 8-letnim najeździe Japończyków czy też o powodział, które być może się zdarzyły albo były tylko teoretyczne. Nad zamkiem znajduję się mała wioska, w któej ludzie żyją dalej tak jak przed stuleciami – bez wody czy elektryczności. Jest też dużo domów w skałach, które są dość popularne z tej prowincji. Groty są doskonałym schronieniem w każdych warunkach pogodowych i niesamowicie tanie w utrzymaniu jeśli nie ma się nic przeciwko temu, że nie ma wody, kanalizacji czy elektryczności.
Z naszej grupki byliśmy ostatnimi, którzy opuścili Pingyao. Bardzo nam się podobała jego autentyczność i również to, że odryliśmy nasze ulubione danie z makaronu. PingYao Rou Mian (zupa z wołowiny z makaronem) polepszała nam codziennie humor. Bardzo polecamy ta słodką, mała restaurację zwaną Big Bowl Noddle (tłum:Wielka Miska Makaronu) położonej przy zachodniej bramie miasta. Poleciliśmy ją innym ludziom, którzy zostawali w naszym gueshousie i każdy tam powracał codziennie. Podczas gdy pogoda robi się coraz gorsza i zimniejsza, jedzenie robi się coraz smaczniejsze;-)
zapraszamy do galerii naszych zdjęć z Chi Północnych na naszej stronce Facebook:
http://www.facebook.com/media/set/?set=a.351927311536564.82277.186528848076412&type=3
zapraszamy do galerii naszych zdjęć z Chi Północnych na naszej stronce Facebook:
http://www.facebook.com/media/set/?set=a.351927311536564.82277.186528848076412&type=3
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.