Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
KONKURS- Wyprawa pięciu smaków > CHINY


Dwadzieścia pięć tysięcy przemierzonych kilometrów, szlak wiodący przez pięć krajów, kilkadziesiąt zawartych znajomości, setki popełnionych lapsusów językowych, liczne niespodziewane zwroty akcji oraz plecaki pełne przygód. Tak zaczynające się opowiadanie nie dotyczy wcale awanturniczego kina drogi, a jedynie stanowi krótkie podsumowanie wyprawy piątki śląskich studentów. Ani się obejrzałem, a całkiem znaczna część mojego życia zaczęła się „obracać” wokół wyprawy: gromadzenie środków pieniężnych niezbędnych do jej przeprowadzenia, kompletowanie formalności niezbędnych przy takim wyjeździe (wizy, szczepienia, bilety), aż w końcu formowanie ambitnych celów wyprawy, spośród których niech wymienię tylko: przejazd całej trasy kolei transsyberyjskiej, poznanie arcydzieł starożytnej cywilizacji chińskiej, czy też nasycenie oczu fascynującym nas wszystkich Orientem. Gdy nadszedł lipiec, rozpoczęliśmy wyprawę, ruszając pełni wigoru na wschód – ku przygodzie.
Pierwszym, przystankiem na naszej drodze stała się stolica osławionego Imperium – Moskwa. Miasto kniazia Dołgorukiego, szokuje, olśniewa, zachwyca, czas jednak nagli, by przebyć szmat drogi dzielącej nas od „przesławnego morza Buriatów”. Moja rogata słowiańska dusza podpowiedziała mi niemal heroiczną kąpiel w przeraźliwie zimnym Bajkale, co wywołało respekt nawet wśród miejscowych mieszkańców. Tak zahartowani, a także wypoczęci ruszyliśmy w stronę ojczyzny Czyngis Chana. Przywitała nas ona błękitnym niebem i niemal bezkresnym zielonym stepem, na którym od czasu do czasu „majaczą” jurtowiska, bądź wypasane stada koni. Obraz taki pozostał w mojej pamięci do dziś, jako wyobrażenie pierwotnej, niczym nie skrępowanej wolności, na którą my ludzie konsumpcyjnego świata nie jesteśmy sobie w stanie pozwolić. Szkoda tylko, że tej pięknej przyrodzie nie były w stanie dorównać zabytki dawnej stolicy chanów – Karakorum, nie wspominając już o obskurnej stolicy.
Wobec takich okoliczności bez większego żalu opuściliśmy Mongolię po drodze mijając pustynię Gobi, czego namacalny dowód zyskałem w postaci obecnego na całym ciele piasku. Jako że nasza ekspedycję od początku do końca realizowaliśmy całkowicie własnymi siłami, bez udziału pośredników, teraz na nasze barki spadł, kto wie czy nie największy ciężar – obustronna komunikacja z Chińczykami. Chyba tylko nasz nieograniczony entuzjazm, pozwalał nam pokonywać językowe trudności, co pozwoliło nam na czerpanie pełnymi garściami z duchowego dziedzictwa Chin. Niech wymienię tylko kilka miejsc, których widokiem mogliśmy się rozkoszować, a także uruchamiając swoją niezwykle plastyczną wyobraźnię uczestniczyć w poszczególnych wydarzeniach z nimi związanych: odpieraliśmy ataki Mandżurów na umocnionym odcinku Muru Chińskiego w Badaling, niczym cesarz odbieraliśmy defiladę floty w miejscu gdzie Mur pogrąża się w morzu, ćwiczyliśmy kung fu wraz z buddyjskimi mnichami klasztoru Shaolin, uczestniczyliśmy w pogrzebie cesarza Qin Shi Huang wraz z towarzyszącą terakotową armią, by wreszcie stać się dworzaninem despotycznej cesarzowej Cixi w jej pekińskim pałacu.
Przyjemnie spędzany czas, ucieka ekspresowo i tym sposobem po niemal miesiącu kończymy nasz chiński etap podróży. Podróż powrotna stanowiła dla nas wieńczącą pointę, w trakcie której mieliśmy dużo czasu by wspominać dobiegające niestety końca wakacje marzeń. Początkiem września zmęczeni, szczęśliwi i z plecakami pełnymi opowieści, dotarliśmy do naszego rodzinnego miasta.
Pierwszym, przystankiem na naszej drodze stała się stolica osławionego Imperium – Moskwa. Miasto kniazia Dołgorukiego, szokuje, olśniewa, zachwyca, czas jednak nagli, by przebyć szmat drogi dzielącej nas od „przesławnego morza Buriatów”. Moja rogata słowiańska dusza podpowiedziała mi niemal heroiczną kąpiel w przeraźliwie zimnym Bajkale, co wywołało respekt nawet wśród miejscowych mieszkańców. Tak zahartowani, a także wypoczęci ruszyliśmy w stronę ojczyzny Czyngis Chana. Przywitała nas ona błękitnym niebem i niemal bezkresnym zielonym stepem, na którym od czasu do czasu „majaczą” jurtowiska, bądź wypasane stada koni. Obraz taki pozostał w mojej pamięci do dziś, jako wyobrażenie pierwotnej, niczym nie skrępowanej wolności, na którą my ludzie konsumpcyjnego świata nie jesteśmy sobie w stanie pozwolić. Szkoda tylko, że tej pięknej przyrodzie nie były w stanie dorównać zabytki dawnej stolicy chanów – Karakorum, nie wspominając już o obskurnej stolicy.
Wobec takich okoliczności bez większego żalu opuściliśmy Mongolię po drodze mijając pustynię Gobi, czego namacalny dowód zyskałem w postaci obecnego na całym ciele piasku. Jako że nasza ekspedycję od początku do końca realizowaliśmy całkowicie własnymi siłami, bez udziału pośredników, teraz na nasze barki spadł, kto wie czy nie największy ciężar – obustronna komunikacja z Chińczykami. Chyba tylko nasz nieograniczony entuzjazm, pozwalał nam pokonywać językowe trudności, co pozwoliło nam na czerpanie pełnymi garściami z duchowego dziedzictwa Chin. Niech wymienię tylko kilka miejsc, których widokiem mogliśmy się rozkoszować, a także uruchamiając swoją niezwykle plastyczną wyobraźnię uczestniczyć w poszczególnych wydarzeniach z nimi związanych: odpieraliśmy ataki Mandżurów na umocnionym odcinku Muru Chińskiego w Badaling, niczym cesarz odbieraliśmy defiladę floty w miejscu gdzie Mur pogrąża się w morzu, ćwiczyliśmy kung fu wraz z buddyjskimi mnichami klasztoru Shaolin, uczestniczyliśmy w pogrzebie cesarza Qin Shi Huang wraz z towarzyszącą terakotową armią, by wreszcie stać się dworzaninem despotycznej cesarzowej Cixi w jej pekińskim pałacu.
Przyjemnie spędzany czas, ucieka ekspresowo i tym sposobem po niemal miesiącu kończymy nasz chiński etap podróży. Podróż powrotna stanowiła dla nas wieńczącą pointę, w trakcie której mieliśmy dużo czasu by wspominać dobiegające niestety końca wakacje marzeń. Początkiem września zmęczeni, szczęśliwi i z plecakami pełnymi opowieści, dotarliśmy do naszego rodzinnego miasta.
Dodane komentarze
Beata & Tomek Globetrotting 2011-09-02 11:02:49
fajny artykul;-) my ruszamy na podobna podroz juz za miesiac wiec fascynujaco sie czytalo;-)jaro312 2011-09-02 08:49:31
Dzięki za wskazówkę, już poszło, czekam na interwencje Admina.dfence 2011-09-02 08:31:24
wstaw linka na forum z informacją o konkursie to Admin tez będzie wiedział o co chodzi :)jaro312 2011-09-02 08:14:45
Powyższa relacja startuje w ramach konkursu "Podróż marzeń", z niewiadomych mi powodów wyraz Konkurs nie widnieje na początku wiadomości, choć został tam wpisany.danula 2011-09-02 08:11:45
Bardzo ciekawie napisane, znakomity reportaż,świetnie się czyta :-)Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.