Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Argentyna - ciąg dalszy > ARGENTYNA



W poprzedniej relacji może trochę za mało przedstawiłem Buenos Aires. Mimo wszystko fascynujące miasto, pełne rozmaitych kontrastów. Strzeliste , nowoczesne budynki sąsiadują z rozpadającymi się budyneczkami pamiętającymi XIX wiek, najnowsze limuzyny przejeżdżają obok osób śpiących na ulicy na kartonach. Olbrzymie dysproporcje. Ogólne wrażenie jednak pozytywne, choć miasto nieco przytłacza. Stare budynki, szczególnie te wysokie w centrum trochę przypominają Nowy Jork, ale również inne metropolie południowo – amerykańskie. Ruch olbrzymi, sporo ciężarówek, szczególnie w okolicach Retiro, gdzie chyba krzyżują się wszystkie okoliczne szlaki komunikacyjne.
Buenos jest równie mocno rozpolitykowane. Na głównym placu Plaza del Congreso jest stała siedziba (namiot) Matek Zaginionych za czasów junty wojskowej. To cos w rodzaju narodowej traumy Argentyńczyków. Szacuje się, że podczas dyktatury wojskowej w latach 1976-1983 zaginęło około 30 tys ludzi (los desaparecidos). Zaginięcia polegały na np. na wyrzucaniu ludzi z samolotów nad morzem, skrytobójstwach. Wyjątkowo mroczny okres w dziejach Argentyny. Część osób (wojskowych, polityków) została już osądzona, część oczekuje na procesy, co do reszty nie ma dowodów, bądź panuje swego rodzaju zmowa milczenia.
Z kolei naprzeciw siedziby prezydenta, w pobliżu katedry metropolitalnej jest wystawa kolejnej narodowej traumy – ofiar wojny o Falklandy / Malwiny. Plakaty, transparenty pokazują zdjęcia młodych ludzi, którzy zginęli w tej nikomu niepotrzebnej wojnie, o której pamięć jest wciąż żywa w narodzie. Nawiasem mówiąc nazwa Falklandów w ogóle się pojawia. Malvinas son Argentinas. Takie koszulki, kubeczki, pocztówki można kupić wszędzie. Łatwiej można zrozumieć również fenomen Diego Maradony, który upokorzył Anglików (słynna „ręka Boga”) na Mistrzostwach Świata w Meksyku.
To jest inna twarz Buenos, ta bazująca na trudnej historii najnowszej, rozpamiętująca wciąż żywe rany i przemoc. Jest jeszcze inna, ta żyjąca chwilą, ciesząca się życiem, radosna. Buenos to taniec (nie tylko tango choć z pewnością jest najbardziej znane), życie nocne, kluby, dyskoteki, restauracje. Ulice nocą również pulsują życiem, Buenos nocą bawi się na całego, migają różnokolorowe reklamy, zza przymkniętych drzwi dobiega muzyka. Nie przeszkadza nawet, że to tango to głównie dla turystów, i że spontaniczne tańce na ulicy skończyły się ponoć w latach 30-tych.
Z Buenos udaję się do Cordoby (nocny bus – 230 peso, odjazd oczywiście z dworca Retiro). W porównaniu ze stolicą Cordoba ma charakter bardziej prowincjonalny, ale mimo wszystko to dalej duże miasto. Ponad milion mieszkańców, olbrzymi uniwersytet (najstarszy w Argentynie, obecnie studiuje, bagatela, ponad 110 tys. studentów). Samo zwiedzanie Cordoby zostawiam sobie na później, wypożyczam samochód i wybieram się na objazd okolicy (misje jezuickie, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, bardzo trudno dostać się bez własnego transportu). Misje jezuickie (ci sami jezuici, znani chociażby z „Misji” R. Joffe), utworzyli na terytorium dzisiejszej Argentyny, Paragwaju, Brazylii prężnie działające, jakbyśmy to dziś określili, przedsiębiorstwa, które następnie ze względów politycznych (stały się zbyt potężne, zbyt samowystarczalne, Indianie zbyt samodzielni, itp.) zostały zlikwidowane. Na szczęście sporo z tej spuścizny się zachowało – chociażby w formie misji.
Reszta w kolejnych odcinkach
Buenos jest równie mocno rozpolitykowane. Na głównym placu Plaza del Congreso jest stała siedziba (namiot) Matek Zaginionych za czasów junty wojskowej. To cos w rodzaju narodowej traumy Argentyńczyków. Szacuje się, że podczas dyktatury wojskowej w latach 1976-1983 zaginęło około 30 tys ludzi (los desaparecidos). Zaginięcia polegały na np. na wyrzucaniu ludzi z samolotów nad morzem, skrytobójstwach. Wyjątkowo mroczny okres w dziejach Argentyny. Część osób (wojskowych, polityków) została już osądzona, część oczekuje na procesy, co do reszty nie ma dowodów, bądź panuje swego rodzaju zmowa milczenia.
Z kolei naprzeciw siedziby prezydenta, w pobliżu katedry metropolitalnej jest wystawa kolejnej narodowej traumy – ofiar wojny o Falklandy / Malwiny. Plakaty, transparenty pokazują zdjęcia młodych ludzi, którzy zginęli w tej nikomu niepotrzebnej wojnie, o której pamięć jest wciąż żywa w narodzie. Nawiasem mówiąc nazwa Falklandów w ogóle się pojawia. Malvinas son Argentinas. Takie koszulki, kubeczki, pocztówki można kupić wszędzie. Łatwiej można zrozumieć również fenomen Diego Maradony, który upokorzył Anglików (słynna „ręka Boga”) na Mistrzostwach Świata w Meksyku.
To jest inna twarz Buenos, ta bazująca na trudnej historii najnowszej, rozpamiętująca wciąż żywe rany i przemoc. Jest jeszcze inna, ta żyjąca chwilą, ciesząca się życiem, radosna. Buenos to taniec (nie tylko tango choć z pewnością jest najbardziej znane), życie nocne, kluby, dyskoteki, restauracje. Ulice nocą również pulsują życiem, Buenos nocą bawi się na całego, migają różnokolorowe reklamy, zza przymkniętych drzwi dobiega muzyka. Nie przeszkadza nawet, że to tango to głównie dla turystów, i że spontaniczne tańce na ulicy skończyły się ponoć w latach 30-tych.
Z Buenos udaję się do Cordoby (nocny bus – 230 peso, odjazd oczywiście z dworca Retiro). W porównaniu ze stolicą Cordoba ma charakter bardziej prowincjonalny, ale mimo wszystko to dalej duże miasto. Ponad milion mieszkańców, olbrzymi uniwersytet (najstarszy w Argentynie, obecnie studiuje, bagatela, ponad 110 tys. studentów). Samo zwiedzanie Cordoby zostawiam sobie na później, wypożyczam samochód i wybieram się na objazd okolicy (misje jezuickie, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, bardzo trudno dostać się bez własnego transportu). Misje jezuickie (ci sami jezuici, znani chociażby z „Misji” R. Joffe), utworzyli na terytorium dzisiejszej Argentyny, Paragwaju, Brazylii prężnie działające, jakbyśmy to dziś określili, przedsiębiorstwa, które następnie ze względów politycznych (stały się zbyt potężne, zbyt samowystarczalne, Indianie zbyt samodzielni, itp.) zostały zlikwidowane. Na szczęście sporo z tej spuścizny się zachowało – chociażby w formie misji.
Reszta w kolejnych odcinkach
Ciąg dlaszy relacji z prawie trzytygodniowej podróży po Argentynie
Dodane komentarze
bardo 2012-07-13 21:55:01
czekam na dalszy ciąg relacji, bo planuję tam swoją kolejną podróż. PozdrawiamPrzydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.