Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Mungo > AUSTRALIA



Park Mungo próbowałem zwiedzić kilkakrotnie, a to dlatego, że trudno tam dotrzeć autostopem, gdyż mało jest chętnych do zwiedzania. Po raz pierwszy dotarłem do Mildura, miasta rolniczego nad rzeką Murray w trakcie drugiej podróży po Australii. Park Mungo znajduje się o 110 km od tego miasta w kierunku północnowschodnim. Zdawałem sobie sprawę, że dotarcie tam nie będzie łatwe, bo prowadzi tam tylko piaszczysta droga i to nie przelotowa, a w dodatku przez bezludzie. W skwarze 44 C ruszyłem do odległego o kilka kilometrów rozjazdu. Ruch na głównej szosie jest duży, natomiast na drodze prowadzącej do Mungo przez ponad pół dnia nie mija mnie ani jeden samochód. Wieczorem na poboczu drogi rozbijam namiot. W pobliżu jest kilka domostw i sady; dzięki mieszkającym tu farmerom najadam się owocami do syta. Następny dzień jest równie upalny. W taki skwar Australijczycy szukają raczej miejsca nad wodą, a nie jadą na jeszcze bardziej gorącą i suchą pustynię. Do południa mija mnie tylko jeden samochód z turystami. Pod wieczór rezygnuję z dotarcia do parku i opuszczam ten rozjazd.
W kwietniu 2012 tuż przed opuszczeniem Australii jadąc do Melbourne, zostało mi się kilka dni do wylotu, więc postanowiłem spróbować jeszcze raz. Zatrzymałem się na nocleg w Balranald, skąd do Mungo jest 150 km. Tkwienie przy drodze przez blisko cały dzień nie dało rezultatów – przejechały tylko dwa samochody. Wieczorem przejechałem odcinek do Mildura, gdzie po zrobieniu zakupów udałem się ponownie do znanego mi już miejsca, tym razem wieczorem i w chłodnym powietrzu (tegoroczne lato było w Australii stosunkowo chłodne i wyjątkowo deszczowe). Rankiem, tuż po wchodzie słońca zatrzymuję jadących do parku Aborygenów – to pracownicy parku. Nie dojeżdżają codziennie, tylko wiozą nowego pracownika. Piaszczystą drogą, zostawiając za sobą ogon kurzu, jadąc z szybkością 130 km na godzinę jestem po niecałej godzinie przed budynkiem informacji turystycznej Parku Narodowego Mungo. Biorę ulotkę ze zwięzłą informacją i prostą mapką przedstawiającą trasę biegnącą przez park – to 70 km. Na parkingu pusto. Ponoć teraz w okresie świątecznym bywa tu dziennie do kilkunastu turystów. Wokół porośnięte rachityczną roślinnością dna dawnych jezior, a w oddali długa na 30 km wydma zwana Wall of China. Zerkam na kilka eksponatów (m.in. na rekonstrukcję zygomatorusa), potem na zabudowania farmy owczej, która była tu od drugiej polowy XIX wieku do końca lat pięćdziesiątych XX wieku, po czym ruszam pieszo w kierunku wydmy. Przygląda mi się kangur, ucieka stado strusi, jaszczurka wywala na mnie niebieski język. Po niecałej pół godzinie marszu widzę jadący samochód – zabiera mnie – to czteroosobowa rodzina z Melbourne. Trasa jest dobrze oznakowana – przy ciekawszych miejscach są paliki z numerami, zaś opis do nich w broszurze. Najefektowniejsze są wydmy z ostańcami o różnych kształtach. Są też małe stawy, ruiny innej farmy, źródło słodkiej wody, rzadki busz (zwany mallee) po drugiej stronie wydm, a przede wszystkim rozległe przestrzenie. Przejechanie całej pętli wraz z postojami celem przespacerowania się do interesujących miejsc zajmuje prawie cały dzień. Moi znajomi zostają na jednym z dwóch pól namiotowych na nocleg, ja postanawiam wrócić do Mildura. Na czerwonej drodze pojawia się okazja. W takim miejscu, nawet, gdy w samochodzie są cztery osoby trudno (chyba) nie zabrać. O zachodzie słońca jestem w punkcie wyjściowym, bardzo zadowolony z odwiedzenia jednego z najważniejszych miejsc archeologicznych na mapie Australii. Warto było to zobaczyć.
W kwietniu 2012 tuż przed opuszczeniem Australii jadąc do Melbourne, zostało mi się kilka dni do wylotu, więc postanowiłem spróbować jeszcze raz. Zatrzymałem się na nocleg w Balranald, skąd do Mungo jest 150 km. Tkwienie przy drodze przez blisko cały dzień nie dało rezultatów – przejechały tylko dwa samochody. Wieczorem przejechałem odcinek do Mildura, gdzie po zrobieniu zakupów udałem się ponownie do znanego mi już miejsca, tym razem wieczorem i w chłodnym powietrzu (tegoroczne lato było w Australii stosunkowo chłodne i wyjątkowo deszczowe). Rankiem, tuż po wchodzie słońca zatrzymuję jadących do parku Aborygenów – to pracownicy parku. Nie dojeżdżają codziennie, tylko wiozą nowego pracownika. Piaszczystą drogą, zostawiając za sobą ogon kurzu, jadąc z szybkością 130 km na godzinę jestem po niecałej godzinie przed budynkiem informacji turystycznej Parku Narodowego Mungo. Biorę ulotkę ze zwięzłą informacją i prostą mapką przedstawiającą trasę biegnącą przez park – to 70 km. Na parkingu pusto. Ponoć teraz w okresie świątecznym bywa tu dziennie do kilkunastu turystów. Wokół porośnięte rachityczną roślinnością dna dawnych jezior, a w oddali długa na 30 km wydma zwana Wall of China. Zerkam na kilka eksponatów (m.in. na rekonstrukcję zygomatorusa), potem na zabudowania farmy owczej, która była tu od drugiej polowy XIX wieku do końca lat pięćdziesiątych XX wieku, po czym ruszam pieszo w kierunku wydmy. Przygląda mi się kangur, ucieka stado strusi, jaszczurka wywala na mnie niebieski język. Po niecałej pół godzinie marszu widzę jadący samochód – zabiera mnie – to czteroosobowa rodzina z Melbourne. Trasa jest dobrze oznakowana – przy ciekawszych miejscach są paliki z numerami, zaś opis do nich w broszurze. Najefektowniejsze są wydmy z ostańcami o różnych kształtach. Są też małe stawy, ruiny innej farmy, źródło słodkiej wody, rzadki busz (zwany mallee) po drugiej stronie wydm, a przede wszystkim rozległe przestrzenie. Przejechanie całej pętli wraz z postojami celem przespacerowania się do interesujących miejsc zajmuje prawie cały dzień. Moi znajomi zostają na jednym z dwóch pól namiotowych na nocleg, ja postanawiam wrócić do Mildura. Na czerwonej drodze pojawia się okazja. W takim miejscu, nawet, gdy w samochodzie są cztery osoby trudno (chyba) nie zabrać. O zachodzie słońca jestem w punkcie wyjściowym, bardzo zadowolony z odwiedzenia jednego z najważniejszych miejsc archeologicznych na mapie Australii. Warto było to zobaczyć.
http://www.nationalparks.nsw.gov.au/mungo-national-park
Dodane komentarze
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.