Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Argentyna - parki narodowe (La Rioja, San Juan) > ARGENTYNA


Powrót przez góry po ciemku jest kolejnym wyzwaniem. Skali trudności dopełnia brak drogowskazów na krzyżówkach (przecież miejscowi wiedzą jak jechać !), brak oznaczeń ostrych zakrętów (w zasadzie są same ostre. Prędkość podróżna dramatycznie spada (ciekawe czy na Paryż – Dakar mają nocne oesy ?). Oczywiście w okolicy ani żywego ducha, tak że na rozjazdach nie ma się kogo podpytać o właściwą drogę. Jakoś w końcu docieram do drogi głównej (asfaltowej) ale zdecydowanie odradzam jazdę nocna po górach.
Teraz czeka mnie szukanie noclegu po drodze, bo na przejazd 300 km nocą chyba się nie zdecyduję. Trasa jednak niezła (Ruta Nacional 38), drogi główne w Argentynie są i równe i bardzo dobrze oznakowane, nawet są światełka odblaskowe na pasach oddzielające kierunki jazdy. Jazda nocna sprawia frajdę toteż dopiero koło 10 wieczorem zatrzymuję się na nocleg – Chamical. Nazwa (co stwierdzić można dopiero rano) pochodzi od dość dużego kombinatu chemicznego, w nocy chyba nie produkuje, bo powietrze w miarę normalne. Oprócz upału, który dopiero w nocy da się wytrzymać, nie wyczuwa się żadnych innych dolegliwości.
Następny dzień już przeznaczony tylko na Park Narodowy Talampaya, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody UNESCO. Wjeżdżam od strony południowej. Na dzień dobry wita brama wjazdowa z informacją o zasadach poruszania się po terenie chronionym, opłatach i ogólnie możliwościach oglądania.
Park Narodowy ma dwa centra obsługi, jedno większe, główne, skąd wyruszają wycieczki do kanionu i najbardziej spektakularnych formacji skalnych, i drugie, mniejsze, skąd oferowane są wycieczki do tzw. zaginionego miasta (Ciudad Perdida, nie mylić z kolumbijskim miastem koło Santa Marta). Technicznie organizacja zwiedzania wygląda następująco. Wstęp na teren parku jest płatny – 40 ARS, kosztują też poszczególne wycieczki (terenowym busikiem z przewodnikiem), najdalsza (ok. 4,5 godziny, obejmująca petroglify, kanion i położone znacznie dalej formy skalne) kosztuje 170 ARS (czyli jakieś 120 zł). Wycieczki bliższe (ale mniej ciekawe) są tańsze. Ciudad Perdida (z tego drugiego miejsca) kosztowała 100 ARS (ale jest już mniej spektakularna).
Samodzielnie parku się nie zwiedza. Można oczywiście zatrzymać się przy drodze i pochodzić po tej części przydrożnej, ale do tych najbardziej spektakularnych miejsc jest jeszcze ponad 20 km, w linii prostej. Dodatkowo funkcjonuje również służba ochrony parku (ponoć rekrutująca się spośród miejscowych Indian).
W samym Parku nie żadnych możliwości na znalezienie noclegu, najbliższe, to położone około 40 km na północ Pagancillo, zresztą bardzo sympatyczna miejscowość, z kilkoma pensjonatami, restauracjami, żyjąca z turystyki około parkowej. Hoteliki, pensjonaty kosztują w granicach 120-200 ARS za pokój (drogo, ale inne opcji w okolicy nie ma). Najbliższa stacja benzynowa, to kolejne kilometry dalej na północ (Villa Uniion), dobrze, że zatankowałem wcześniej w Patqui.
Następny dzień to zwiedzanie kolejnego parku (również wpisany na listę UNESCO), tym razem Ischigualasto, dojazd przez Los Baldesitos, i dalej w kierunku miejscowości Ischigualasto. Początkowe wątpliwości (położony tuz obok, więc spodziewam się podobnych krajobrazów) szybko ustepują. Park Narodowy Ischigualasto jest zupełnie inny od sąsiedniego Talampaya. Raczej przypomina Badlands w USA, czasem turecką Kapadocję.
Zwiedzanie również jest zorganizowane. Odbywa się w zorganizowanych konwojach (trzeba mieć własny samochód lub uczestniczyć w zorganizowanej wycieczce), która jedzie stałą trasą i zatrzymuje się w wybranych miejscach. Wstęp kosztuje 70 ARS, całość trwa jakieś 5-6 godzin, wypada mieć ze sobą wodę.
Reszta w kolejnych odcinkach
Teraz czeka mnie szukanie noclegu po drodze, bo na przejazd 300 km nocą chyba się nie zdecyduję. Trasa jednak niezła (Ruta Nacional 38), drogi główne w Argentynie są i równe i bardzo dobrze oznakowane, nawet są światełka odblaskowe na pasach oddzielające kierunki jazdy. Jazda nocna sprawia frajdę toteż dopiero koło 10 wieczorem zatrzymuję się na nocleg – Chamical. Nazwa (co stwierdzić można dopiero rano) pochodzi od dość dużego kombinatu chemicznego, w nocy chyba nie produkuje, bo powietrze w miarę normalne. Oprócz upału, który dopiero w nocy da się wytrzymać, nie wyczuwa się żadnych innych dolegliwości.
Następny dzień już przeznaczony tylko na Park Narodowy Talampaya, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody UNESCO. Wjeżdżam od strony południowej. Na dzień dobry wita brama wjazdowa z informacją o zasadach poruszania się po terenie chronionym, opłatach i ogólnie możliwościach oglądania.
Park Narodowy ma dwa centra obsługi, jedno większe, główne, skąd wyruszają wycieczki do kanionu i najbardziej spektakularnych formacji skalnych, i drugie, mniejsze, skąd oferowane są wycieczki do tzw. zaginionego miasta (Ciudad Perdida, nie mylić z kolumbijskim miastem koło Santa Marta). Technicznie organizacja zwiedzania wygląda następująco. Wstęp na teren parku jest płatny – 40 ARS, kosztują też poszczególne wycieczki (terenowym busikiem z przewodnikiem), najdalsza (ok. 4,5 godziny, obejmująca petroglify, kanion i położone znacznie dalej formy skalne) kosztuje 170 ARS (czyli jakieś 120 zł). Wycieczki bliższe (ale mniej ciekawe) są tańsze. Ciudad Perdida (z tego drugiego miejsca) kosztowała 100 ARS (ale jest już mniej spektakularna).
Samodzielnie parku się nie zwiedza. Można oczywiście zatrzymać się przy drodze i pochodzić po tej części przydrożnej, ale do tych najbardziej spektakularnych miejsc jest jeszcze ponad 20 km, w linii prostej. Dodatkowo funkcjonuje również służba ochrony parku (ponoć rekrutująca się spośród miejscowych Indian).
W samym Parku nie żadnych możliwości na znalezienie noclegu, najbliższe, to położone około 40 km na północ Pagancillo, zresztą bardzo sympatyczna miejscowość, z kilkoma pensjonatami, restauracjami, żyjąca z turystyki około parkowej. Hoteliki, pensjonaty kosztują w granicach 120-200 ARS za pokój (drogo, ale inne opcji w okolicy nie ma). Najbliższa stacja benzynowa, to kolejne kilometry dalej na północ (Villa Uniion), dobrze, że zatankowałem wcześniej w Patqui.
Następny dzień to zwiedzanie kolejnego parku (również wpisany na listę UNESCO), tym razem Ischigualasto, dojazd przez Los Baldesitos, i dalej w kierunku miejscowości Ischigualasto. Początkowe wątpliwości (położony tuz obok, więc spodziewam się podobnych krajobrazów) szybko ustepują. Park Narodowy Ischigualasto jest zupełnie inny od sąsiedniego Talampaya. Raczej przypomina Badlands w USA, czasem turecką Kapadocję.
Zwiedzanie również jest zorganizowane. Odbywa się w zorganizowanych konwojach (trzeba mieć własny samochód lub uczestniczyć w zorganizowanej wycieczce), która jedzie stałą trasą i zatrzymuje się w wybranych miejscach. Wstęp kosztuje 70 ARS, całość trwa jakieś 5-6 godzin, wypada mieć ze sobą wodę.
Reszta w kolejnych odcinkach
Również w tym przypadku do zwiedzenia parków narodowych przydaje się samochód i (niestety) dużo gotówki na wstępy
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.