Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Wyprawa do Magadanu > ROSJA, MONGOLIA



GBAO z tym ze miał być tylko Bajkał i okolice.
Później jednak postanowiłem pójść na całość i zrobić trasę najdalej jak się da czyli do Magadanu nad brzegiem morza Ochockiego.
Jakoś lekko przyjąłem taką własną decyzje i zacząłem przygotowania . Po krótkiej analizie okazało się ze nie ma tego tak dużo ponieważ samochód praktycznie nie wymaga uwagi będąc sprawny i sprawdzony . Pozostało najgorsze czyli kompletowanie składu zarówno do siebie jak i przynajmniej jednego chętnego z własnym pojazdem ponieważ nadal uważam ze najlepsza opcja to dwa samochody i sprawdzeni ludzie jednak ludzie na tak długi okres to albo studenci albo pedagodzy albo prowadzący własną działalność . Tak było i tym razem. Zanim wyklarował się skład było trochę rotacji. Z perspektywy czasu żałuję ,że nie pojechali pierwsi chętni . Na szczęście cały drugi skład był bez zastrzeżeń . W sumie to Oni rozpętali kampanie reklamową w mediach . Skończyło się na obietnicach aczkolwiek parę namiastek prawdziwego patronatu ostatecznie się wyklarowało . W moim przypadku najlepiej spisali się znajomi i przyjaciele którzy zawsze mi sprzyjali . Nie obyło się bez spotkania roboczego na którym poznałem prawie cały drugi skład i od tamtej pory już każdy zajmował się dogrywanie szczegółów do momentu, aż nastąpił uroczysty start sprzed ratusza urzędu miejskiego w Lublinie. Było....gorąco i tak zostało przez następny miesiąc.
Nie ma się nad czym rozwodzić .13 tys km w jedna stronę i ograniczony czas obliguje do wielu km dziennie .tak tez było nawet z jedna próbą schematu dzień noc dzień non stop i noc spania ale się nie przyjęło :) przelatujemy Litwę , Łotwę i wjeżdżamy bez problemu do Rosji. kierunek Moskwa i próba pokonania obwodnicy.
Starałem się wycelować na noc ale jakoś nam nie wyszło i turlaliśmy się północna drugą obwodnicą , aż w końcu wyszliśmy na prostą praktycznie do samego Irkucka. Po drodze nie działo się nic niezwykłego. Parę zbędnych km w celu szukania pieczątki meldunkowej na którą uparła się jedna zakała całej wyprawy. Suma summarum oczywiście okazało się zbędne tak jak mówiłem. Parę objazdów parę drobnych usterek . Wszystkie pokonane i po tygodniach prawie dwóch od wyjazdu z domu osiągamy cel pierwszy czyli Irkuck.
Tutaj odbijamy na Wierszyne i meldujemy się z zapowiedziana wizyta u Księdza. Po raz pierwszy nocujemy na materacach na poddaszu a nie w namiotach gdzieś daleko od drogi w jakichś zakątkach przyrody. Posiłek i wysłuchanie historii tego miejsca było obowiązkowe. Zostawiamy dary jakie wedle zamówienia przemyciliśmy przez granice. W tym najwięcej pomocy naukowych dla szkoły i lekarstw. Następnego dnia po śniadaniu wyjeżdżamy dalej jednak jak to bywa pogoda zweryfikowała plan penetracji Olchonu wiec odkładamy to na powrót. Objeżdżamy Bajkał i dalej kierujemy sie na wschód. Robi się juz bardzo bezludnie. Miasta średnio co 800 km a przestrzenie nie do ogarnięcia. Osiągamy następny cel czyli rozjazd z głównej drogi na północ w stronę Jakucji. Buriacja za nami . zaczyna sie nowe nieznane. Droga się kończy a zaczyna się 1000km kurzu i wertepów remontowanej drogi szutrowej. W okolicach Tyndy mamy zagadkę z brakiem dopływu wystarczającej ilości paliwa do pompy . znajdujemy Andreja . fachowiec w tej kwestii ale tez to co zrobiliśmy nie pomogło ,dopiero wymiana całego przewodu paliwowego rozwiązała zagadkę. Spędzamy u niego noc .Trochę nastraszeni możliwością spotkania niedźwiedzi celujemy z noclegami w miejscowości ale z czasem czujność maleje bo ani śladu niedźwiedzi. o komarach i meszkach nic nie powiem :) były . Zbliżamy się do miejsca gdzie od dawna chciałem spełnić swoje marzenie i dotknąć w każdy możliwy sposób królowej rzek Syberii czyli Leny. w tym celu zjeżdżamy parę km i trafiamy na piękną plaże bez końca.
40 dni bez deszczu zrobiło swoje . Lena jest węższa o jakieś parę szerokości Wisły a i tak ma parę km do przeciwległego brzegu.
Poza tym jest bardzo czysta i ciepła wiec można się domyślać co sie teraz wydarzyło :) zgadza się.. spłukaliśmy z siebie parę kilo kurzu i obiecaliśmy sobie ze zostaniemy tu na dwa dni w drodze powrotnej. Tymczasem priorytetem jest Magadan i zbliżająca się Kołyma i droga 504 . Większość rozumie ze nie da się przejechać tyle km odpoczywając bez umiaru . Dojeżdżamy do Jakucka . robimy zapasy ,bierzemy wdech i ruszamy. To jest ten właśnie odcinek o którym wiemy najmniej więc na bieżąco weryfikujemy wyobraźnię z rzeczywistością. W początkowej fazie jest sucho i bez większych niespodzianek.
Jednocześnie okazuje się że jesteśmy na najdłuższym odcinku drogi i to nie jest gładki asfalt pozbawionej jakiejkolwiek stacji na której można dotankowac nasze rumaki. Obciążone plus nawierzchnia drogi daleka od ideału powodują większe zużycie paliwa niż normalnie ale jednak wystarczyło aby gdzieś na jednej z większych Polan w bezmiarze tajgi wyłoniła się hmmm..stacja.
Ja już nie pamiętam analogowych wskazówek w dystrybutorze zanurzonym częściowo w błocie .
W jakim stanie są zbiorniki zakopane w ziemi to mogłem stwierdzić po ilości wody w separatorze . Biuro stacji znajduje się w pustym zbiorniku po paliwie :-) tankujemy do pełna zostawiamy nasza naklejkę i jedziemy dalej. Następna atrakcją to przeprawa przez rzekę Kołyma. Płynie się chyba z godzinę a rozkład jazdy zależy od tego czy zbierze się kpl na prom. Czekac więc można różnie od chwili do paru godzin. Pogoda się pogorszyła w czasie postoju nad rzeką .Tutaj mieliśmy przygodę która skończyła się dobrze ale trochę zmniejszyła komfort przez następne dwa dni.Po prostu patrol się zakrztusił woda i zgasł.
Bardzo mnie to ździwiło ponieważ już niejednokrotnie pokonywaliśmy bardzo głębokie brody ale po znalezieniu przyczyny wszystko się wyjaśniło. Przypadek z rodzaju raz na sto a to była właśnie ta setka :) Woda w środku sięgała kierownicy więc wszystko co było niżej było adekwatnie mokre jak sama woda . Po uporaniu się z usunięciem wody z silnika pozostało przeczekać noc na tym niegościnnym kawałku kamienistej plaży.Obawy przed niedźwiedziami skłoniły ekipę do zebrania dużej ilości opału aby ognisko paliło się cała noc. Na szczęście nic się nie działo. Podsuszyliśmy się przy ognisku a reszta suszenia już w drodze i na poziomach. Jak to zawsze bywa akurat nastały 3 deszczowe dni więc mniej odporni uzewnętrzniali to w mało sympatyczny sposób :)
W malej wiosce stanęliśmy na zakupki a tu podchodzi gosc z dwoma gorylami legitymuje się jako oficer KGB i bierze nas na spytki...generalnie chciał tylko ostrzec żeby nie zjeżdżać z obranej trasy ponieważ w okolicy odbywają się manewry wojskowe.
Potakujemy ze rozumiemy i jedziemy dalej.
80 km przed Magadanem na stacji spotykamy wyprawę tajemniczych gości z Moskwy z przewodnikiem rodowitym Jakutem i kiedy On nie ma nic przeciwko abyśmy dołączyli do wyprawy do pozostałości po prawdziwych obozach to niestety szefostwo nie wyraziło zgody. szkoda..mielibyśmy niepowtarzalna szansę być świadkami bliższej prawdy w dodatku mając uzbrojoną eskortę . Tymczasem pozostało nam niewiele km aby osiągnąć cel więc jedziemy i dojeżdżamy do obelisku z wielkim napisem Magadan. Oczywiście bez sesji foto się nie obyło. My tu sobie fotki strzelamy a tu podjeżdża samochód wysiada gość podchodzi i zagaduje zestawem standardowych pytań skąd dokąd. I t p i tak od słowa do słowa....staje się naszym przewodnikiem,gospodarzem i dobroczyńca przez cały okres pobytu w docelowym punkcie naszej wyprawy. Zaczyna się od pomnika ofiar zesłań do łagrów kiedy opowiedział nam co pamięta z czasów kiedy były i działały . Następnie okazało się ,że jest właścicielem serwisu samochodowego a to dla nas coś o czym myśleliśmy ,ponieważ po 13 tys km wymagany był przegląd z wymianą olejów włącznie a do tego proponuje kobietom mieszkanie bo ma wolne z łazienką, kuchnią ,pralką i t p. Tak więc dzielimy się i jedziemy do serwisu gdzie w pomieszczeniach socjalnych męska część składu wyprawy nocuje w czasie całego pobytu w Magadanie . Jesteśmy tam chwilę Sergiej bo tak ma na imię nas gospodarz pozostawia nam klucze a my jednak jedziemy wypełnić zadanie i umoczyć koła w morzu
Ochockim na końcu naszej drogi. Tak sie też staje więc wracamy do serwisu doprowadzać się do ładu. Rozpakowujemy się i w 4 rozkładamy się w socjalu po kolacji i kąpieli na spanko. Jutro pracowity dzień. Zaczynamy go od wizyty w myjni. Trwało to z 1\'5 godz zanim odleciał błoto z paru tys km na jakich go zbieraliśmy. Wow..patrol jest czarny ;-) wracamy do serwisu i lokujemy się na podnośniku. Materiały mamy z sobą więc wymiany olejów poszły sprawnie. Teraz czas na przegląd i drobne naprawy . Ogólnie ważne podzespoły trzymają się dobrze. Zaczyna się więc czas na kurtuazyjne wizyty połączone z poczęstunkiem dla naszej całej ekipy. Specjalnością jak łatwo się domyślić były rożnego rodzaju przysmaki rybne. Dziewczyny się ogarnęły wrócił im humor a chłopakom nie zmalał :-) pojechaliśmy już czystymi samochodami na plażę na sesję foto i obowiązkowa kąpiel w morzu.
Ja przywlokłem na te okoliczność tzw szampan pikolo truskawkowe a Mariusz uczcił to bardzo wyjątkowym napojem który trzymał chyba 24 lata na specjalną okazję. Kąpiel zaliczona chociaż szału temperaturowego nie było. Nie wiem ile mogła mieć woda ale tak myślę że ze 12 stopni :-) wieczorem zorganizowaliśmy dziękczynna kolację w knajpie zielony krokodyl gdzie zaprosiliśmy
Sergieja i jego córkę. Obydwoje poświęcali nam dużo czasu w czasie naszego pobytu. Opowieści trwały cały wieczór . Następnego dnia Sergiej zabrał nas w wyjątkowe miejsca na wybrzeżu morza . Urokliwe klify ,połów ryb w sieci i rozmowy z tubylcami. Natalia załapała się na epizod w programie rosyjskiej telewizji kręcącej dokument o służbach ratunkowych a jak pamiętamy w takich pracuje Natalia w Polsce. Nadszedł czas pożegnania. Obieramy azymut na zachód i tym samym odzyskujemy stracone godziny. Jeden kraj i 11 stref czasowych to już daje do myślenia i uzmysławia jak wielkim krajem jest Rosja. Magadan leży dalej niż Japonia. W drodze powrotnej próbujemy przejechać stara Kołymę ale od tamtej strony mało pozostało z tej słynnej Kołymy gdzie wszystko co się porusza tonie w błocie. Mijamy Ojmiakon czyli miejsce gdzie zanotowano najmniejsza temperaturę czyli minus 72 stopnie poniżej zera. No cóż...do minus 50 wszystko tu działa normalnie .praca i szkoła ..dopiero poniżej robią przerwę. To tak dla porównania jak to u nas jest. Następny etap to powrót na Nową Kołymę i tą samą drogą..bo inna nie istnieje, dojeżdżamy do Jakucka a następnie już przedzieramy się przez długi na ponad tysiąc km plac budowy. Spełniamy po drodze obietnice dana sobie i plażujemy przez dwa dni nad Leną lądując baterie ludzi ani widu ani słychu tak jak i niedźwiedzi. Za to nasi zaprawieni wędkarze łapią porcje w sam raz na obiad dla wszystkich. Prania ,sprzątania, leżenia , opalania, spacerowania i pływania już mamy zapas wiec ruszamy na południe, To tutaj wykluł się pomysł na zmianę planu ponieważ Kołyma była za łatwa to postanowiliśmy sobie utrudnić powrót wjeżdżając do Mongolii. Tym bardziej ze w tym roku własnie zniesiono wizy dla polaków. Aby nie jechać kolejne setki km ta sama droga zjeżdżamy duzo wcześniej w stronę mongolskiego przejścia granicznego i jakimiś skrótami po pagórkach łąkach wioseczkach promach docieramy do granicy.
To tez ciekawy rozdział ponieważ po Mongolsku ani nic rosyjskiego tam tez nie panimaju wiec znowu trochę rosyjski trochę angielski a reszta to machanie rekami aż przebrnęliśmy przez zestaw pieczątek na skrawkach papierów i deklaracji. Pokonane , wiec ruszamy w już zaawansowaną egzotykę. Przy okazji tez okazujemy się być pomocni dla naszych rodaków autostopowiczów umożliwiając im wjazd na terytorium Mongolii. Pierwszy nocleg nad rzeka z upiornym kolorem słońca. Następnego dnia spotykamy uczestników rajdu Paryż -Pekin w zabytkach które nie maja prawa dojechać o własnych silach może dlatego właśnie każdy ma prywatna lawetę i zestaw mechaników :) Cel pierwszy stolica czyli Ułan Bator. Miasto jak miasto . wyrwane z kontekstu stepów mongolskich w przestrzeni wydaje się bez końca. Klepiemy podstawowe miejsca do zwiedzenia a większość zapewne pozostawiamy na inny raz :) Muzeum oczywiście zaliczamy i pierwszy posiłek w restauracji. Tu wysadzamy tez naszych autostopowiczów których zawinęliśmy z granicy ponieważ można tylko samochodem. Obieramy azymut na południowy zachód w stronę małej Gobi i jezior..a raczej tego co po nich w wyniku suszy pozostało. Noclegi na totalnie pustych stepach w otoczeniu ptaków wielbłądów i nieba z n- ta ilością gwiazd. kolejne dni to przemierzanie stepu na azymut poprawki n
a próbę odnalezienia jezior które na mapie ..są.. a naszego ..nie ma.. zostało błoto i szkielety zwierząt. i tak od - do az namierzamy duze jezioro..tam musi być woda no i była ale i tak nie dane nam było do niej dojechać bo zastawiła na nas pułapkę w postaci kurzawek. Z niepozornie malej sprawy zrobił się trochę problem bo moja próba wyciągnięcia ich z błotnej pułapki skończyła się podzieleniem ich losu. wiec teraz obydwaj jesteśmy uziemieni w tym piekielnym gorącym miejscu. Nie próżnujemy jednak i próbujemy sami wyciągnąć sie z błota głębokiego na płytsze. Częściowo nam się to udaje. Jednak w końcu ruszamy do odległej wioski po pomoc. sam nie wiem jak nam się udało namówić i wytłumaczyć o co nam chodzi napotkanym ludziom. Suma summarum zaopatrzeni w deski wracamy do miejsca naszego postoju i juz wspólnymi międzynarodowymi silami wydostajemy mojego Patrola na twardy grunt a później za pomocą długiej liny drugiego Patrola.
Jesteśmy tak wdzięczni za pomoc ze aż obdarowujemy ich paprykarzami szczecińskimi.:) pakujemy wszystkie graty do samochodów i jedziemy szukać wody zdatnej do picia . to tez okazało się nie takie proste ponieważ w wiosce jest tylko jedno ujecie wody pitnej czynne tylko rano. wtedy to zjeżdża się cala wioska czym tylko może i w co tylko może nabiera wody wypompowywanej ze studni głębinowej. korzystamy i my zalewając wszystkie wolne zbiorniki. poprzedniego jednakże wieczoru błąkając sie po nocy po stepie rozbijamy w końcu obozowisko i nocujemy po to aby rano zobaczyć przed namiotem dwójkę przybyszów. Okazało się ze opodal rozbita jest jurta i to delegacja jej mieszkańców obdarowała nas serem z wielbłądziego mleka. szalu smakowego nie było ale my się tez odwdzięczyliśmy smakołykami w naszym mniemaniu . Po tych przygodach powoli obieramy kierunek powrotny w strunę przejścia granicznego a następnie miasta Ulan Ude . tam robimy reanimacje naderwanego mocowania sprężyny w tylnym kole wiadomo po czyjej stronie ;) nie ,,nie ,,nie po mojej ;) jednocześnie rezygnujemy z odwiedzin u księdza kiedy zastrzegł sobie jakie prawa panują u niego w królestwie ;) kolejny cel to półwysep tzw Święty nos. Dojeżdżamy ale znowu plany weryfikują nam niesprzyjające okoliczności w związku z pożarami. Na Św nos wjazdu niet. Robimy wiec wycof ale nie odpuszczamy . W niedalekiej wiosce dojeżdżamy do brzegów Bajkału i tam tez dla Sw spokoju zgadzamy się na rejs wynajętym kutrem wokół półwyspu. Było...prawie beznadziejnie chociażby ze względu na brak widoczności..rekompensata jest udział w nocnym obrzędzie z szamanem w roli głównej wywołującym deszcz. dla mnie oczywiście jawna parodia. wystarczy ze jest na tyle ogarnięty ze sprawdzi w necie prognozę pogody i kierunek wiatru a wie ze pogoda się zmieni bo z tego kierunku zawsze przychodzi deszcz. ale..poważanie ma? ma :) Następne dni to podróż na zachód wzdłuż południowego brzegu Bajkału , nocleg na brzegu na wydmach okalających piaszczyste plaże. tu zażywamy kąpieli w Bajkale,. owszem gorąco nie było ale kolo 10 st woda miała wiec dramatu nie ma :) cel następny to wieś Studianka. Dziewczyny wyczytały jakie to cuda się tam znajdują wiec jedziemy te cuda organoleptycznie poczuć.
Muzeum kamieni...ciekawe. ciekawe bajdurzenie założyciela wolnomyśliciela i filozofa na temat naszej roli we wszechświecie , i t p :) później drugi z nieprzemyślanych pomysłów tyle ze kończących się z reguły przygodami. Tym razem była to podroż pociągiem pribajkalska trasa do końca trasy. fajnie tylko nikt nie powiedział ze trasa jak trasa bez szalu a powrót stamtąd tylko tym samym pociągiem za godzin dużo czyli nad ranem. My bez cieplnych ubrań i prowiantu samochody zostawione w centrum Studianki...super. ale cóż..krótkie rozpoznanie terenu i możliwości a możliwości brak. wiec postanawiamy przeczekać. w tym celu brygada wykupuje ze sklepiku wszystkie ciastka i napoje procentowe i udaje się na wybrzeże . konsumpcja trwa do momentu aż sklepy się zamknęły ludzie zaczęli znikać w domach pozostała tylko beczka w której sklepikarz spalił papierowe opakowania. Wtedy wpadłem na pomysł aby ten ogień podtrzymać . Naściągałem desek i się zaczęło. wszyscy ściągnęli do ognia jak ćmy. Jedni w pionie inni w poziomie pod folia NRC i tak sobie czekamy aż tu widzimy jakiś ruch na torach to niewiele myśląc wysyłamy delegacje aby zasięgnęła języka. delegacja melduje po powrocie ze szansy brak ponieważ to pociąg do badania szkód na torach wypełniony aparatura..ale..wypita ilość uzdatniacza cywilnej odwagi powoduje drugie podejście do maszynisty i kończy się tzw złapaniem stopa w postaci lokomotywy.8 osób i dwóch maszynistów w pomieszczeniu dla dwóch osób to sobie można wyobrazić ze nie dało się zidentyfikować czyja to ręka a czyja noga. Było wesoło.
4 godz jazdy i dylemat jak tu nas wysadzić bo jak wjedziemy na stacje to ich zastrzelą za zabranie innostrancow do lokomotywy :) ale od czego jest rodzina. Maszynista zatelefonował do brata ten po kolegę i parę km przed Studianką wysadzają nas w omówionym miejscu gdzie czekają dwie taksówki a jest..3 rano ..hehe dojeżdżamy do naszych patroli i dziękując wysiadamy a tu..nie tak łatwo odjechać bo towarzystwo lokalne bawi się na całego z pomocą wody ognistej. konwersacja w j angielskim...jedyna w swoim rodzaju. tematyka tez. nie będę cytował ale jeszcze trochę a kawalerowie zostali by sami bez narzeczonych :) tutaj tez fundujemy sobie obiad w restauracji. jak pamiętam było smacznie. Na dzikim brzegu nocujemy ze dwie noce zażywając jednocześnie kąpieli wodnych jak i słonecznych.
Przed nami już tylko długi skok do Europy . długie godziny jazdy . Zwiedzanie Kazania a jest co zwiedzać . Moskwę przejeżdżamy w środku nocy przez dosłowny sam jej środek. To miasto nie śpi nigdy :) następny cel to największe muzeum pancerne wiec lokujemy się na sen nieopodal aby od rana zwiedzić ten przybytek. Tez warto raz to zobaczyć :) pozostaje nam już tylko pokonanie granicy z Unia Europejska i tu za sprawa durnych przepisów odechciewa się nam wracać do domu. Jakoś przebrnęliśmy wiec pozostała Łotwa, Litwa i już jesteśmy w kraju.
Nie ma się nad czym rozwodzić .13 tys km w jedna stronę i ograniczony czas obliguje do wielu km dziennie .tak tez było nawet z jedna próbą schematu dzień noc dzień non stop i noc spania ale się nie przyjęło :) przelatujemy Litwę , Łotwę i wjeżdżamy bez problemu do Rosji. kierunek Moskwa i próba pokonania obwodnicy.
Starałem się wycelować na noc ale jakoś nam nie wyszło i turlaliśmy się północna drugą obwodnicą , aż w końcu wyszliśmy na prostą praktycznie do samego Irkucka. Po drodze nie działo się nic niezwykłego. Parę zbędnych km w celu szukania pieczątki meldunkowej na którą uparła się jedna zakała całej wyprawy. Suma summarum oczywiście okazało się zbędne tak jak mówiłem. Parę objazdów parę drobnych usterek . Wszystkie pokonane i po tygodniach prawie dwóch od wyjazdu z domu osiągamy cel pierwszy czyli Irkuck.
Lena, jakucja, królowa rzek syberii, ROSJA
Tutaj odbijamy na Wierszyne i meldujemy się z zapowiedziana wizyta u Księdza. Po raz pierwszy nocujemy na materacach na poddaszu a nie w namiotach gdzieś daleko od drogi w jakichś zakątkach przyrody. Posiłek i wysłuchanie historii tego miejsca było obowiązkowe. Zostawiamy dary jakie wedle zamówienia przemyciliśmy przez granice. W tym najwięcej pomocy naukowych dla szkoły i lekarstw. Następnego dnia po śniadaniu wyjeżdżamy dalej jednak jak to bywa pogoda zweryfikowała plan penetracji Olchonu wiec odkładamy to na powrót. Objeżdżamy Bajkał i dalej kierujemy sie na wschód. Robi się juz bardzo bezludnie. Miasta średnio co 800 km a przestrzenie nie do ogarnięcia. Osiągamy następny cel czyli rozjazd z głównej drogi na północ w stronę Jakucji. Buriacja za nami . zaczyna sie nowe nieznane. Droga się kończy a zaczyna się 1000km kurzu i wertepów remontowanej drogi szutrowej. W okolicach Tyndy mamy zagadkę z brakiem dopływu wystarczającej ilości paliwa do pompy . znajdujemy Andreja . fachowiec w tej kwestii ale tez to co zrobiliśmy nie pomogło ,dopiero wymiana całego przewodu paliwowego rozwiązała zagadkę. Spędzamy u niego noc .Trochę nastraszeni możliwością spotkania niedźwiedzi celujemy z noclegami w miejscowości ale z czasem czujność maleje bo ani śladu niedźwiedzi. o komarach i meszkach nic nie powiem :) były . Zbliżamy się do miejsca gdzie od dawna chciałem spełnić swoje marzenie i dotknąć w każdy możliwy sposób królowej rzek Syberii czyli Leny. w tym celu zjeżdżamy parę km i trafiamy na piękną plaże bez końca.
40 dni bez deszczu zrobiło swoje . Lena jest węższa o jakieś parę szerokości Wisły a i tak ma parę km do przeciwległego brzegu.
Poza tym jest bardzo czysta i ciepła wiec można się domyślać co sie teraz wydarzyło :) zgadza się.. spłukaliśmy z siebie parę kilo kurzu i obiecaliśmy sobie ze zostaniemy tu na dwa dni w drodze powrotnej. Tymczasem priorytetem jest Magadan i zbliżająca się Kołyma i droga 504 . Większość rozumie ze nie da się przejechać tyle km odpoczywając bez umiaru . Dojeżdżamy do Jakucka . robimy zapasy ,bierzemy wdech i ruszamy. To jest ten właśnie odcinek o którym wiemy najmniej więc na bieżąco weryfikujemy wyobraźnię z rzeczywistością. W początkowej fazie jest sucho i bez większych niespodzianek.
Jednocześnie okazuje się że jesteśmy na najdłuższym odcinku drogi i to nie jest gładki asfalt pozbawionej jakiejkolwiek stacji na której można dotankowac nasze rumaki. Obciążone plus nawierzchnia drogi daleka od ideału powodują większe zużycie paliwa niż normalnie ale jednak wystarczyło aby gdzieś na jednej z większych Polan w bezmiarze tajgi wyłoniła się hmmm..stacja.
Ja już nie pamiętam analogowych wskazówek w dystrybutorze zanurzonym częściowo w błocie .
nad jeziorkiem, jakucja, nocleg, ROSJA
W jakim stanie są zbiorniki zakopane w ziemi to mogłem stwierdzić po ilości wody w separatorze . Biuro stacji znajduje się w pustym zbiorniku po paliwie :-) tankujemy do pełna zostawiamy nasza naklejkę i jedziemy dalej. Następna atrakcją to przeprawa przez rzekę Kołyma. Płynie się chyba z godzinę a rozkład jazdy zależy od tego czy zbierze się kpl na prom. Czekac więc można różnie od chwili do paru godzin. Pogoda się pogorszyła w czasie postoju nad rzeką .Tutaj mieliśmy przygodę która skończyła się dobrze ale trochę zmniejszyła komfort przez następne dwa dni.Po prostu patrol się zakrztusił woda i zgasł.
Bardzo mnie to ździwiło ponieważ już niejednokrotnie pokonywaliśmy bardzo głębokie brody ale po znalezieniu przyczyny wszystko się wyjaśniło. Przypadek z rodzaju raz na sto a to była właśnie ta setka :) Woda w środku sięgała kierownicy więc wszystko co było niżej było adekwatnie mokre jak sama woda . Po uporaniu się z usunięciem wody z silnika pozostało przeczekać noc na tym niegościnnym kawałku kamienistej plaży.Obawy przed niedźwiedziami skłoniły ekipę do zebrania dużej ilości opału aby ognisko paliło się cała noc. Na szczęście nic się nie działo. Podsuszyliśmy się przy ognisku a reszta suszenia już w drodze i na poziomach. Jak to zawsze bywa akurat nastały 3 deszczowe dni więc mniej odporni uzewnętrzniali to w mało sympatyczny sposób :)
W malej wiosce stanęliśmy na zakupki a tu podchodzi gosc z dwoma gorylami legitymuje się jako oficer KGB i bierze nas na spytki...generalnie chciał tylko ostrzec żeby nie zjeżdżać z obranej trasy ponieważ w okolicy odbywają się manewry wojskowe.
Potakujemy ze rozumiemy i jedziemy dalej.
80 km przed Magadanem na stacji spotykamy wyprawę tajemniczych gości z Moskwy z przewodnikiem rodowitym Jakutem i kiedy On nie ma nic przeciwko abyśmy dołączyli do wyprawy do pozostałości po prawdziwych obozach to niestety szefostwo nie wyraziło zgody. szkoda..mielibyśmy niepowtarzalna szansę być świadkami bliższej prawdy w dodatku mając uzbrojoną eskortę . Tymczasem pozostało nam niewiele km aby osiągnąć cel więc jedziemy i dojeżdżamy do obelisku z wielkim napisem Magadan. Oczywiście bez sesji foto się nie obyło. My tu sobie fotki strzelamy a tu podjeżdża samochód wysiada gość podchodzi i zagaduje zestawem standardowych pytań skąd dokąd. I t p i tak od słowa do słowa....staje się naszym przewodnikiem,gospodarzem i dobroczyńca przez cały okres pobytu w docelowym punkcie naszej wyprawy. Zaczyna się od pomnika ofiar zesłań do łagrów kiedy opowiedział nam co pamięta z czasów kiedy były i działały . Następnie okazało się ,że jest właścicielem serwisu samochodowego a to dla nas coś o czym myśleliśmy ,ponieważ po 13 tys km wymagany był przegląd z wymianą olejów włącznie a do tego proponuje kobietom mieszkanie bo ma wolne z łazienką, kuchnią ,pralką i t p. Tak więc dzielimy się i jedziemy do serwisu gdzie w pomieszczeniach socjalnych męska część składu wyprawy nocuje w czasie całego pobytu w Magadanie . Jesteśmy tam chwilę Sergiej bo tak ma na imię nas gospodarz pozostawia nam klucze a my jednak jedziemy wypełnić zadanie i umoczyć koła w morzu
bajkał, buriacja, w Bajkale, ROSJA
Ochockim na końcu naszej drogi. Tak sie też staje więc wracamy do serwisu doprowadzać się do ładu. Rozpakowujemy się i w 4 rozkładamy się w socjalu po kolacji i kąpieli na spanko. Jutro pracowity dzień. Zaczynamy go od wizyty w myjni. Trwało to z 1\'5 godz zanim odleciał błoto z paru tys km na jakich go zbieraliśmy. Wow..patrol jest czarny ;-) wracamy do serwisu i lokujemy się na podnośniku. Materiały mamy z sobą więc wymiany olejów poszły sprawnie. Teraz czas na przegląd i drobne naprawy . Ogólnie ważne podzespoły trzymają się dobrze. Zaczyna się więc czas na kurtuazyjne wizyty połączone z poczęstunkiem dla naszej całej ekipy. Specjalnością jak łatwo się domyślić były rożnego rodzaju przysmaki rybne. Dziewczyny się ogarnęły wrócił im humor a chłopakom nie zmalał :-) pojechaliśmy już czystymi samochodami na plażę na sesję foto i obowiązkowa kąpiel w morzu.
Ja przywlokłem na te okoliczność tzw szampan pikolo truskawkowe a Mariusz uczcił to bardzo wyjątkowym napojem który trzymał chyba 24 lata na specjalną okazję. Kąpiel zaliczona chociaż szału temperaturowego nie było. Nie wiem ile mogła mieć woda ale tak myślę że ze 12 stopni :-) wieczorem zorganizowaliśmy dziękczynna kolację w knajpie zielony krokodyl gdzie zaprosiliśmy
Sergieja i jego córkę. Obydwoje poświęcali nam dużo czasu w czasie naszego pobytu. Opowieści trwały cały wieczór . Następnego dnia Sergiej zabrał nas w wyjątkowe miejsca na wybrzeżu morza . Urokliwe klify ,połów ryb w sieci i rozmowy z tubylcami. Natalia załapała się na epizod w programie rosyjskiej telewizji kręcącej dokument o służbach ratunkowych a jak pamiętamy w takich pracuje Natalia w Polsce. Nadszedł czas pożegnania. Obieramy azymut na zachód i tym samym odzyskujemy stracone godziny. Jeden kraj i 11 stref czasowych to już daje do myślenia i uzmysławia jak wielkim krajem jest Rosja. Magadan leży dalej niż Japonia. W drodze powrotnej próbujemy przejechać stara Kołymę ale od tamtej strony mało pozostało z tej słynnej Kołymy gdzie wszystko co się porusza tonie w błocie. Mijamy Ojmiakon czyli miejsce gdzie zanotowano najmniejsza temperaturę czyli minus 72 stopnie poniżej zera. No cóż...do minus 50 wszystko tu działa normalnie .praca i szkoła ..dopiero poniżej robią przerwę. To tak dla porównania jak to u nas jest. Następny etap to powrót na Nową Kołymę i tą samą drogą..bo inna nie istnieje, dojeżdżamy do Jakucka a następnie już przedzieramy się przez długi na ponad tysiąc km plac budowy. Spełniamy po drodze obietnice dana sobie i plażujemy przez dwa dni nad Leną lądując baterie ludzi ani widu ani słychu tak jak i niedźwiedzi. Za to nasi zaprawieni wędkarze łapią porcje w sam raz na obiad dla wszystkich. Prania ,sprzątania, leżenia , opalania, spacerowania i pływania już mamy zapas wiec ruszamy na południe, To tutaj wykluł się pomysł na zmianę planu ponieważ Kołyma była za łatwa to postanowiliśmy sobie utrudnić powrót wjeżdżając do Mongolii. Tym bardziej ze w tym roku własnie zniesiono wizy dla polaków. Aby nie jechać kolejne setki km ta sama droga zjeżdżamy duzo wcześniej w stronę mongolskiego przejścia granicznego i jakimiś skrótami po pagórkach łąkach wioseczkach promach docieramy do granicy.
To tez ciekawy rozdział ponieważ po Mongolsku ani nic rosyjskiego tam tez nie panimaju wiec znowu trochę rosyjski trochę angielski a reszta to machanie rekami aż przebrnęliśmy przez zestaw pieczątek na skrawkach papierów i deklaracji. Pokonane , wiec ruszamy w już zaawansowaną egzotykę. Przy okazji tez okazujemy się być pomocni dla naszych rodaków autostopowiczów umożliwiając im wjazd na terytorium Mongolii. Pierwszy nocleg nad rzeka z upiornym kolorem słońca. Następnego dnia spotykamy uczestników rajdu Paryż -Pekin w zabytkach które nie maja prawa dojechać o własnych silach może dlatego właśnie każdy ma prywatna lawetę i zestaw mechaników :) Cel pierwszy stolica czyli Ułan Bator. Miasto jak miasto . wyrwane z kontekstu stepów mongolskich w przestrzeni wydaje się bez końca. Klepiemy podstawowe miejsca do zwiedzenia a większość zapewne pozostawiamy na inny raz :) Muzeum oczywiście zaliczamy i pierwszy posiłek w restauracji. Tu wysadzamy tez naszych autostopowiczów których zawinęliśmy z granicy ponieważ można tylko samochodem. Obieramy azymut na południowy zachód w stronę małej Gobi i jezior..a raczej tego co po nich w wyniku suszy pozostało. Noclegi na totalnie pustych stepach w otoczeniu ptaków wielbłądów i nieba z n- ta ilością gwiazd. kolejne dni to przemierzanie stepu na azymut poprawki n
a próbę odnalezienia jezior które na mapie ..są.. a naszego ..nie ma.. zostało błoto i szkielety zwierząt. i tak od - do az namierzamy duze jezioro..tam musi być woda no i była ale i tak nie dane nam było do niej dojechać bo zastawiła na nas pułapkę w postaci kurzawek. Z niepozornie malej sprawy zrobił się trochę problem bo moja próba wyciągnięcia ich z błotnej pułapki skończyła się podzieleniem ich losu. wiec teraz obydwaj jesteśmy uziemieni w tym piekielnym gorącym miejscu. Nie próżnujemy jednak i próbujemy sami wyciągnąć sie z błota głębokiego na płytsze. Częściowo nam się to udaje. Jednak w końcu ruszamy do odległej wioski po pomoc. sam nie wiem jak nam się udało namówić i wytłumaczyć o co nam chodzi napotkanym ludziom. Suma summarum zaopatrzeni w deski wracamy do miejsca naszego postoju i juz wspólnymi międzynarodowymi silami wydostajemy mojego Patrola na twardy grunt a później za pomocą długiej liny drugiego Patrola.
Jesteśmy tak wdzięczni za pomoc ze aż obdarowujemy ich paprykarzami szczecińskimi.:) pakujemy wszystkie graty do samochodów i jedziemy szukać wody zdatnej do picia . to tez okazało się nie takie proste ponieważ w wiosce jest tylko jedno ujecie wody pitnej czynne tylko rano. wtedy to zjeżdża się cala wioska czym tylko może i w co tylko może nabiera wody wypompowywanej ze studni głębinowej. korzystamy i my zalewając wszystkie wolne zbiorniki. poprzedniego jednakże wieczoru błąkając sie po nocy po stepie rozbijamy w końcu obozowisko i nocujemy po to aby rano zobaczyć przed namiotem dwójkę przybyszów. Okazało się ze opodal rozbita jest jurta i to delegacja jej mieszkańców obdarowała nas serem z wielbłądziego mleka. szalu smakowego nie było ale my się tez odwdzięczyliśmy smakołykami w naszym mniemaniu . Po tych przygodach powoli obieramy kierunek powrotny w strunę przejścia granicznego a następnie miasta Ulan Ude . tam robimy reanimacje naderwanego mocowania sprężyny w tylnym kole wiadomo po czyjej stronie ;) nie ,,nie ,,nie po mojej ;) jednocześnie rezygnujemy z odwiedzin u księdza kiedy zastrzegł sobie jakie prawa panują u niego w królestwie ;) kolejny cel to półwysep tzw Święty nos. Dojeżdżamy ale znowu plany weryfikują nam niesprzyjające okoliczności w związku z pożarami. Na Św nos wjazdu niet. Robimy wiec wycof ale nie odpuszczamy . W niedalekiej wiosce dojeżdżamy do brzegów Bajkału i tam tez dla Sw spokoju zgadzamy się na rejs wynajętym kutrem wokół półwyspu. Było...prawie beznadziejnie chociażby ze względu na brak widoczności..rekompensata jest udział w nocnym obrzędzie z szamanem w roli głównej wywołującym deszcz. dla mnie oczywiście jawna parodia. wystarczy ze jest na tyle ogarnięty ze sprawdzi w necie prognozę pogody i kierunek wiatru a wie ze pogoda się zmieni bo z tego kierunku zawsze przychodzi deszcz. ale..poważanie ma? ma :) Następne dni to podróż na zachód wzdłuż południowego brzegu Bajkału , nocleg na brzegu na wydmach okalających piaszczyste plaże. tu zażywamy kąpieli w Bajkale,. owszem gorąco nie było ale kolo 10 st woda miała wiec dramatu nie ma :) cel następny to wieś Studianka. Dziewczyny wyczytały jakie to cuda się tam znajdują wiec jedziemy te cuda organoleptycznie poczuć.
step, centralna, stepem szerokim, MONGOLIA
Muzeum kamieni...ciekawe. ciekawe bajdurzenie założyciela wolnomyśliciela i filozofa na temat naszej roli we wszechświecie , i t p :) później drugi z nieprzemyślanych pomysłów tyle ze kończących się z reguły przygodami. Tym razem była to podroż pociągiem pribajkalska trasa do końca trasy. fajnie tylko nikt nie powiedział ze trasa jak trasa bez szalu a powrót stamtąd tylko tym samym pociągiem za godzin dużo czyli nad ranem. My bez cieplnych ubrań i prowiantu samochody zostawione w centrum Studianki...super. ale cóż..krótkie rozpoznanie terenu i możliwości a możliwości brak. wiec postanawiamy przeczekać. w tym celu brygada wykupuje ze sklepiku wszystkie ciastka i napoje procentowe i udaje się na wybrzeże . konsumpcja trwa do momentu aż sklepy się zamknęły ludzie zaczęli znikać w domach pozostała tylko beczka w której sklepikarz spalił papierowe opakowania. Wtedy wpadłem na pomysł aby ten ogień podtrzymać . Naściągałem desek i się zaczęło. wszyscy ściągnęli do ognia jak ćmy. Jedni w pionie inni w poziomie pod folia NRC i tak sobie czekamy aż tu widzimy jakiś ruch na torach to niewiele myśląc wysyłamy delegacje aby zasięgnęła języka. delegacja melduje po powrocie ze szansy brak ponieważ to pociąg do badania szkód na torach wypełniony aparatura..ale..wypita ilość uzdatniacza cywilnej odwagi powoduje drugie podejście do maszynisty i kończy się tzw złapaniem stopa w postaci lokomotywy.8 osób i dwóch maszynistów w pomieszczeniu dla dwóch osób to sobie można wyobrazić ze nie dało się zidentyfikować czyja to ręka a czyja noga. Było wesoło.
4 godz jazdy i dylemat jak tu nas wysadzić bo jak wjedziemy na stacje to ich zastrzelą za zabranie innostrancow do lokomotywy :) ale od czego jest rodzina. Maszynista zatelefonował do brata ten po kolegę i parę km przed Studianką wysadzają nas w omówionym miejscu gdzie czekają dwie taksówki a jest..3 rano ..hehe dojeżdżamy do naszych patroli i dziękując wysiadamy a tu..nie tak łatwo odjechać bo towarzystwo lokalne bawi się na całego z pomocą wody ognistej. konwersacja w j angielskim...jedyna w swoim rodzaju. tematyka tez. nie będę cytował ale jeszcze trochę a kawalerowie zostali by sami bez narzeczonych :) tutaj tez fundujemy sobie obiad w restauracji. jak pamiętam było smacznie. Na dzikim brzegu nocujemy ze dwie noce zażywając jednocześnie kąpieli wodnych jak i słonecznych.
Przed nami już tylko długi skok do Europy . długie godziny jazdy . Zwiedzanie Kazania a jest co zwiedzać . Moskwę przejeżdżamy w środku nocy przez dosłowny sam jej środek. To miasto nie śpi nigdy :) następny cel to największe muzeum pancerne wiec lokujemy się na sen nieopodal aby od rana zwiedzić ten przybytek. Tez warto raz to zobaczyć :) pozostaje nam już tylko pokonanie granicy z Unia Europejska i tu za sprawa durnych przepisów odechciewa się nam wracać do domu. Jakoś przebrnęliśmy wiec pozostała Łotwa, Litwa i już jesteśmy w kraju.
W pierwszej kolejności pozbywamy się balastu i po przejechaniu 200 km już po pożegnaniu w Mc Donaldzie rozstajemy się z druga ekipa i wracamy do domów. 27 tys km....wyzwanie podjęte i udało się wykonać.
pozdrawiam P.Masicz
www.masicz.pl
pozdrawiam P.Masicz
www.masicz.pl
Dodane komentarze
[konto usuniete] 2017-03-20 19:00:06
Protestuję! Może znajdziesz sobie inną manifestację skromności?piotrmas 2017-03-20 18:53:22
"dzieki...ale musze przyznac ze coraz skromniej do tego podchodze :) tj. do rozpisywania sie.."[konto usuniete] 2017-03-20 18:46:08
Można już dodawać komentarze pod artykułami po awarii, więc kolejny raz piszę (poprzednie komentarze przepadły). Wreszcie się doczekałam Twojej relacji z wyprawy, której kibicowałam. Fajnie opisana, można się wczuć w tamtejsze klimaty.Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.