Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Szlak klasztorny w Sikkim > INDIE
gastropoda relacje z podróży
Informację o szlaku od gompy do gompy wraz z prymitywną mapką otrzymałem w turystycznym hoteliku w Pelling.
13 marzec 2007
Geyzing to małe miasteczko. Strome zbocza gór są zagospodarowane uprawnymi tarasami z maleńkimi osadami i pojedynczymi domostwami połączonymi krętymi drogami i ścieżkami. Do położonego na górskim grzbiecie Pelling idę skrótem, czyli bardzo stromą ścieżką pod górę. Ciekawym elementem krajobrazu są flagi modlitewne. Pelling leży na wysokości ponad 2000 m npm i ponoć widać stąd dobrze najwyższy szczyt Indii Kanchendzongę. Oferta hotelowa w osadzie jest bogata i znaleźć tani nocleg jest łatwo. Jest zimno i pada drobny deszcz. W hotelu jest jadłodajnia z kuchnią tybetańską. (Pelling)
14 marzec 2007
Świt – najlepsza pora na widoczność, niestety nie dziś, Himalaje nadal są spowite chmurami. W pobliżu Pelling, na szczytach są dwa klasztory buddyjskie – Pemayangtse i Sangachoeling. Oba klasztory zostały zbudowane na początku XVIII wieku. Kilka kilometrów spacerem przez las lekko pod górę i jestem w pierwszym z nich. Architektura całkowicie odmienna od klasztorów buddyjskich w innych krajach. Prosty, czworokątny budynek z kamienia z piękną zdobioną płaskorzeźbami bramą wejściową do głównej sali, w której na poduszkach siedzą mnisi śpiewając monotonnym głosem przy dźwiękach bębna. Wnętrze jest bardzo kolorowe. Dach jest czterospadowy, niezbyt stromy z wygiętymi narożami i pomalowany na żółto. Są młynki oraz kolorowe flagi modlitewne i dość prymitywna, niewielka stupa. Wokół jest szereg kamiennych pawilonów, w których mieszkają mnisi. Położenie gompy na szczycie wzniesienia daje rozległy widok na pobliskie doliny i góry. Nieco poniżej na niższym szczycie dostrzegam ruiny byłej stolicy Sikkim, Rabdentse. Można tam dojść idąc trochę szosą, trochę ścieżką. Z bliska ruiny okazują się mniej atrakcyjne, niż z daleka, teren jest jednak bardzo zadbany. Aby dojść do drugiego z dwóch pobliskich klasztorów trzeba wrócić do Pelling i wspiąć się dość stromym podejściem na grzbiet górski. Trwa akurat budowa serpentynowej drogi do gompy. Niebo się trochę wypogadza, chmury nad Himalajami rwą się, więc jest nadzieja, że jutro rano zobaczę panoramę w pełnej krasie. Gdy słońce wychodzi zza chmur robi się przyjemnie ciepło. (Pelling)
15 marzec 2007
Budzę się przed wschodem słońca i nareszcie widzę panoramę z trzecim najwyższym szczytem świata Kanchendzongą. Widok jest urzekający, a kolor oświetlanych coraz bardziej gór zmienia się od delikatnie różowo-żółtego w pierwszych promieniach słońca do białego w godzinę później. Z grzbietu Sangachoeling widok jest jeszcze lepszy, ale kiedy tam dochodzę pojawiają się chmury wokół szczytów. O 9:00 ruszam na pieszy szlak zwany szlakiem klasztornym. Nie jest to jednak taki szlak, jakie mamy w Polsce. Nie jest oznakowany, a przejście jest dość dowolne – asfaltowa szosa, szutrowe drogi, skrótowe ścieżki. Pierwszy odcinek to zejście szosą z mnóstwem serpentyn w dół do potoku do Rimbi. Odległość wynosi 12 km i wiedzie przez kilka małych wiosek zamieszkałych w przeważającej mierze przez Nepali. Sikkim (przynajmniej jego wiejska część) zdaje się być zamieszkały głównie przez różne ludy azjatyckie wyznające buddyzm. To od razu odczuwam, bo ludzie są bardziej uśmiechnięci i bezinteresownie pomocni. Chętnie odpowiadają uśmiechem na moje powitanie, więc jest bardzo miło. W Rimbi przechodzę przez wiszący most, a dalsza droga (już nie szosa) wiedzie wzdłuż potoku. Po 4 km skręcam na skrzyżowaniu pod górę do Khecheopalri. Gdzieniegdzie skracam trochę drogę idąc skrótami, ale i tak podejście trwa kilka godzin. W Khecheopalri jest niewielka gompa i maleńki staw górski. Ten staw jest dla buddystów świętym miejscem. Na brzegach są zatknięte setki masztów z flagami modlitewnymi, a na pomoście dwa długie rzędy młynków modlitewnych. Panuje tu kojąca cisza. W kilku punktach widzę medytujących mnichów. Leżąca nieopodal wioska jest bardzo rozproszona. Tu ludy Lepcha, Bhutia, Nepali i Limbu żyją przemieszani. Hindusi zamieszkują głównie centra niewielkich miasteczek. Po posiłku w barze ruszam dalej. Schodzę stromą kamienną ścieżką na łeb na szyję. Jest tak stroma, że z niechęcią myślę o czekających mnie podobnych podejściach. Dochodzę do rzeki i po krótkim odcinku szosy mam do Yuksom mordercze podejście, przed jakim dosłownie przed niecałą godziną miałem takie obawy. Zmrok zapada, a ja dalej się wspinam. Yuksom, pierwszą stolicę Sikkim osiągam po godzinach wykańczającego marszu. Aktualnie w tej niewielkiej osadzie panują egipskie ciemności z powodu przerwy w dostawie prądu. Trudno w takich warunkach znaleźć hotel, bo nic nie widać. Droga przez wieś jest pełna dziur i idę jak ślepiec co chwilę się potykając. W domach palą się oliwne kaganki lub rzadziej świeczki. Przy kaganku kwateruję się w jakiejś budzie i przy kaganku jem kolację. (Yuksom)
16 marzec 2007
Budzę się o świcie z nadzieją na jakieś cudowne widoki gór, ale nie dość, że nad całym obszarem zalegają niskie chmury, to jeszcze jest zamglenie. Na górze nad Yuksom jest najstarsza w Sikkim gompa Dubdi. Wspinam się tam kamienną ścieżką. Góry na północ od Yuksom są porośnięte gęstymi lasami, zaś pozostałe kierunki to tarasy uprawne. Z góry widać szereg miejscowości zarówno na stokach, jak i na grzbietach. W Dubdi nie ma mnichów. Yuksom to początek państwowości Sikkim. Przy niewielkiej gompie w centrum wsi jest kamienny tron, gdzie trzej mnisi przybyli z Tybetu koronowali w 1641 pierwszego króla wprowadzając jednocześnie buddyzm. Zamieszkałe tu ludy Lepcha, Nepali i Bhutia są buddystami do dziś. Różnice rasowe są między nimi niewielkie. Wszyscy są małego wzrostu i szczupli, z lekko śniadą cerą i jedynie młodzież jest dość pucołowata. Mężczyźni i część kobiet ubiera się po europejsku, pozostała część kobiet nosi długie do ziemi spódnice z ciężkiego materiału i przepasany fartuch. Niektóre kobiety noszą wzorem kobiet hinduskich złote ozdoby w nosie, niektóre tak wielkie, że aż zakrywają usta. Poza dwoma gompami i resztkami zarośniętych murów nie ma w Yuksom niczego innego, co przypominałoby, że była tu kiedyś stolica. Zarzucam plecak i ruszam na kolejny odcinek szlaku do Tashiding. Zaczynam od skrótu do niewielkiej osady Lepcha poniżej, potem już cały czas szosą. Droga prowadząca zboczami gór jest bardzo wąska i w kiepskim stanie i tylko od czasu do czasu przejeżdża nią jeep. Nie ma barierek, więc drobna nieuwaga kierowcy może skończyć się tylko źle, bo niekiedy stok jest niemalże pionowy. Tu i ówdzie poprawia się stan szosy, buduje lepsze mosty, rząd Sikkimu finansuje również budowę betonowych ścieżek skrótowych łączących osady oraz ścieżek prowadzących do poszczególnych gospodarstw. Liczne tarasy świadczą o pracowitości całych pokoleń. Nie widuję tu obiboków tkwiących bezczynnie całe dni, każdy coś dłubie, poprawia, pracuje w polu. Wiele kobiet całymi dniami rozdrabnia młotkiem głazy na drobne kruszywo. Po południu zaczyna mżyć i przestaje dopiero gdy dochodzę późnym popołudniem do Tashiding, niewielkiej osady na obniżonym grzbiecie górskim. Kwateruję się, jem momo i zwiedzam gompę na odległym od wsi o 2,5 km szczycie. Z dotychczas zwiedzonych jest to największa gompa, choć jest w niej tylko jeden mnich. Oprócz kilku budynków sakralnych i domków dla mnichów, jest plac pełen pobielonych stup, kamiennych tablic z hieroglifami tybetańskimi i mnóstwo flag i chorągiewek modlitewnych. Wzdłuż ścian budynków umieszczone są długie rzędy młynków modlitewnych. Na krawędzi placu są wiatraczki modlitewne. Gdy robi się ciemno wracam do osady. Wszędzie w osadach są małe sklepiki, gdzie ceny są jednakowe, niezależnie od stopnia trudności dotarcia z towarem. (Tashiding)
17 marzec 2007
Na niebie nie ma ani jednej chmurki, ale ponieważ Tashiding leży na dość niskim grzbiecie, więc ośnieżonych Himalajów widać tylko skrawki. Najpierw jest strome zejście do rzeki, potem już prawie do samego wieczora cały czas pod górę. Najbardziej stromy jest pierwszy odcinek do Namlung. Ponieważ różnych ścieżek jest sporo, więc często pytam o drogę, jak dalej iść. Namlung jest osadą rozrzuconych domostw wśród tarasów. W niektórych miejscach są żniwa, a w niektórych trwa orka pod zasiewy. Kosi się sierpem, a orze przy pomocy drewnianej sochy obitej blachą z krowim zaprzęgiem. Tarasy są wąskie, a ziemia pełna kamieni. Chatki stojące na podmurówce kamiennej lub na palach są z desek, a dach jest kryty blachą. Obok chaty mieszkalnej jest zadaszenie na palach dla krów lub kóz. Zwierzęta dokarmiane są liśćmi, które nosi się z lasu w wielkich wiązkach na plecach i na parcianych pasach na głowie. Idę cały czas pod górę raz bardziej, raz mniej stromo. W porze obiadowej dochodzę do gompy Ralong. Tu robię dłuższy postój. W gompie jest 200 mnichów. Trochę z nimi rozmawiam i przyglądam się, jak lepią bałwanki z ryżu i jak krzątają się wokół przygotowania posiłku. Zostaję przez nich poczęstowany obiadem składającym się z zupy i gotowanego ryżu z warzywami. Dalsza trasa prowadzi wznoszącym się grzbietem górskim. Z lewej widać masyw Kanchendzongi, z prawej doliny z tarasami uprawnymi, zaś w oddali cel mojego szlaku klasztornego, miasteczko Ravangla. Z biegiem czasu zaczynam wątpić, czy kiedykolwiek podejście się skończy, bo przede mną ciągle jest góra, a Ravangla wydająca się być tuż-tuż jest ciągle w tej samej odległości. Cel osiągam pod wieczór. Ravangla jest trochę większa, niż się spodziewałem i pełna turystów hinduskich włóczących się całymi, licznymi rodzinami po głównej ulicy miasta od sklepiku do sklepiku marznąc z zimna. Zastanawiam się, co ich skłania do przyjazdu tutaj – po górach nie chodzą, w miasteczkach zwiedzać nie ma czego, rano i wieczorem marzną wyglądając jak półtora nieszczęścia w owiniętych szalami głowach jakby ich bolały zęby i tylko nieliczni wynajmują jeepa, aby przejechać się do jakiejś gompy, zrobić zdjęcia i wrócić do hotelu. Taniego noclegu szukam dość długo. Na Ravangla kończę wędrówkę klasztornym szlakiem. (Ravangla)
Szlak klasztorny z Pelling do Ravangla to nie tylko gompy, ale także poznawanie Sikkim – ludzi, ich pracy i warunków życia oraz widoki na Himalaje.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.