Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Relacja z przylotu do Addis Abeby > ETIOPIA



16 listopada 2011
...terminal, odprawa i pokład samolotu tureckich linii lotniczych- Warszawa – Istambuł, następnie Istambuł – Addis Abeba. Wylądowaliśmy w Addis o godzinie 23 naszego czasu – w Addis była już godzina 1. Wykupienie wizy dolarów 20, odprawa graniczna i spotkanie z czekającą na nas Patrycją. Dziewczyna z niezwykle ciepłym uśmiechem i wielką życzliwością zaopiekowała się nami prowadząc najpierw do taksówki – tu sentymentalna chwila-ŁADA/Fiat125/, a następnie do swojego mieszkania. Przejażdżka po nocnej Addis była moim pierwszym kontaktem z etiopską ziemią. To, co rzuca się w oczy to mnóstwo nowo powstających budynków. Główne ulice delikatnie oświetlone, budynki skromne, praktycznie żadnego nocnego życia, mijamy niewielkie ginące w ciemnościach gruntowe uliczki... W końcu w jedną z takich uliczek skręca nasza taksówka... Po lewej nowo budowany 5 piętrowy budynek, po prawej pełne, blaszane, zwieńczone zasiekami z kolczastego drutu ( jak na łódzkim lotnisku) ogrodzenie. I nieprzyjemny zapach „toalety”... Patrycja otwiera kluczem furtkę i wyłania się już bardzo miły widok zadbanego podwórka: wyłożony kamiennymi płytami chodnik, oddzielone kamiennym murkiem rabatki z kwiatami, taras domku i wejście... Mieszkanie ja na warunki Addis luksusowe salon, kuchnia, łazienka z ciepłą i zimną wodą, toalety.. Bardzo miłe wrażenie.. Tu w spędziliśmy pierwszą noc etiopskiej przygody. Spaliśmy jak maleńkie dzieci aż.... Obudziły nas jednostajnym rytmem uderzające młotki- to budowlańcy na sąsiednim bloku montujący drewniane rusztowania na 6 kondygnacji. Tak nastał: 17 listopada Hm.. U nas w Polsce to już zakazana technologia – odległa od norm BHP całe lata świetlne!! Robotnicy krzątają się jedni zbijają gwoździami rusztowania, inni szalunki, a jeszcze inni murują ściany z czegoś w rodzaju pustaków. Oddzielnym tematem są narzędzia- jeden z murarzy zamiast poziomnicy przykłada w dziwny sposób pion ze sznurka i ciężarka by wypionować kolejny pustak układany na wysokości 5 kondygnacji... Tak wyglądało pierwsze przebudzenie. By nadać porankowi dobry charakter wypiłem etiopską kawę, by nie uronić niczego z bukietu walorów- bez cukru i mleka- smak wyborny. Gdy wyszedłem na zewnątrz okazało się ze jest piękna słoneczna pogoda, ciepło i bardzo przyjemnie. Moją uwagę przykuła ziemia- rudobrązowa, skalista. Po powolnym rozejrzeniu się pojechaliśmy na lunch. Zamierzony dystans przemierzaliśmy znanym już nam modelem taksówki marki Łada, ale już nieco stuningowanym modelem, otóż na przednie podszybie miał wyłożone futrzaną skórą ! Przemierzane w ciągu dnia ulice miała zgoła inny klimat: mnóstwo samochodów , ludzi i straganów ze wszystkim co można sprzedawać nawet stadka owiec czekały na swoich nabywców na poboczu ulicy. Uwagę przykuła również pewna ruda ściana- to technologia murowania z ziemi zmieszanej z sosnowymi igłami. Następny przystanek to restauracja Bono. Tu w niezbyt wyróżniającym się wystroju spożyłem swój pierwszy tradycyjny etiopski posiłek. Skład:, kurczak w pikantnym sosie, twarożek, placki indżery, coś w rodzaju naleśnika i do tego świeżo wyciskany sok z pomarańczy. Inną osobliwością były roztaczające się widoki na Addis i mozaika egzotycznie kwitnących w kolorach pomarańczowo-czerwonych i wrzosowych drzew na tle nowoczesnej ,przeszklonej elewacji i tuż obok wznoszonego budynku z budzącymi lęk rusztowaniami z drewnianych patyków. Po chwili siedzenia przy restauracyjnym stoliku okazało się że mimo palącego słońca w cieniu jest zimno. Cóż, wszak stolica Etiopii położona jest na wysokości 2400 m n.p.m. więc nie może to pozostać bez wpływu na klimat. Po smacznym , egzotycznym posiłku nastał czas na przejażdżkę po mieście. Zdumiewa różnorodność ubiorów, melanż biedy i bogactwa, aktywności sprzedawców, czy naganiaczy busów i beztrosko śpiących na zatłoczonych chodnikach bezdomnych. Ciekawą okazała się wędrówka po Meskel Square. Duży rozlegający się, z jednej strony wzdłuż chyba sześciopasmowej ulicy, z drugiej otoczony tarasowymi trawnikami i interesującą bramą do centrum wystawienniczego wybetonowany plac na , którym grały w piłkę nożną męskie i żeńskie drużyny. Tutaj też podeszło do mnie kilku chłopców żebrząc o pieniążki a przy okazji opróżniając mi kieszeń z telefonu komórkowego. Witajcie w Etiopii!- skomentował jeden z przewodników. No tak, , relaks i zachwyt nie zwalnia z obowiązku czuwania. Trudno stało się, mijamy wyrażających swą pobożność białymi strojami Muzułmanów, młodzież w mundurkach szkolnych, kobiety otulone jakby zrobionymi z tetry, lekko przezroczystymi chustami i nagle, nie wiedzieć skąd między pędzącymi samochodami a chodnikiem pełnym ludzi pojawiło się kilka leniwie idących osiołków. Tak, Afryka jest pełna kontrastów . Szliśmy coraz bardziej wydłużając kroki , bo jak wiadomo im bliżej równika tym krótsze jest przejście dnia do nocy. Po kilkukrotnym zapytaniu o kierunek stanęliśmy u bramy naszego schronienia. Tak minął dzień 17 listopada 2011. Trzeba iść spać i obmyślać plan dotarcia do kotliny Danakilskiej, doliny Omo i wielu innych atrakcji czarnego lądu. Dzisiaj mówię dobranoc.
18 listopada
Dzisiejsze przebudzenie osłodziła cudowna woń parzonej kawy, potem śniadanie, próba naprawienia klamki w domku Patrycji i wyjście na miasto w celu najpierw zakupienia telefonu , a następnie skontaktowania się z agencją turystyczną i... Super jutro rano możemy przyłączyć się do wyprawy do Danakilu musimy jednak dostać się do oddalonego o jakieś 500 km Mekele. Zatem szybko po taksówkę z kozią skórą na kokpicie i do Etiopian Airline. Tu niestety czar prysnął, na jutrzejszy poranny lot biletów brak, na dzisiejszy popołudniowy także... Zbawienną okazała się kolejny raz przedsiębiorczość Magdaleny i posłuchanie rady Wiliama który poradził by nie patrząc na brak miejsc pojechać na lotnisko i ustawić się w kolejce rezerwowej. Tak też uczyniliśmy i już po niespełna godzinie wróciliśmy do domu, przepakowaliśmy bagaże i 13 dotarliśmy na lotnisko . Wyczekiwanie na ostateczną odpowiedź czy znajdą się dla nas miejsca trwające do godz, 14:30 trwało wieczność ale udało się
Po uszczupleniu zawartości kieszeni o 65$ staliśmy się szczęśliwymi pasażerami lotu nr 104 z Addis Abeba do Mekele. Lot był przyjemny, stewardesy bardzo sympatyczne, a widoki za oknem urzekające; od wysuszonych poprzez zieleniące się równiny powydzieranymi niegościnnej ziemi uprawnymi polami, po malownicze coraz bardziej strzeliste góry, a to wszystko przykryte zwiewnymi cumulusami i skąpane w promieniach słońca. Po ok. godzinnym locie wylądowaliśmy w wyczekiwanym Mekele gdzie miał czekać na nas kierowca z agencji. Role się odwróciły i to my czekaliśmy na kierowca ale w końcu wsiedliśmy do samochodu, który budził lekki przestrach swoim stanem technicznym, dopełnieniem tego było zaczepianie przez kierowcę przechodniów by podłożyli po koło kamień - nie byle jaki bo pełniący funkcje hamulca ręcznego! Ten kamień pełnił swoją zaszczytną funkcję przed budynkiem hotelu w którym postanowiliśmy godnie zaczekać do momentu wyprawy w najmniej gościnny rejon naszej planety. Po spożytej obiado/kolacji poszliśmy na spacer po miesicie. Po zajrzeniu do wielu kawiarenek przykuła naszą uwagę ta o nazwie Mesob. Jej wyjątkowe wnętrze , charakterystyczne stoliki o takiej właśnie nazwie mesob i krzesła nawiązującymi do Stelli z Aksum, ściany wykładane plecionymi ze słomy matami i wstawki z kozich skór urozmaicały orginalne wnętrze. W takiej właśnie scenerii napiłem się piwa marki Castel i … tradycyjnie przyrządzanej kawy! Ceremonia budząca zachwyt i mogąca stanowić bardzo ciekawe widowisko tak dla domowników jaki i sproszonych gości. Otóż mistrzyni ceremonii widowisko zaczyna paleniem na rozżarzonych drzewnych węgielkach kawy, która zdawała się czynnie uczestniczyć w widowisku głośnym strzelaniem i wydzielaniem zniewalającego aromatu. Następnie rozpalona kawa została schłodzona by temperament zachować dla ją pijących gości. W tym czasie na gorące węgle trafił gliniany dzbanek z wodą, a ziarna kawy do drewnianego moździerza gdzie pod wpływem rytmicznych, powolnych, ale zdecydowanych uderzeń przez filigranową celebrytkę przybierały właściwą , sproszkowaną postać. Teraz przyodziana w biały strój z delikatnymi zielono czerwonymi prążkami filigranowa Etiopka po trosze zalewając gorącą wodą rozdrobnione ziarna przelewała je z powrotem stojącego na żarze do dzbanka ze smukłą wysoką szyjką. Po przelaniu wszystkich rozgniecionych ziaren kawy nastało oczekiwanie na moment zawrzenia opisanej mikstury. Kilak kontrolnych kropli raz, drugi, kolejny aż do dostatecznego wrzenia. Teraz Prawie czarny gliniany dzbanek został zestawiony z ognia a jego wylewka lekko zapchana sizalowym włóknem by starannie odcedzić do nieco delikatniejszego dzbaneczka wywar .
To bardziej reprezentacyjne naczynie z gorącą kawą trafiło na przyozdobioną sprasowaną zieloną trzciną tacę na, której postawiono także pojemnik na rozżarzone węgielki, swoiste kadzidełko oraz cukiernice i dwie małe filiżanki. Nastała ta oczekiwana chwila w której mogliśmy skosztować owocu pracy przesympatycznej kelnerki. Smak wyborny !! Gratulacje!! Po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się ze ta ceremonia parzenia kawy jest wciąż praktykowana w domach przez dorosłych , ale także przez młodych. Poznaliśmy też rys losów gospodarzy lokalu. Szefowa, mama opowiadającej na te szczegóły dziewczyny urodziła się w Aksum, tata jest Erytrejczykiem i od jakiś sześciu lat prowadzą tą restaurację w Mekele. Miejsce mające swój klimat i moim zdaniem godne z wszech miar polecenia. Po dwóch filiżankach kawy mam nadzieje na sen… Jutro Danakil ;)
Polecam przewodnik z którego korzystałem: Philip Briggs, Etiopia Przewodnik wyd. 5, Global PWN, Warszawa 2009 Dostępny w polskiej wersji językowej. Podane ceny trzeba pomnożyć przez dwa ale jest ciągle aktualny.
...terminal, odprawa i pokład samolotu tureckich linii lotniczych- Warszawa – Istambuł, następnie Istambuł – Addis Abeba. Wylądowaliśmy w Addis o godzinie 23 naszego czasu – w Addis była już godzina 1. Wykupienie wizy dolarów 20, odprawa graniczna i spotkanie z czekającą na nas Patrycją. Dziewczyna z niezwykle ciepłym uśmiechem i wielką życzliwością zaopiekowała się nami prowadząc najpierw do taksówki – tu sentymentalna chwila-ŁADA/Fiat125/, a następnie do swojego mieszkania. Przejażdżka po nocnej Addis była moim pierwszym kontaktem z etiopską ziemią. To, co rzuca się w oczy to mnóstwo nowo powstających budynków. Główne ulice delikatnie oświetlone, budynki skromne, praktycznie żadnego nocnego życia, mijamy niewielkie ginące w ciemnościach gruntowe uliczki... W końcu w jedną z takich uliczek skręca nasza taksówka... Po lewej nowo budowany 5 piętrowy budynek, po prawej pełne, blaszane, zwieńczone zasiekami z kolczastego drutu ( jak na łódzkim lotnisku) ogrodzenie. I nieprzyjemny zapach „toalety”... Patrycja otwiera kluczem furtkę i wyłania się już bardzo miły widok zadbanego podwórka: wyłożony kamiennymi płytami chodnik, oddzielone kamiennym murkiem rabatki z kwiatami, taras domku i wejście... Mieszkanie ja na warunki Addis luksusowe salon, kuchnia, łazienka z ciepłą i zimną wodą, toalety.. Bardzo miłe wrażenie.. Tu w spędziliśmy pierwszą noc etiopskiej przygody. Spaliśmy jak maleńkie dzieci aż.... Obudziły nas jednostajnym rytmem uderzające młotki- to budowlańcy na sąsiednim bloku montujący drewniane rusztowania na 6 kondygnacji. Tak nastał: 17 listopada Hm.. U nas w Polsce to już zakazana technologia – odległa od norm BHP całe lata świetlne!! Robotnicy krzątają się jedni zbijają gwoździami rusztowania, inni szalunki, a jeszcze inni murują ściany z czegoś w rodzaju pustaków. Oddzielnym tematem są narzędzia- jeden z murarzy zamiast poziomnicy przykłada w dziwny sposób pion ze sznurka i ciężarka by wypionować kolejny pustak układany na wysokości 5 kondygnacji... Tak wyglądało pierwsze przebudzenie. By nadać porankowi dobry charakter wypiłem etiopską kawę, by nie uronić niczego z bukietu walorów- bez cukru i mleka- smak wyborny. Gdy wyszedłem na zewnątrz okazało się ze jest piękna słoneczna pogoda, ciepło i bardzo przyjemnie. Moją uwagę przykuła ziemia- rudobrązowa, skalista. Po powolnym rozejrzeniu się pojechaliśmy na lunch. Zamierzony dystans przemierzaliśmy znanym już nam modelem taksówki marki Łada, ale już nieco stuningowanym modelem, otóż na przednie podszybie miał wyłożone futrzaną skórą ! Przemierzane w ciągu dnia ulice miała zgoła inny klimat: mnóstwo samochodów , ludzi i straganów ze wszystkim co można sprzedawać nawet stadka owiec czekały na swoich nabywców na poboczu ulicy. Uwagę przykuła również pewna ruda ściana- to technologia murowania z ziemi zmieszanej z sosnowymi igłami. Następny przystanek to restauracja Bono. Tu w niezbyt wyróżniającym się wystroju spożyłem swój pierwszy tradycyjny etiopski posiłek. Skład:, kurczak w pikantnym sosie, twarożek, placki indżery, coś w rodzaju naleśnika i do tego świeżo wyciskany sok z pomarańczy. Inną osobliwością były roztaczające się widoki na Addis i mozaika egzotycznie kwitnących w kolorach pomarańczowo-czerwonych i wrzosowych drzew na tle nowoczesnej ,przeszklonej elewacji i tuż obok wznoszonego budynku z budzącymi lęk rusztowaniami z drewnianych patyków. Po chwili siedzenia przy restauracyjnym stoliku okazało się że mimo palącego słońca w cieniu jest zimno. Cóż, wszak stolica Etiopii położona jest na wysokości 2400 m n.p.m. więc nie może to pozostać bez wpływu na klimat. Po smacznym , egzotycznym posiłku nastał czas na przejażdżkę po mieście. Zdumiewa różnorodność ubiorów, melanż biedy i bogactwa, aktywności sprzedawców, czy naganiaczy busów i beztrosko śpiących na zatłoczonych chodnikach bezdomnych. Ciekawą okazała się wędrówka po Meskel Square. Duży rozlegający się, z jednej strony wzdłuż chyba sześciopasmowej ulicy, z drugiej otoczony tarasowymi trawnikami i interesującą bramą do centrum wystawienniczego wybetonowany plac na , którym grały w piłkę nożną męskie i żeńskie drużyny. Tutaj też podeszło do mnie kilku chłopców żebrząc o pieniążki a przy okazji opróżniając mi kieszeń z telefonu komórkowego. Witajcie w Etiopii!- skomentował jeden z przewodników. No tak, , relaks i zachwyt nie zwalnia z obowiązku czuwania. Trudno stało się, mijamy wyrażających swą pobożność białymi strojami Muzułmanów, młodzież w mundurkach szkolnych, kobiety otulone jakby zrobionymi z tetry, lekko przezroczystymi chustami i nagle, nie wiedzieć skąd między pędzącymi samochodami a chodnikiem pełnym ludzi pojawiło się kilka leniwie idących osiołków. Tak, Afryka jest pełna kontrastów . Szliśmy coraz bardziej wydłużając kroki , bo jak wiadomo im bliżej równika tym krótsze jest przejście dnia do nocy. Po kilkukrotnym zapytaniu o kierunek stanęliśmy u bramy naszego schronienia. Tak minął dzień 17 listopada 2011. Trzeba iść spać i obmyślać plan dotarcia do kotliny Danakilskiej, doliny Omo i wielu innych atrakcji czarnego lądu. Dzisiaj mówię dobranoc.
18 listopada
Dzisiejsze przebudzenie osłodziła cudowna woń parzonej kawy, potem śniadanie, próba naprawienia klamki w domku Patrycji i wyjście na miasto w celu najpierw zakupienia telefonu , a następnie skontaktowania się z agencją turystyczną i... Super jutro rano możemy przyłączyć się do wyprawy do Danakilu musimy jednak dostać się do oddalonego o jakieś 500 km Mekele. Zatem szybko po taksówkę z kozią skórą na kokpicie i do Etiopian Airline. Tu niestety czar prysnął, na jutrzejszy poranny lot biletów brak, na dzisiejszy popołudniowy także... Zbawienną okazała się kolejny raz przedsiębiorczość Magdaleny i posłuchanie rady Wiliama który poradził by nie patrząc na brak miejsc pojechać na lotnisko i ustawić się w kolejce rezerwowej. Tak też uczyniliśmy i już po niespełna godzinie wróciliśmy do domu, przepakowaliśmy bagaże i 13 dotarliśmy na lotnisko . Wyczekiwanie na ostateczną odpowiedź czy znajdą się dla nas miejsca trwające do godz, 14:30 trwało wieczność ale udało się
Po uszczupleniu zawartości kieszeni o 65$ staliśmy się szczęśliwymi pasażerami lotu nr 104 z Addis Abeba do Mekele. Lot był przyjemny, stewardesy bardzo sympatyczne, a widoki za oknem urzekające; od wysuszonych poprzez zieleniące się równiny powydzieranymi niegościnnej ziemi uprawnymi polami, po malownicze coraz bardziej strzeliste góry, a to wszystko przykryte zwiewnymi cumulusami i skąpane w promieniach słońca. Po ok. godzinnym locie wylądowaliśmy w wyczekiwanym Mekele gdzie miał czekać na nas kierowca z agencji. Role się odwróciły i to my czekaliśmy na kierowca ale w końcu wsiedliśmy do samochodu, który budził lekki przestrach swoim stanem technicznym, dopełnieniem tego było zaczepianie przez kierowcę przechodniów by podłożyli po koło kamień - nie byle jaki bo pełniący funkcje hamulca ręcznego! Ten kamień pełnił swoją zaszczytną funkcję przed budynkiem hotelu w którym postanowiliśmy godnie zaczekać do momentu wyprawy w najmniej gościnny rejon naszej planety. Po spożytej obiado/kolacji poszliśmy na spacer po miesicie. Po zajrzeniu do wielu kawiarenek przykuła naszą uwagę ta o nazwie Mesob. Jej wyjątkowe wnętrze , charakterystyczne stoliki o takiej właśnie nazwie mesob i krzesła nawiązującymi do Stelli z Aksum, ściany wykładane plecionymi ze słomy matami i wstawki z kozich skór urozmaicały orginalne wnętrze. W takiej właśnie scenerii napiłem się piwa marki Castel i … tradycyjnie przyrządzanej kawy! Ceremonia budząca zachwyt i mogąca stanowić bardzo ciekawe widowisko tak dla domowników jaki i sproszonych gości. Otóż mistrzyni ceremonii widowisko zaczyna paleniem na rozżarzonych drzewnych węgielkach kawy, która zdawała się czynnie uczestniczyć w widowisku głośnym strzelaniem i wydzielaniem zniewalającego aromatu. Następnie rozpalona kawa została schłodzona by temperament zachować dla ją pijących gości. W tym czasie na gorące węgle trafił gliniany dzbanek z wodą, a ziarna kawy do drewnianego moździerza gdzie pod wpływem rytmicznych, powolnych, ale zdecydowanych uderzeń przez filigranową celebrytkę przybierały właściwą , sproszkowaną postać. Teraz przyodziana w biały strój z delikatnymi zielono czerwonymi prążkami filigranowa Etiopka po trosze zalewając gorącą wodą rozdrobnione ziarna przelewała je z powrotem stojącego na żarze do dzbanka ze smukłą wysoką szyjką. Po przelaniu wszystkich rozgniecionych ziaren kawy nastało oczekiwanie na moment zawrzenia opisanej mikstury. Kilak kontrolnych kropli raz, drugi, kolejny aż do dostatecznego wrzenia. Teraz Prawie czarny gliniany dzbanek został zestawiony z ognia a jego wylewka lekko zapchana sizalowym włóknem by starannie odcedzić do nieco delikatniejszego dzbaneczka wywar .
To bardziej reprezentacyjne naczynie z gorącą kawą trafiło na przyozdobioną sprasowaną zieloną trzciną tacę na, której postawiono także pojemnik na rozżarzone węgielki, swoiste kadzidełko oraz cukiernice i dwie małe filiżanki. Nastała ta oczekiwana chwila w której mogliśmy skosztować owocu pracy przesympatycznej kelnerki. Smak wyborny !! Gratulacje!! Po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się ze ta ceremonia parzenia kawy jest wciąż praktykowana w domach przez dorosłych , ale także przez młodych. Poznaliśmy też rys losów gospodarzy lokalu. Szefowa, mama opowiadającej na te szczegóły dziewczyny urodziła się w Aksum, tata jest Erytrejczykiem i od jakiś sześciu lat prowadzą tą restaurację w Mekele. Miejsce mające swój klimat i moim zdaniem godne z wszech miar polecenia. Po dwóch filiżankach kawy mam nadzieje na sen… Jutro Danakil ;)
Polecam przewodnik z którego korzystałem: Philip Briggs, Etiopia Przewodnik wyd. 5, Global PWN, Warszawa 2009 Dostępny w polskiej wersji językowej. Podane ceny trzeba pomnożyć przez dwa ale jest ciągle aktualny.
Pierwsze dni rozbudziły zachwyt tym krajem. Lot z Addis do Mekele a właściwie widoki za oknem uswiadomiły mi niebywałą różnorodność etiopskich karajobrazów. Obserwowanie ceremonii parzenia kawy jest ilustracją zycia towarzyskiego.. któremu towarzyszy niezwykła paleta zapachów. to pierwsze dwa dnio pobytu a wrazenia bardzo miłe
Dodane komentarze
dots 2012-01-14 21:53:53
Metoda hamulcowa = podkładanie kamienia pod koła w celu zastąpienia hamulca ręcznego (o czym piszesz w swoim artykule) ;)pabulum 2012-01-14 11:22:25
Poprawiona wersja :) W ferworze zdarzeń pierwotnie wrzuciłem surową wersję. Przepraszam za ten błąd..pabulum 2012-01-13 15:52:36
Bez biura!! Całkowita improwizacja. Patrycja to pracująca tam dziewczyna z którą grzecznościowo nam pomogła. Znajoma znajomych.. Na miejscu szukaliśmy przewodników , kierowców itp.annowi 2012-01-13 15:48:23
Wszystkie opowiesci z Afryki czytam z zapartym tchem , jestem oczarowana Czarnym Lądem napisz z jakim biurem tam pojechałeś czy Patrycja organizuje te wyprawy , pozdrawiam !!!!!dots 2012-01-13 14:46:09
Nie ukrywam, że zawsze chętnie czytam opowieści z Czarnego Lądu ... może dlatego, że jeszcze nigdy mnie na nim nie było ... na tym prawdzimym Czarnym Lądzie - nieco głębszym niż północ Afryki :)Po przeczytaniu Twojego artykułu... muszę zauważyć pewną ciekawostkę... otóż metoda hamulcowa - czy jak kto woli Kamulcowa - działa także w Indiach i Nepalu ;))
Fajna relacja :)
Pozdrawiam.
pabulum 2012-01-13 08:57:38
Dziekuje za podpowiedź :) Stawiam tu pierwsze kroki wiec każda pomoc jest mile widziana :)Smok-1 2012-01-13 08:21:11
W każdym mieście w centrum trzeba uważać. W okolicach Meskal Sq. w Addis szczególnie. Jeszcze bardziej niebezpiecznym miejscem jest Merkato (targ), gdzie przede wszystkim trzeba mieć na uwadze aparaty. Uwaga redakcyjna - porobiłbyś akapity, bo ciurkiem gorzej się czyta. PozdrawiamPrzydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.