Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Etiopia część V. Zakończenie > ETIOPIA



T jak twarze
Nic innego ale etiopskie twarze utkwiły najmocniej w mojej pamięci. Twarze niczym zwierciadło przemawiają do patrzącego na nie. Zapisana jest w nich dłuższa lub krótsza, ale zazwyczaj bardzo trudna historia. Zadziwiające jest to, że nawet kilka początkowych lat życia potrafi odcisnąć swoje piętno na dziecięcej twarzy. Z oblicza wyziera wtedy smutek, zmęczenie, a nawet niechęć do życia, które naciera niczym bezlitosny walec. Wystarczy przez chwilę popatrzeć w oczy… Często brakowało wystarczającej odwagi by to uczynić. Doświadczenia utraty rodziców, brak miłości, szacunku, głód, AIDS… to wszystko widać w dziecięcych oczach. Ciekaw jestem, jak potoczą się losy tych, których twarze pamiętam do dziś? Twarze zawiedzione, zdziwione, przestraszone, niepewne, zaciekawione, zrozpaczone, beznamiętne, pogodzone z losem, tajemnicze, dumne, wesołe… Spojrzenie na nasze życie z tej perspektywy uświadamia, że cała „ludzka masa” podlega procesowi ciągłego odnawiania. Wielu odchodzi w zapomnienie, ale następni zajmują to miejsce. Należy pamiętać, że jesteśmy jednym z maleńkich ogniw tego kontinuum…
U jak ulica
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy warto wspominać o afrykańskiej ulicy, o postaram się je rozwiać. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdybyśmy zaczęli robić w Polsce to, co robi się zazwyczaj w ukryciu? Ot tak- fryzjerzy wystawiają przed swoje zakłady fotele wraz ze sprzętem, krawcy z maszynami do szycia lokalizują się w najruchliwszych punktach miasta i na świeżym powietrzu biorą miarę, kroją, szyją, dzieci grają w ping-ponga czy piłkarzyki w chmurach pyłu spalin, wznoszonych przed przejeżdżające auta. Panie ze sklepów rybnych stwierdzają, że wyjdą z towarem na ulicę, bo tam jest lepszy kontakt z klientem i tym samym lepszy zysk. W naszych realiach wydaje się to być abstrakcyjnym pomysłem ale w Afryce to norma. Ulica to arena niemal bezustannego ruchu, który niczym krew w arterii utrzymuje przy życiu gigantyczne organizmy. Ów ruch będący przeciwieństwem stagnacji, beznadziei, definiuje życie w tym, czy w innych afrykańskich krajach. Ulicami sunie tłum ludzi, zwierząt, pojazdów, a sposób ich przemieszczania się przebiega wedle jakiejś trudnej do pojęcia prawidłowości. Momentami przychodzi do głowy pytanie: czy ten ogrom istot nie porusza się tylko po to, aby wzniecić jakiś ruch? To pytanie jest jednak naiwne. Każdy ma z pewnością swój punkt , do którego brnie nie bacząc na trudności, zmęczenie, dystans. Punktem tym jest czasem zdezelowany parasol czy stary koc, pod którym można znaleźć ukojenie po kolejnym, szczęśliwie przeżytym dniu. W skwarze dnia z niemal stojącym kurzem, od pokoleń przemieszczają się młodzi i starzy, świętujący wesele i niosący chorego, próbujący przetrwać i dźwigający wodę, rozciągnięte na patykach koźle skóry, stosy chrustu. Nie każdy może sobie pozwolić na „pusty przebieg”… Oto ulica, bez której Afryka jest trudna do wyobrażenia.
W jak wstrząsy
Już jestem w domu i nie mogę wciąż uwierzyć, że byłem w Etiopii... Jeśli byłby to sen, zaliczyłbym go do najbardziej śmiałych, zaskakujących i wzruszających snów w całym moim życiu. Po raz kolejny okazało się, że życie może dostarczyć więcej wrażeń, niż fikcja. Tamtejsze realia są twarde niczym skała, a mimo to żyją tam ludzie, rzucający swe siły do walki o codzienne przetrwanie. Pracują ciężko dzieci, starcy, ślepcy, trędowaci... Każdy coś dźwiga, czegoś szuka, próbuje coś wykrzesać z tej mogłoby się zdawać beznadziejnej materii. Świat zmierza do coraz większej polaryzacji. Porażającym widokiem są ścierające się bieguny bogactwa i nędzy. Oto jedzie luksusowy, terenowy samochód. Kierująca nim dystyngowana kobieta wiezie wypielęgnowane dziecko, starannie przypięte pasami do fotelika. Nie byłoby w tym zapewne niczego godnego uwagi, gdyby nie przejeżdżała akurat obok gnijącego wysypiska warzyw, penetrowanego właśnie przez głodne dzieci. Po trzech pasach jezdni poruszają się wysokiej klasy auta. Pas środkowy zajmuje leżąca na folii naga kobieta, która nie wzbudza żadnego zainteresowania. Przez okno widzę leżącego na poboczu człowieka, ze sztywno wyciągniętymi ku niebu rękoma. Ten zastygły w niemym geście człowiek jest prawdopodobnie martwy. Obok niego przechodzą obojętni ludzie. W jednym ciągu widzę śmierć, chorobę, wesele i znów śmierć. Co chwila pojawia się coś interesującego, pięknego, oszałamiającego, ale w tym samym momencie „dla zachowania niezbędnej równowagi” wyłania się muł z drastycznie złamaną nogą (zrośniętą kopytem do góry), ale mimo to objuczony. Zachwyt kolorami, otoczeniem jest nagle przerwany. Przed oczami pojawiają się dłonie z odjętymi przez trąd palcami. Samochód zatrzymany zostaje przez tłum ludzi, rozpaczliwie poszukujący pomocy dla umierającego kompana... Żywioły są utożsamiane ze zjawiskami przyrodniczymi, jednak „etiopskie żywioły” to dla mnie ludzie. Ponad 70- milionowa „armia” spośród której tylko garstka nie musi nosić wody w wielkich kanistrach, szukać opału, grzebać w śmieciach w poszukiwaniu pożywienia, naciągać turystów. Najbardziej poruszającym punktem są jednak dzieci. Zazwyczaj bardzo dobre, spokojne, jakby pogodzone z losem. Czyha na nie wiele niebezpieczeństw- od wypadków, poprzez nieuleczalne w tamtych warunkach choroby do wykorzystywania seksualnego przez pozbawionych skrupułów dorosłych. Jak to wszystko ogarnąć? Moja koleżanka widząc każdorazowe zakłopotanie napotykanymi „wstrząsami” przypominała, że to co widzę teraz to nic w porównaniu z Indiami. Dziwny jest ten świat, jak mawiało i mawiać będzie wielu ludzi…
Z jak zakończenie
Ten moment musiał nadejść. Kończąc Etiopski Alfabet żegnam się z fragmentem rzeczywistości, która wywarła na mnie wielkie wrażenie i jeszcze nie wiadomo, jaki wpływ. Spośród wszystkich podróży, ta dała mi najwięcej do myślenia na temat kondycji świata, w którym przyszło nam żyć. Świat ten to dysproporcje o niewyobrażalnych rozmiarach i mnóstwo tytanicznej pracy do wykonania. Czy da się coś zrobić, aby tamtejsza rzeczywistość wyglądała inaczej? Z pewnością tak, gdyż ona już wygląda inaczej! Dobre chęci wsparte rozumną polityką lokalną i międzynarodową są w stanie uczynić cuda. Póki co „sumienie” świata cierpliwie czeka, czasem wyrzucając coś, o czym często wolimy nawet nie myśleć. Aby mieć świadomość- po to właśnie stworzyłem dla Ciebie Etiopski Alfabet.
9 czerwca 2009 r.
Nic innego ale etiopskie twarze utkwiły najmocniej w mojej pamięci. Twarze niczym zwierciadło przemawiają do patrzącego na nie. Zapisana jest w nich dłuższa lub krótsza, ale zazwyczaj bardzo trudna historia. Zadziwiające jest to, że nawet kilka początkowych lat życia potrafi odcisnąć swoje piętno na dziecięcej twarzy. Z oblicza wyziera wtedy smutek, zmęczenie, a nawet niechęć do życia, które naciera niczym bezlitosny walec. Wystarczy przez chwilę popatrzeć w oczy… Często brakowało wystarczającej odwagi by to uczynić. Doświadczenia utraty rodziców, brak miłości, szacunku, głód, AIDS… to wszystko widać w dziecięcych oczach. Ciekaw jestem, jak potoczą się losy tych, których twarze pamiętam do dziś? Twarze zawiedzione, zdziwione, przestraszone, niepewne, zaciekawione, zrozpaczone, beznamiętne, pogodzone z losem, tajemnicze, dumne, wesołe… Spojrzenie na nasze życie z tej perspektywy uświadamia, że cała „ludzka masa” podlega procesowi ciągłego odnawiania. Wielu odchodzi w zapomnienie, ale następni zajmują to miejsce. Należy pamiętać, że jesteśmy jednym z maleńkich ogniw tego kontinuum…
U jak ulica
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy warto wspominać o afrykańskiej ulicy, o postaram się je rozwiać. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdybyśmy zaczęli robić w Polsce to, co robi się zazwyczaj w ukryciu? Ot tak- fryzjerzy wystawiają przed swoje zakłady fotele wraz ze sprzętem, krawcy z maszynami do szycia lokalizują się w najruchliwszych punktach miasta i na świeżym powietrzu biorą miarę, kroją, szyją, dzieci grają w ping-ponga czy piłkarzyki w chmurach pyłu spalin, wznoszonych przed przejeżdżające auta. Panie ze sklepów rybnych stwierdzają, że wyjdą z towarem na ulicę, bo tam jest lepszy kontakt z klientem i tym samym lepszy zysk. W naszych realiach wydaje się to być abstrakcyjnym pomysłem ale w Afryce to norma. Ulica to arena niemal bezustannego ruchu, który niczym krew w arterii utrzymuje przy życiu gigantyczne organizmy. Ów ruch będący przeciwieństwem stagnacji, beznadziei, definiuje życie w tym, czy w innych afrykańskich krajach. Ulicami sunie tłum ludzi, zwierząt, pojazdów, a sposób ich przemieszczania się przebiega wedle jakiejś trudnej do pojęcia prawidłowości. Momentami przychodzi do głowy pytanie: czy ten ogrom istot nie porusza się tylko po to, aby wzniecić jakiś ruch? To pytanie jest jednak naiwne. Każdy ma z pewnością swój punkt , do którego brnie nie bacząc na trudności, zmęczenie, dystans. Punktem tym jest czasem zdezelowany parasol czy stary koc, pod którym można znaleźć ukojenie po kolejnym, szczęśliwie przeżytym dniu. W skwarze dnia z niemal stojącym kurzem, od pokoleń przemieszczają się młodzi i starzy, świętujący wesele i niosący chorego, próbujący przetrwać i dźwigający wodę, rozciągnięte na patykach koźle skóry, stosy chrustu. Nie każdy może sobie pozwolić na „pusty przebieg”… Oto ulica, bez której Afryka jest trudna do wyobrażenia.
W jak wstrząsy
Już jestem w domu i nie mogę wciąż uwierzyć, że byłem w Etiopii... Jeśli byłby to sen, zaliczyłbym go do najbardziej śmiałych, zaskakujących i wzruszających snów w całym moim życiu. Po raz kolejny okazało się, że życie może dostarczyć więcej wrażeń, niż fikcja. Tamtejsze realia są twarde niczym skała, a mimo to żyją tam ludzie, rzucający swe siły do walki o codzienne przetrwanie. Pracują ciężko dzieci, starcy, ślepcy, trędowaci... Każdy coś dźwiga, czegoś szuka, próbuje coś wykrzesać z tej mogłoby się zdawać beznadziejnej materii. Świat zmierza do coraz większej polaryzacji. Porażającym widokiem są ścierające się bieguny bogactwa i nędzy. Oto jedzie luksusowy, terenowy samochód. Kierująca nim dystyngowana kobieta wiezie wypielęgnowane dziecko, starannie przypięte pasami do fotelika. Nie byłoby w tym zapewne niczego godnego uwagi, gdyby nie przejeżdżała akurat obok gnijącego wysypiska warzyw, penetrowanego właśnie przez głodne dzieci. Po trzech pasach jezdni poruszają się wysokiej klasy auta. Pas środkowy zajmuje leżąca na folii naga kobieta, która nie wzbudza żadnego zainteresowania. Przez okno widzę leżącego na poboczu człowieka, ze sztywno wyciągniętymi ku niebu rękoma. Ten zastygły w niemym geście człowiek jest prawdopodobnie martwy. Obok niego przechodzą obojętni ludzie. W jednym ciągu widzę śmierć, chorobę, wesele i znów śmierć. Co chwila pojawia się coś interesującego, pięknego, oszałamiającego, ale w tym samym momencie „dla zachowania niezbędnej równowagi” wyłania się muł z drastycznie złamaną nogą (zrośniętą kopytem do góry), ale mimo to objuczony. Zachwyt kolorami, otoczeniem jest nagle przerwany. Przed oczami pojawiają się dłonie z odjętymi przez trąd palcami. Samochód zatrzymany zostaje przez tłum ludzi, rozpaczliwie poszukujący pomocy dla umierającego kompana... Żywioły są utożsamiane ze zjawiskami przyrodniczymi, jednak „etiopskie żywioły” to dla mnie ludzie. Ponad 70- milionowa „armia” spośród której tylko garstka nie musi nosić wody w wielkich kanistrach, szukać opału, grzebać w śmieciach w poszukiwaniu pożywienia, naciągać turystów. Najbardziej poruszającym punktem są jednak dzieci. Zazwyczaj bardzo dobre, spokojne, jakby pogodzone z losem. Czyha na nie wiele niebezpieczeństw- od wypadków, poprzez nieuleczalne w tamtych warunkach choroby do wykorzystywania seksualnego przez pozbawionych skrupułów dorosłych. Jak to wszystko ogarnąć? Moja koleżanka widząc każdorazowe zakłopotanie napotykanymi „wstrząsami” przypominała, że to co widzę teraz to nic w porównaniu z Indiami. Dziwny jest ten świat, jak mawiało i mawiać będzie wielu ludzi…
Z jak zakończenie
Ten moment musiał nadejść. Kończąc Etiopski Alfabet żegnam się z fragmentem rzeczywistości, która wywarła na mnie wielkie wrażenie i jeszcze nie wiadomo, jaki wpływ. Spośród wszystkich podróży, ta dała mi najwięcej do myślenia na temat kondycji świata, w którym przyszło nam żyć. Świat ten to dysproporcje o niewyobrażalnych rozmiarach i mnóstwo tytanicznej pracy do wykonania. Czy da się coś zrobić, aby tamtejsza rzeczywistość wyglądała inaczej? Z pewnością tak, gdyż ona już wygląda inaczej! Dobre chęci wsparte rozumną polityką lokalną i międzynarodową są w stanie uczynić cuda. Póki co „sumienie” świata cierpliwie czeka, czasem wyrzucając coś, o czym często wolimy nawet nie myśleć. Aby mieć świadomość- po to właśnie stworzyłem dla Ciebie Etiopski Alfabet.
9 czerwca 2009 r.
Dodane komentarze
Smok-1 2011-10-27 14:56:29
Pod całością Twoich relacji mógłym się z czystym sumieniem podpisać. Znakomite relacje, wszystkie części Alfabetu. PozdrawiamPrzydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.