Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
ARBA MINCH > ETIOPIA
fotoel relacje z podróży
ARBA MINCH
Tak jak w tytule Arba Minch jest następnym etapem, czy może celem do którego mam dotrzeć z Karat-Konso. Jak widać moja wędrówka po Etiopii prowadzi teraz na północ w kierunku Adis Abeby. Raz już gościłem w tym miasteczku, ale była to tylko jedna noc w uroczym hotelu Paradaise z widokiem na jeziora Chamo i Abaya. Arba Minch to w pewnym rodzaju jakaś granica która oddziela dzikie plemiona południa od wkraczającej wielkimi krokami cywilizacji. Tu zaczynają się drogi asfaltowe, inaczej wyglądają domy, hotele i ubiory ludzi. Chcę nadmienić, że na południu są prowadzone na dużą skalę roboty drogowe i asfalt zaleje „całe południe”. Żal mi będzie tych południowych dzikich dróg, plemion które tam żyją i chatek krytych strzechą. Za kilka lat dopadnie ich cywilizacja i ubiory ze skór oraz kolorowe koraliki będą tylko wspomnieniem z naszych fotografii.
W Arba Minch warto wybrać się w dwa miejsca a mianowicie nad jezioro Chamo i do wioski Dorce w górach położonej na 2900 m npm. Na przejażdżkę po tym jeziorze najlepiej popłynąć wynajętą łodzią motorową wraz z przewodnikiem, który zaprowadzi nas do miejsc, gdzie można spotkać wielkie krokodyle, stada hipopotamów i różne ptactwo wodne a głównie czaple. Niestety jezioro nie należy do tych o błękitnej i przejrzystej wodzie, lecz jest w kolorze żółtym i bardziej przypomina olbrzymią kałużę po dużym deszczu. Jezioro otaczają szczyty gór, które przy zachodzącym słońcu mogą tworzyć niesamowite ekspozycje o pięknej i miękkiej tonacji barw dla naszych fotek.
Do wioski Dorce trzeba się wspiąć na wysokość 2900m npm jest tam czyste i rześkie powietrze którego brakowało w niższych partiach. Wieś ta ma piękne i odmienne chatki, które są jedyne w swym rodzaju na tych terenach. Ludzie tej wioski oferują piękne różno kolorowe chusty, szale i czapeczki. Kolorową regionalną czapeczkę można tam nabyć za 150 birów.
Można tu spróbować i zobaczyć jak wyrabia się tradycyjny placek z bananowca „Kocho”.
Droga powrotna jest kręta i stroma, lecz dzieci z tej wioski znają skróty by zbiec przed samochód i zaprezentować swoje regionalne tańce. Wykonują przy tym dziwne i zarazem śmieszne pozy za które warto dać kilka birów.
Opuszczając Arba Minch pożegnałem z wielkim żalem tereny południa i jedyne w swym rodzaju dzikie i fascynujące mnie plemiona. „Żal mi południa”.
Tak jak w tytule Arba Minch jest następnym etapem, czy może celem do którego mam dotrzeć z Karat-Konso. Jak widać moja wędrówka po Etiopii prowadzi teraz na północ w kierunku Adis Abeby. Raz już gościłem w tym miasteczku, ale była to tylko jedna noc w uroczym hotelu Paradaise z widokiem na jeziora Chamo i Abaya. Arba Minch to w pewnym rodzaju jakaś granica która oddziela dzikie plemiona południa od wkraczającej wielkimi krokami cywilizacji. Tu zaczynają się drogi asfaltowe, inaczej wyglądają domy, hotele i ubiory ludzi. Chcę nadmienić, że na południu są prowadzone na dużą skalę roboty drogowe i asfalt zaleje „całe południe”. Żal mi będzie tych południowych dzikich dróg, plemion które tam żyją i chatek krytych strzechą. Za kilka lat dopadnie ich cywilizacja i ubiory ze skór oraz kolorowe koraliki będą tylko wspomnieniem z naszych fotografii.
W Arba Minch warto wybrać się w dwa miejsca a mianowicie nad jezioro Chamo i do wioski Dorce w górach położonej na 2900 m npm. Na przejażdżkę po tym jeziorze najlepiej popłynąć wynajętą łodzią motorową wraz z przewodnikiem, który zaprowadzi nas do miejsc, gdzie można spotkać wielkie krokodyle, stada hipopotamów i różne ptactwo wodne a głównie czaple. Niestety jezioro nie należy do tych o błękitnej i przejrzystej wodzie, lecz jest w kolorze żółtym i bardziej przypomina olbrzymią kałużę po dużym deszczu. Jezioro otaczają szczyty gór, które przy zachodzącym słońcu mogą tworzyć niesamowite ekspozycje o pięknej i miękkiej tonacji barw dla naszych fotek.
Do wioski Dorce trzeba się wspiąć na wysokość 2900m npm jest tam czyste i rześkie powietrze którego brakowało w niższych partiach. Wieś ta ma piękne i odmienne chatki, które są jedyne w swym rodzaju na tych terenach. Ludzie tej wioski oferują piękne różno kolorowe chusty, szale i czapeczki. Kolorową regionalną czapeczkę można tam nabyć za 150 birów.
Można tu spróbować i zobaczyć jak wyrabia się tradycyjny placek z bananowca „Kocho”.
Droga powrotna jest kręta i stroma, lecz dzieci z tej wioski znają skróty by zbiec przed samochód i zaprezentować swoje regionalne tańce. Wykonują przy tym dziwne i zarazem śmieszne pozy za które warto dać kilka birów.
Opuszczając Arba Minch pożegnałem z wielkim żalem tereny południa i jedyne w swym rodzaju dzikie i fascynujące mnie plemiona. „Żal mi południa”.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.