Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
LALIBELA > ETIOPIA


Z Betehor do Lalibeli droga jest malownicza, pośród przepięknie ukształtowanych kanionów.Po stromych zjazdach, przeplatanych wioskami o owalnych chatkach, przyszła pora na strome podjazdy, bo właśnie na wysokości ok. 2500m n.p.m. leży nasze docelowe miasteczko.
Zmęczeni i znużeni długą drogą oraz temperaturą każdy z nas myślał o kąpieli i wspaniałej kolacji. Wybór padł na Mountain View Hotel, który położony jest na zboczu gór z wspaniałym widokiem na dolinę i zachodzące słońce nad szczytami gór. Za taką przyjemność trzeba zapłacić 32$ od głowy ze śniadaniem. Wszyscy byliśmy zgodni co do wyboru hotelu, bo pora była dość późna i odrobina luksusu każdemu z nas się należała.
Wczesnym rankiem, po śniadanku wyruszyliśmy na podbój Lalibeli i ósmego cudu świata. Etiopski przewodnik oprowadzał nas po świątyniach wykutych w skałach, gdzie miły chłodek okazał się zbawienny w prażącym słońcu. Od świątyni do świątyni podążał za nami opiekun naszego obuwia, który z niezwykłą pamięcią potrafił podać i założyć bez pomyłki nasze sandały ,które musieliśmy zdejmować przed każdym wejściem do kościoła. Czytałem o tym wcześniej, ale myślałem, że jest w tym trochę przesady, lecz szybko się przekonałem, że jest to prawda.
Strudzeni zwiedzaniem tych świętych miejsc, udaliśmy się na posiłek do gospody prowadzonej przez etiopską rodzinę .Przed wejściem zobaczyliśmy napis w języku polskim „Lalibela zapraszamy”. Wszystkim nam zrobiło się bardzo miło domyślając się, że przed nami gościli tu Polacy.
W bardzo skromnym wnętrzu panowała domowa atmosfera. Gospodyni jak i jej rodzina byli bardzo mili, że zdecydowaliśmy się na pizzę w wydaniu etiopskim. Oczywiście, odbiegała w jakości i smaku od tych wyrabianych w naszym kraju, ale to w tym momencie nie miało większego dla nas znaczenia. Po wypiciu zimnego piwa (8 bir- ok. 2,5zł) Sisej, bo tak miała na imię właścicielka gospody i po wcześniejszej zmianie ubioru, zaprosiła nas na ceremonię parzenia kawy. Było to miłe z jej strony gdyż tak jak zrozumieliśmy było to w pewnym stopniu podziękowaniem za odwiedziny tego miejsca. Ta ceremonia miała początek od palenia zielonej kawy, poprzez ubijanie w moździerzu metalową śrubą, aż do momentu podania na stół. Wszystko to odbywało się w miłej i pogodnej atmosferze i zapachu etiopskich kadzideł (insert).
Nie będę się tu wiele rozpisywał na temat kościołów, które głównie nas tu doprowadziły, natomiast wspomnę tylko bardzo ogólnikowo.
Lalibela położona jest na pograniczu Wyżyny Abisyńskiej i Kotliny Danakilskiej.
Miasteczko, w którym gościliśmy jest świętym miejscem w Afryce i słynie z dwunastu wykutych w litej skale monumentalnych kościołów, zbudowanych za panowania cesarza Lalibeli (1185-1225). Do najsłynniejszych trzeba zaliczyć: Bet Giorgis (Kościół św. Jerzego) wykuty na planie krzyża i Bet Medhane Alem (Kościół Odkupiciela Świata) - uznawany za największy z monolitycznych kościołów na świecie Kościoły są wykonane przez Etiopczyków, o czym świadczą motywy zdobnicze o rodzimej tradycji, jaka panowała w czasach Aksum. Legenda mówi, że nad tym niezwykłym zadaniem pracowało 40 000 robotników. Kiedy znudzeni ciężką pracą udawali się na spoczynek, nocą przy budowaniu kościołów pomagali aniołowie. Dlatego też budowa tych świątyń trwała podobno tylko 21 lat. Kościoły wpisano na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
Na koniec jeszcze nadmienię, że w Lalibeli nie ma zwyczaju żebrania przez dzieci. Drobny incydent był szybko skardzony przez dorosłych.
Istnieją tu liczne małe sklepiki, zaopatrzone w pamiątki o charakterze religijnym np. srebrne krzyże koptyjskie przypominające te miejsca.
Lalibela to wyjątkowe miejsce i polecam każdemu, kto będzie chciał do Etiopii zawitać w skromne progi świątyń tego cesarza.
C.D.N.
Zmęczeni i znużeni długą drogą oraz temperaturą każdy z nas myślał o kąpieli i wspaniałej kolacji. Wybór padł na Mountain View Hotel, który położony jest na zboczu gór z wspaniałym widokiem na dolinę i zachodzące słońce nad szczytami gór. Za taką przyjemność trzeba zapłacić 32$ od głowy ze śniadaniem. Wszyscy byliśmy zgodni co do wyboru hotelu, bo pora była dość późna i odrobina luksusu każdemu z nas się należała.
Wczesnym rankiem, po śniadanku wyruszyliśmy na podbój Lalibeli i ósmego cudu świata. Etiopski przewodnik oprowadzał nas po świątyniach wykutych w skałach, gdzie miły chłodek okazał się zbawienny w prażącym słońcu. Od świątyni do świątyni podążał za nami opiekun naszego obuwia, który z niezwykłą pamięcią potrafił podać i założyć bez pomyłki nasze sandały ,które musieliśmy zdejmować przed każdym wejściem do kościoła. Czytałem o tym wcześniej, ale myślałem, że jest w tym trochę przesady, lecz szybko się przekonałem, że jest to prawda.
Strudzeni zwiedzaniem tych świętych miejsc, udaliśmy się na posiłek do gospody prowadzonej przez etiopską rodzinę .Przed wejściem zobaczyliśmy napis w języku polskim „Lalibela zapraszamy”. Wszystkim nam zrobiło się bardzo miło domyślając się, że przed nami gościli tu Polacy.
W bardzo skromnym wnętrzu panowała domowa atmosfera. Gospodyni jak i jej rodzina byli bardzo mili, że zdecydowaliśmy się na pizzę w wydaniu etiopskim. Oczywiście, odbiegała w jakości i smaku od tych wyrabianych w naszym kraju, ale to w tym momencie nie miało większego dla nas znaczenia. Po wypiciu zimnego piwa (8 bir- ok. 2,5zł) Sisej, bo tak miała na imię właścicielka gospody i po wcześniejszej zmianie ubioru, zaprosiła nas na ceremonię parzenia kawy. Było to miłe z jej strony gdyż tak jak zrozumieliśmy było to w pewnym stopniu podziękowaniem za odwiedziny tego miejsca. Ta ceremonia miała początek od palenia zielonej kawy, poprzez ubijanie w moździerzu metalową śrubą, aż do momentu podania na stół. Wszystko to odbywało się w miłej i pogodnej atmosferze i zapachu etiopskich kadzideł (insert).
Nie będę się tu wiele rozpisywał na temat kościołów, które głównie nas tu doprowadziły, natomiast wspomnę tylko bardzo ogólnikowo.
Lalibela położona jest na pograniczu Wyżyny Abisyńskiej i Kotliny Danakilskiej.
Miasteczko, w którym gościliśmy jest świętym miejscem w Afryce i słynie z dwunastu wykutych w litej skale monumentalnych kościołów, zbudowanych za panowania cesarza Lalibeli (1185-1225). Do najsłynniejszych trzeba zaliczyć: Bet Giorgis (Kościół św. Jerzego) wykuty na planie krzyża i Bet Medhane Alem (Kościół Odkupiciela Świata) - uznawany za największy z monolitycznych kościołów na świecie Kościoły są wykonane przez Etiopczyków, o czym świadczą motywy zdobnicze o rodzimej tradycji, jaka panowała w czasach Aksum. Legenda mówi, że nad tym niezwykłym zadaniem pracowało 40 000 robotników. Kiedy znudzeni ciężką pracą udawali się na spoczynek, nocą przy budowaniu kościołów pomagali aniołowie. Dlatego też budowa tych świątyń trwała podobno tylko 21 lat. Kościoły wpisano na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
Na koniec jeszcze nadmienię, że w Lalibeli nie ma zwyczaju żebrania przez dzieci. Drobny incydent był szybko skardzony przez dorosłych.
Istnieją tu liczne małe sklepiki, zaopatrzone w pamiątki o charakterze religijnym np. srebrne krzyże koptyjskie przypominające te miejsca.
Lalibela to wyjątkowe miejsce i polecam każdemu, kto będzie chciał do Etiopii zawitać w skromne progi świątyń tego cesarza.
C.D.N.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.