Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Wyprawa na Erta Ale > ETIOPIA



https://picasaweb.google.com/104586817067765636333/ErtaAleListopad2011# link do foto relacj z wyprawy Na Erta ale i Dallol
Poranek 19-listopada, śniadanie w hotelowej restauracji- kawa, sok, jajecznica, i nieprzyzwoicie słodki dżem. Potem pakowanie... News z ostatniej chwili- mamy wziąć absolutne minimum rzeczy niezbędnych... W pośpiechu przepakowywanie by wziąć tylko jeden mały plecak, a ten mój mały i tak okazał się duży , ale już... O godz. 9 zgodnie z umową czekamy na wyjazd. Oczywiście to była Etiopska 9 i po dość napiętym czekaniu, po przepakowaniu się naszych towarzyszy podróży- czwórki Belgów, opuściliśmy Mekele już o godz. 13.
Droga na północ w kierunku Wukro była asfaltowa i obfitująca w liczne atrakcje: karawany osiołków niosących solne płyty na targ w Lalibelii, stada bydła, kilak wielbłądów i ciekawe górskie krajobrazy. Sielanka się skończyła w wiosce Agula, gdzie rozpoczęła się , jak później wyszło na jaw - ciągle jeszcze luksusowa droga gruntowa.
Po obu stronach ulicy mozaika domków/ szałasów/ niektóre murowane i pokryte blachą falistą inne zbudowane z drewnianych patyków powiązanych sznurkiem. Na takim tle mijaliśmy tubylców przyodzianych w rozmaite stroje: jedni przyodziani na biało – prawdopodobnie bogobojni muzułmanie, inni w kolorowych strojach; mężczyźni w spódnicach z chustami na głowach, kobiety też w spódnicach , ale staranniej zakryte.
Potem droga stała się bardziej górzysta, kręta i wjeżdżaliśmy coraz wyżej , coraz wyżej i tak przeprawialiśmy się przez góry sięgające 2300 m n.p.m. Atrakcyjności trudom podróżowania w 30 stopniowym upale i do tego w tumanach kurzu w samochodzie bez klimatyzacji, dodawały mijane karawany wielbłądów prowadzone przez Afarów. Widok niezwykły zwłaszcza, że były załadowane płytami soli z Danakilu do którego przecież chcemy dotrzeć. Zachwycając się tymi niezwykłościami minęliśmy Birki, Lugdo, i dotarliśmy do Berahle.
https://picasaweb.google.com/104586817067765636333/ErtaAleListopad2011#5687954583581787810 .
Tu w restauracji skleconej z patyków zjedliśmy lunch. Jadłem jajecznicę z chlebem i popijałem coca colą, inni jndżerę z różnymi sosami i gulaszem. Chwila wytchnienia , kilka zdjęć, dołączający strażnicy z kałasznikowami i dalsza droga... skończyła się jakiś kilometr za Berahle zmianą dwóch kół przy drugim aucie. Gdy koła wymieniliśmy auto musiało wracać do agencji a my nocowaliśmy pod gwiazdami na dziedzińcu szkoły we wspomnianej wiosce. Dość gwałtowne wdrożenie w prawidła tutejszego życia , ale ten pokój hotelowy okazał się cudownym miejscem !
20 listopada
Pobudka o 6 rano i start o godzinie 7 w dalszą drogę i tak wśród kurzu i upału przemierzaliśmy kolejne kilometry mijając Hamed Ela / wioska bez elektryczności na całkowitym pustkowiu. Po krótkim postoju pojechaliśmy dalej do Glisa, gdzie w kolejnej patykowej restauracji zjedliśmy lunch.
Następny postój już u podnóża Erta Ale w nie zamieszkiwane na stałe przystani/osadzie dla afarskich karawan - El Dom. Tu zjedliśmy obiadokolacje i przygotowaliśmy się do wymarszu.
Ok. godz. 18 zamieniwszy auta na wielbłąda z naszymi tobołkami rozpoczęliśmy marsz ku zionącej ogniem wulkanicznej bestii. Napawając się widokami mieniących w blasku zachodzącego słońca, dziwacznie zastygłych potoków lawy wspinaliśmy się na szczyt. Po 3 godzinach trekkingu, już w całkowitych ciemnościach doszliśmy do bazy z szałasami usytuowanej przy krawędzi kaldery. Domki , podobnie jak te w El Dom u podnóża wulkanu zbudowane są bazaltowych kamieni i pokryte dachem z konarów drzew i słomy. Miejsce niezwykłe! Surowe, pozbawione jakiejkolwiek roślinności bazaltowe zbocze; wszechobecna ciemność; bezchmurne niebo z wyraźnie widoczną Drogą Mleczną i szałasy poustawiane niemal na krawędzi krateru! Pojawiło się we mnie też wielkie rozczarowanie, bo spodziewałem się ognia, kotłującej się lawy, a tu cisza, spokój i ciemność. Gdzieś w oddali jakaś czerwona poświata jakby od żarzącego się ogniska. ale nie tego szukałem!
Janusz! Myślę sobie w duchu- zaczekaj ! Nie wybuchaj jeszcze! Może się ta lawa gdzieś znajdzie!
Ustaliliśmy gdzie, kto będzie spał, gdzie rozłożyć nasze tobołki i poszliśmy w stronę wewnętrznej krawędzi krateru by po pionowej ścianie zejść jakieś 20-30 metrów niżej. Znaleźliśmy się na gruncie przypominającym targaną wiatrem tafle jeziora tyle, że zamarłą w bezruchu, czarną i trzeszczącą jakby za chwile miała się zarwać pod naszym ciężarem.
Zastygła lawa po której szliśmy ma strukturę .. francuskiego ciastka... karpatki... Cienkie pofalowane warstwy pumeksowej skały poprzedzielane powietrzną pustką, do tego bardzo kruche, na szczęście wysokości miedzy poszczególnymi warstwami są nie wielkie ok.10, 20 cm, większe 50-80cm zdarzają się rzadko. Kroczenie w ciemnościach rozpraszanych jedynie skromnym światłem czołówki po takim podłożu było bardzo emocjonującym przeżyciem.
Po przebyciu ok. 300 metrów doszliśmy do kolejnej krawędzi kaldery. Teraz nie mogłem oderwać wzroku od magicznego, ognistego jeziorka przystrojonego rozżarzonymi do białości gejzerami lawy. Delikatna czarna powłoka zdawała się pękać w coraz to nowszych miejscach i ciągle tworzyły się nowe ogniście - żółto - pomarańczowo -czerwone wzory, jakby pajęczyny . Co chwile wybijały się nowe gejzery lawy tworząc swoisty pokaz zimnych ogni. Widowisko zapierające dech w piersiach!! Do tego uderzające podmuchy ciepła, o aromacie wulkanicznej bestii i jej złowieszcze pomruki...
Jak podaje przewodnik po Etiopii Bradt Erta Ale "wznosi się na z depresji na wysokość 613m n.p.m. Jest to wulkan tarczowy z podstawą o średnicy30 km i kalderą o powierzchni 1 km². W kalderze znajdują się dwa kratery. Większy położony bardziej na północ, obecnie jest nie aktywny choć w latach 1968 -73 utrzymywało się w na jego powierzchni jezioro lawy. Drugi, mniejszy, elipsoidalny znajduje się w środku i zawiera jedyne na świecie stałe jezioro lawy, które ma 60m szerokości i 100metrów długości.
W latach 2004-2005 zaobserwowano spore zmiany w aktywności Erta Ale, m.in. wysoki poziom emisji gazów, erupcje szczelinowe na północnym zboczu i nowe pęknięcia na południowym kraterze, które spowodowało wypłynięcie lawy i uformowanie 20-metrowego wzniesienia na krawędzi krateru. W ostatnich latach zanotowano również kilka trzęsień ziemi w pobliżu Erta Ale, co może sugerować że niedługo wystąpi duży wybuch.
Trudno było oderwać wzrok i opanować zachwyt, w końcu jednak zmęczenie wzięło górę i wróciliśmy do szałasów ustawionych na szczycie Erta Ale, by pod baldachimem rozgwieżdżonego nieba położyć się do snu.
21 listopada Przed świtem pobudka i oglądanie wulkanu w świetle słońca. Za dnia zupełnie inaczej wyglądała powłoka po, której zmierzaliśmy do lawowego jeziora. Poplątane warkocze zastygłej lawy -miejscami jeszcze gorące- tworzyły mnóstwo sklepień, które pod naszym ciężarem zdawały się kruszyć i zapadać, Ogromna przestrzeń zalana zastygłą lawą budzi przerażenie wobec nie okiełznanego żywiołu.
Za dnia widać też żółtawy nalot na szczycie krateru i jakby misterną pajęczynę ze szklanego włókna wyłapującą opary siarki. Widok tak niezwykły, egzotyczny że trudno nasycić oczy jednak czas wracać do obozu. Przed nami 3 godziny marszu tyle, że w parzących promieniach słońca. W świetle dnia widać złowieszcze zbocza wulkanu pacyfikowane przez kępy traw i krzewów, które odzyskują obszar niegdyś zagarnięty przez wulkan.
Gdy doszliśmy do afarskich szałasów już czekało na nas późne śniadanie i powrót do Hamed Ela. Droga zdawała się jeszcze dłużej biec przez lawowe pustkowia , potem pastwiska walczące z pustynnymi piaskami , zapadliska tektoniczne , osady Afarów i ich stada, aż na horyzoncie pojawiło się kilkadziesiąt szałasów i górująca nad nimi antena miejscowej jednostki wojskowej. Dotarliśmy w porze obiadokolacji, więc trzeba było szybko zorganizować miejsca do spania - ponownie pod gołym niebem, ale tym razem na oryginalnych plecionych przez Afarów łóżkach. Stelaż z lekko ociosanych konarów drzew a materac to hamak/siatka linek plecionych z trawy. Po ustawieniu łóżek w miejscach gdzie nie wiało tak bardzo, a wiało wszędzie, kolejny raz ze zdumieniem patrzyłem na błyskawicznie następujący zachód słońca.
Zdumiewające jest jak w takich warunkach mogą funkcjonować ludzie. Po horyzont otwarta przestrzeń żadnych krzewów, roślin tylko kamienna pustynia z niewielkimi jakby rowami w których zalegały śmieci. Egzotycznym był też permanentnie wiejący silny wiatr, który porywał wszystko co nie było obciążone kamieniami. Przez całą dobę wiał z jednostajną sił i w jednym kierunku niczym wielki wentylator. Wyprana przeze mnie koszula wisiał w poziomie i po 30 minutach była sucha. Muskani takim właśnie powietrzem zasypialiśmy po kolejnym dniu wojaży.
Zamieszczam link do foto relacji z tej wyprawy i do zdjęc zlokalizowanych na mapie https://picasaweb.google.com/104586817067765636333/ErtaAleListopad2011#
Poranek 19-listopada, śniadanie w hotelowej restauracji- kawa, sok, jajecznica, i nieprzyzwoicie słodki dżem. Potem pakowanie... News z ostatniej chwili- mamy wziąć absolutne minimum rzeczy niezbędnych... W pośpiechu przepakowywanie by wziąć tylko jeden mały plecak, a ten mój mały i tak okazał się duży , ale już... O godz. 9 zgodnie z umową czekamy na wyjazd. Oczywiście to była Etiopska 9 i po dość napiętym czekaniu, po przepakowaniu się naszych towarzyszy podróży- czwórki Belgów, opuściliśmy Mekele już o godz. 13.
Droga na północ w kierunku Wukro była asfaltowa i obfitująca w liczne atrakcje: karawany osiołków niosących solne płyty na targ w Lalibelii, stada bydła, kilak wielbłądów i ciekawe górskie krajobrazy. Sielanka się skończyła w wiosce Agula, gdzie rozpoczęła się , jak później wyszło na jaw - ciągle jeszcze luksusowa droga gruntowa.
Po obu stronach ulicy mozaika domków/ szałasów/ niektóre murowane i pokryte blachą falistą inne zbudowane z drewnianych patyków powiązanych sznurkiem. Na takim tle mijaliśmy tubylców przyodzianych w rozmaite stroje: jedni przyodziani na biało – prawdopodobnie bogobojni muzułmanie, inni w kolorowych strojach; mężczyźni w spódnicach z chustami na głowach, kobiety też w spódnicach , ale staranniej zakryte.
Potem droga stała się bardziej górzysta, kręta i wjeżdżaliśmy coraz wyżej , coraz wyżej i tak przeprawialiśmy się przez góry sięgające 2300 m n.p.m. Atrakcyjności trudom podróżowania w 30 stopniowym upale i do tego w tumanach kurzu w samochodzie bez klimatyzacji, dodawały mijane karawany wielbłądów prowadzone przez Afarów. Widok niezwykły zwłaszcza, że były załadowane płytami soli z Danakilu do którego przecież chcemy dotrzeć. Zachwycając się tymi niezwykłościami minęliśmy Birki, Lugdo, i dotarliśmy do Berahle.
https://picasaweb.google.com/104586817067765636333/ErtaAleListopad2011#5687954583581787810 .
Tu w restauracji skleconej z patyków zjedliśmy lunch. Jadłem jajecznicę z chlebem i popijałem coca colą, inni jndżerę z różnymi sosami i gulaszem. Chwila wytchnienia , kilka zdjęć, dołączający strażnicy z kałasznikowami i dalsza droga... skończyła się jakiś kilometr za Berahle zmianą dwóch kół przy drugim aucie. Gdy koła wymieniliśmy auto musiało wracać do agencji a my nocowaliśmy pod gwiazdami na dziedzińcu szkoły we wspomnianej wiosce. Dość gwałtowne wdrożenie w prawidła tutejszego życia , ale ten pokój hotelowy okazał się cudownym miejscem !
20 listopada
Pobudka o 6 rano i start o godzinie 7 w dalszą drogę i tak wśród kurzu i upału przemierzaliśmy kolejne kilometry mijając Hamed Ela / wioska bez elektryczności na całkowitym pustkowiu. Po krótkim postoju pojechaliśmy dalej do Glisa, gdzie w kolejnej patykowej restauracji zjedliśmy lunch.
Następny postój już u podnóża Erta Ale w nie zamieszkiwane na stałe przystani/osadzie dla afarskich karawan - El Dom. Tu zjedliśmy obiadokolacje i przygotowaliśmy się do wymarszu.
Ok. godz. 18 zamieniwszy auta na wielbłąda z naszymi tobołkami rozpoczęliśmy marsz ku zionącej ogniem wulkanicznej bestii. Napawając się widokami mieniących w blasku zachodzącego słońca, dziwacznie zastygłych potoków lawy wspinaliśmy się na szczyt. Po 3 godzinach trekkingu, już w całkowitych ciemnościach doszliśmy do bazy z szałasami usytuowanej przy krawędzi kaldery. Domki , podobnie jak te w El Dom u podnóża wulkanu zbudowane są bazaltowych kamieni i pokryte dachem z konarów drzew i słomy. Miejsce niezwykłe! Surowe, pozbawione jakiejkolwiek roślinności bazaltowe zbocze; wszechobecna ciemność; bezchmurne niebo z wyraźnie widoczną Drogą Mleczną i szałasy poustawiane niemal na krawędzi krateru! Pojawiło się we mnie też wielkie rozczarowanie, bo spodziewałem się ognia, kotłującej się lawy, a tu cisza, spokój i ciemność. Gdzieś w oddali jakaś czerwona poświata jakby od żarzącego się ogniska. ale nie tego szukałem!
Janusz! Myślę sobie w duchu- zaczekaj ! Nie wybuchaj jeszcze! Może się ta lawa gdzieś znajdzie!
Ustaliliśmy gdzie, kto będzie spał, gdzie rozłożyć nasze tobołki i poszliśmy w stronę wewnętrznej krawędzi krateru by po pionowej ścianie zejść jakieś 20-30 metrów niżej. Znaleźliśmy się na gruncie przypominającym targaną wiatrem tafle jeziora tyle, że zamarłą w bezruchu, czarną i trzeszczącą jakby za chwile miała się zarwać pod naszym ciężarem.
Zastygła lawa po której szliśmy ma strukturę .. francuskiego ciastka... karpatki... Cienkie pofalowane warstwy pumeksowej skały poprzedzielane powietrzną pustką, do tego bardzo kruche, na szczęście wysokości miedzy poszczególnymi warstwami są nie wielkie ok.10, 20 cm, większe 50-80cm zdarzają się rzadko. Kroczenie w ciemnościach rozpraszanych jedynie skromnym światłem czołówki po takim podłożu było bardzo emocjonującym przeżyciem.
Po przebyciu ok. 300 metrów doszliśmy do kolejnej krawędzi kaldery. Teraz nie mogłem oderwać wzroku od magicznego, ognistego jeziorka przystrojonego rozżarzonymi do białości gejzerami lawy. Delikatna czarna powłoka zdawała się pękać w coraz to nowszych miejscach i ciągle tworzyły się nowe ogniście - żółto - pomarańczowo -czerwone wzory, jakby pajęczyny . Co chwile wybijały się nowe gejzery lawy tworząc swoisty pokaz zimnych ogni. Widowisko zapierające dech w piersiach!! Do tego uderzające podmuchy ciepła, o aromacie wulkanicznej bestii i jej złowieszcze pomruki...
Jak podaje przewodnik po Etiopii Bradt Erta Ale "wznosi się na z depresji na wysokość 613m n.p.m. Jest to wulkan tarczowy z podstawą o średnicy30 km i kalderą o powierzchni 1 km². W kalderze znajdują się dwa kratery. Większy położony bardziej na północ, obecnie jest nie aktywny choć w latach 1968 -73 utrzymywało się w na jego powierzchni jezioro lawy. Drugi, mniejszy, elipsoidalny znajduje się w środku i zawiera jedyne na świecie stałe jezioro lawy, które ma 60m szerokości i 100metrów długości.
W latach 2004-2005 zaobserwowano spore zmiany w aktywności Erta Ale, m.in. wysoki poziom emisji gazów, erupcje szczelinowe na północnym zboczu i nowe pęknięcia na południowym kraterze, które spowodowało wypłynięcie lawy i uformowanie 20-metrowego wzniesienia na krawędzi krateru. W ostatnich latach zanotowano również kilka trzęsień ziemi w pobliżu Erta Ale, co może sugerować że niedługo wystąpi duży wybuch.
Trudno było oderwać wzrok i opanować zachwyt, w końcu jednak zmęczenie wzięło górę i wróciliśmy do szałasów ustawionych na szczycie Erta Ale, by pod baldachimem rozgwieżdżonego nieba położyć się do snu.
21 listopada Przed świtem pobudka i oglądanie wulkanu w świetle słońca. Za dnia zupełnie inaczej wyglądała powłoka po, której zmierzaliśmy do lawowego jeziora. Poplątane warkocze zastygłej lawy -miejscami jeszcze gorące- tworzyły mnóstwo sklepień, które pod naszym ciężarem zdawały się kruszyć i zapadać, Ogromna przestrzeń zalana zastygłą lawą budzi przerażenie wobec nie okiełznanego żywiołu.
Za dnia widać też żółtawy nalot na szczycie krateru i jakby misterną pajęczynę ze szklanego włókna wyłapującą opary siarki. Widok tak niezwykły, egzotyczny że trudno nasycić oczy jednak czas wracać do obozu. Przed nami 3 godziny marszu tyle, że w parzących promieniach słońca. W świetle dnia widać złowieszcze zbocza wulkanu pacyfikowane przez kępy traw i krzewów, które odzyskują obszar niegdyś zagarnięty przez wulkan.
Gdy doszliśmy do afarskich szałasów już czekało na nas późne śniadanie i powrót do Hamed Ela. Droga zdawała się jeszcze dłużej biec przez lawowe pustkowia , potem pastwiska walczące z pustynnymi piaskami , zapadliska tektoniczne , osady Afarów i ich stada, aż na horyzoncie pojawiło się kilkadziesiąt szałasów i górująca nad nimi antena miejscowej jednostki wojskowej. Dotarliśmy w porze obiadokolacji, więc trzeba było szybko zorganizować miejsca do spania - ponownie pod gołym niebem, ale tym razem na oryginalnych plecionych przez Afarów łóżkach. Stelaż z lekko ociosanych konarów drzew a materac to hamak/siatka linek plecionych z trawy. Po ustawieniu łóżek w miejscach gdzie nie wiało tak bardzo, a wiało wszędzie, kolejny raz ze zdumieniem patrzyłem na błyskawicznie następujący zachód słońca.
Zdumiewające jest jak w takich warunkach mogą funkcjonować ludzie. Po horyzont otwarta przestrzeń żadnych krzewów, roślin tylko kamienna pustynia z niewielkimi jakby rowami w których zalegały śmieci. Egzotycznym był też permanentnie wiejący silny wiatr, który porywał wszystko co nie było obciążone kamieniami. Przez całą dobę wiał z jednostajną sił i w jednym kierunku niczym wielki wentylator. Wyprana przeze mnie koszula wisiał w poziomie i po 30 minutach była sucha. Muskani takim właśnie powietrzem zasypialiśmy po kolejnym dniu wojaży.
Zamieszczam link do foto relacji z tej wyprawy i do zdjęc zlokalizowanych na mapie https://picasaweb.google.com/104586817067765636333/ErtaAleListopad2011#
Schodząc z niewątpliwie magicznej góry miałem uczucie spełniania marzeń. Przez chwile zgasła ciekawość reszty Etiopii! Wrażenia trudne do wyyrażenia słowami. Po powrocie do Addis okazało się że turyści którzy próbowali dotrzeć na wulkan dwa dni po nas zostali zawrtóceni do domu ze względu na niepokoje na granicy z Erytreą. Nasz radość był tym większa , że dane było nam zobaczyć te niezwykłośći natury!
Dodane komentarze
Naturell 2012-01-17 21:59:37
Niezwykle ciekawa relacja. Mało wiedziałam o tym zakątku. Podziwiam za dotarcie tamPrzydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.