Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Starożytne stolice Chin > CHINY
jedrzej relacje z podróży
Po kilkudniowym pobycie w Pekinie postanowiliśmy zacząć zwiedzanie Państwa Środka. Jeszcze w Polsce opracowaliśmy kilka tras. Jedną z nich była podróż szlakiem starożytnych stolic Imperium Chińskiego. Pierwszym celem był Datong miasto położone w prowincji Shanxi, starożytna stolica dynastii Północnych Wei w V wieku. Następnie zamierzaliśmy udać się do Luoyangu, leżącego w dolinie Żółtej Rzeki, stolicy Północnej dynastii Wei w VI wieku. Najważniejszym punktem tej trasy miała być jednak wizyta w X’ianie, pierwszej stolicy Cesarstwa Chińskiego przed dwa tysiące dwustu latami.
Starożytne stolice Chin.
Pociąg do Datongu odjeżdżał ze stacji Beijing West. Jest to olbrzymi dwukondygnacyjny budynek w stylu „radzieckich pałaców” użyteczności publicznej. Poziom górny jest przeznaczony dla odjeżdżających. Znajduje się na wysokości drugiego-trzeciego piętra i prowadzi do niego podjazd dla taksówek. Wewnątrz znajdują się sklepy, bary oraz duże poczekalnie gdzie podróżni oczekują na wjazd pociągu. Dopiero wówczas, po sprawdzeniu biletów, są wpuszczani na peron. Jest to procedura obowiązująca w całych Chinach. Ponadto są osobne poczekalnie dla pasażerów klasy pierwszej i drugiej. Na kondygnację dolną są kierowani podróżni przyjeżdżający do Pekinu. Znajdują się tam postoje taksówek oraz podjazdy dla autobusów.
Podróż odbyliśmy w „hard sleeper” czyli odpowiedniku polskiej kuszetki. W wagonie, pozbawionym przedziałów, znajdował się trzypoziomowy rząd leżanek przedzielonych bocznymi ściankami. Naprzeciw, pod oknami, były umieszczone stoliki i rozkładane krzesełka. Podczas podróży stewardzi roznosili napoje i jedzenie. Była to jedyna okazja aby się posilić. Przekonałem się o tym osobiście. Gdyż, po udaniu się do wagonu restauracyjnego stwierdziłem, że został on zaanektowany przez załogę na pomieszczenie socjalne. Konduktorzy przebierali się, wypełniali jakieś formularze, posilali się kanapkami itp. Mną nikt się nie interesował. Posiedziałem więc około pół godziny przy pustym stoliku i wróciłem głodny na swoje miejsce.
Trasa Pekin-Datong biegnie górzystą częścią pustyni Gobi. Za oknami pociągu przesuwały się strome, pozbawione roślinności i poprzecinane głębokimi wąwozami góry. Wszystko w różnych odcieniach brązu.
Po sześciu godzinach dojechaliśmy na miejsce. Bezpośrednio na dworcu wykupiliśmy wycieczkę po najciekawszych zabytkach Datongu i okolicy, na następny dzień i udaliśmy się do hotelu. Wieczór spędziliśmy, spacerując po centrum miasta. Na kolację wybraliśmy typową restauracje. Gdy podano nam menu okazało się, że jest ono wyłącznie w języku chińskim. Zaczęliśmy się śmiać zresztą razem z kelnerką, która zrozumiała komizm sytuacji. Skończyło się na tym, że zaprowadziła nas do kuchni gdzie wybraliśmy potrawy. Moje zdziwienie wywołał fakt, że wszyscy pracownicy byli w maseczkach z gazy. Jedzenie było wyśmienite.
Cały następny dzień spędziliśmy zwiedzając atrakcje turystyczne Datongu i okolicy. Najpierw udaliśmy się do kanionu Jinlong, aby zwiedzić Wiszący Klasztor. Jest to drewniana budowla z VI wieku zbudowana na pionowej skale. Cała konstrukcja jest oparta na drągach osadzonych pod kątem w zboczu kanionu. Szczególnie warta wzmianki jest Sala Trzech Religii, ze znajdującymi się wewnątrz posągami: Buddy, Laoziego oraz Konfucjusza.
Drugim zabytkiem, który odwiedziliśmy tego dnia były Groty Yungang. Jest to szereg grot wykutych w zboczu góry Wutai, wypełnionych posągami Buddy o różnej wielkości, od kilkunastu centymetrów do kilkunastu metrów. Znajduje się tam ponad pięćdziesiąt tysięcy rzeźb. Na terenie Chin znajdują się trzy podobne miejsca, drugie Groty Longmen zwiedziliśmy za dwa dni.
Późne popołudnie spędziliśmy, spacerując po centrum Datongu. Obejrzeliśmy Ścianę Dziewięciu Smoków. Jest to długi na około 45 metrów mur wyłożony zielonymi, ceramicznymi płytkami, na którym są umieszczone wizerunki smoków w kolorze złotym. Ściany takie były budowane w całych północnych Chinach w celu ochrony świątyń czy pałaców przed złymi duchami. Zwiedziliśmy także klasztor Huayan z czasów dynastii Liao (X-XI wiek). Znajduje się w nim pawilon Mahavira, będący jedną z największych budowli świątynnych w Chinach. Wewnątrz pawilonu można podziwiać kilkadziesiąt naturalnej wielkości posągów bodhisattwów.
Następnym celem naszej podróży był Luoyang położony tysiąc kilometrów na południe, w prowincji Henan, nad Żółtą Rzeką, w centrum historycznym Chin. W podróż wyruszyliśmy wieczorem a zajęła nam osiemnaście godzin. Odbyliśmy ją w „soft sleeper” czyli slipingu. Jest to przedział o czterech łóżkach, czasami przy każdym znajduje się wbudowany telewizor. Na wyposażeniu przedziału jest również duży termos z gorącą wodą. Od rana mogłem zacząć obserwację krajobrazu przesuwającego się za oknami pociągu. Był to teren wyżynny poprzecinany głębokimi jarami, ale czym dalej na południe bardziej pokryty roślinnością. Zaczęły się pojawiać uprawy. Czasami widać było pracujących chłopów. Zwróciłem uwagę, że nigdzie nie widziałem maszyn rolniczych, wszystkie prace wykonywano przy pomocy zwierząt bądź ludzi. Na miejscu byliśmy wczesnym popołudniem.
Zaraz po zameldowaniu się w hotelu udaliśmy się do szpitala. Jeszcze w samolocie Ani napuchł środkowy palec lewej ręki. Potem pojawiła się ropa i należało coś z tym zrobić. W szpitalu skierowano nas na oddział chirurgiczny, gdzie natychmiast moja żona została zabrana do gabinetu zabiegowego. Ja zostałem na korytarzu. Po chwili nie wytrzymałem i zajrzałem do środka. Zobaczyłem Anię leżącą na stole zabiegowym oraz trzech pochylonych nad nią, w gazowych maseczkach, lekarzy. Wkrótce zabieg dobiegł końca i po zapłaceniu za usługę około dwudziestu złotych mogliśmy udać się na zwiedzanie. Zabieg okazał się sukcesem chińskiej medycyny gdyż palec zagoił się bez żadnych komplikacji.
Nazajutrz z rana pojechaliśmy nad rzekę Yi, w której klifowym brzegu, zostały wykute buddyjskie Groty Longmen. Powstawały one w okresie od VI wieku, po tym jak stolica Północnych Wei została przeniesiona z Datongu do Luoyangu do czasów dynastii Tang. Kompleks składa się z niemal 1400 grot. Umieszczono w nich ponad sto tysięcy posągów Buddy oraz 2800 inskrypcji. Największy siedemnastometrowy posąg znajduje się w grocie Modłów Za Przodków. Został tam umieszczony w czasach dynastii Tang i ma podobno twarz jednej z władczyń tej dynastii.
Popołudniu zwiedziliśmy świątynię Białego Konia (Baima Si). Jest to pierwsza buddyjska świątynia zbudowana w Chinach. Składa się, jak wszystkie świątynie buddyjskie, z kilku pawilonów wybudowanych jeden za drugim na osi północ-południe. Znajdują się w nich posągi różnych wcieleń Buddy w otoczeniu arhantów lub bodhisattwów. Przed pawilonami są ustawione żelazne trójnogi, w których wierni palą trociczki. Po bokach umieszczono szereg pawilonów pomocniczych oraz obowiązkowo wieżę bębna i wieżę dzwonu. Świątynia zawsze budowana jest w miejscu wybranym przez specjalistów od feng-shui.
Przedpołudnie ostatniego dnia pobytu w Luoyangu spędziliśmy w Parku Królewskim, uczestnicząc w odbywającym się właśnie Święcie Piwonii, która jest narodowym kwiatem Chińczyków. Parki w Państwie Środka różnią się od europejskich. Są ogrodzone a za wstęp jest pobierana opłata. W środku znajdują się pieczołowicie pielęgnowane trawniki, klomby z kwiatami, stylowe pawilony oraz stawy, w których pływają czerwone ryby. Czasami znajdują się w nich ogrody zoologiczne jak również budowle w stylu starożytnych dynastii.
Popołudniu wyjechaliśmy do X’ianu w prowincji Shaanxi. Jest to jedno z najbardziej znanych miast chińskich. Pod nazwą Changan było stolicą dynastii Zhou, Qin i Han a następnie, po kilkuset latach, Sui oraz Tang (łącznie ponad dziesięć wieków). Tutaj zaczynał się Jedwabny Szlak. Również w dwudziestym wieku dokonano w tych okolicach jednego z największych odkryć w historii archeologii. Chodzi o odkopanie Armii Terakotowej, strzegącej grobowca pierwszego cesarza Chin, Shi Huangdi z dynastii Qin.
W X’ianie spędziliśmy cztery dni. Nie będę tutaj wyliczał wszystkich zabytków, które odwiedziliśmy w tym czasie, wspomną tylko o tym co najbardziej utkwiło mi w pamięci.
Jest to jedno z niewielu miast, w którym centrum jest otoczone murem obronnym. Obecny, zbudowany na podwalinach starych murów Zakazanego Miasta dynastii Tang, tworzy prostokąt o obwodzie ponad czternastu kilometrów. Ma dwanaście metrów wysokości oraz od dwunastu do piętnastu metrów szerokości u góry. Na każdym wierzchołku prostokąta umieszczono wieżę obserwacyjną. W murze znajduje się wiele bram prowadzących do miasta zaopatrzonych w wieże obronne. Po wejściu na szczyt rozciąga się wspaniały widok na miasto. Wielkość tej budowli zrobiła na mnie duże wrażenie.
W samym centrum X’ianu stoi Wieża Dzwonu zbudowana w stylu chińskim tuż obok znajduje się nowoczesne centrum handlowe, takie jakie można spotkać w wielu miastach Europy. Kilkadziesiąt metrów dalej w kierunku zachodnim znajduje się Wieża Bębna a tuż za nią Dzielnica Islamska. Rejon ten rozciągający się wokół Wielkiego Meczetu zachował unikalny klimat. Wchodząc odnosi się wrażenie, że czas się tutaj zatrzymał wąskie uliczki przy, których stoją małe gliniane domki, stragany, warsztaty rzemieślnicze oraz barwny tłum tworzą niepowtarzalny klimat typowy dla krajów arabskich. To zderzenie trzech kultur sprawiło na mnie niezapomniane wrażenie.
Mauzoleum pierwszego cesarza Chin, Qin Shi Huangdi znajduje się za miastem. Można dostać się tam autobusem turystycznym, który odjeżdża spod hotelu Jiefang koło dworca kolejowego. Grobowiec Cesarza jest piramidą o wysokości kilkudziesięciu metrów i półtora kilometrowym obwodzie, usypaną z ziemi. Budowało ją siedemset tysięcy ludzi. Podobno wewnątrz piramidy znajdują się nieprzebrane skarby ale do tej pory władze Chin nie wydały zgody na prace wykopaliskowe. Na szczyt piramidy prowadzą szerokie schody. Natomiast u jej podnóża odbywają się często przedstawienia. Ubrani w stroje z epoki, aktorzy wykonują wojenne tańce. Nieopodal znajduje się Muzeum Armii Terakotowej. Wykopana przypadkiem, w połowie lat siedemdziesiątych, składa się z siedmiu tysięcy naturalnej wielkości wojowników, mających strzec bezpieczeństwa Cesarza. Obecnie główna część „armii” została zgromadzona w dużym pawilonie, gdzie można ją podziwiać. W drugim pawilonie muzeum można obejrzeć poszczególne postacie wojowników, koni i rydwanów bojowych. Stan „armii” w chwili odkrycia jest eksponowany w trzecim pawilonie. Na miejscu można także obejrzeć film o tym jak armia powstawała, jak po śmierci Cesarza została splądrowana i pozbawiono posagi uzbrojenia oraz jak po dwu tysiącach dwustu lat została na nowo odkryta.
Ponieważ w X’ianie czas upływał nam na intensywnym zwiedzaniu, chciałbym w tym miejscu poświęcić kilka słów „technice” dostawania się do interesujących nas obiektów. W kraju, w którym, prawie wszyscy posługują się wyłącznie językiem narodowym nie mogliśmy liczyć na dogadanie się po angielsku, zatem musieliśmy sobie radzić inaczej. W Pascalu nazwy wielu znanych zabytków są napisane „chińskimi znakami”. Przed wyjazdem Ania wykonała ich ksero a następnie w hotelu, prosiliśmy obsługę o wypisanie numerów autobusów dojeżdżających do tych miejsc. Już w pojeździe, pokazując kartkę, prosiliśmy kierowcę lub konduktora o wskazanie przystanku, na którym należało wysiąść. Innym sposobem była prośba do recepcjonisty o napisanie po chińsku nazwy interesującego nas obiektu oraz numeru linii autobusowej. W ten sposób radziliśmy sobie w całych Chinach.
Wspomnę jeszcze o jednym incydencie, który przydarzył się nam zaraz po przybyciu do X’ianu. Jeszcze w Polsce nawiązaliśmy kontakt z agentem turystycznym panem Libo, z którym umówiliśmy się w hotelu Jiefang, znajdującym się bezpośrednio przy stacji kolejowej. Pan Libo miał zorganizować naszą dalszą podróż, z wyjątkiem pobytu w Guilinie i Jangshuo. Zaraz po przyjeździe gdy wmieszani w tłum podróżnych, opuszczaliśmy dworzec, podszedł do nas młody mężczyzna proponując hotel. Powiedziałem, że mamy już zarezerwowany pokój w Jiefangu. Wówczas zaoferował się, że nas tam zaprowadzi. Po przejściu kilkuset metrów weszliśmy do budynku opisanego przy wejściu tylko chińskimi znakami. Na moje pytanie nasz przewodnik zapewnił mnie, że jest to właściwy hotel. Jakie było nasze zdziwienie gdy na recepcji nikt nie słyszał o panu Libo. Wzbudziło to nasze podejrzenie i zażądaliśmy udostępnienia nam telefonu. Podczas gdy Ania rozmawiała z agentem nasz „przewodnik” ulotnił się jak kamfora. Oczywiście okazało się, ze padliśmy ofiarą zwykłego naganiacza. Po upływie paru minut pojawił się pracownik hotelu Jiefang i zaprowadził nas na miejsce. Wspominam o tym dlatego, że w kraju buddyjskim, a takim są Chiny, oszustwo wiąże się z tak zwaną utratą twarzy co jest bardzo potępiane społecznie i zdarza się bardzo rzadko.
Ostatniego dnia pobytu w X’anie przed południem zwiedziliśmy taoistyczną Świątynią Ośmiu Nieśmiertelnych a po południu odlecieliśmy do Guilinu w prowincji Guangxi na spotkanie mogotów.
Pociąg do Datongu odjeżdżał ze stacji Beijing West. Jest to olbrzymi dwukondygnacyjny budynek w stylu „radzieckich pałaców” użyteczności publicznej. Poziom górny jest przeznaczony dla odjeżdżających. Znajduje się na wysokości drugiego-trzeciego piętra i prowadzi do niego podjazd dla taksówek. Wewnątrz znajdują się sklepy, bary oraz duże poczekalnie gdzie podróżni oczekują na wjazd pociągu. Dopiero wówczas, po sprawdzeniu biletów, są wpuszczani na peron. Jest to procedura obowiązująca w całych Chinach. Ponadto są osobne poczekalnie dla pasażerów klasy pierwszej i drugiej. Na kondygnację dolną są kierowani podróżni przyjeżdżający do Pekinu. Znajdują się tam postoje taksówek oraz podjazdy dla autobusów.
Podróż odbyliśmy w „hard sleeper” czyli odpowiedniku polskiej kuszetki. W wagonie, pozbawionym przedziałów, znajdował się trzypoziomowy rząd leżanek przedzielonych bocznymi ściankami. Naprzeciw, pod oknami, były umieszczone stoliki i rozkładane krzesełka. Podczas podróży stewardzi roznosili napoje i jedzenie. Była to jedyna okazja aby się posilić. Przekonałem się o tym osobiście. Gdyż, po udaniu się do wagonu restauracyjnego stwierdziłem, że został on zaanektowany przez załogę na pomieszczenie socjalne. Konduktorzy przebierali się, wypełniali jakieś formularze, posilali się kanapkami itp. Mną nikt się nie interesował. Posiedziałem więc około pół godziny przy pustym stoliku i wróciłem głodny na swoje miejsce.
Trasa Pekin-Datong biegnie górzystą częścią pustyni Gobi. Za oknami pociągu przesuwały się strome, pozbawione roślinności i poprzecinane głębokimi wąwozami góry. Wszystko w różnych odcieniach brązu.
Po sześciu godzinach dojechaliśmy na miejsce. Bezpośrednio na dworcu wykupiliśmy wycieczkę po najciekawszych zabytkach Datongu i okolicy, na następny dzień i udaliśmy się do hotelu. Wieczór spędziliśmy, spacerując po centrum miasta. Na kolację wybraliśmy typową restauracje. Gdy podano nam menu okazało się, że jest ono wyłącznie w języku chińskim. Zaczęliśmy się śmiać zresztą razem z kelnerką, która zrozumiała komizm sytuacji. Skończyło się na tym, że zaprowadziła nas do kuchni gdzie wybraliśmy potrawy. Moje zdziwienie wywołał fakt, że wszyscy pracownicy byli w maseczkach z gazy. Jedzenie było wyśmienite.
Cały następny dzień spędziliśmy zwiedzając atrakcje turystyczne Datongu i okolicy. Najpierw udaliśmy się do kanionu Jinlong, aby zwiedzić Wiszący Klasztor. Jest to drewniana budowla z VI wieku zbudowana na pionowej skale. Cała konstrukcja jest oparta na drągach osadzonych pod kątem w zboczu kanionu. Szczególnie warta wzmianki jest Sala Trzech Religii, ze znajdującymi się wewnątrz posągami: Buddy, Laoziego oraz Konfucjusza.
Drugim zabytkiem, który odwiedziliśmy tego dnia były Groty Yungang. Jest to szereg grot wykutych w zboczu góry Wutai, wypełnionych posągami Buddy o różnej wielkości, od kilkunastu centymetrów do kilkunastu metrów. Znajduje się tam ponad pięćdziesiąt tysięcy rzeźb. Na terenie Chin znajdują się trzy podobne miejsca, drugie Groty Longmen zwiedziliśmy za dwa dni.
Późne popołudnie spędziliśmy, spacerując po centrum Datongu. Obejrzeliśmy Ścianę Dziewięciu Smoków. Jest to długi na około 45 metrów mur wyłożony zielonymi, ceramicznymi płytkami, na którym są umieszczone wizerunki smoków w kolorze złotym. Ściany takie były budowane w całych północnych Chinach w celu ochrony świątyń czy pałaców przed złymi duchami. Zwiedziliśmy także klasztor Huayan z czasów dynastii Liao (X-XI wiek). Znajduje się w nim pawilon Mahavira, będący jedną z największych budowli świątynnych w Chinach. Wewnątrz pawilonu można podziwiać kilkadziesiąt naturalnej wielkości posągów bodhisattwów.
Następnym celem naszej podróży był Luoyang położony tysiąc kilometrów na południe, w prowincji Henan, nad Żółtą Rzeką, w centrum historycznym Chin. W podróż wyruszyliśmy wieczorem a zajęła nam osiemnaście godzin. Odbyliśmy ją w „soft sleeper” czyli slipingu. Jest to przedział o czterech łóżkach, czasami przy każdym znajduje się wbudowany telewizor. Na wyposażeniu przedziału jest również duży termos z gorącą wodą. Od rana mogłem zacząć obserwację krajobrazu przesuwającego się za oknami pociągu. Był to teren wyżynny poprzecinany głębokimi jarami, ale czym dalej na południe bardziej pokryty roślinnością. Zaczęły się pojawiać uprawy. Czasami widać było pracujących chłopów. Zwróciłem uwagę, że nigdzie nie widziałem maszyn rolniczych, wszystkie prace wykonywano przy pomocy zwierząt bądź ludzi. Na miejscu byliśmy wczesnym popołudniem.
Zaraz po zameldowaniu się w hotelu udaliśmy się do szpitala. Jeszcze w samolocie Ani napuchł środkowy palec lewej ręki. Potem pojawiła się ropa i należało coś z tym zrobić. W szpitalu skierowano nas na oddział chirurgiczny, gdzie natychmiast moja żona została zabrana do gabinetu zabiegowego. Ja zostałem na korytarzu. Po chwili nie wytrzymałem i zajrzałem do środka. Zobaczyłem Anię leżącą na stole zabiegowym oraz trzech pochylonych nad nią, w gazowych maseczkach, lekarzy. Wkrótce zabieg dobiegł końca i po zapłaceniu za usługę około dwudziestu złotych mogliśmy udać się na zwiedzanie. Zabieg okazał się sukcesem chińskiej medycyny gdyż palec zagoił się bez żadnych komplikacji.
Nazajutrz z rana pojechaliśmy nad rzekę Yi, w której klifowym brzegu, zostały wykute buddyjskie Groty Longmen. Powstawały one w okresie od VI wieku, po tym jak stolica Północnych Wei została przeniesiona z Datongu do Luoyangu do czasów dynastii Tang. Kompleks składa się z niemal 1400 grot. Umieszczono w nich ponad sto tysięcy posągów Buddy oraz 2800 inskrypcji. Największy siedemnastometrowy posąg znajduje się w grocie Modłów Za Przodków. Został tam umieszczony w czasach dynastii Tang i ma podobno twarz jednej z władczyń tej dynastii.
Popołudniu zwiedziliśmy świątynię Białego Konia (Baima Si). Jest to pierwsza buddyjska świątynia zbudowana w Chinach. Składa się, jak wszystkie świątynie buddyjskie, z kilku pawilonów wybudowanych jeden za drugim na osi północ-południe. Znajdują się w nich posągi różnych wcieleń Buddy w otoczeniu arhantów lub bodhisattwów. Przed pawilonami są ustawione żelazne trójnogi, w których wierni palą trociczki. Po bokach umieszczono szereg pawilonów pomocniczych oraz obowiązkowo wieżę bębna i wieżę dzwonu. Świątynia zawsze budowana jest w miejscu wybranym przez specjalistów od feng-shui.
Przedpołudnie ostatniego dnia pobytu w Luoyangu spędziliśmy w Parku Królewskim, uczestnicząc w odbywającym się właśnie Święcie Piwonii, która jest narodowym kwiatem Chińczyków. Parki w Państwie Środka różnią się od europejskich. Są ogrodzone a za wstęp jest pobierana opłata. W środku znajdują się pieczołowicie pielęgnowane trawniki, klomby z kwiatami, stylowe pawilony oraz stawy, w których pływają czerwone ryby. Czasami znajdują się w nich ogrody zoologiczne jak również budowle w stylu starożytnych dynastii.
Popołudniu wyjechaliśmy do X’ianu w prowincji Shaanxi. Jest to jedno z najbardziej znanych miast chińskich. Pod nazwą Changan było stolicą dynastii Zhou, Qin i Han a następnie, po kilkuset latach, Sui oraz Tang (łącznie ponad dziesięć wieków). Tutaj zaczynał się Jedwabny Szlak. Również w dwudziestym wieku dokonano w tych okolicach jednego z największych odkryć w historii archeologii. Chodzi o odkopanie Armii Terakotowej, strzegącej grobowca pierwszego cesarza Chin, Shi Huangdi z dynastii Qin.
W X’ianie spędziliśmy cztery dni. Nie będę tutaj wyliczał wszystkich zabytków, które odwiedziliśmy w tym czasie, wspomną tylko o tym co najbardziej utkwiło mi w pamięci.
Jest to jedno z niewielu miast, w którym centrum jest otoczone murem obronnym. Obecny, zbudowany na podwalinach starych murów Zakazanego Miasta dynastii Tang, tworzy prostokąt o obwodzie ponad czternastu kilometrów. Ma dwanaście metrów wysokości oraz od dwunastu do piętnastu metrów szerokości u góry. Na każdym wierzchołku prostokąta umieszczono wieżę obserwacyjną. W murze znajduje się wiele bram prowadzących do miasta zaopatrzonych w wieże obronne. Po wejściu na szczyt rozciąga się wspaniały widok na miasto. Wielkość tej budowli zrobiła na mnie duże wrażenie.
W samym centrum X’ianu stoi Wieża Dzwonu zbudowana w stylu chińskim tuż obok znajduje się nowoczesne centrum handlowe, takie jakie można spotkać w wielu miastach Europy. Kilkadziesiąt metrów dalej w kierunku zachodnim znajduje się Wieża Bębna a tuż za nią Dzielnica Islamska. Rejon ten rozciągający się wokół Wielkiego Meczetu zachował unikalny klimat. Wchodząc odnosi się wrażenie, że czas się tutaj zatrzymał wąskie uliczki przy, których stoją małe gliniane domki, stragany, warsztaty rzemieślnicze oraz barwny tłum tworzą niepowtarzalny klimat typowy dla krajów arabskich. To zderzenie trzech kultur sprawiło na mnie niezapomniane wrażenie.
Mauzoleum pierwszego cesarza Chin, Qin Shi Huangdi znajduje się za miastem. Można dostać się tam autobusem turystycznym, który odjeżdża spod hotelu Jiefang koło dworca kolejowego. Grobowiec Cesarza jest piramidą o wysokości kilkudziesięciu metrów i półtora kilometrowym obwodzie, usypaną z ziemi. Budowało ją siedemset tysięcy ludzi. Podobno wewnątrz piramidy znajdują się nieprzebrane skarby ale do tej pory władze Chin nie wydały zgody na prace wykopaliskowe. Na szczyt piramidy prowadzą szerokie schody. Natomiast u jej podnóża odbywają się często przedstawienia. Ubrani w stroje z epoki, aktorzy wykonują wojenne tańce. Nieopodal znajduje się Muzeum Armii Terakotowej. Wykopana przypadkiem, w połowie lat siedemdziesiątych, składa się z siedmiu tysięcy naturalnej wielkości wojowników, mających strzec bezpieczeństwa Cesarza. Obecnie główna część „armii” została zgromadzona w dużym pawilonie, gdzie można ją podziwiać. W drugim pawilonie muzeum można obejrzeć poszczególne postacie wojowników, koni i rydwanów bojowych. Stan „armii” w chwili odkrycia jest eksponowany w trzecim pawilonie. Na miejscu można także obejrzeć film o tym jak armia powstawała, jak po śmierci Cesarza została splądrowana i pozbawiono posagi uzbrojenia oraz jak po dwu tysiącach dwustu lat została na nowo odkryta.
Ponieważ w X’ianie czas upływał nam na intensywnym zwiedzaniu, chciałbym w tym miejscu poświęcić kilka słów „technice” dostawania się do interesujących nas obiektów. W kraju, w którym, prawie wszyscy posługują się wyłącznie językiem narodowym nie mogliśmy liczyć na dogadanie się po angielsku, zatem musieliśmy sobie radzić inaczej. W Pascalu nazwy wielu znanych zabytków są napisane „chińskimi znakami”. Przed wyjazdem Ania wykonała ich ksero a następnie w hotelu, prosiliśmy obsługę o wypisanie numerów autobusów dojeżdżających do tych miejsc. Już w pojeździe, pokazując kartkę, prosiliśmy kierowcę lub konduktora o wskazanie przystanku, na którym należało wysiąść. Innym sposobem była prośba do recepcjonisty o napisanie po chińsku nazwy interesującego nas obiektu oraz numeru linii autobusowej. W ten sposób radziliśmy sobie w całych Chinach.
Wspomnę jeszcze o jednym incydencie, który przydarzył się nam zaraz po przybyciu do X’ianu. Jeszcze w Polsce nawiązaliśmy kontakt z agentem turystycznym panem Libo, z którym umówiliśmy się w hotelu Jiefang, znajdującym się bezpośrednio przy stacji kolejowej. Pan Libo miał zorganizować naszą dalszą podróż, z wyjątkiem pobytu w Guilinie i Jangshuo. Zaraz po przyjeździe gdy wmieszani w tłum podróżnych, opuszczaliśmy dworzec, podszedł do nas młody mężczyzna proponując hotel. Powiedziałem, że mamy już zarezerwowany pokój w Jiefangu. Wówczas zaoferował się, że nas tam zaprowadzi. Po przejściu kilkuset metrów weszliśmy do budynku opisanego przy wejściu tylko chińskimi znakami. Na moje pytanie nasz przewodnik zapewnił mnie, że jest to właściwy hotel. Jakie było nasze zdziwienie gdy na recepcji nikt nie słyszał o panu Libo. Wzbudziło to nasze podejrzenie i zażądaliśmy udostępnienia nam telefonu. Podczas gdy Ania rozmawiała z agentem nasz „przewodnik” ulotnił się jak kamfora. Oczywiście okazało się, ze padliśmy ofiarą zwykłego naganiacza. Po upływie paru minut pojawił się pracownik hotelu Jiefang i zaprowadził nas na miejsce. Wspominam o tym dlatego, że w kraju buddyjskim, a takim są Chiny, oszustwo wiąże się z tak zwaną utratą twarzy co jest bardzo potępiane społecznie i zdarza się bardzo rzadko.
Ostatniego dnia pobytu w X’anie przed południem zwiedziliśmy taoistyczną Świątynią Ośmiu Nieśmiertelnych a po południu odlecieliśmy do Guilinu w prowincji Guangxi na spotkanie mogotów.
Dodane komentarze
Jasiol 2008-03-30 17:21:02
Bardzo fajny artykuł. Fajnie by było jak by przy tego typu artykułach pojawiały sie ryciny map, którą dany podróżnik przebył. Życzę powodzenia podczas kolejnych wojaży.Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.