Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Słoneczna niedziela na dachu Dolomitów > WłOCHY



Już rano, wczesne rano, kolejny dzień naszej Słoweńsko-Włoskiej podróży. Dziś celem Marmolada 3333 m npm. Najwyżej w Dolomitach. Podejście mamy w planie zacząć wyciągiem gdyż pierwszy kawałek jest nudny i zabiera mnóstwo czasu. Kolejka startuje o 8.30 a my już o 7.45 parkujemy pod jej dolną stacją. Rozkładamy bufet śniadaniowy w bagażniku Golficzka. Kanapki, oczywiście z marmoladą, pluszz do popicia, szybkie pakowanie. Pierwsze kosze kolejki zaczynają zabierać pasażerów. Właśnie, kosze. Działa to tak że pierwsza osoba wskakuje do kosza i stoi, druga biegnie za koszem i doskakuje do niej dopychana przez pana z obsługi który na koniec zatrzaskuje klapkę z tyłu dzięki której ta druga osoba ma szansę nie wypaść. No po prostu moc wrażeń!
Dolna stacja kolejki, brzydka trochę ale widoki już piękne, Sella na pierwszym planie, kiedyś będzie nasza. Czas wyruszyć. Najpierw trochę w dół ale tylko przez chwilę. Wydeptana ścieżka wskazuje drogę, na szlaku spory ruch ale w końcu to najwyższa góra Dolomitów a do tego jest piękna, słoneczna niedziela. Pojawia się pierwszy śnieg, płaski i z przetartymi śladami, pokonujemy go bez trudności. Cały czas po śniegu dochodzimy do początku ferraty i spotykamy kogo? Polaków z Gliwic, nasi są wszędzie!
Ubieramy uprzęże i kaski, czas piąć się bardziej stromo do góry. Tu przykra niespodzianka, ferrata zatłoczona, wyślizgana, mokra, przyjemności niewiele, wyżej jest trochę lepiej ale tak napradę dość nudno. Drabinki, drabinki niekończące się drabinki. Widoki piękne, humory dobre ale droga nie zachwyca, monotonnie i męcząco. Dopiero po wyjściu na przełęcz gdzie ferrata zaczyna iść ściśle granią robi się ciekawiej, zwiększamy tempo wystawiamy buzie do słońca i po krótkim czasie jesteśmy pod polem śnieżnym które doprowadza na sam szczyt. 10 minut podejścia w pełnym, odbijanym przez śnieg słońcu i nareszcie jesteśmy !! Wyżej na tym wyjeździe już nie będziemy ! Widoki wokół aż dech zapiera, ściany, szczyty wszystko skąpane w słońcu. Zdjęcia przy krzyżu na pamiątkę i czas pomyśleć o zejściu, a jest o czym. Dodam tylko że wokół nas zbierać zaczynają się chmury co motywuje do szybkiego podejmowania decyzji. Opcje są dwie albo ferrata w dół (strasznie, nudno i strasznie nudno) albo lodowiec. I tu pojawia się dylemat bo raki owszem mamy ale w samochodzie. Kto by zabierał raki na ferratę. Chwila wahania i podejmuję decyzję. Ja idę pierwszy, wybijam stopnie (całe szczęście mam zimowe, wspinaczkowe buty) a Hanka za mną po tych stopniach i tak powoli w dół. Może nie było to całkiem mądre ale po 15 minutach pierwszy etap lodowca mamy za sobą, teraz krótka ferratka a później już spokojny marsz przez lodowiec główny z omijaniem nielicznych na szczęście szczelin. Noga za nogą, powoli, ostrożnie. Stacja kolejki rośnie w oczach jeszcze 100 metrów, jeszcze 10 i już ! Teraz możemy się uściskać, Marmolada nasza, do stacji zostało 15 minut spacerku kamienistej ścieżce. Jest czas na picie, batonika, zdjęcia i wylegiwanie się na kamieniach. Jeszcze tylko daliśmy się wepchać do koszyka kolejki i w dół, uśmiechnięci, opaleni, patrząc na naszą wielką górę, następną wielką górę, która za nami. Koszyk wypluł nas w gwar ludzi, dzieci, zwierząt. Temperatura oscylowała wokół 30 stopni a halas 83 dB. Wyjście było tylko jedno, szybko kupić mapy których wybór tu duży a i ceny przyzwoite, przebrać się w letnie ciuchy i uciekać! Tak też zrobiliśmy.
Dolna stacja kolejki, brzydka trochę ale widoki już piękne, Sella na pierwszym planie, kiedyś będzie nasza. Czas wyruszyć. Najpierw trochę w dół ale tylko przez chwilę. Wydeptana ścieżka wskazuje drogę, na szlaku spory ruch ale w końcu to najwyższa góra Dolomitów a do tego jest piękna, słoneczna niedziela. Pojawia się pierwszy śnieg, płaski i z przetartymi śladami, pokonujemy go bez trudności. Cały czas po śniegu dochodzimy do początku ferraty i spotykamy kogo? Polaków z Gliwic, nasi są wszędzie!
Ubieramy uprzęże i kaski, czas piąć się bardziej stromo do góry. Tu przykra niespodzianka, ferrata zatłoczona, wyślizgana, mokra, przyjemności niewiele, wyżej jest trochę lepiej ale tak napradę dość nudno. Drabinki, drabinki niekończące się drabinki. Widoki piękne, humory dobre ale droga nie zachwyca, monotonnie i męcząco. Dopiero po wyjściu na przełęcz gdzie ferrata zaczyna iść ściśle granią robi się ciekawiej, zwiększamy tempo wystawiamy buzie do słońca i po krótkim czasie jesteśmy pod polem śnieżnym które doprowadza na sam szczyt. 10 minut podejścia w pełnym, odbijanym przez śnieg słońcu i nareszcie jesteśmy !! Wyżej na tym wyjeździe już nie będziemy ! Widoki wokół aż dech zapiera, ściany, szczyty wszystko skąpane w słońcu. Zdjęcia przy krzyżu na pamiątkę i czas pomyśleć o zejściu, a jest o czym. Dodam tylko że wokół nas zbierać zaczynają się chmury co motywuje do szybkiego podejmowania decyzji. Opcje są dwie albo ferrata w dół (strasznie, nudno i strasznie nudno) albo lodowiec. I tu pojawia się dylemat bo raki owszem mamy ale w samochodzie. Kto by zabierał raki na ferratę. Chwila wahania i podejmuję decyzję. Ja idę pierwszy, wybijam stopnie (całe szczęście mam zimowe, wspinaczkowe buty) a Hanka za mną po tych stopniach i tak powoli w dół. Może nie było to całkiem mądre ale po 15 minutach pierwszy etap lodowca mamy za sobą, teraz krótka ferratka a później już spokojny marsz przez lodowiec główny z omijaniem nielicznych na szczęście szczelin. Noga za nogą, powoli, ostrożnie. Stacja kolejki rośnie w oczach jeszcze 100 metrów, jeszcze 10 i już ! Teraz możemy się uściskać, Marmolada nasza, do stacji zostało 15 minut spacerku kamienistej ścieżce. Jest czas na picie, batonika, zdjęcia i wylegiwanie się na kamieniach. Jeszcze tylko daliśmy się wepchać do koszyka kolejki i w dół, uśmiechnięci, opaleni, patrząc na naszą wielką górę, następną wielką górę, która za nami. Koszyk wypluł nas w gwar ludzi, dzieci, zwierząt. Temperatura oscylowała wokół 30 stopni a halas 83 dB. Wyjście było tylko jedno, szybko kupić mapy których wybór tu duży a i ceny przyzwoite, przebrać się w letnie ciuchy i uciekać! Tak też zrobiliśmy.
Czas wycieczki: 10 h nie spiesząc się.
Nocleg: Camping Malga Ciapela, Włochy - 21e (2 os.+namiot/noc), prysznic darmowy
Kolejka: 8e/1os. (kolejka w dwie strony na pośrednią stację Marmolady)
Parkingi: darmowy ale trzeba być wcześnie bo ilość miejsc ograniczona
Dane z 08.2011
Nocleg: Camping Malga Ciapela, Włochy - 21e (2 os.+namiot/noc), prysznic darmowy
Kolejka: 8e/1os. (kolejka w dwie strony na pośrednią stację Marmolady)
Parkingi: darmowy ale trzeba być wcześnie bo ilość miejsc ograniczona
Dane z 08.2011
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.