Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Chitwan - królestwo nosorożców > NEPAL


jedrzej jedrzej Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie NEPAL / Terai / Sauraha / domy ludu TharuChitwan, dawniej tereny łowieckie władców Nepalu i arystokracji angielskiej, obecnie Królewski Park Narodowy jest jedną z atrakcji turystycznych Nepalu. Po trudach trekkingu w Himalajach, warto „dosiąść” słonia i zapolować z aparatem fotograficznym na nosorożca a może nawet tygrysa.

Chitwan – królestwo nosorożców.


Pokharę opuszczaliśmy wczesnym rankiem, w strugach deszczu. Pierwszą część trasy, do Mugling, przebyliśmy tą samą drogą, którą parę dni wcześniej jechaliśmy do Pokhary. Minęliśmy nawet tego samego pracownika z taczkami usiłującego naprawiać jezdnię. W Mugling autobus skręcił na południe i zaczął drogą jeszcze węższą przedzierać się przez góry w kierunku granicy z Indiami. To, że jedziemy w kierunku Indii było widać po tym, że oprócz nas i amerykańskiego turysty, cały pojazd był wypełniony Hindusami. Zresztą i sam autobus był przystosowany do przewozu ludzi „drobnych”; miał wąskie siedzenia poustawiane bardzo gęsto. Ja, mając prawie 180 cm wzrostu, siedziałem „ściśnięty” jak sardynka w puszce ( jeszcze parę dni po tej podróży miałem na nogach odciśnięte, przez ramę siedzenia, czerwone pręgi).

W pewnej chwili musieliśmy się zatrzymać, gdyż cała droga była zablokowana pojazdami. Korzystając z okazji wyszedłem, aby rozprostować kości i sprawdzić, co się stało. Okazało się, że niedawno miał miejsce wypadek: ciężarówka zderzyła się z autobusem. W momencie, kiedy dotarłem na miejsce zdarzenia Nepalczycy próbowali, przy użyciu metalowych łomów, uwolnić zaklinowanego i rannego kierowcę ciężarówki z kabiny pojazdu. Ponieważ w niczym nie byłem w stanie pomóc a widok nie należał do przyjemnych wróciłem do autobusu. Zauważyłem, że jak tylko się zatrzymaliśmy, hinduscy pasażerowie natychmiast zaczęli konsumpcję swoich wiktuałów. A ponieważ opakowania wyrzucali przez okna, wkrótce nasz autobus wyglądał jak wyspa na wysypisku śmieci. Również w środku pojazdu zaczął się rozchodzić ostry zapach przypraw utrudniający swobodne oddychanie. Po pewnym czasie pojawił się ambulans, a następnie po zepchnięciu ciężarówki na pobocze, mogliśmy kontynuować podróż i tym samym zaczerpnąć świeżego powietrza.

Po dwóch godzinach jazdy, w niewygodnej pozycji, następny przystanek. Na szczęście okazało się, że to tylko ciężarówka zepsuła się na wąskim mostku i trzeba ją zepchnąć na pobocze. Po uporaniu się z tym zadaniem, mogliśmy już bez przeszkód kontynuować naszą podróż. Około czwartej po południu dojechaliśmy do Tadi Bazaar, gdzie jest skrzyżowanie z drogą prowadzącą do Saurahy, będącej bramą do „Royal Chitwan National Park”.

Na miejscu rzucił się na wysiadających, tzn. nas i Amerykanina, tłum hotelowych naganiaczy pragnących za wszelką cenę „złapać klienta”. Nasz bagaż natychmiast został załadowany do jakiegoś jeepa i naprawdę miałem spory kłopot, aby go odzyskać. Po dłuższej chwili udało się nam odszukać wysłannika hotelu Rhino Lodge, który mieliśmy już opłacony. Będąc pewnym klienta nie uczestniczył w tej walce. Sam przejazd do hotelu był bardzo atrakcyjny, jechaliśmy jeepem terenem praktycznie pozbawionym drogi, co chwila przejeżdżając przez strumienie czy olbrzymie kałuże, pokonując niewielkie, ale głębokie jary. Po półgodzinnej szalonej jeździe dotarliśmy na miejsce. Hotel, Rhino Lodge znajduje się w pobliżu centrum Saurahy. Położony jest w pięknym ogrodzie, nad brzegiem rzeki Rapti, która jest naturalną granicą Parku Chitwan. Nasz pokój, poza standartowym wyposażeniem, charakteryzował się olbrzymią moskitierą rozpiętą nad szerokim podwójnym łóżem. Przed udaniem się na posiłek, postanowiłem zapoznać się pobieżnie z historią tego regionu:

Chitwan, leżący na nizinie Terai, jest jedną z ostatnich krain porośniętych puszczą i trawą, które w przeszłości rozciągały się pomiędzy rzeką Indus a Birmą. Park, o powierzchni 932 kilometrów kwadratowych, może wydawać się ogromny, lecz należy pamiętać, że zaledwie pięćdziesiąt parę lat temu cała nizina Terai wyglądała tak jak obecnie wygląda Chitwan. W tamtych czasach na tym obszarze żyło jedynie pięć procent populacji Nepalu (obecnie około czterdziestu). Spowodowane to było dwoma czynnikami. Jednym było występowanie malarii. Jedynie członkowie ludu, Tharu byli na nią uodpornieni. Drugim był fakt, że rządząca Nepalem rodzina Ranów traktowała ten obszar jako swoje prywatne tereny myśliwskie i zabraniała wszelkiego osadnictwa jak również wycinania puszczy. W początku dwudziestego wieku, zwykłe dwutygodniowe polowanie pozbawiało życia około 30 tygrysów,20 słoni, kilkadziesiąt nosorożców i jeleni, nie licząc drobnej zwierzyny. Nie stwarzało to jednak żadnego zagrożenia dla ekosystemu tego terenu. Wręcz przeciwnie, polowanie te, przyczyniały się do zachowania równowagi biologicznej. Wszystko zmieniło się w 1950 roku, po upadku Ranów. Nowy rząd zaczął wprowadzać program walki z malarią. Tysiące osadników przybyło ze wzgórz, na urodzajne ziemie doliny Teraju. W latach sześćdziesiątych populacja wieśniaków się potroiła, natomiast populacja nosorożców spadła z tysiąca do około dwustu sztuk. Jeszcze mniej zostało tygrysów i lampartów. Dopiero w 1973 rząd nepalski objął ochroną część tych terenów, ustanawiając Narodowy Park Chitwan. Obecnie na terenie parku żyje 51 gatunków ssaków i około 400 gatunków ptaków. Populacja tygrysów ustabilizowała się na poziomie 100 sztuk a nosorożców 400 sztuk. Chitwan jest jedynym miejscem na świecie gdzie azjatyckie nosorożce rozmnażają się w sposób naturalny. W 1983 roku Chitwan został wpisany na Listę Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.

Zaraz po posiłku spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem, z którym mieliśmy odwiedzić typową wioskę ludu Tharu, autochtonicznych mieszkańców tego terenu. Cechą charakterystyczną niskich, krytych słomą chat, było to, że były one pozbawione okien. Ten sposób budowania wywodził się z dawnych czasów, gdy istniało realne niebezpieczeństwo dostania się, przez otwór okienny, drapieżnika do wnętrza chaty. Poza tym, wioska nie wyróżniała się niczym szczególnym spośród podobnych wsi, które mijaliśmy po drodze, jadąc autobusem. Od przewodnika usłyszeliśmy garść informacji na temat historii ludu Tharu, Ich zwyczajów, jak również na temat historii tego regionu. Wieczór spędziliśmy, spacerując po „głównym deptaku” Saurahy.

Nazajutrz, zaraz po śniadaniu, udaliśmy się na przystań, gdzie oczekiwała łódź, mająca przewieźć nas na drugi brzeg Rapti. W planie mieliśmy pieszą wycieczkę po dżungli. W towarzystwie siedmiu Holendrów oraz trzech przewodników zostaliśmy usadowieni w długiej pirodze. Na przedzie i z tyłu łodzi stanęli flisacy z długimi żerdziami i odbiliśmy od brzegu. Ponieważ burty łódki wystawały kilkanaście centymetrów nad powierzchnię wody, a ponadto była bardzo wąska miało się wrażenie, że w każdej chwili możemy się znaleźć w wodzie. Wrażenie to jeszcze się spotęgowało, gdy po przepłynięciu kilkuset metrów w dół rzeki, minęliśmy dwa dorodne gawiale, wylegujące się na łasze piasku w niewielkiej odległości od łódki. Teoretycznie gawiale odżywiają się wyłącznie rybami, ale zawsze....

Po przeprawieniu się na drugą stronę rzeki, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Holendrzy z jednym przewodnikiem zaraz się oddalili, natomiast my z dwoma przewodnikami zostaliśmy na miejscu. Przed wyruszeniem w dżunglę wysłuchaliśmy instrukcji na temat zachowania się w przypadku spotkania z groźnym zwierzęciem. I tak, jeśli będzie szarżował nosorożec, należy w ostatniej chwili uskoczyć w bok i natychmiast się zatrzymać. Nosorożec, który jest krótkowidzem popędzi dalej a resztą zajmą się nasi przewodnicy. W przypadku spotkania z tygrysem należy się przedstawić i miło uśmiechać, podobno czasami to skutkuje. Po wysłuchaniu tych wyjaśnień byliśmy już gotowi do drogi. Szliśmy gęsiego, my w środku, nasi opiekunowie z przodu i z tyłu. Pierwszy odcinek naszej trasy przebiegał przez tzw. „słoniowe trawy”. Wysoka na dwa i pół metra trawa rzeczywiście mogła skryć nawet słonia. Po kilkunastu minutach marszu, wyszliśmy na dużą polanę. W pewnej chwili nasz przewodnik, wskazując na drzewo oddalone około trzydziestu metrów, poinformował nas szeptem, że śpi pod nim nosorożec. Rzeczywiście dopiero wówczas zauważyłem grzbiet śpiącego ssaka. Emocje sięgnęły szczytu, pierwszą moją myślą było uciekać, ale zaraz potem, uwiecznić to na zdjęciu. Po uzyskaniu zgody przewodnika, podszedłem kilka kroków, aby mieć lepsze ujęcie i szybko zrobiłem dwie fotki. Następnie powoli się wycofaliśmy. Dalsza część trasy prowadziła wśród wysokich drzew w kierunku rzeki. Po drodze mijaliśmy stada małp uganiających się po gałęziach, spotkaliśmy także tukana. Niestety zanim zdążyłem złożyć się do zdjęcia, odleciał. Po wyjściu na brzeg pierwszym widokiem, był widok wygrzewających się w słońcu krokodyli. Moglibyśmy być dla nich smacznym śniadaniem gdyby nie to, że znajdowały się od nas w znacznej odległości. Nad rzeką podglądaliśmy dłuższą chwilę ptactwo wodne, reprezentowane, przez wiele gatunków, których nazw niestety nie zapamiętałem a następnie wróciliśmy do lasu. Po pewnym czasie weszliśmy na szeroki trakt, prowadzący do miejsca, w którym miała oczekiwać łódź, aby przewieźć nas z powrotem do Saurahy. W pewnej chwili jeden z przewodników pokazał nam odciśnięty na ziemi ślad, informując nas, że jest to ślad tygrysa, przechodzącego tędy dzisiejszej nocy. Ponieważ nie znam się na tropieniu zwierząt, nie wiem do dzisiaj, czy to rzeczywiście był odcisk łapy tygrysa, czy też nasz przewodnik chciał dostarczyć nam dodatkowych emocji, aby otrzymać wyższy napiwek. Po przeprawieniu się przez rzekę obserwowaliśmy, jak gromada dzieci kąpie słonia. Następnie udaliśmy się do hotelu, aby przygotować się do następnej atrakcji dnia – safari po dżungli na słoniach.

Zaraz po obiedzie nasz opiekun zabrał nas jeepem na miejsce zbiórki. Po przyjeździe zobaczyliśmy grupę oczekujących na safari turystów, Spotkaliśmy również naszych znajomych Holendrów, dowiedzieliśmy się od nich, że podczas porannej wycieczki po dżungli nie spotkali żadnych zwierząt. W ten sposób wyjaśnił się w pewnym sensie problem, który mnie nurtował. Dlaczego siedmiu osobom został, przez organizatorów, przydzielony jeden przewodnik a dwu osobom dwu przewodników? Po prostu w przypadku spotkania nosorożca, opanowanie dużej grupy spanikowanych ludzi jest trudniejsze niż opanowanie dwu osób. Stąd Holendrów poprowadzono trasą bezpieczniejszą.

Po chwili przyprowadzono słonie. „Dosiadanie” zwierząt odbywało się w następujący sposób: Słoń był podprowadzany do platformy umieszczonej na wysokości około dwa i pół metra nad poziomem gruntu. Uczestnik safari wchodził po drabinie na platformę, a następnie musiał przeskoczyć do lektyki umieszczonej na grzbiecie słonia. Każdego słonia „dosiadały” cztery osoby oraz przewodnik. Gdy wszyscy turyści zajęli swoje miejsca, wyruszyliśmy. Safari trwało trzy godziny. Jego trasa była bardzo urozmaicona, prowadziła przez łąki porośnięte wysoką trawą, dżunglę, przeprawialiśmy się przez rzekę oraz przez dość głęboki staw. W tym czasie spotkaliśmy parę razy nosorożce, jelenie oraz małpy. Ciekawe, ale spotkane zwierzęta w ogóle nie reagowały na widok słoni. W jednym przypadku, kanak kierujący naszym słoniem musiał przepłoszyć nosorożca, który pasł się w mało widocznym miejscu. Zmuszone do zmiany miejsca zwierzę, przebiegło parę metrów i zaczęło z powrotem skubać trawę. Niestety i tym razem nie spotkaliśmy tygrysa. Porównując, piesza wycieczka po dżungli była, osobiście dla mnie, bardziej emocjonująca niż popołudniowe safari, chociaż i ono nie było pozbawione uroku.

Ostatnim punktem w programie naszego pobytu, było obejrzenie folklorystycznego przedstawienia, składającego się z tańców ludu Tharu, które odbywało się w Domu Kultury. Prezentowane tańce były bardzo dynamiczne i polegały głównie na naśladowaniu zachowania się miejscowych zwierząt i ptaków. Muszę przyznać, że tancerze prezentowali wysoki poziom profesjonalizmu. Na zakończenie programu, artyści i chętni widzowie, utworzyli długi korowód, który wijąc się niczym wąż, krążył po scenie.

Następnego dnia, z samego rana, zostaliśmy odwiezieni do Tadi Bazaar, skąd mieliśmy autobus do Kathmandu. Ośmiogodzinna podróż przebiegła tym razem bez żadnych przygód. Nawet autobus był jakby wygodniejszy. Jedynie przed samym Kathmandu pasażerowie zostali skontrolowani przez żołnierzy nepalskich. Na nas żołnierze nie zwrócili żadnej uwagi. Wieczorem byliśmy z powrotem w naszym hotelu Impala, który opuściliśmy przed dziewięcioma dniami. Do wyjazdu z Nepalu pozostały nam jeszcze dwa dni.


Zdj cia

NEPAL / Terai / Sauraha / domy ludu TharuNEPAL / Terai / Sauraha / południowa kąpielNEPAL / Terai / Chitwan / foto safariNEPAL / Terai / Chitwan / foto safari

Dodane komentarze

lamik17 do czy
21.03.2007

lamik17 2007-03-24 23:40:51

Ciekawy artykuł, mimo to za mało zdjęć.

www.zgorki.com

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl