Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Irańskie pejzaże > IRAN


igebski igebski Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie IRAN / Jazd / Jazd / Wieża MilczeniaRelacja z dwutygodniowego objazdu Iranu. Odwiedzone między innymi: Teheran, Kaszan, Jazd, Bam, Keszm, Ormoz, Hengen, Biszapur, Perspolis, Suza, Dez Ful. Kom. Isfahan i Szusztar


30 kwietnia 2022
Do stolicy Iranu przylecieliśmy o 1.45. Tym razem na pokładzie nie oferowano wina, gdyż w Islamskiej Republice Iranu nie tylko nie wolno spożywać alkoholu, ale też nie można go wwozić pod żadną postacią. Kontrola graniczna była dość pobieżna, a do paszportów nie wbito nam pieczątek. W lotniskowym kantorze wymieniliśmy walutę na riale. Jeżeli chodzi o dolary, to przyjmowano wyłącznie nowe banknoty studolarowe (te z paskiem). Za jednego dolara wypłacano 255 000 riali, czyli po denominacji 25,5 tomana. W efekcie po wymianie stu dolarów stałem się posiadaczem dwóch grubych paczek banknotów. W tym miejscu warto dodać, że w Iranie szaleje inflacja, która podczas naszego pobytu oscylowała wokół 38 procent.
O godzinie czwartej nad ranem podjechaliśmy pod majestatyczny monument wykonany z białego marmuru, zwany Wieżą Wolności. Wzniesiono ją ponad 50 lat temu, za czasów szacha Mohammeda Rezy Pahlawiego dla uczczenia 2500-lecia imperium Persów. Porobiliśmy zdjęcia i pojechaliśmy wreszcie do hotelu (Ziba). Zegar wskazywał piątą, a na ósmą wyznaczona była pobudka…
01 maja 2022
Przed śniadaniem pojechaliśmy (część grupy zdecydowała się pospać nieco dłużej) metrem w okolice gmachu byłej ambasady USA. Na długim murze okalającym tę nieruchomość znajdują się, liczne murale. Jak nietrudno sobie wyobrazić, ich przesłanie nie jest laurką dla Amerykanów. Wprost przeciwnie…
Po śniadaniu, już całą grupą, odbyliśmy spacer do pałacu Golestan (pałac kwiatów). Pałacowy kompleks, będący niegdyś siedzibą szachów, zbudowano na przełomie XVIII i XIX wieku. Od prawie 10 lat jest na liście zabytków UNESCO. Znajduje się tutaj między innymi marmurowy tron składający się z 65 części, oparty na sześciu aniołach, sala luster, sala kości słoniowych oraz sala główna z krzesłem szacha Nasr-ed Dinz, na którego obiciu znajdują się ponoć krople jego krwi.
Po drodze do Muzeum Narodowego mijamy budynek z 1932 roku, będący odpowiednikiem pierwszej galerii handlowej w Teheranie, ogrody narodowe i plac ćwiczeń wojsk hazarskich. Wstęp do muzeum tylko w maseczce. A skoro o tym mowa, to w Iranie oficjalnie jest obowiązek noszenia maseczek, ale praktycznie mało kto je zakłada. Noszą je jedynie funkcjonariusze różnych służb oraz pracownicy restauracji, hoteli i sklepów. Ponadto do wspomnianego muzeum nie wolno wnosić żadnych rzeczy. Dotyczy to nawet wody. Na szczęście można używać smartfonów i aparatów.
O 15.30 zjadamy obiad w hotelu Ziba. Serwowany jest ryż, kurczak z grilla oraz sałatka warzywna. Tu dodam, że ryż będzie nam towarzyszył prawie codziennie podczas dwutygodniowego pobytu w Iranie. Zawsze też do obiadu podawana jest woda (również w każdym hotelu czeka na gości woda w lodówce). Ciekawostką jest fakt, że do obiadów nigdy nie podaje się noży (przy śniadaniach, owszem). Trzeba więc radzić sobie przy pomocy łyżki i widelca.
O 16.30 wyjeżdżamy w liczącą około 260 km trasę do Kaszan. Nasz autokar prowadzi na zmianę dwóch kierowców. Jadą raczej zgodnie z przepisami, czyli dość wolno. Poza tym co pewien czas muszą meldować się na posterunkach policji. Jeżeli doda się do tego rutynowe postoje na toaletę, które zazwyczaj wydłużają się ponad wyznaczony czas, to okaże się, że pokonanie stosunkowo niewielkiego dystansu zajmuje bardzo dużo czasu. W naszym przypadku potrzeba było 5,5 godziny, żeby dotrzeć do hotelu Amirkabir w Kaszan, mieście położonym na Jedwabnym Szlaku.
02 maja 2022
Dzień zaczyna się upalnie. Nie ma już ani śladu po chmurach i błyskawicach, które towarzyszyły nam podczas wczorajszego przejazdu. Wsiadamy do niewielkich busów i przejeżdżając przez duże ozdobne ronda wyjeżdżamy z Kaszan, udając się na pustynię solną. Po niespełna półtorej godzinie zatrzymujemy się przy stadzie wielbłądów. Są to głównie dromadery. Karmimy je chlebem i namiętnie fotografujemy. Po dalszych 20 minutach docieramy do wyschniętego słonego jeziora. Posilamy się kawałkami pokrojonych przez kierowców arbuzów i robimy zdjęcia ogromnych połaci piasku pokrytego srebrzystą warstwą soli. W drodze powrotnej kierowca umila nam czas głośną perską muzyką, sam nieźle się przy tym bawiąc. Przed przyjazdem do Kaszan mamy jeszcze jeden postój przy dużych wydmach. Spacerujemy przez pół godziny po drobniutkim ubitym piasku, po czym degustujemy serwowane przez kierowców napoje: jeden o smaku różanym, drugi szafranowym.
Niemal w samo południe odwiedzamy meczet i medresę Agha Bozorg. Mężczyźni wchodzą tam bez żadnych problemów, kobiety natomiast muszą założyć czadory. I to pomimo tego, iż i tak cały czas noszą na głowach chusty. Jest to bezwzględnie egzekwowane przez obsługę.
Przed obiadem zwiedzamy jeszcze bazar i destylarnię wody. Niektórzy wchodzą do domu kupieckiego (wstęp 50 tomanów) i ogrodów (100 tomanów). Nasza grupa wzbudza duże zainteresowanie. Może dlatego, że jesteśmy jednymi z nielicznych turystów w tym kraju. Irańczycy chętnie się z nami fotografują, wcześniej pytając o zgodę. Często też pytają, skąd jesteśmy. Ogólnie rzecz biorąc, są do nas przyjaźnie nastawieni.
Tym razem na obiad do ryżu, notabene bardzo dobrego, podano choresz (potrawka z bakłażanem).
O szesnastej wyjechaliśmy w kierunku Jazd, miasta położonego na styku Wielkiej Pustyni Słonej i Pustyni Lota. Do pokonania mieliśmy dystans prawie 400 km. Do hotelu Avasa przyjechaliśmy po sześciu godzinach. Podobnie jak we wszystkich innych irańskich hotelach, czekały tu na nas osobne klapki do łazienki i osobne do pokoju. W Iranie jest bowiem taki zwyczaj, że po mieszkaniu (a hotel też jest jakąś formą mieszkania) nie chodzi się w butach. Ponadto do standardowego wyposażenia pokoju, oprócz lodówki czy telewizora, zalicza się modlitewny dywanik i Koran, leżące zwykle w szufladzie.
Nie był to jednak jeszcze koniec dnia. O godzinie 23 udaliśmy się spacerkiem przez urokliwą starówkę do Zurkhane, czyli tzw. Domu Siły. Jest to rodzaj perskiej siłowni. Mężczyźni w różnym wieku wykonują ćwiczenia przy akompaniamencie muzyki i recytacji wersetów Koranu. Posługują się maczugami, specjalnymi uchwytami do robienia pompek oraz metalowymi przyrządami do podnoszenia. Wykonują także specyficzny wirujący taniec, charakterystyczny dla derwiszy.
03 maja 2022
Na obrzeżach Jazd znajdują się dwa niewielkie wzniesienia, zwieńczone okrągłymi wieżami. Są to tzw. wieże milczenia, czyli miejsca pochówku zmarłych zaratusztrian (podobną oglądałem w Uzbekistanie). Obecnie korzystanie z nich jest zakazane, ale jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku wyznawcy zaratusztranizmu praktykowali swoje zwyczaje. O co chodzi w tego rodzaju pogrzebie? Trzeba zacząć od tego, że zaratusztrianie czcili cztery żywioły: ogień, wodę, powietrze i ziemię. Nie chcieli ich więc zanieczyszczać. Dlatego swoich zmarłych wynosili na wspomniane wieże i zostawiali tam na działanie słońca i na żer sępom. Po roku zbierali kości, wrzucali je do wydrążonego na szczycie wieży dołu i zasypywali wapnem.
Na jedną z wież prowadzą schody, więc jest ona najczęściej odwiedzana przez turystów. Wejście na szczyt nie wymaga jakiejś szczególnej kondycji, ale ze względu na upały (Jazd jest jednym z najbardziej gorących miejsc w Iranie) warto odpowiednio się nawodnić, żeby uniknąć niespodziewanego zasłabnięcia. Z wierzchołka wieży rozciąga się widok na panoramę Jazd. Wdać też dobrze leżący u jej podnóża współczesny cmentarz, do którego zresztą wkrótce podążam. Znajdują się na nim równiutko ułożone, identyczne w kształcie, marmurowe nagrobki. Na każdym z nich widnieje kolorowa fotografia zmarłego oraz jego nazwisko i lata życia..
Spod wież milczenia udajemy się do Świątyni Ognia. W jej wnętrzu płonie Atash Bekhram (Ogień Zwycięstwa). Jest on podtrzymywany od półtora tysiąca lat. Oczywiście nie w tym samym miejscu, bo obecna świątynia została zbudowana dopiero w 1934 roku. Przed świątynią znajduje się okrągła sadzawka z zielonkawą wodą, a obok niewielki ogród, w którym rosną między innymi cyprysy. Jest też małe muzeum, w którym obejrzeć można zdjęcia, ceramikę, a także Avestę, świętą księgę Zaratusztrian.
Po opuszczeniu Świątyni Ognia przez dwie godziny spacerujemy po starym mieście, notabene bardzo urokliwym. Charakterystyczne dla Jazdu są wąskie kręte uliczki, wieże wiatrowe (łapacze wiatru), wieże zegarowe i kanaty (podziemne kanały na wodę). Na jednym z budynków zauważam duży portret generała Ghasema Solejmaniego, którego ponad dwa lata temu Amerykanie zlikwidowali w Bagdadzie. O oddawanej mu czci świadczy podpis: „My hero”. Nieco dalej trafiamy na ścianę pokrytą muralami. Przedstawiają one bawiące się dzieci, wielbłądy z dzwoneczkami i sakwami wypełnionymi książkami oraz charakterystyczne dla Jazd budynki. Mijamy gmach zwany więzieniem Aleksandra, a to dlatego, że Aleksander Wielki przerobił je z istniejącego tu wcześniej grobowca 12 imamów).
Po spacerze odpoczywamy przy herbatce w hurtowni dywanów Fazeli, podziwiając wcześniej z jej dachu panoramę Jazdu. Właściciel hurtowni prezentuje nam bogatą ofertę dywanów i kilimów, opowiadając o ich rodzajach i technikach wytwarzania. Mamy więc dywany miejskie i wiejskie (na wsi tkane poziomo na ziemi, a w mieście na pionowych stelażach). Niektóre są wykonywane z wełny owczej, inne z wielbłądziej, a jeszcze inne z jedwabiu. Barwione są naturalnie, np. przy użyciu szafranu. Faktycznie bogactwo kolorów i wzorów jest niesamowite. Wzory są niepowtarzalne, gdyż każdorazowo powstają na bieżąco, czyli z głowy, a nie z wzorników. Nie od dziś zresztą perskie dywany cieszą się zasłużoną renomą. Do ich kupna zachęca wiszący na ścianie napis: A good Carpet always is a good investment (dobry dywan jest dobrą inwestycją). Parę osób z naszej grupy nabywa niewielkie dywaniki.
Następnie odwiedzamy Meczet Piątkowy (Masjid-e Jame). Wzniesiono go w XII wieku na miejscu dawnej świątyni Ognia. Charakteryzuje się bogactwem mozaik oraz dwoma wysokimi minaretami (52 metry). Wejście jest darmowe, ale jak niemal wszędzie kobiety muszą zakładać na chustki czadory.
Na starym mieście znajduje się też kompleks Amir Chakhmaq. Wokół wielkiego placu z prostokątną fontanną stoją różne budynki, z których najważniejszy jest tekyeh, który służy do świętowania Aszury. Święto to jest szczególnie ważne dla szyitów, a ustanowiono je na pamiątkę śmierci Husajna ibn Alego, wnuka Mahometa. Przed budynkiem stoi spore urządzenie przypominające klatkę, które noszone jest podczas procesji w trakcie świętowania Aszury.
O szesnastej zjadamy obiad. Podano pulpety w sosie (fesendżun) i ryż na osobnym talerzu. Godzinę później wyruszyliśmy w drogę do Kermanu. Trasę 370 km pokonaliśmy w 5 godzin i 45 minut. Podczas jazdy, głównie przez pustkowia, zwróciłem uwagę na specyficzny styl budowy autostrady. Otóż przeciwległe pasy nie leżały bezpośrednio obok siebie, lecz były oddalone od kilku do nawet kilkuset metrów. Myślę, że to bardzo praktyczne i bezpieczne rozwiązanie. Poza tym Iran nie musi oszczędzać na gruntach, bo i tak 92 procent jego powierzchni to góry, pustynie i nieużytki.
Kwaterujemy się w hotelu Govashir. W lodówce mamy tym razem dwie półtoralitrowe butelki wody. Może dlatego, że przydzielono nam pokój trzyosobowy. Internet jest bardzo słaby, co zresztą dotyczy niemal wszystkich hoteli na naszej trasie. Poza tym w Iranie i tak nie działają niektóre strony. O ile Whatsapp, Gmail i Instagram jako tako funkcjonowały, to o Facebooku mogłem zapomnieć.
04 maja 2022
Hotel opuszczamy o ósmej i udajemy się na bazar w Kermanie. Prezentuje się on nieźle. Wrażenie robi długi murowany pasaż z łukowymi stropami. Niestety, większość straganów jest jeszcze zamknięta. Za 150 riali (jakieś 2,40 zł) nabywamy blisko dwukilowego melona. Później oglądamy cztero ejwanowy (ejwan - przesklepione pomieszczenie otwarte od strony dziedzińca) meczet i klimatyczny karawanseraj.
Z Kermanem związana jest niezwykle wstrząsająca historia. I to nie z zamierzchłej przeszłości, lecz z końca osiemnastego wieku. Dokładnie w 1794 roku Aghi Mohammad Chan Kadżar w zemście za poparcie Lotf Alego Chana (ostatniego szacha z dynastii Zandów) polecił, po zdobyciu miasta, wyłupić oczy dwudziestu tysiącom mieszkańców. Z gałek ocznych powstała makabryczna piramida. A propos szachów, to Ryszard Kapuściński w „Szachinszachu” pisał: Od niepamiętnych czasów panowanie każdego szacha kończyło się w żałosny i haniebny sposób. Albo ginął ze ściętą głową lub z nożem w plecach. Albo – jeżeli miał więcej szczęścia – wymykał się śmierci, ale musiał uciekać z kraju (…). Ot, taka irańska tradycja…
Przed dziesiątą opuszczamy Kerman i jedziemy na pustynię Lut do kaloutsów, zwanych też jardangami. Są to pustynne pagórki o fantazyjnych kształtach w okolicach Szahdad. Na przestrzeni wieków powstawały z piasku poprzez działanie wiatru i soli. Do złudzenia przypominają krajobrazy Kapadocji. Tyle, że tutaj jest znacznie bardziej gorąco. Po czterdziestu minutach spaceru i fotografowania tych cudów natury z ulgą wsiadamy do klimatyzowanego autokaru.
Pół godziny później w przydrożnej restauracyjce spożywamy wczesny obiad. Dzisiaj zaoferowano nam ghormeh sabzi, czyli potrawę z zielonych warzyw i mięsa. Oczywiście z ryżem na osobnym talerzu. Po obiedzie oglądamy jeszcze karawanseraj usytuowany nieopodal restauracji i o piętnastej wyruszamy w dalszą drogę, by po 3,5 godzinach jazdy (było trochę błądzenia) dotrzeć do perskiego ogrodu Shazdeh nieopodal miasteczka Mahan. Ogród ten utworzono na pustyni w 1850 roku. Zasila go woda kaskadowo spływająca z gór. Wśród wielu ozdobnych drzew spotkać można tu drzewka pomarańczy i granatowców. Ponadto są tu różne gatunki kwiatów, fontanny i mnóstwo śpiewających i ćwierkających ptaków. Ot, taka oaza spokoju, choć nie ciszy. Przewalają się tutaj bowiem setki i tysiące Irańczyków, spragnionych wypoczynku na łonie natury. Tego dnia jest ich szczególnie dużo, gdyż przypada właśnie święto Eid al-Fitr na zakończenie ramadanu. Miejscowi po raz kolejny wykazują duże zainteresowanie naszą grupą. Niektórzy fotografują nas ukradkiem, inni z kolei pozują nam do zdjęć, dopytując przy tym o to, skąd przyjechaliśmy.
W drodze do Bam, podczas jednej z policyjnych kontroli, nasi kierowcy zostali ukarani mandatem. Nie za przekroczenie prędkości, lecz za brak zapiętych pasów u pasażerów. Na szczęście nasze panie miały chustki na głowach, bo za ich brak też groziłaby kara. Mandat był raczej symboliczny (700 tyś. riali), choć zazwyczaj wynosi dwa miliony riali.
Do hotelu Azadi sieci Parsian w Bam przyjeżdżamy o godzinie 22. Niektórzy zaczynają narzekać na długie przejazdy i późne powroty. Nie wiedzą, biedacy, że to dopiero preludium do naprawdę intensywnych tras…
05 maja 2022
Z naszego hotelu do twierdzy w Bam jest tylko 20 minut jazdy. Jesteśmy tam więc już o 8.40. Starożytna twierdza jest nadal mozolnie odbudowywana po tragicznym trzęsieniu ziemi z 2003 roku. Zniszczeniu uległo wówczas około 80 procent budynków w mieście, a śmierć poniosło ponad 26 tysięcy mieszkańców. Cytadela była zbudowana z suszonych (nie wypalanych) cegieł wykonanych z mułu i słomy. Przetrwała półtora tysiąca lat. Odbudowa prowadzona jest przy użyciu oryginalnych materiałów i takimi samymi metodami jak niegdyś. Na górnym tarasie twierdzy spotkaliśmy Irańczyka, który chciał nam przeczytać wiersz ze swojej książki. Niestety, musieliśmy go rozczarować, bo po persku rozumiała tylko nasza pilotka Inez i miejscowy przewodnik a zarazem główny koordynator naszej wyprawy Farhad Farhoudi
Bam słynie też z doskonałych daktyli. Można nabyć je bezpośrednio z samochodów stojących przy wylotowej drodze. Cena za kartonik o wadze 600 gram to zaledwie 200 tysięcy riali, czyli mniej niż jeden dolar. Bierzemy więc pięć opakowań…
Przed nami długa droga do Keszm (Qeshm). Pilotka szacowała, że pokonamy te 540 kilometrów w ciągu ośmiu godzin. Tymczasem podróż zajęła nam o sześć godzin więcej. Niestety, nie wszystko da się przewidzieć i zaplanować. Już po godzinie jazdy doszło do stłuczki. Nasz autokar został zarysowany przez włączające się do ruchu auto osobowe. Szkody w obu pojazdach nie były wielkie. Nikt też nie odniósł żadnych obrażeń, ale mimo to trzeba było czekać na policję. Po 45 minutach od strony Dżiroft nadjechał wreszcie radiowóz z dwoma funkcjonariuszami. Jeden z nich, w przybrudzonej białej koszuli, nieśpiesznie obejrzał uszkodzenia, porozmawiał z kierowcami i zabrał się za sporządzanie protokołu. Pobrał też odciski palców od kierowców. Na koniec zaś wypisał mandaty. Dla obu kierowców! Temu z osobówki za wymuszenie pierwszeństwa, a naszemu za poruszanie się drogą nie przeznaczoną dla ciężarówek i autobusów. Po blisko dwóch godzinach mogliśmy udać się w dalszą drogę.
Tuż po szesnastej zatrzymaliśmy się na obiad. Tym razem nie było ryżu, lecz zapiekany makaron. Po obiedzie na krótko stanęliśmy przed twierdzą Sasanitów w Manoujan, oglądając i fotografując ją tylko z zewnątrz. Po drodze do Keszm natykaliśmy się na liczniejsze niż dotychczas kontrole policyjne. Niektóre patrole sprawdzały wyrywkowo bagaże i paszporty. Jak się potem dowiedzieliśmy, tędy właśnie wiedzie główny szlak przemytniczy. Chodzi przede wszystkim o narkotyki. Za ich posiadanie do niedawna skazywano sprawców na karę śmierci. Od 2018 roku orzeka się w Iranie ten wymiar kary tylko w przypadkach posiadania lub przewożenia ponad 50 kilogramów opium, 2 kg heroiny czy 3 metamfetaminy. Stryczek grozi też za zbrojny handel, wykorzystywanie w tym celu dzieci oraz organizację i finansowanie handlu narkotykami.
W Bandar-e Abbas, już nad Zatoką Perską, kierowca niepotrzebnie wjechał do miasta. Poruszanie się w korkach i wyjazd na właściwą drogę to kolejne stracone minuty. Tymczasem w autokarze rosło zniecierpliwienie. Jednym przeszkadzała przedłużająca się jazda, a inni nie mogli doczekać się toalety. Ci pierwsi mogli tylko ponarzekać, bo i tak na nic nie mieli wpływu. Drudzy zaś, mniej lub bardziej zadowoleni, opróżnili swoje pęcherze na postoju w szczerym polu. O 21. 55 dotarliśmy wreszcie na przystań promową w Bandarpol Port. Tu najpierw sprawdzono nasze paszporty, a po półgodzinnym oczekiwaniu wjechaliśmy na prom samochodowy. Po kwadransie byliśmy już na wyspie. Jednak do hotelu w Keszm było jeszcze ponad godzinę drogi. Ostatecznie dotarliśmy tam o północy. W hotelu Kimia, którego zresztą nie polecam, mieliśmy spędzić trzy noce.
06 maja 2022.
W związku z wczorajszym późnym przyjazdem dzisiaj wyjechaliśmy z hotelu nieco później, czyli o 8.55. Program zapowiadał się interesująco. Najpierw wsiedliśmy do motorowych łódek i popłynęliśmy na poszukiwanie delfinów. W pobliżu wyspy Hengam było ich całe stado. Wesoło pluskały się wokół nas, pokazując na przemian płetwy ogonowe i charakterystycznie wydłużone mordki. Trudno jednak było im zrobić dobre zdjęcia, gdyż poruszały się niezwykle szybko. Następnie popłynęliśmy na wspomnianą wyspę, a właściwie wysepkę. Przy brzegu obejrzeliśmy wrak portugalskiego statku, a na piaszczystej plaży stragany z różnymi pamiątkami. Niektóre ze sprzedających je kobiet miały na twarzach charakterystyczne kolorowe maski. Wyspy Keszm, Hengan i Hormuz zamieszkane są w większości przez Arabów. Nie brak tu także Indusów, o czym świadczyło choćby stoisko ze świeżo smażoną samosą (300 riali za sztukę). Przed powrotem na Keszm obejrzeliśmy jeszcze stada kolorowych rybek, które bardzo ochoczo rzucały się na kawałki podawanego im przez nas chleba.
O trzynastej dotarliśmy do Chakkooh Canyon – jednej z największych atrakcji przyrodniczych wyspy Keszm. Upał daje się we znaki, niemniej jednak warto przejść się wąskim dnem kanionu, pośród poszarpanych skał i wysokich zboczy. Posłuchać po drodze śpiewu ptaków. Obejrzeć głęboką studnię, z której sympatyczny pan wydobywa zimną wodę przy pomocy dzbanka przymocowanego do długiego sznura, a następnie za symboliczną opłatę polewa chętnym ręce lub głowy. Podziwiać różnorodne kolory i kształty skał lub chronić się przed upałem pod rosnącymi tu drzewami akacji (ich strąki stanowią przysmak wielbłądów). Rosną one na tym pustkowiu dzięki dostępności wody, której podczas intensywnych opadów jest nawet zbyt dużo, co czasami powoduje nawet zamknięcie kanionu dla odwiedzających. W Chakkooh Canyon okoliczni mieszkańcy chronili się niegdyś przed portugalskimi najeźdźcami. Później szukali tu schronienia pasterze ze swoimi stadami. Od kiedy jednak geopark został wpisany na listę UNESCO, wprowadzanie zwierząt do kanionu jest zakazane.
Wracając do autokaru natknęliśmy się na grupę Irańczyków. Były oczywiście tradycyjne pytania o kraj naszego pochodzenia i robienie wspólnych zdjęć. W pewnym momencie jedna z naszych pań zachwyciła się ładnym szalem Iranki. Ta zaś bez chwili wahania zdjęła go z głowy i – nie zważając na protesty – niemal wcisnęła jej do rąk tę tkaninę. Dla nas może to być nieco szokujące, ale w Iranie mieści się w kanonie dobrych obyczajów, tzw. ta’arof.
W Guran, nieopodal Tabl obejrzeliśmy ręcznie budowany drewniany statek typu lenj (lendż). Prawdziwe cudo! Co ciekawe, nie stał w żadnym doku, lecz zwyczajnie na piasku, kilkadziesiąt metrów od brzegu. Podparty drewnianymi wspornikami.
Chwilę później w porcie Laft po raz drugi tego dnia wsiedliśmy do motorowych łodzi. Tym razem popłynęliśmy do pobliskich lasów namorzynowych (mangrowych). Przyznam szczerze, że po raz pierwszy w życiu miałem okazję obejrzeć je na żywo. Grube pnie wynurzające się z morza i gęste zielone korony drzew sprawiają wrażenie wodnej dżungli. Od brzegu lądu dzieli nas przynajmniej kilometr. Wokół nas widać mnóstwo białych czapli. Niektóre siedzą na gniazdach, wysiadując jaja, inne z krzykiem krążą nad naszymi głowami. Nieopodal rozciąga się inny las – tym razem długich tyczek, na których zawieszono sieci rybackie.
Po powrocie na wyspę udajemy się na obiad. Jak przystało na nadmorską restaurację, do tradycyjnego ryżu podawane są krewetki lub ryby, w zależności od upodobań. Wybieram te pierwsze. Są bardzo smaczne. Sam lokal też jest bardzo klimatyczny. Oprócz akwarium z rybkami oczy konsumentów cieszy również zielona papuga.
07 maja 2022
Pobudka o 5.45. Pobranie suchego prowiantu i o 6.30 wyjazd na przystań promową w Keszm. Prom na wyspę Hormoz miał odpłynąć o godzinie siódmej, ale ostatecznie odcumował pół godziny później. Płynęliśmy nieco ponad godzinę. Na miejscu wsiedliśmy do niewielkich busów i rozpoczęliśmy nieśpieszny objazd wyspy. Śmiem twierdzić, iż Hormoz – mimo że znacznie mniejsza od Keszm - posiada o wiele więcej atrakcji krajobrazowych. Zaczynamy zwiedzanie od salin i kolorowych gór słonych. Potem jest Dolina Tęczowa i spacer na skraj poszarpanego klifu nad wodami Zatoki Perskiej. Niestety, miejsce to jest trochę zaśmiecone. Widać, że tutejsza ludność – w przeciwieństwie do tej zamieszkującej kontynentalną część Iranu – nie dba przesadnie o prządek. Jednakże oszałamiający widok fantastycznych kształtów i kolorów skał rekompensuje ten drobny w sumie dysonans. Innym cudem natury jest Szafranowa Rzeka. Już sama nazwa daje wyobrażenie o jej barwie i uroku.
Niejako dla odmiany oglądamy też wytwory rąk ludzkich. Pierwszy z nich to portugalska twierdza, a właściwie to co z niej zostało, czyli trochę murów i podrdzewiałych luf armatnich. Stosunkowo dobrze zachował się tam podziemny kościół z łukowym sklepieniem. W drugim przypadku chodzi o jak najbardziej współczesne muzeum Ahmada Nadaliana. Ten niespełna sześćdziesięcioletni artysta jest znany nie tylko w Iranie. Jego rzeźby znajdują się w wielu krajach. Nadalian, potomek nomadów, znany jest też z projektów związanych z ochroną środowiska. Ponadto jest społecznikiem, który zaktywizował wiele miejscowych kobiet do malowania i rękodzieła, dzięki czemu mogą zarabiać na swoje utrzymanie.
Tym razem obiad zjadamy w prywatnym domu. Siadamy po turecku na podłodze. Gospodarz rozkłada foliowy obrus bezpośrednio na dywanie, a następnie podaje prostokątne talerze z ryżem, frytkami i dwoma kawałkami ryby. Jedna to barakuda. Nazwy drugiej nie zapamiętałem, aczkolwiek była bardzo smaczna.
Do Keszm wróciliśmy przed siedemnastą. Tym samym mieliśmy pierwsze od początku wyjazdu wolne popołudnie. Niestety, obsługa hotelowa nie popisała się. Mimo zostawionego w recepcji klucza nikt nie raczył zajrzeć do pokoju, by posprzątać czy wymienić ręczniki (w poprzednim dniu sytuacja była analogiczna).
08 maja 2022
O ósmej opuszczamy mało sympatyczny hotel (zostawiłem w nim ładowarkę do telefonu) i wyruszamy w drogę do Sziraz. Przed nami około 580 kilometrów. W naszych warunkach przejazd zająłby jakieś 5-6 godzin. Tutaj trwało to 13 godzin. Najpierw ponad godzinę oczekiwaliśmy na wjazd na prom. Potem był problem ze zjazdem z niego (zbyt wysokie nabrzeże). Już na stałym lądzie spowalniały nas policyjne kontrole z wyrywkowym sprawdzaniem bagaży i paszportów. Poza tym co pewien czas kierowcy musieli meldować się na policyjnych posterunkach, żeby uzyskać stempel w książce wyjazdu.
Obiad zjedliśmy o 13.35. Tym razem do ryżu był grillowany kurczak i jogurt.
W dalszej drodze pejzaż za oknem zaczął się zmieniać. Pustynne i półpustynne tereny ustępowały miejsca polom uprawnym. W Iranie uprawia się, oczywiście nie wszędzie, pszenicę, jęczmień, winorośl, tytoń, bawełnę, szafran, herbatę, ryż, daktyle i banany. Inną dziedziną rolnictwa jest pasterstwo. Hoduje się głównie kozy i owce, choć nie brak też krów i wielbłądów.
Zarobki w Iranie nie są imponujące. Minimalne wynagrodzenie wynosi bowiem około dwieście euro miesięcznie. Policjant czy nauczyciel zarabia równowartość około 350 euro. Tymczasem cena za metr kwadratowy mieszkania w Teheranie wynosi 1 500 euro. Za najtańsze auto produkcji irańskiej trzeba zapłacić 8 tysięcy auro, a za najdroższe 30 tysięcy.14. 35 znowu kontrola. Minimalna ok 200 euro, nauczyciel 350, lekarz 3 tys euro. Bezrobocie 9 procent, inflacja ok. 35 procent.
Długą drogę umilamy sobie oglądaniem filmu irańskiego reżysera Asgara Farhadiego „Klient”. Obraz ten, podobnie jak poprzedni pt.: „Rozstanie”, wiele mówi o obyczajowości irańskiej. Pewnych spraw trzeba się domyślać, bo cenzura nie pozwala na ich dosłowne pokazywanie. Nie ma mowy o obejrzeniu jakiegokolwiek zbliżenia pomiędzy bohaterami, a golizna na ekranie nigdy nie ma prawa być pokazana.
Tym razem nocujemy w hotelu Shiraz Kowsar.
09 maja 2022
Przed ósmą jedziemy do domu kupieckiego z XIX wieku. Obecnie jest to muzeum Qavam House z imponującym ogrodem Naranjestan. Rosną tutaj drzewka pomarańczowe, palmy daktylowe, a także mnóstwo wielobarwnych kwiatów. Wnętrze domu, a w zasadzie pałacu, wygląda na bogato wykończone i wyposażone. Efekt ten potęgują liczne kolorowe lustra, umieszczone na ścianach i sufitach. Dodajmy do tego witraże, mozaiki, malowidła i zdobione sufity, a obraz kupieckiej rezydencji stanie się pełniejszy.
Na podziwianie wnętrz Qavam House, nie mamy zbyt wiele czasu, gdyż program dnia jest jak zwykle napięty. Tak więc już o dziewiątej wchodzimy do meczetu Nasir ol-Molk (Różowy Meczet). Wewnątrz nie wolno używać flesza ani korzystać z dużych aparatów fotograficznych. Kobiety wchodzą do środka tylko w czadorach. Sama świątynia jest po prostu piękna. Misternie wykonane zdobienia i dbałość o najdrobniejsze szczegóły – to wystarczające powody, żeby obdarzyć szacunkiem dziewiętnastowiecznych artystów, którzy brali udział w pracach wykończeniowych. Z zewnątrz meczetowi dodaje uroku prostokątna sadzawka, w której zielonkawych wodach odbija się jego fronton i dwa minarety.
Po kolejnej godzinie jesteśmy już w Mauzoleum Króla Światła (Shah Cheragh). Mauzoleum poświęcone jest pamięci zamordowanego w 835 roku brata imama Rezy. Tu również nie wolno wnosić dużych aparatów, a wejście możliwe jest wyłącznie w skarpetkach. A żeby było ciekawiej, to kobietom nie wolno wchodzić do niektórych pomieszczeń. Akurat tych – moim zdaniem – najpiękniejszych: z ogromnymi błyszczącymi żyrandolami, ścianami i sufitami mieniącymi się od malutkich lusterek. Mauzoleum zajmuje dość duży obszar. Spoczywają tutaj synowie siódmego imama.
Po sporej dawce wrażeń estetycznych nadszedł czas na prozę życia, czyli bazar. Rouhollah Bazaar, bo nim mowa, jest ogromnym krytym targowiskiem, w którego licznych odnogach łatwo się zgubić. Łatwiej byłoby napisać, czego nie można tu kupić niż wymienić wszystkie oferowane produkty. Wspomnę więc tylko, że żona nabyła dwie skórzane torebki (po 12 i 17 dolarów), pamiątkowe magnesy po 150 riali sztuka i kilogram herbaty za równowartość sześciu dolarów. Ja z kolei zwróciłem uwagę na bańki z rurkami i spiralami, żywcem przypominającymi rodzimą aparaturę do pędzenia bimbru. Wiem skądinąd, że niektórzy Irańczycy pokątnie trudnią się tym procederem. Ale żeby legalnie można było nabyć sprzęt do destylacji alkoholu w tak ortodoksyjnym kraju? Sam nie wiem…
Przed obiadem odwiedzamy jeszcze hamman, a właściwie muzeum, bo od dawna nikt nie zażywa tu kąpieli. Rozstawione w poszczególnych salach manekiny mają przybliżyć widzowi cały proces ablucji w tego rodzaju przybytkach.
Tym razem do ryżu zaserwowano nam szaszłyki z baraniny. Jakoś nieszczególnie przypadły mi do gustu…
Około szesnastej pojechaliśmy do odległego o około 70 km Persepolis. O ruinach tego starożytnego miasta nie będę się rozpisywał, bo niczego nowego, poza tym co można znaleźć w Wikipedii, nie potrafię dodać. Mogę tylko wspomnieć, że niewiele brakowało aby po rewolucji zrównano z ziemią te artefakty z antycznej przeszłości. Na szczęście władcy Islamskiej Republiki Iranu w porę się opamiętali i dziś, chodząc wśród kolumn i fragmentów murów, możemy sobie wyobrażać jak wyglądało to miasto za czasów Kserksesa.
Tego dnia sporo się nachodziłem, wykonując łącznie 25 560 kroków. A pamiętać należy, że o tej porze roku w tych stronach jest już dość gorąco.
Przed powrotem do hotelu odwiedziliśmy jeszcze Naqsz-e Rostam, czyli skalne grobowce Achemenidów. Była już godzina 19 i początkowo nie chciano nas wpuścić. Udało się jednak zmiękczyć obsługę.
10 maja 2022
Dzisiaj pobudka o 5.20, pobranie suchego prowiantu i o 6.05 wyjazd. Jedziemy malowniczą górską trasą przez około 150 km. Zatrzymujemy się przy gospodarstwie Bishapur Ecolodge. Stąd ma odbyć się wędrówka do Jaskini Szapura. W programie przewidziano na dojście, zwiedzanie i powrót 3,5 godziny. W naszej prawie czterdziestoosobowej grupie średnia wieku oscyluje wokół 55 lat. Nie wszyscy mają siły i chęci do wdrapywania się do groty z posągiem Szapura (władca Persji z dynastii Sasanidów). Kilkanaście osób zostaje więc w zabudowaniach Bishapur Ecolodge, a reszta wraz z miejscowym przewodnikiem wspina się do góry. Odległość nie jest wielka, bo zaledwie trzy kilometry, ale przewyższenie wynosi 421 metrów. Startujemy z poziomu 876 m n.p.m,. Podejście jest miejscami łagodne, a miejscami nieco bardziej strome. Nie ma jednak żadnych trudnych odcinków. Trochę kamienistej ścieżki, trochę kamiennych i betonowych schodków. Dojście do jaskini zajęło mi 57 minut, choć specjalnie nie śpieszyłem się. Zrobiłem tam zdjęcia, po czym zacząłem schodzić. W tym czasie reszta grupy dochodziła do ostatnich schodków przed wejściem do groty. Zejście zajęło mi 45 minut. Tak więc całość trwała niespełna dwie godziny. Dlatego uważam, że wspomniane 3,5 godziny, które zresztą jeszcze się przedłużyło, to zbyt dużo. W sumie przebywaliśmy w Bishapur Ecolodge pięć godzin, z czego godzina była przeznaczona na obiad.
Potem były jeszcze dwie godziny zwiedzania ruin Biszapur (starożytne miasto Sasanidów z więzieniem cesarza Waleriana oraz świątynią wody) i oglądanie reliefów Tang-e Chogan. Tu spotkaliśmy czterech irańskich kierowców ciężarówek, którzy posilali się w cieniu wysokich skał. Przez chwilę nas obserwowali, a potem jeden z nich podszedł i na widelcu podał kilkorgu z nas po kawałku pieczonego kurczaka. Zaraz też padło tradycyjne pytanie o kraj naszego pochodzenia i – rzecz jasna – propozycja wspólnego zdjęcia. Chętnie skorzystałem.
O szesnastej wyruszyliśmy w ponad pięćsetkilometrową drogę do Dezful. Google podawało, że można ją przejechać w 7,5 godziny. Pilotka obstawiała 8 do 9, a faktycznie jechaliśmy 10 godzin, docierając do hotelu Avan o drugiej w nocy, po 20.godzinnym dniu aktywności. Nie muszę chyba dodawać, że nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Sądzę, że można było uniknąć późnego przyjazdu do hotelu, redukując czas na jaskinię Szapura i skracając nieco historyczne wykłady w Biszapur. Tę samą wiedzę z równym powodzeniem pilotka mogła nam przekazać podczas jazdy autokarem. Mam nadzieję, że Inez – notabene bardzo miła i pełna dobrych chęci – wraz z nabieraniem doświadczenia będzie w przyszłości bardziej panować nad grupą i czasem. Ja wiem, że zapisywaliśmy się na wyprawę, a nie na szkolną wycieczkę, ale na tego rodzaju wyjeździe tym bardziej niezbędna jest konsekwencja i umiejętność dyscyplinowania siebie i innych.
11 maja 2022
Bardzo porządne i urozmaicone śniadanie. Po raz pierwszy oprócz miejscowych płaskich chlebków podano też bagietki. Niestety, internet był dostępny tylko w hotelowym lobby, w dodatku był wolniejszy niż najstarszy żółw.
O 9.30 wyjechaliśmy do odległej o około 40 kilometrów Suzy. Dotarliśmy tam po 50 minutach. Miasto to było jedną ze stolic starożytnego Elamu, a jego historia jest pełna wzlotów i upadków. Teraz jest tam tylko trochę wykopalisk oraz zbudowany przez Francuzów pałac. Przy jego budowie wykorzystali oni oryginalne cegły z ruin. Gdyby tego nie uczynili, miejscowa ludność do reszty rozgrabiłaby pozostały materiał. Ciekawostką jest, że francuska ekipa archeologów na początku XX wieku odnalazła tu Kodeks Hammurabiego.
Nieco ponad godzinę później podeszliśmy pod grobowiec proroka Daniela. Powiedzmy od razu – takich domniemanych miejsc pochówku Daniela jest aż sześć. Przed rokiem sam miałem okazję oglądać jeden z nich w uzbeckiej Samarkandzie. Pozostałe zlokalizowane są w Babilonie, Kirkuku i Al-Mikdadiji w Iraku, a także w irańskim Ize. Jednak ten w Suzie jest najbardziej znany. Znajduje się on na końcu rozległego placu pod wysoką spiczastą wieżą.
Kolejnym obejrzanym przez nas zabytkiem był ziggurat w oddalonym o 50 km od Suzy Czoga Zanbil. Co to takiego ziggurat? Cytuję za Wikipedią: charakterystyczna dla architektury sakralnej Mezopotamii wieża świątynna o zmniejszających się schodkowo kolejnych tarasach. Obiekt ten jako pierwszy w Iranie został wpisany na listę UNESCO. Oglądamy go oczywiście tylko z zewnątrz.
Po obiedzie (zupa osz i pieczone udko kurczaka, tym razem bez ryżu) jedziemy do Szusztar. Miasto to, położone na północy Chuzestanu, uważane jest za jedno z najstarszych na świecie. Słynie z bardzo pomysłowego systemu hydraulicznego, którego fragmenty można jeszcze teraz podziwiać. Budowę konstrukcji wodnych (młyny, kanały irygacyjne, mosty i tp.)na rzece Karun rozpoczęto już w piątym wieku p.n.e. Ich resztki oglądamy ze współczesnego mostu.
W ramach relaksu wsiadamy do motorowych łódek i przez godzinę pływamy po rzece Karun. W przerwie zatrzymujemy się na jednej z mielizn i z przyjemnością moczymy nogi w chłodnej wodzie. Przy jednym z brzegów rzeki kąpią się miejscowi chłopcy, zaś przy drugim kąpieli zażywa stado krów. Prawdziwa sielanka…
Do hotelu wracamy dość wcześnie, bo o dwudziestej.
12 maja 2022
Rano wyjeżdżamy trzema busami w góry Zagros. Naszym celem jest oddalone o niespełna 40 kilometrów od Dezful jezioro Dez Dam. Droga jest wąska, kręta i miejscami stroma. Des Dam jest sztucznym zbiornikiem wodnym. Powstał on w wyniku zbudowanej w latach 1959-1963, za czasów rządów ostatniego szacha Iranu, łukowej zapory. Mierzy ona 203 metry i zalicza się do największych w kraju. Lustro wody znajduje się na wysokości 315 m n.p.m. Podobnie jak wczoraj wsiadamy do motorowych łódek i płyniemy. Najpierw w stronę tamy, a potem na niewielką wysepkę, na której spotykamy kilka osiołków. Oprócz nich i nas nikogo więcej tu nie ma. Wokół rozciągają się skaliste zbocza gór. Chłodna woda zachęca do brodzenia przy brzegu. Niektórzy decydują się też na kąpiel. Oczywiście w ubraniu, żeby nie urazić uczuć sterników łodzi.
Na obiad wracamy do Dezful (ryż, bakłażan i odrobina mięsa wołowego). Po wyjściu z restauracji jedna z mieszkanek miasta chciała zaprosić nas do siebie na kolację albo chociaż na herbatę. Niestety, musieliśmy się śpieszyć, gdyż mieliśmy jeszcze do przejechania ponad 500 kilometrów, a jak już się przekonaliśmy, naszym kierowcom pokonanie takiego dystansu zajmuje sporo czasu.
Wyruszyliśmy tuż przed czternastą. Droga do Kom w znacznej części wiedzie przez góry. Tylko w ciągu jednej godziny przejeżdżaliśmy przez 10 tuneli, w tym jeden czterosegmentowy na wysokości 1 053 m. Dodajmy, że była to autostrada, a więc każdy tunel trzeba liczyć podwójnie. Góry pokryte były kępkami zielonych krzaków. Później zaczęły pojawiać się pola uprawne (nawet na wysokości 2 250 m n.p.m.).
W hotelu Fadak w Kom meldujemy się o 23.15, czyli niezbyt późno jak na dotychczasowe standardy. Sam hotel bardzo porządny, z WiFi na żądanie.
13 maja 2022
Kom jest jednym z najważniejszych miast dla irańskich szyitów (drugim po Meszhed). Znajduje się tu mauzoleum Fatimy al-Musmy, siostry ósmego imama Alego Rezy. Rocznie odwiedza je 20 milionów pielgrzymów. Na terenie sanktuarium obowiązują rygorystyczne zasady dotyczące stroju (długie spodnie u mężczyzn, czadory u kobiet) i zakaz wnoszenia wszelkich toreb, torebek i aparatów. Kobiety i mężczyźni wchodzą przez osobna wejścia, poddając się przy tym kontroli z dokładnym obmacywaniem włącznie. Wewnątrz należy poruszać się tylko w zwartej grupie, pod okiem miejscowych przewodników.
Przed bramą sanktuarium zatrzymaliśmy się na chwilę przy piekarni, obserwując proces wypieku chleba. Niemal od razu zostaliśmy poczęstowani gorącymi, wyjętymi prosto z pieca cienkimi plackami pieczywa. Ten kolejny dowód gościnności i życzliwości skłonił mnie do pewnej refleksji. Otóż wydaje mi się, że im bardziej opresyjny jest oficjalny reżim, tym bardziej mili i otwarci są zwykli ludzie. Warto tu wspomnieć, że w Iranie zapada rocznie około 500 wyroków śmierci, a kara chłosty jest czymś zupełnie normalnym. Na szczęście nie orzeka się już kary kamienowania.
Z Kom jedziemy do Abyaneh, turystycznej wioski zaszytej głęboko w górach na wysokości 2 220 m n.p.m., odległej o 180 km. Z trasy Kom – Isfahan skręca się w pewnym momencie w prawo i jedzie wąską boczną drogą przez 30 kilometrów. Tego dnia był piątek, a zatem święty dzień dla wyznawców islamu. W związku z tym wioskę opanowały tłumy turystów z okolicznych miast. Abyaneh wyróżnia się czerwonym kolorem budynków. Do ich budowy użyto bowiem cegły wypalanej z gliny o takim właśnie kolorze. Główna ulica okolona jest szpalerami wysokich zielonych platanów. Temperatura na tej wysokości jest dość przyjemna. Wszędzie pełno straganów z pamiątkami i czajników ustawionych na prowizorycznych paleniskach. Również tu zagadują nas często miejscowi. Kiedy dowiadują się, że pochodzimy z Lachestanu (tutejsza nazwa Polski), uśmiechają się radośnie i mówią Welcome. Jeden z młodszych Irańczyków wykonuje charakterystyczny gest kopania i woła: Lewandowski!
O szesnastej zjadamy obiad w Hotelu Grand, największym tego typu obiekcie w Abyaneh. Na stołach, co jest powszechne w Iranie, gruba warstwa plastikowych obrusów. Może nie jest to eleganckie, ale bardzo praktyczne. Po wyjściu gości wystarczy wyrzucić wierzchnią warstwę i już mamy posprzątane. Właściciel lokalu osobiście podawał do stolików półmiski z ryżem oraz osobno talerze z szaszłykami.
Niespełna godzinę później mknęliśmy już w stronę Esfahanu. Na autostradzie dopuszczalna prędkość wynosiła 120 km/h. Tym razem kierowcy nie ociągali się, więc już o 20.30 mogliśmy zameldować się w hotelu Julfa. Wieczór był raczej chłodny, ale nie ma w tym nic dziwnego, bo miasto leży na wysokości ponad 1 500 m n.p.m. Poza tym, po wielu dniach upałów na pustyni, taka zmiana była nam na rękę. Niestety, hotelu nie mogę pochwalić. W pokoju leżały co prawda dwa egzemplarze Koranu, ale wnętrze było obskurne, z łuszczącą się z sufitu farbą. Internet praktycznie nie działał.
14 maja 2022
Ostatni dzień zwiedzania. Nasz hotel zlokalizowany jest w dzielnicy ormiańskiej, więc do tutejszej Katedry Świętego Zbawiciela (zwanej wank) idziemy spacerkiem. Świątynia pochodzi z XVII wieku. Jej wnętrze w całości pokryte jest kolorowymi freskami i obrazami. Wokół otaczającego ją placu rozmieszczone są pomieszczenia muzealne. Od opiekuna świątyni dowiadujemy się, że kilka dni wcześniej zawitał tu minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau. Jak się później dowiedziałem, polska delegacja pod przewodnictwem ministra przebywała w Iranie dniach 7 – 9 maja na zaproszenie strony irańskiej. W trakcie wizyty podpisano umowę o współpracy w zakresie kultury, edukacji, nauki, sportu, młodzieży i środków masowego przekazu. A ponieważ w tym roku przypada 80. rocznica ewakuacji armii gen. Andersa z ZSRR do Iranu, minister odwiedził także polskie miejsca pamięci, w tym cmentarz, na którym i my się pojawiliśmy z symboliczną wiązanką kwiatów. Postawiliśmy ją obok dużego białoczerwonego wieńca z napisem na szarfie: Minister Spraw Zagranicznych RP Zbigniew Rau. Nie był to stricte polski cmentarz, lecz ormiański z kwaterą poświęconą zmarłym w latach 1942-1943 Polakom. Na pionowej płycie pomnika, o którą oparty był wieniec, widnieje napis: Polskim Wychowawcom Rodacy. Pozioma płyta pokryta jest archaicznym pismem, którego współczesne brzmienie wyglądałoby tak: Leży tu grzesznik Teodor Miranowicz, posłannik Króla JM Polskiego 26 grudnia 1686. (Miranowicz przebywał tu na polecenie Jana III Sobieskiego z misją do szacha perskiego Safiego II). Z kolei na stojącym nieopodal obelisku wykaligrafowano: W hołdzie tysiącom Polaków żołnierzom Armii Polskiej na Wschodzie generała Władysława Andersa i osobom cywilnym byłym jeńcom i więźniom sowieckich łagrów zmarłym w drodze do Ojczyzny Cześć ich pamięci.
Po chwili zadumy przy tych polskich akcentach opuściliśmy cmentarz i wyruszyliśmy przez pełne kolorowych kwiatów i zielonych platanów miasto, kierując się do meczetu piątkowego. Zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu i podeszliśmy do ogromnego kompleksu owego meczetu, którego budowa trwała kilka wieków. O jego wielkości świadczy zajmowana powierzchnia – dwa hektary! Na wewnętrznym dziedzińcu wyeksponowane są dwa portrety duchowych przywódców Iranu: zmarłego w 1989 roku ajatollaha Ruhollaha Chomejniego i aktualnego najwyższego przywódcy IRI, którym jest Ali Chamenei.
O trzynastej zaszliśmy do Muzeum Muzyki. Obejrzeliśmy tu najpierw bogatą kolekcję instrumentów muzycznych, pochodzących z różnych epok i prowincji irańskich. Następnie zaś mieliśmy okazję posłuchać ich brzmienia podczas koncertu w wykonaniu ośmiorga młodych muzyków.
Popołudnie mieliśmy tylko dla siebie. Spędziliśmy je na ogromnym placu (wielkość 11 boisk piłkarskich) Imama Chomejniego, Inna nazwa tego miejsca to Plac Połowy Świata. Wokół niego rozciągają się niezliczone korytarze bazaru, dwa meczety oraz punkt widokowy. Szerokimi alejami niemal bez przerwy krążą dorożki i minibusy. Pośrodku znajduje się spora sadzawka z fontannami. Miejsce jest bardzo klimatyczne, toteż odpoczywa tu wielu Irańczyków. O tym, że jest to jednak państwo policyjne, świadczą dość często pojawiające się radiowozy, które powoli przemieszczają się wokół placu.
W pewnym momencie podjechał do mnie młody człowiek na motorynce. Kiedy dowiedział się, że jestem z Polski, zawołał: Cześć! Chcesz perski dywan? Odpowiedziałem mu po angielsku, że nie mam pieniędzy. Wtedy on uśmiechnął się szeroko i odrzekł: No money, no honey! Po czym pojechał dalej.
Obiad zjedliśmy o 18.40 w bazarowej herbaciarni. Po zmroku zaś pojechaliśmy nad rzekę Zayandeh, żeby obejrzeć duży murowany most Khaju. Mieliśmy szczęście, gdyż sucha zazwyczaj rzeka, tym razem była pełna wody. Podświetlony most ładnie się więc w niej odbijał.
Można rzec, że w tym miejscu zakończyła się nasza irańska przygoda. Potem był już tylko przejazd na lotnisko i wylot do Stambułu. Tam 11 godzin przerwy (większość grupy wykorzystała ten czas na zwiedzanie miasta i rejs statkiem po Bosforze) i lot do Warszawy.

Ireneusz Gębski

Zdj cia

IRAN / Jazd / Jazd / Wieża MilczeniaIRAN / Bam / Bam / TwierdzaIRAN / Jazd / Jazd / Świątynia OgniaIRAN / Szusztar / Dez Dam / Sztuczne jezioroIRAN / Szusztar / Dez Dam / Sztuczne jezioroIRAN / Szusztar / Dez Dam / Sztuczne jezioroIRAN / Hormoz / Zatoka Perska / Szafranowa RzekaIRAN / Hormoz / Zatoka Perska / Słone GóryIRAN / Hormoz / Zatoka Perska / SkałyIRAN / Hormoz / Zatoka Perska / SkałyIRAN / Szusztar / Szusztar / Rzeka MaranIRAN / Szusztar / Szusztar / Rzeka MaranIRAN / Isfahan / Isfahan / Plac Połowy  ŚwiataIRAN / Mahan / Mahan / Perski ogródIRAN / Mahan / Mahan / Perski ogródIRAN / Suza / Suza / Pałac FrancuskiIRAN / Sziraz / Persepolis / PersepolisIRAN / Isfahan / Isfahan / MostIRAN / Keszm / Zatoka Perska / Lasy mangroweIRAN / Keszm / Zatoka Perska / Las namorzynowyIRAN / Kerman / pustynia / KalutsyIRAN / Sziraz / Biszapur / Jaskinia SzapuraIRAN / Kaszan / Pustynia / Dromadery

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl