Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Impresje USA, Capitol Reef > USA



Capitol Reef National Park,15/10/2008
Śniadanie w motelu w jest wliczone w cenę. Amerykański ranny posiłek zdecydowanie różni się od polskiego… Jogurt, kawa, tosty, masło, serek topiony (bardzo smaczny), mufinki, donaty, słodkie płatki do mleka….Wszystko na plastikach. Amerykanie praktycznie jedzą to w biegu…. My jesteśmy zdumieni, jak można jeść takie słodkie śniadanie…
Ruszamy z Torrey. Capitol Reef to jeden z mniej uczęszczanych parków. Mijamy Twin Rocks – dwa ogromne głazy. Po lewej stronie Chimney Rock (komin), wygląda fantastycznie ze względu na cień postanawiamy wrócić tu popołudniu, aby zrobić zdjęcia. Zajeżdżamy do Panorama Point, a dalej do Goosnecks Overlook. Droga szutrowa, jedziemy na parking i dalej już pieszo. Po kilkunastu minutach docieramy na skraj kanionu. W dole wije się rzeka. Na jej brzegach zielono. Kanion głęboki jest na jakieś 200 - 300 m. Wspaniały widok. Zakola rzeki rzeczywiście przypominają gęsią szyję… Idziemy na dłuższy spacer do Sunset Point, przed nami ogromna przestrzeń z górami po bokach, trochę karłowatej roślinności. Powinniśmy tu przyjść po południu, ze względu na słońce, które świeci nam teraz w twarz. Przestrzeń nas przytłacza. Krajobrazy rodem z westernów. Dzień jest cudowny, słońce, błękitne niebo, jeszcze chłodno, ale akurat na wycieczkę.
Dojeżdżamy do historycznej osady Mormonów – Fruita. Za nami wspaniała formacja skalna zwana Castle, rzeczywiście przypomina zamek. Przy drodze dawne maleńkie zabudowania, jedziemy wśród ogrodów. Tak jakbyśmy cofnęli się w czasie o sto lat. Naszym pierwszym celem jest Grand Wash. Skręcamy w nieutwardzoną drogę, coraz węziej. Idziemy na spacer Grand Wash. Początkowo dość szeroko, ale za chwilę, ściany kanionu wysokie na ponad 100 m schodzą się dość mocno, jest wąsko. Teraz już się nie dziwimy, dlaczego tak stanowczo ostrzega się przed wchodzeniem tutaj w czasie złej pogody i ewentualnych opadów deszczu. Widać wyraźnie ślady, jakie zostawiła tutaj pędząca woda. Dla człowieka nie ma schronienia, bo ściany są praktycznie pionowe, nie ma zupełnie gdzie uciekać. Ale dziś deszcz nam nie grozi, spacerujemy spokojnie. Spacer tam i powrotem zajmuje nam ok. 2 h. Teraz jedziemy do Capitol George. Krajobraz zupełnie odmienny niż Zion i Bryce. Widać jakby kilka warstw skał, każda w innych barwach. My naliczamy ich aż 5! Dolna jest szaro – zielona, przypominająca kurze łapki. Wyżej brązowo, czerwono, biało, również szaro – zielono. Mijamy ciekawe formacje skalne, jedna z nich nosi dźwięczną nazwę Egyptian Temple. Wygląda monumentalnie, widać wyraźne warstwy skalne, które swoimi kształtami przypominają kolumny. Niebywałe kontrasty, błękit nieba, czerwień skał, zieleń drzew, wszystko bardzo intensywne. Znów nieutwardzona droga, nasz Jeep sprawuje się fantastycznie. Spacer podobny jak po Grand Wash. Po drodze na ścianach zapiski dawnych osadników. Spotykamy patrolującego parkowego rangera, robimy sobie z nim zdjęcia, chwilę rozmawiamy. Poza tym nie ma praktycznie nikogo! Jedziemy po woli, a tu niespodzianka. W odległości ok. 20 m od nas, od drogi, leży spokojnie na skale i przeżuwa coś, fantastyczny bighorn sheep, czyli zwierzak przypominający dużego muflona. Nie przejmuje się wcale naszą obecnością. Sesja fotograficzna przebiega bardzo sprawnie. Jedziemy teraz do Pleasent Creek, wzbijamy kłęby kurzu. Przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń. Docieramy do celu, tu zaczyna się już zdecydowanie trudniejsza droga. Trzeba pokonać strumień w bród, z dość stromym zjazdem i podjazdem. Nie ryzykujemy. Jemy posiłek w scenerii z plenerów reklamy samochodów terenowych… Kierujemy się do wyjazdu, po drodze oglądamy jeszcze prehistoryczne rysunki naskalne. Jak to możliwe minął już cały dzień… Jedziemy do Moab. Czeka nas do przejechania 175 mil. Stamtąd jutro zaczynamy wizytę w parku Łuków. Droga jest dość kręta, jest już ciemno, jedziemy serpentynami. Po jednej stronie drogi stromy spadek, po drugiej zbocze. Jadę bardzo ostrożnie, droga robi się zdecydowanie węższa, teraz tylko lekko się wije. Ani po prawej ani po lewej stronie nie widać zbocza! Jedziemy chyba granią ! Marzena dość mocno podenerwowana, mimowolnie zwalniam. Za niedługo pojawia się z jednej strony drogi jakże wyczekiwane zbocze …Uf.. Przejechaliśmy jest już ok..
Śniadanie w motelu w jest wliczone w cenę. Amerykański ranny posiłek zdecydowanie różni się od polskiego… Jogurt, kawa, tosty, masło, serek topiony (bardzo smaczny), mufinki, donaty, słodkie płatki do mleka….Wszystko na plastikach. Amerykanie praktycznie jedzą to w biegu…. My jesteśmy zdumieni, jak można jeść takie słodkie śniadanie…
Ruszamy z Torrey. Capitol Reef to jeden z mniej uczęszczanych parków. Mijamy Twin Rocks – dwa ogromne głazy. Po lewej stronie Chimney Rock (komin), wygląda fantastycznie ze względu na cień postanawiamy wrócić tu popołudniu, aby zrobić zdjęcia. Zajeżdżamy do Panorama Point, a dalej do Goosnecks Overlook. Droga szutrowa, jedziemy na parking i dalej już pieszo. Po kilkunastu minutach docieramy na skraj kanionu. W dole wije się rzeka. Na jej brzegach zielono. Kanion głęboki jest na jakieś 200 - 300 m. Wspaniały widok. Zakola rzeki rzeczywiście przypominają gęsią szyję… Idziemy na dłuższy spacer do Sunset Point, przed nami ogromna przestrzeń z górami po bokach, trochę karłowatej roślinności. Powinniśmy tu przyjść po południu, ze względu na słońce, które świeci nam teraz w twarz. Przestrzeń nas przytłacza. Krajobrazy rodem z westernów. Dzień jest cudowny, słońce, błękitne niebo, jeszcze chłodno, ale akurat na wycieczkę.
Dojeżdżamy do historycznej osady Mormonów – Fruita. Za nami wspaniała formacja skalna zwana Castle, rzeczywiście przypomina zamek. Przy drodze dawne maleńkie zabudowania, jedziemy wśród ogrodów. Tak jakbyśmy cofnęli się w czasie o sto lat. Naszym pierwszym celem jest Grand Wash. Skręcamy w nieutwardzoną drogę, coraz węziej. Idziemy na spacer Grand Wash. Początkowo dość szeroko, ale za chwilę, ściany kanionu wysokie na ponad 100 m schodzą się dość mocno, jest wąsko. Teraz już się nie dziwimy, dlaczego tak stanowczo ostrzega się przed wchodzeniem tutaj w czasie złej pogody i ewentualnych opadów deszczu. Widać wyraźnie ślady, jakie zostawiła tutaj pędząca woda. Dla człowieka nie ma schronienia, bo ściany są praktycznie pionowe, nie ma zupełnie gdzie uciekać. Ale dziś deszcz nam nie grozi, spacerujemy spokojnie. Spacer tam i powrotem zajmuje nam ok. 2 h. Teraz jedziemy do Capitol George. Krajobraz zupełnie odmienny niż Zion i Bryce. Widać jakby kilka warstw skał, każda w innych barwach. My naliczamy ich aż 5! Dolna jest szaro – zielona, przypominająca kurze łapki. Wyżej brązowo, czerwono, biało, również szaro – zielono. Mijamy ciekawe formacje skalne, jedna z nich nosi dźwięczną nazwę Egyptian Temple. Wygląda monumentalnie, widać wyraźne warstwy skalne, które swoimi kształtami przypominają kolumny. Niebywałe kontrasty, błękit nieba, czerwień skał, zieleń drzew, wszystko bardzo intensywne. Znów nieutwardzona droga, nasz Jeep sprawuje się fantastycznie. Spacer podobny jak po Grand Wash. Po drodze na ścianach zapiski dawnych osadników. Spotykamy patrolującego parkowego rangera, robimy sobie z nim zdjęcia, chwilę rozmawiamy. Poza tym nie ma praktycznie nikogo! Jedziemy po woli, a tu niespodzianka. W odległości ok. 20 m od nas, od drogi, leży spokojnie na skale i przeżuwa coś, fantastyczny bighorn sheep, czyli zwierzak przypominający dużego muflona. Nie przejmuje się wcale naszą obecnością. Sesja fotograficzna przebiega bardzo sprawnie. Jedziemy teraz do Pleasent Creek, wzbijamy kłęby kurzu. Przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń. Docieramy do celu, tu zaczyna się już zdecydowanie trudniejsza droga. Trzeba pokonać strumień w bród, z dość stromym zjazdem i podjazdem. Nie ryzykujemy. Jemy posiłek w scenerii z plenerów reklamy samochodów terenowych… Kierujemy się do wyjazdu, po drodze oglądamy jeszcze prehistoryczne rysunki naskalne. Jak to możliwe minął już cały dzień… Jedziemy do Moab. Czeka nas do przejechania 175 mil. Stamtąd jutro zaczynamy wizytę w parku Łuków. Droga jest dość kręta, jest już ciemno, jedziemy serpentynami. Po jednej stronie drogi stromy spadek, po drugiej zbocze. Jadę bardzo ostrożnie, droga robi się zdecydowanie węższa, teraz tylko lekko się wije. Ani po prawej ani po lewej stronie nie widać zbocza! Jedziemy chyba granią ! Marzena dość mocno podenerwowana, mimowolnie zwalniam. Za niedługo pojawia się z jednej strony drogi jakże wyczekiwane zbocze …Uf.. Przejechaliśmy jest już ok..
Park jest bardzo przyjemny, praktycznie nie ma turystów. Absolutny relaks. Niemniej z perspektywy, wolelibyśmy kosztem tego dnia więcej czasu spędzić w Canyonlands.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.