Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
3500 km po Egipcie cz7 > EGIPT


Po trzech dniach pobytu w Kairze pojechałem do Hurghady, a stamtąd do Marsa, skąd popłynęliśmy na safari nurkowe. Ale to już odrębny temat i raczej na inne grupy lub fora.
O safari tez warto by było popisać, ale teraz Kair jest bliższy memu sercu. Jedno, co mogę polecić to filmik z naszego spotkania na Brothersach. Wart zobaczenia.
Najeździłem się trochę, ale warto było.
Bardzo mile zaskoczył mnie poziom obsługi stan autobusów Go Busa. Przez wiele lat słyszałem, ze to ledwo trzymające się kupy zdezelowane i brudne pojazdy. Już w tamtym roku jechałem z Sharm do Dahab rejsowymi autobusami i było OK.
Teraz miałem normalnie ful wypas. Miejsce można było sobie wybrać i zarezerwować. Staram się siadać maksymalnie z przodu i obserwować drogę. Zawsze to jakieś urozmaicenie i czasami ciekawe i piękne widoki. Na podróż dostaliśmy od firmy paczuszki z przekąskami i wodą na podróż. Wiadomo, że trzeba było za to zapłacić w cenie biletu, ale było to bardzo miłe.
Była też okazja spotkać kilku znajomych. Co prawda na krotko, ale zawsze. W Hurghadzie, czekając na transport do Marsa, zatrzymałem się w kawiarni For You. Początkowo mieliśmy wypływać właśnie z Hurghady, ale ja na takie drobiazgi nie zwracam uwagi. Choć jak się później okazało dla wielu była to kwestia prawie życia i śmierci… Podobnie jak nazwa łódki… Ale to nie w temacie
W For You jest bardzo sympatycznie, mam tam swój ulubiony stolik i znajomych kelnerów, więc prawie jak w domu… Zostawiłem wszystkie bagaże i poszedłem na spacer po mieście, zobaczyć co się zmieniło. Planowałem początkowo jechać na mój ulubiony Dahar, ale jakoś stanęło na spacerze do Mariny. W planie jakieś szamanko w Al Halace, mojej ulubionej knajpce rybnej.
Summa summarum nic z tego nie wyszło, bo naleśnik z lodami zjedzony wcześniej w For You (polecam) trzymał mnie w sytości cały dzień. Ale spacerek udany.
Wpierw zostałem przerzucony do Safagi, gdzie czekały już busy, które nas powiozły do Marsa.
Po drodze sporo dyskusji, jak to Polacy. Nie mogę się nadziwić, jak dla niektórych istotną rzeczą jest nazwa łodzi, którą popłyniemy. Dlaczego została zmieniona (wersje były różne) pewnie gorsza od poprzedniej. Nikt z nas nie był na żadnej z nich więc nie było sensu się ekscytować. Ważne aby wyjazd był udany i bezpieczny, a większość łodzi to podobny standard. Oczywiście są i lepszej klasy, ale większość to porównywalna półka.
Zresztą, jeśli przez tydzień będziemy przebywać razem na bądź co bądź ograniczonym terytorium, to mniej ważne warunki, a bardziej atmosfera i wrażenia z nurkowań. Niestety byłem w mniejszość, nasz wrodzony defetyzm brał górę. Podobnie z kajutami. Jakie, gdzie, czy czyste. Dla mnie też temat drugo, albo trzeciorzędny, gdyż i tak na safari śpię na górnym pokładzie pod gołym niebem. Sugerowałem więc, że ten, kto będzie ze mną dzielił kajutę będzie ją miał na wyłączność. Jedynie bagaże będę tam trzymał. I tak było. Noce spędzałem w hotelu o niezliczonej ilości gwiazdek…
Brothers Islands, M Czerwone, Spotkanie z rekinem, EGIPT
Generalnie safari dla mnie bardzo udane, gdyż rekinów mięliśmy pod dostatkiem, a na dodatek, jako jedynemu udało mi się zobaczyć rekina młota. Przez zupełny przypadek.
Brothers Islands, M Czerwone, Duży brat, EGIPT
Ponieważ safari, ze względu na statek (jakieś problemy czasowe z nim mieli) było o 1 dz krótsze zostaliśmy zakwaterowani w super hotelu w Sadze (lotus Bay chyba).
Safaga, M Czerwone, Hotele w Safadze, EGIPT
Było to również powodem wielu dyskusji i utyskiwań, co niektórych uczestników (przeważnie tych samych). Dla mnie dodatkowy bonus, bo w zależności od tego kiedy kto leciał zostawliśmy jeden lub dwa dni w tym hotelu.
Safaga, M Czerwone, Palmy, EGIPT
Dodatkowo mieliśmy zapewniony jeden dzień nurkowy ze statku na rafach przy Safadze. W planie był Salem, ale ze względu na warunki pogodowe nie udało się. Znowu utyskiwania…
Dla mnie bez różnicy, bo Salema zbytnio nie lubię…
Był za to czas na wypłukanie i wysuszenie sprzętu. Choć ja i tak go jeszcze planowałem moczyć w Dahab.
Ten tydzień przerwy i innych wrażeń spowodował, ze tym chętniej wracałem do Kairu. Na statku oczywiście dzieliłem się swoimi wrażeniami z tych trzech dni i opowiadałem, co jeszcze planuję. Niektórzy nie dowierzali, inni przestrzegali, a w drodze powrotnej zapewne zazdrościli,ze jeszcze ponad tydzień zostaję na egipskiej pięknej ziemi.
Bardzo się cieszyłem że jestem znowu w Kairze. Przywitał mnie jaką oto scenką:
Godz 1,30 w nocy ciągnę się z tymi walizami po ulicy. Przy pijalni soków stoi ciężarówka na którą ładują zużytą trzcinę cukrową, a właściwie stoi na niej mały chudy uśmiechnięty gostek i obserwuje ulicę. Gdy przechodzę obok i zerkam na niego słyszę \"welcome to Egipt\". Zatrzymuję się uśmiecham, pytam o imię i już nawiązuje się rozmowa. Niestety jego znajomość angielskiego kończy się na tym sformułowaniu a ja mam zajęte ręce i nie mogę z nim porozmawiać po arabsku... Taki jest Kair, wspaniały, sympatyczny i otwarty.
Mam ten sam pokój w hostelu, Mr Ramadan jest bardzo miły i uczynny. Wszyscy się tu uśmiechają na ulicy i są chętni do pomocy.
Kair, Kair, Typowa kairska ulica, EGIPT
Podróż miałem fantastyczną Chyba jakieś przeznaczenie
Wchodząc na dworzec Go Busa natknąłem się na młodego (29 lat) sympatycznego chłopaczka. Wyglądał na inteligentnego więc zapytałem czy mówi po angielsku. Odp pozytywna więc pytam który autobus do Kairu. Okazało się ze to akurat pierwszy przed nami. Podziękowałem i podszedłem nadać bagaż. Miejsce miałem super w pierwszym rzędzie po prawej stronie. Kupując bilet mogłem sobie wybrać miejsce, a za wielkiego wyboru nie było, autobus prawie pełny. Bilet jeszcze tańszy (30 zł) ale już bez przekąsek, trochę bardziej podniszczony ale wygodny. te wszystkie niedostatki rekompensował kierowca. Straszy gościu, ale głośny, wszędzie go było pełno, a to co wyprawiał w czasie jazdy to mogło doprowadzić do bólu brzucha ze śmiechu. Rozmawiał przez tel, pisał SMS, przeglądał dokumenty, liczył pieniądze, jadł, dyskutował z ludźmi, no i komunikował się z innymi kierowcami na drodze. Kto był w Egipcie wie o co chodzi. Światła i klakson dwa narzędzia do komunikacji. Aby było ciekawiej, to prędkościomierz mu nie działał. Na dodatek zasuwał ile fabryka dała. po 6 godz z małym okładem byliśmy w Kairze. W tamtą stronę prawie 8 godz, ale dużo staliśmy na punktach kontrolnych.
Wracając do dworca, to po nadaniu bagażu zajmuję swoje miejsce i co się okazuje? Na siedzeniu obok mojego siedzi chłopak, którego pytałem o autobus. Uśmiecha się szeroko. Normalnie jak przeznaczenie, ale to jeszcze nie wszystko.
Ma na imię Ahmed.
Trochę rozmów standardowych na początek, a potem to już poleciałoooooo. Gaduła z niego, ale cicho mówi i dużo więc nie wszystko rozumiałem, ale większość tak.
Kolejny przystanek był w El Gounie. i Od tego miasta zaczęła się konwersacja trwająca do samego Kairu.
Opowiadałem mu że już byłem w Kairze i teraz wracam po safari, a potem jadę do Dahab.
Temat też zszedł na temat Polski i zimy wiec to był dobry moment aby zaprezentować swój zestaw fotek, jakie mam w telefonie do autoprezentacji. Zawsze się sprawdza.... Tak było i tym razem. Na jednym ze zdjęć Ahmed zatrzymał się i bezbłędnie poznał hotel Sunny Days El Palacio.
Okazało się, ze on pracuje w koncernie Sunny Days i właśnie jedzie z tego hotelu w Hurghadzie. Młody jest ale już go wysyłają na kontrole hoteli. Pracuje w centrali więc to w miarę normalne, ze kontrolują hotele, a starszym pracownikom nie chce się jeździć.
Ok 100 km przed Kairem zatrzymaliśmy się w miejscowości Ajn Suchna. Po drodze mijaliśmy sporo hoteli. Ahmad mówił, że to taki kurort dla ludzi z Kairu i Suezu, że są tutaj bardzo fajne miejsca i można nurkować. Umówiliśmy się, że następnym razem odwiedzimy to miejsce wspólnie. Zresztą planów sporo wspólnych nasnuliśmy. Najważniejsze, to jechać na oryginalny stek z wielbłąda. Ponoć jest restauracja specjalizująca się w tym. Zapewne gdzieś w stronę Aleksandrii, bo tam jest przecież największy targ wielbłądów.
Po dojechaniu na miejsce jeszcze staliśmy na placu i gadaliśmy, a taksówkarze co chwila nas dopytywali gdzie chcemy jechać. Ja nigdzie, bo miałem blisko do hotelu. Ahmed zaś zaczął rozmawiać z jakimś starszym gostkiem o cenie dojazdu do domu. Co mnie zaskoczyło, Ahmed mi powiedział, że wpierw zaproponował mu dubeltową cenę za przejazd. Więc jednak i swoich też potrafią strzyc koncertowo. Złotówa to jest o pozostanie zlotówą, niezależnie od szerokości geograficznej…
Wcześniej dzwoniłem z Safagi do Mr Ramadana i zarezerwowałem sobie pokój (ten sam) na dalszy pobyt. I tu w drodze do hotelu rozegrała się scenka o którą cytowalem na początku moich wspominek i na początku tej części. Dla mnie to kwintesencja Kairu i ludzi tu mieszkających.
Dodane komentarze
Przydatne adresy
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.