Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Etiopia - Legendarnym szlakiem. cz.5 > ETIOPIA


Ed Bochnak Ed Bochnak Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie ETIOPIA / Etiopia PN / Góry Simien / 60,Kruki grubodziobe na tle gór Simien Etiopia jedno z najstarszych państw na naszej planecie. Antyczne cesarstwo wschodniej Afryki. Kraj o niezwykłej różnorodności ludów, kultur, mitów i symboli. Dom dla ponad 100 milionów ludzi, mówiących 80 językami. Kraina mistyków medytujących żywoty świętych zapisane na pergaminie z koziej skóry i miejsce schronienia boskiego artefaktu ze starego testamentu, Arki Przymierza. Także ojczyzna najpopularniejszego, prawnie akceptowanego narkotyku świata- kawy i kolebka ludzkości, gdzie nasz praprzodek homoidalny australopitek rozpoczął naukę chodzenia na dwóch nogach.
Zapraszam na wędrówkę legendarnym szlakiem po zapomnianym królestwie Afryki.

OBÓZ AMBIKWA 3200m n.p.m.
Wyszedłem z namiotu z kubkiem gorącej kawy. Przez emalie ciepło przyjemnie ogrzewało zdrętwiałe dłonie. Czekałem jak co dzień na pierwsze oznaki wchodzącego słońca. Lecz gęste, ciemne chmury pokrywały okolice. Po śniadaniu zarzuciłem plecak i ruszyłem za przewodnikiem. Szlak ginął w mgle. Otoczenie straciło plastyczny obraz i tuż przed południem, zaczął padać drobny deszcz. Wkrótce niski pułap chmur pochłoną mnie. Wpatrzony w wydeptaną w czerwonej glinie ścieżkę, podążałem do przodu. Nagle, wystraszył mnie łomot skrzydeł wydobywających się z mlecznej mgły. Dwie czarne plamy przeleciały tuż nad moją głową. Była to pary zdezorientowanych kruków, coś wystraszało je z kryjówki. Może był to tutejszy, drapieżny kot karakal albo polujący samotnie kaberu czyli lokalny wilk. Drapieżnik chciał wykorzystać złe warunki pogodowe i upolować łatwy kąsek. Po godzinie marszu podmuchy wiatru przegoniły chmury i odsłoniły fragmenty gór i zbocza.

Zdj cia: Góry Simien, Etiopia PN, 60,Kruki grubodziobe na tle gór Simien , ETIOPIA
Góry Simien, Etiopia PN, 60,Kruki grubodziobe na tle gór Simien , ETIOPIA


Ze zdziwieniem zauważyłem wokół pasące się owce i kilku młodych chłopców, którzy krzykiem i świstem bata próbowali opanować rozchodzące się stado. Od jednego kupiłem ręcznie wyplatany bat. Ścieżka przecinała na wprost siodło przełęczy, skąd już niczym nie ograniczony wzrok odlatywał po horyzont. Na skraju w załamaniu skalnym w miejscu, gdzie nie spodziewał bym się żywego ducha, okryty kocem, siedział młody tubylec. Prawdopodobnie mieszkał w jednej z małych wiosek ulokowanych w dolinie poniżej przełęczy. Chowając się przed podmuchami chłodnego wiatru, wyczekiwał na turystów idących szlakiem. Licząc na zainteresowanie jego lokalnymi wyrobami. Na trawie leżały ręcznie sklecane ozdoby z drutu, wisiorki, metalowe krzyże i krzyżyki i ten jeden ciemno wiśniowy drewniany krzyż.
Widząc to lokalne arcydzieło, ręka samo powędrowała po ten drewniany krucyfiks. Opanowałem emocje, które zawsze mnie dopadają, gdy, znajdę kolejny ciekawy eksponat do moich etnograficznych zbiorów. Spytałem o cenę, była przystępna i tylko w duchu dobrego taktu zacząłem się targować, po kilku rzuconych w powietrze cen, doszliśmy do tej wyjściowej i z uznaniem dla siebie potwierdziliśmy sumę.
Zapłaciłem i odchodząc podziękowałem mu w języku amharskim, w odpowiedzi wywołałem uśmiech na jego twarzy.
Jak zawsze podczas wypraw szukam jakiś oryginalnych pamiątek, w Etiopii wybór padł na maskale czyli tutejsze krzyże koptyjskie. Przez stulecia etiopskie krzyże przechodziły ewolucję, dziś ich różnorodność form i ornamentyka zachwyca. W krzyże te wpisano bogatą symbolikę. Są to liczby ozdobnych elementów. Gdy jakiś ornament występuje 12 razy oznaczają one apostołów. Dziewiątka symbolizuje liczbę pierwszych świętych syryjskich Piątka odpowiada ranom Chrystusa, czwórka Ewangelistów.
Gdy pojawiają się trzy elementy to chodzi o Trójcę Świętą. Na dole krzyża zwykle umieszczony jest prostokąt, który ma symbolizować Arkę Przymierza. Ze względu na styl wyróżniane trzy rodzaje krzyży, w zależności od ośrodka kultu religijnego z której się wywodzą. Maskale z obszaru Lalibela charakteryzują się owalnym kształtem, z regionu Gonder oparte są na okręgu, zaś z okolic Aksum zbliżone są do klasycznej formy łacińskiej. Ten który ja kupiłem przypominał romb, czyli snycerz, który go wyrzeźbił pochodził z Aksum. Zadowolony schowałem moją zdobycz do plecaka i ruszyłem w dół zbocza. W dolinie lśniły metalowe dachy wioski. Okoliczne piaszczyste stoki porastały gaje eukaliptusów, sprowadzonych tu z Australii przez Anglików. Wieloletnia, zaborcza wycinka drzew, doprowadziła do wyjałowienia pól. Eukaliptusy miały teraz zapobiec dalszej degradacji gleby. Szedłem miedzą pomiędzy polami. Miejscowi rolnicy zakończyli właśnie żniwa teffu czyli miłki abisyńskiej, drobnoziarnistego zboża (nasiona, którego są mniejsze od ziaren maku, jedną garścią nasion może obsiać całkiem duże pole) z którego wypieka się yndżera, narodowe etiopskie naleśniki. I choć teffu jest bardzo mało wydajne, około 200 kg z hektara, gdy uprawa pszenicy daje ponad tonę nasion, miejscowa stara tradycja i tu pokonała postęp.
Porowaty placek yndżera ma lekko kwaskowaty smak i szary kolor, podawana jest na tacy z rożnymi rodzajami sosów. Spożywa się go w gronie przyjaciół czy rodziny, używając prawej ręki, odrywając kawałek miesza się z przystawką warzywną lub mięsną. W niektórych regionach przed jedzeniem odmawia się modlitwę po czy dzieląc się, karymi współbiesiadnika. Yndżera w Etiopii, na przestrzeni stuleci, stała się podstawowym produktem do życia i po w prowadzeniu chrześcijaństwa w IV wieku, ojcowie kościoła etiopskiego wpisali ją w modlitwę pańską. I zamiast, wersu „naszego chleba powszedniego” to w Etiopii wierni proszą „yndżera daj nam Panie”.
Niemal na środku mijanego ścierniska zobaczyłem zgarbioną sylwetka chłopa nad archaicznym plugiem. Chciałem podejść bliżej by uwiecznić go na fotografii i wszedłem w pole. Widząc to, zdenerwowany rolnik stanowczym gestem ręki zakazał. Zawróciłem na miedze i stamtąd zrobiłem serię zdjęć. Pług chłopa wyglądał jak z egipskich fresków, drewniana żerdź załamana w sęku, obite blachą ostrze wystawało z rdzawej kamienistej ziemi, całość przymocowana do drewnianego jarzma zwisającego z piersi wołu zedu. Gdy spytałem Melese o całe zamieszanie. Wytłumaczył mi, że ściernisko dla tutejszych chłopów jest miejscem świętym, to pole daje im pokarm i nie można go hańbić chodząc po nim w butach. Gdy odchodziłem rolnik uderzył zedu i wół z pokorą woła, pociągnął prymitywne radło wbite w skorupiastą glebę, tak samo, jak robili to przez wieki jego przodkowie.
Obóz rozbiliśmy w małej wiosce Ambikwa, w cieniu bazaltowych ścian spowitych chmurami. Tuż przed kolacją udałem się do pobliskiego potoku. Oświetlone promieniami zachodzącego słońca, rozłożyste korony drzew, emanowały ciepłem.

Zdj cia: Góry Simien, Etiopia PN, 61,Zmierzch w górach Simien, ETIOPIA
Góry Simien, Etiopia PN, 61,Zmierzch w górach Simien, ETIOPIA


Na płaskim kamieniu siedziała młoda matka z synkiem, nalewając do glinianej stągwi wodę. Chłopiec dużymi oczyma wpatrywał się w kryształowy strumień.
Z ogolonej głowy dziecka zwisał długi sarmacki kuc jak się dowiedziałem kosmyk ten ma uchronić go w razie nagłej śmierci. Miejscowi wierzą, że w takiej chwili miłościwy Bóg chwyci dziecko za zwisające włosów i zabierze jego duszę do nieba.

Gdy kobieta odeszła zanurzyłem się w wodzie by zmyć pył z mijanych pól i zmęczenie pokonanych kilometrów. Wspominając wydarzenie z pola, oparłem się o oliwkowy pień drzewa. Tego dnia prosty etiopski rolnik przypomniał mi o szacunku do Matki Ziemi.


MEKELE, brama do najgorętszej pustyni świata.

Był wczesny poranek, siedziałem w małym pomieszczeniu na plecionym taborecie, wokół na podłodze leżało pachnące łąką, świeżo ścięte ziele papirusu. Właśnie rozpoczynała się poranna ceremonia bunna, ceremonia przygotowywania do spożycia najpopularniejszego, prawnie akceptowanego narkotyku świata - kawy.
Młoda dziewczyna ubrana w tradycyjny kemis, białą sukienkę z dodatkami dzierganych kwiatów, wypukała świeże, zielone ziarna kawy w wodzie. Następnie wysypała je na metalową patelnie i umieściła na małej fajerce, napełnioną rozżarzonymi węglami. Co chwile mieszała je łyżką uważając by ziarna się nie przypaliły. Wkrótce aromat kawy napełniła pomieszczenie. Oplecione dymem, zbrązowiałe ziarna, podała mi do powąchania. Następnie wsypała ziarna do metalowego moździerza i ubiła. Do stojącego na podłodze kadzidła dorzuciła skrystalizowaną żywicę z drzewa kadzidłowca, białawy dym i zapach wprowadził sakralny nastrój. Brązowy proszek z ubitych ziaren kawy wsypała do glinianego wazonika i napełniła go wodą. Zatkała dziubek szpuntem świeżej trawy i postawiła na palenisku. Po kilkunastu minutach pierwszy napar był gotowy, najmocniejszy z trzech, które będą.

Zdj cia: Tigraj, , Etiopia PN, 62,Ceremonia parzenia kawy, ETIOPIA
Tigraj, , Etiopia PN, 62,Ceremonia parzenia kawy, ETIOPIA


Kawę zaserwowała w malutkich filiżaneczkach zwanych cini, z sporą ilością cukru. Ten pierwszy napar nosi nazwę abol. Do pustego czajnika ponownie dodała wody i postawiła go znów na palenisku. Po kilku minutach podała mi druga filiżankę kawy, etap ten nosi nazwę tona, trzeci najsłabszy wywar baraka, przeważnie serwowany jest dzieciom. Owoce kawowca wykorzystywane były w Etiopii już w I tysiącleciu p.n.e. Krzewów nie uprawiano, ziarna zbierano, z stanowisk naturalnych. Spożywano je gotowane z dodatkiem masła i soli. Prawdopodobnie kawę odkrył lud Oromo, zamieszkujący etiopski region Kaffa. Entomologowie wywodząc nazwę „kawa” od nazwy etiopskiego miasta Kaffa. Inni zaś wywodzą od arabskiego kahwa lub tureckie słowo kahve. Tradycja sięgająca IX wieku przypisuje odkrycie wartości kawy pasterzowi kóz o imieniu Kaldi. Rzekomo zauważył on, że jego kozy po zjedzeniu surowych ziaren kawy stają się bardziej pobudzone. Postanowił więc sam spróbować surowych owoców kawowca. Druga, bardzo podobna historia z XIII wieku, mówi że nasiona kawy z karawaną kupiecką dotarły do Jemenu i tam opracowano metodę preparowania nasion przez prażenie i wytwarzanie z nich napoju, którą Beduini rozpowszechnili w całej Arabii.

Szybko zjeżdżaliśmy stromymi serpentynami w dół, tracąc wysokość. Z gór w płaskowyż, z doliny w depresję, w ciągu kilku godzin z 2000 m n.p.m. do kamienistej pustyni lezącej 100 metrów poniżej poziomu morza. Droga prowadziła na wschód do Morza Czerwonego. Kilka kilometrów za największym miastem regionu Tigraj, Mekele natknęliśmy się na młockę. Tak jak przed tysiącami lat, woły tratowały racicami zboże. Pomiędzy zgniecionymi źdźbłami słomy leżały świeże ziarna pszenicy. Woły szły powoli po okręgu, związane w kieracie. Wydeptując racicami ziarna z kłosów

Zdj cia: Tigraj, , Etiopia PN, 63,Omłot pszenicy  , ETIOPIA
Tigraj, , Etiopia PN, 63,Omłot pszenicy , ETIOPIA


Pył i plewy unosiły się w powietrzu, gdy chłopak drewnianymi widłami narzucał nowe wiechy pszenicy pod nadchodzące zwierzęta.
Obok stało kilku mężczyźni i nieobecny wzrokiem przyglądało się prymitywnej młocce, jak pomyślałem to takie lokalne poczuciu wspólnoty nie interesuje cię, nie pomagasz, ale jesteś ciałem.
Kręcąc się między nimi, szukając najlepszego kadru zauważyłem, że wszyscy oni mają spuchnięte policzkami, jakaś lokalna epidemia zapalenie dziąseł, uszczypliwie zagadnąłem naszego przewodnika. Nie, oni żują khat. Dopiero wówczas zwróciłem uwagę, że mężczyźni trzymali w dłoniach, gałązki pokrytymi zielonymi listkami.
Obrywając wkładali je do ust, tworząc kulkę wypełniającą policzek i żuli. Khat, znany również pod lokalną nazwą jako "kwiat raju", czuwaliczka jadalna. To roślina o lekkich właściwościach narkotycznych powszechnie uprawiana i spożywana w krajach muzułmańskich, obecnie coraz częściej upowszechnia się w Etiopii, robiąc konkurencje tradycyjnej filiżance kawy. Spróbowałem, ale cierpki smak liści nie przypadł mi do gustu.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 70,Karawana , ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 70,Karawana , ETIOPIA


Kontynuowaliśmy dalej podróż na wschód. Okolica zmieniła wygląd. Roślinność ubożała z każdym przejechanym kilometrem. Coraz częściej widzieliśmy wielbłądy, nieomylny symbol pustyń. Ale nie tych z turystycznych folderów o złotych piaskach i wymodelowanych wiatrem łukowych wydmach, nasza widziana z okien samochodu była kamienistą, szarą pustynią hamady, o wyschniętych korytach rzek czerniących się zastygłą lawą i żużlem wulkanicznym. Dziki, nieprzystępny człowiekowi obszar. Dotarliśmy do kotliny Danakilskiej, skąd rozpoczyna się Wielki Rów Afrykański, gigantyczne obniżenie tektoniczne, rozcinające wschodnią Afrykę na długości kilku tysięcy kilometrów. To olbrzymie zapadlisko, to nowa skorupa oceaniczna - dno przyszłego morza jak prorokują geofizycy, które pojawi się tu za kilka milionów lat. Wstrząsy sejsmiczne z chmurami pyłu i popiołu to niemal codzienność, to najbardziej aktywny sejsmicznie region świata, wulkaniczna bomba ziejąca groźnymi dla człowieka związkami siarki. Bierze tu początek jałowa, spękana od słońca Pustynia Danakilska, najgorętsze miejsc na Ziemi, z temperaturą, często przekraczającą ponad 50 °C.
Opady deszczu są tu rzadkością. A burze piaskowe powstałe w tym rejonie oddziaływają na oddaloną stąd o tysiące kilometrów Amazonie. Każdego roku setki ton słonego żółtawego pyłu przeniesione wiatrem użyźniają ubogie gleby tropikalnego lasu po przeciwnej stronie Atlantyku.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 65,Lusy, ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 65,Lusy, ETIOPIA


Po odnaleziono w roku 1972 tu najstarszych szczątków praczłowieka, tak nieprzychylny obszar okrzyknięto kolebką ludzkości. Było to w duszny listopadowy poranek, gdy nucąc piosenkę Beatlesów “Lucy in the sky”, amerykańscy paleoantropolodzy odgrzebali mały żeński szkielet. Po badaniach izotopowych okazało się, że należał on do dorosłego osobnika w wieku około 25 lat, który żył tu przed 3,5 milionem lat. Wspólny przodek człowieka i małpy człekokształtnej. Lucy, bo takie nadano jej imię, miała ponad metr wzrostu, krępą budowę ciała i niewielki mózg. Była dwunożna i poruszała się w postawie wyprostowanej. Dziś szkielet "pramatki ludzkości" można oglądać w Narodowym Muzeum w Addis Abebie.
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do brzegu jeziora Assal. Okresowego słonego jeziora, rozciągającego się na 100 km kwadratowych. Biała lśniąca, aż po horyzont przestrzeń przykryta była kilku centymetrową warstwą wody. Gdzieniegdzie głębsze oczka wodne mieniły się seledynowym i turkusowym kolorem. Byłem w najniższy punkcie Afryki, 153 m depresji. Jechaliśmy w głąb jeziora, gdy na horyzoncie z gigantycznego zwierciadła powstałego od obicia się prostopadle padających promieni słońca od białej powierzchni solanki wyrósł miraż. Karawana jucznych wielbłądów prowadzona przez Afarów. Słyszałem, że to najbardziej bezwzględni nomadowie Afryki.
Strażnicy obszarów solnych na pustyni Denakil.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 66,Karawana i przewodnik z plemienia Afarów, ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 66,Karawana i przewodnik z plemienia Afarów, ETIOPIA


Surowe życie pustyni wypaliło piętno na charakterze Afarów. Ciągła walka o przetrwanie, obawa i koczownicze życie w najgorętszym obszarze kuli ziemskiej spowodowały dystans do zewnętrznego świata.
Dromadery szły wyniośle, powoli, objuczone blokami soli, osłonięte kawałkami płótna, na końcu szedł uzbrojony tubylec. Sól to złoto pustyni, minerał ten zatrzymuje wodę w organizmie i konserwuje mięso, bez niej nie dało by się przeżyć piekła pustyni. W tym regionie sól była i dla niektórych tubylców w dalszym ciągu jest jedynym środkiem płatniczym. Wyskoczyłem z samochodu i wybiegłem naprzeciw, filmując wolno idącą karawanę. Młody Afar ubrany w wysłużoną koszulę i luźny szkarłatny materiał oplatający biodra, podniósł rękę w geście przyjaźni.
Gdy się zbliżyłem do zwierząt otoczył mnie specyficzny niezbyt przyjemny zapach potu. Z pysków dromaderów kapała mleczna piana, którą pluły. Nie zważając na to poklepałem jednego z wielbłądów w zad i wtedy zauważyłem wiszący na grzbiecie duży nóż, wskazując na niego wymownie, wyciągnąłem zwitek pieniędzy.
Afar nie zatrzymując karawany wyciągnął lśniące ostrze ze zniszczonej skurzanej pochwy ozdobionej frędzlami. Nóż był długi, zakrzywiony o podwójnym ostrzu, dołożyłem kilka zielonych etiopskich banknotów czym wywołałem aprobatę na jego twarzy i nowa zdobycz przeszła w moje ręce. Drewniana rękojeść noża wyglądała na starą, ciekaw byłem jaką skrywała historie. Ale nie zdążyłem o to zapytać byłego właściciela. Dumny Afar szybko odwrócił się, założył pasterski kij na ramiona i odszedł. Kolejny ciekawy eksponat do mojej kolekcji, tym razem z Denakil. W samochodzie kierowca z nieukrywana ciekawością spoglądał na mój zakup. Afarowie to ludzie pustyni, powiedział, nie uznający nikogo ponad sobą, śmiałków i intruzów, którzy wtargnęli bez zgody na ich ziemie, kastrują, wrogów zabijają i kastrują, a ten nóż to gile, symbol męskości, dwa ozdobne frędzle oznaczające liczbę zabitych wrogów. Nie zadając dodatkowych pytań, schowałem nóż do plecaka.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 64,Solne jezioro Assal , ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 64,Solne jezioro Assal , ETIOPIA


Hamując, koła samochodu rozpryskały solankę na boki. Zaczynaliśmy się w miejscu, gdzie Afarowie wydobywają bloki solne. Warstwa soli jak uświadomił nas przewodnik sięga tu aż dwóch kilometrów w głąb jeziora.

Wokół wyrywanych z podłoża, leżało w nieładzie tysiące skrystalizowanych brył solnych. Zobaczyłem dziesiątki pracujących ludzi o zaczerwienionych oczach i spękanych ustach od słonego wiatru. Próbujących ukryć się przed palącym słońcem w cieniu swych turbanów. Ich bielmem pokryte oczy świadczyły o warunkach pracy. Kucając robotnicy cieli i wyrównywali bloki w temperaturze przekraczającej 40 st. Celsjusza. Pozyskiwanie soli to wysiłek zespołowy. Metody eksploatacji nie zmieniły się zasadniczo tu od kilkuset lat. Najpierw kilku z grupy wyrąbuje prostokątne przerwy w pokładach soli i wkłada w nie pręty, by podważyć i oderwać dużą prostokątną płytę soli. Następnie płytę dzieli się na równe kawałki, zwane „amole”, uderzając siekierką. Gotowe solne bloki mocuje się po 24 sztuk na grzbiecie wielbłąda, następnie karawany transportują je do miejscowości oddalonych o kilka dni drogi, gdzie sprzedawane są na lokalnych targach.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 67,Solnik, ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 67,Solnik, ETIOPIA



Po półgodzinie jazdy od pokładów soli, kierowca zatrzymał samochód tuż przed gigantyczną hałdą kamieni. Przewodnik wskazał na górną krawędź gołoborza, w ciszy każdy z obowiązkową butelką wody, ruszyliśmy do góry. Słońce operowało mocno, popijając wodę przeskakiwałem z kamienia na kamień. Biała solna pustynia ciągnęła się po horyzont odtaczając nasz kamienny pagórek. Po kilkunastu minutach dotarłem do krawędzi i … i zastygłem zachwycony. Przede mną rozciągało się kilkadziesiąt hektarów niemal płaskiej przestrzeni pokrytej bajkowym seledynowym kolorem syczących gejzerów.
Bulgoczących oczek wodnych, buchających różowym gazem dymnic i rdzawych kaskad krzemionki.
Stałem na krawędzi stożka wulkanicznego, najniżej położonego wulkanu świata, Dallol. Pod którego kraterem, aktywny kocioł wulkaniczny wyrzucał na powierzchnie związki siarki, potasu i chloru, tworząc niezwykłe formy solne. Gdzie kolory; żółty, pomarańczowy i zielony, parzą, syczą i bulgoczą. Bordowy to tlenki żelaza, żółty to siarka, zielony pochodzi od chlorku miedzi. To pigmenty wnętrza ziemi. Nasycony magicznym światem kolorów, wróciłem do auta.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 68,Wulkan Dallol,gdzie kolory żółty, pomarańczowy, zielony, parzą, syczą i bulgoczą, ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 68,Wulkan Dallol,gdzie kolory żółty, pomarańczowy, zielony, parzą, syczą i bulgoczą, ETIOPIA



RAS DASHEN 4543m n.p.m. najwyższa góra Etiopii

Wstałem o 2 rano. Tego dnia mieliśmy do przejścia prawie 60 kilometrów i ponad 1200 metrów przewyższenia. Nasz przewodnik niczym kot prowadził pewnie w ciemnościach etiopskiej nocy. Nikły snop światła mojej czołówki rozświetlał małą przestrzeń wokół, ślizgał się po mokrych kamieniach rzucając wokół tańczące cienie. Przecinaliśmy cichaczem pola i ścierniska. Szedłem równym tempem, nad głowa, tysiące gwiazd rozświetlało niebo. Świt stał chłodny i popielaty. Po trzech godzinach marszu dotarliśmy do przełęczy na wysokość około 3800 m n.p.m., gdzie okazało się, że prowadzi tędy kamienista szutrowa droga, która serpentynami wznosiła się w pobliże wierzchołka Ran Dashen. Chcąc skrócić sobie trasę podchodziłem pod górę, stromą pokrytą żużlem ścieżką przecinającą serpentyny. Było szybciej, ale wymagająco. Mijane szerokie jary wylane były lawą, o różnych barwach, od bieli przez rudą do całkiem ciemnej zaś wulkaniczne grzbiety dzieliły piaszczyste wysepki porośnięte niską trawą i mchem. Po przejściu kolejnej przełęczy, odbiłem w lewo w stronę szczytu. Gdy wszedłem w płaskie gołoborze, kłębiaste chmury zalały dotąd czyste niebo. W cieniu szczytowej turni, ze zdziwieniem i to kolejnym na tej wyprawie natknąłem się na chłopaka, który o siedząc w wulkanicznej niszy, oferował różne bąbelkowe napoje. Na wysokości ponad 4500 metrów, kupiłem butelkę najbardziej rozpoznawalnego napoju świata, Coca-coli i poszedłem dalej. Ostanie 30 metrów do szczytu, było przedsmakiem dobrej wspinaczami. Skalne przewieszenie, kilka podciągów i w samo południa stanąłem przy kamieniu z wyrytą wysokością 4543 m. Byłem na szczycie Ras Dashen. Polska flaga zatrzepotała wiatrem Afryki, w pięćdziesiątą rocznicę zdobycia tej góry przez Polaków. Siedząc i popijając cole syciłem wzrok okolicą. Otoczyła mnie fala ciepła, symptom zdobycia szczytu. Byłem szczęśliwy.

Zdj cia: Góry Simien, Etiopia PN, 69,Autor na szczycie Ras Daszan,4550 m n.p.m..  , ETIOPIA
Góry Simien, Etiopia PN, 69,Autor na szczycie Ras Daszan,4550 m n.p.m.. , ETIOPIA


Później emocje i uściski z Mietkiem Kwapichem, kompanem wyprawy. Wzruszenie. Kolejna udana wyprawa tropami Polaków w górach egzotycznych. Pomimo że chmury przysłaniały większość krajobrazu gór Simien, co chwile przewiewane wiatrem odsłaniały nowe dzikie i niezmącone cywilizacją widoki. Wiał ciepły wiatr. Zrobiłem sesje zdjęciową okolicy z nieodłączną parą kruków i ruszyłem w drogę powrotną do obozu.



ERTA ALE, Góra Dymu

Chcąc dotrzeć do najbardziej aktywnego wulkan świata Erta Ale,
leżącego na granicy etiopsko-erytrejskiej musieliśmy przejechać kilkunastokilometrowy pustynny pas. Nasza mordercza jazda w tumanach kurzu zakończyła się, na krawędzi wulkanicznego stoku w kamiennej wiosce Afarów, zamieszkanej przez wielopokoleniową rodzinę. Małe kopulaste chaty, wybudowano z porowatych kawałków lawy i na lawie. Szara, pokryta popiołem wioska kojarzyły mi się tą z filmu „Gwiezdne wojny”, gdzie ludzie pustyni przytrzymywali matkę młodego Skywalkera. Przygnebiające miejsce.

Stąd późnym popołudniem mieliśmy wyruszyć na 600 metrowy wulkan Erta Ale. Tym razem jako środek lokomocji wybrałem grzbiet, ba garb wielbłąda, bo dromadery mają tylko jeden. Tuż przed zmrokiem wgramoliłem się na zwierzę i ruszyliśmy. To znaczy on, ja przyjąłem poprawną postawę flegmatyczną. Siedząc z kolanami na wysokości brody wpatrywałem się w ciemność. Monotonna jazda wywołała u mnie senność. Uchwyciłem się szorstkiej grzywy i nie widząc przed sobą drogi, wyostrzałem moje receptory równowagi, by przewidzieć jaką pozycję przyjąć. Przy każdej zmianie kierunku obły garb spychał mnie na kark zwierzęcia. By nie zjechać niżej, wprost na głowę zwierzaka, trzymałem się kurczowo skurzanej linki obwiązującej garb wielbłąda.
Otaczał nas jałowa szary krajobraz, poprzecinany potokami zastygłej lawy.
Po godzinie jazdy, na horyzoncie pokazał się ścięty stożek wzgórza, nasz wulkan.
Gdy zapadły egipskie albo poprawniej etiopskie ciemności, nasz przewodnik, niespodziewanie wyłączył czołówkę. Dlaczego? Czyżby się czegoś obawiał? Wiedziałem, że w tej części Etiopii działa ugrupowanie paramilitarne, Uguugumo czyli Sojusz Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei z Etiopskim Ludowo-Rewolucyjnym Frontem Demokratycznym, trochę przydługawa ta nazwa. Jej członkowie uprowadzają turystów dla okupu. Ostatnie porwanie miało miejsce dwa lata temu. Oddział uzbrojonych mężczyzn uprowadził pięciu Brytyjczyków. Wcześniej porwana została 11-osobowa grupa Francuzów. Dlatego poruszaliśmy się w eskorcie czterech uzbrojonych żołnierzy. Jednak podświadomie czułem strach i nie myliłem się, dwa dni po naszej wspinaczce na wulkan, jak podało Etiopskie Ministerstwo Turystyki, dwoje obywateli niemieckich zostało zamordowanych, a ich przewodnik ranny na stokach wulkanu Erta Ale w regionie Afar. Oskarżenie padło na Uguugumo, chcących wywołać niepokój, pomiędzy muzułmańską Erytreją a chrześcijańską Etiopią.
Jadąc i kontemplując straciłem rachubę czasu, tylko regularnie wzbijające się żółto purpurowe pióropusze dymu z nad ciemnych konturów wulkanu i coraz silniejszy zapach siarki upewniały mnie, że zmierzamy w pożądanym kierunku.

Około północy po pokonaniu 10 kilometrów nasza karawana dromaderów dotarła do kaldery szczytowej wulkanu Erta Ale. Wraz z tutejszym przewodnikiem o imieniu Haftu, wąską ścieżką wśród wulkanicznych zacieków zszedłem na dno krateru.
Poruszaliśmy się po świeżo zastygłej lawie.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 71Wulkan Erta Ale, wrota do piekieł, ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 71Wulkan Erta Ale, wrota do piekieł, ETIOPIA


Szarej, skręconej, porowatej, przypominającą gąbkę. Z każdym krokiem butami, przebijałem jej cienką skorupę i wpadałem głębiej. Jej ostre krawędzie przecinały materiał spodni i raniły łydki. Zatrzymałem się kilka metrów od krawędzi rozżarzonego jeziora ognia. Wewnątrz rozpalona gardziel przelewała się stopioną masą magmy, wybuchając tysiącem płonących ogni. Co kilka minut, kocioł wypluwał ciemną toksyczną chmurę, wprost na nas. Gesty dym dwutlenku siarki łapał za gardło. Dusił, wywołując objawy omdlenia i obłędny kaszel.
Po chwili bulgocząca gardziel skrzepła. Utworzyła się czarna skorupa, lśniąca czerwonym ogniem na obrzeżach. Kłęby gęstych oparów pokryły kraterowy kocioł. Po chwili, czarna pokrywa odżyła iluminacją nowych szczelin. Pękła, wylewem bulgoczącej magmy, która napędzana strumieniami gazu wstrzeliła wirującym ogniem. Opadając, lawa oświetliła nasze zszokowane twarze. Krater ponownie zmartwychwstał szkarłatnym akwenem. Pierwotny, nieokiełzany, przerażający żywioł. Stałem przy wrotach do piekieł, ale i przy przedsionku do serca naszej planety. Etiopia ponownie mnie oczarowała i na pewno tu wrócę.

Zdj cia: Afar, Etiopia PN, 72,Zachod słońca w zwierciadle slonego jeziora, ETIOPIA
Afar, Etiopia PN, 72,Zachod słońca w zwierciadle slonego jeziora, ETIOPIA



Tekst i zdjęcia;
Ed Bochnak

Zdj cia

ETIOPIA / Etiopia PN / Góry Simien / 60,Kruki grubodziobe na tle gór Simien ETIOPIA / Etiopia PN / Góry Simien / 61,Zmierzch w górach SimienETIOPIA / Etiopia PN / Tigraj,  / 62,Ceremonia parzenia kawyETIOPIA / Etiopia PN / Tigraj,  / 63,Omłot pszenicy  ETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 70,Karawana ETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 65,LusyETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 66,Karawana i przewodnik z plemienia AfarówETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 64,Solne jezioro Assal ETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 67,SolnikETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 68,Wulkan Dallol,gdzie kolory żółty, pomarańczowy, zielony, parzą, syczą i bulgocząETIOPIA / Etiopia PN / Góry Simien / 69,Autor na szczycie Ras Daszan,4550 m n.p.m..  ETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 71Wulkan Erta Ale, wrota do piekiełETIOPIA / Etiopia PN / Afar / 72,Zachod słońca w zwierciadle slonego jeziora

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl