Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Obrazki z Syczuanu > CHINY
jedrzej relacje z podróży
Wieczorem lądowaliśmy w Chengdu. Mając dość ograniczony czas, postanowiliśmy odwiedzić tylko dwa miejsca w Syczuanie: świętą górę Qingcheng Shan oraz największy na świecie posąg Buddy, znajdujący się w Leshanie. Mieliśmy również nadzieję, że uda się nam odwiedzić misia pandę, ale tę wizytę z braku czasu musieliśmy odłożyć na później.
Obrazki z Syczuanu.
Z lotniska do centrum dojechaliśmy autobusem a następnie do hotelu Kangding, położonego w południowo zachodniej części miasta, taksówką. Zajęło to nam dużo czasu gdyż Chengdu jest bardzo rozległe. Mieliśmy za to okazję podziwiania miasta „by night”. Moją uwagę zwrócił olbrzymi, wykonany z betonu, budynek w kształcie statku. Po dotarciu do hotelu i rozpakowaniu się, zeszliśmy do hotelowej restauracji na kolację.
Do tej pory nie wspominałem zbyt wiele o tym, co jedliśmy podczas naszej podróży. Nie, dlatego żeby kuchnia chińska nie zasługiwała na uwagę, wręcz przeciwnie, jedzenie w Państwie Środka jest bardzo różnorodne i smaczne a my staraliśmy się sprawdzić te wszystkie smaki. Stołowaliśmy się głównie w restauracjach, serwujących typowe dania dla rejonu Chin, w którym aktualnie przebywaliśmy. Często również kupowaliśmy na ulicznych straganach miejscowe specjały. Piszę o tym w związku z incydentem, który miał miejsce podczas naszej pierwszej kolacji, w Chengdu. Wiedząc, że kuchnia syczuańska słynie z pikantnych potraw prosiliśmy, aby zamówione dania nie były zbytnio ostre. Kelner robił wrażenie, że zrozumiał, o co nam chodzi. Gdy po pewnym czasie przyniesiono posiłek i Ania przełknęła pierwszy kęs, stanęły jej łzy w oczach. Nasze dania okazały się prawie nie do zjedzenia. Finał był taki, że do końca naszego pobytu w Syczuanie, Ania jadła wyłącznie jakieś kluski z sosem jabłkowym natomiast ja się nie poddałem.
Obraz tego, co jedliśmy byłby niepełny gdybym nie wspomniał o śniadaniach serwowanych przez hotele. Dla przeciętnego Europejczyka pikantne zupy, kiełki bambusa w jakimś sosie czy pyzy z ostrym nadzieniem na pewno nie stanowią przysmaku, szczególnie rano.
W Chengdu spędziliśmy dwa dni. W tym czasie odbyliśmy dwie wycieczki: na świętą dla taoistów górę oraz do Leshanu, gdzie znajduje się największy na świecie posąg Buddy.
Qingcheng Shan, położona sześćdziesiąt kilometrów od Chengdu, jest jedną z wielu, rozsianych po całych Chinach, świętych gór taoizmu. Jej wysokość można porównać z wysokością Śnieżki. Na zboczach góry, porośniętych gęstym lasem, wybudowano wiele taoistycznych świątyń, będących celem licznych pielgrzymów. W drodze na wierzchołek mijaliśmy również głębokie na trzysta metrów przepaście. Patrząc w dół można dostać zawrotu głowy. Należy wspomnieć, że zbocza góry porasta ponad trzysta gatunków drzew z całego świata.
Szczyt można zdobyć, wspinając się po stromych kamiennych schodach albo dając się wnieść tragarzom w lektyce. Ta druga jest wersją dla odważnych ze względu na przechyły lektyki. Turyści, którzy cenią sobie wygodę i są mniej odważni mogą skorzystać z wyciągu.
Na samym wierzchołku, w specjalnie do tego celu zbudowanym sanktuarium, znajduje się kilkunastometrowej wysokości posąg twórcy taoizmu, Laoziego siedzącego na wole. Schodząc do górnej stacji kolejki minęliśmy mur, na którym są wykute cztery wielkie znaki. Czyta się je jako dadao wuwei, co oznacza: „Wspaniała Droga sięgnie wszystkich przez bierność” Jest to podstawowa zasada taoizmu. Na dół zjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym do jeziora Yuecheng, przez które przeprawiliśmy się promem a następnie pieszo zeszliśmy do bramy wyjściowej. Będąc na dole odwiedziliśmy jeszcze Jianfugong. Otoczona wysokimi sosnami o dziedzińcach i dachach pokrytych mchem jest typowym przykładem taoistycznej świątyni.
Rzecz, którą zapamiętałem w tym dniu, był widok robotników naprawiających kamienne schody. Byli to starsi ludzie, ubrani w jednakowe drelichowe ubrania. W wiklinowych koszach, umieszczonych na plecach, dźwigali na górę materiały budowlane. W mojej ocenie załadowany kosz ważył ponad trzydzieści kilogramów. Każdy robotnik miał kij z poziomą poprzeczką u góry, na którym opierał kosz, aby móc przez chwilę odpocząć. Widok tych ludzi robił przygnębiające wrażenie.
Do Chengdu wróciliśmy prywatnym autobusem. Podróż ta pozwoliła nam na obserwacje sposobu podróżowania przeciętnych Chińczyków. Państwowy przewoźnik gwarantuje wysoki standard podróży: klimatyzowane autobusy, często z toaletą, telewizją, wodą mineralną w ramach biletu. Podróż odbywa się po płatnych autostradach. Ciekawą rzeczą jest to, że razem z biletem należy obowiązkowo wykupić ubezpieczenie podróży. Tutaj jechaliśmy zatłoczonym, co najmniej kilkunastoletnim wehikułem po bocznych drogach. Pasażerowie też wyglądali trochę inaczej. Byli to biednie ubrani ludzie podróżujący często z wypchanymi jutowymi workami.
Autobus dowiózł nas na inny dworzec niż ten, z którego wyruszyliśmy rano. Jednak dzięki perfekcyjnie dopracowanej metodzie korzystania ze środków komunikacji miejskiej, wkrótce byliśmy w hotelu.
Wieczorem wybraliśmy się na spacer do położonej w pobliżu naszego hotelu świątyni Wuhou. Słowo Wuhou oznacza „minister wojny” i odnosi się do sławnego z okresu Trzech Królestw (220 – 265 r. n.e.) generała, któremu ten przybytek jest poświęcony. Na terenie kompleksu oprócz samej świątyni znajdują się restauracje, kafejki i herbaciarnie. W jednej z nich o typowym chińskim wystroju, zjedliśmy kolację.
Nazajutrz do Leshanu pojechaliśmy autobusem liniowym. Miejscowość ta jest znana z ponad siedemdziesięciu metrowego posągu Buddy (Dafo), wykutego w klifowym brzegu zlewiska dwóch rzek, w czasach dynastii Tang. Posąg przedstawia Maitreę – Buddę Przyszłości.
Z centrum Leshanu do parku Wielkiego Buddy dojechaliśmy rikszą. Aby dojść do głowy Buddy musieliśmy wspiąć się na sam szczyt klifu. Po drodze, prowadzącej przez wzgórze porośnięte lasem, mijaliśmy wiele świątyń i grot, w których znajdowały się posagi Buddy, ale również arhantów czy bóstw hinduskich. Osiągnąwszy wierzchołek mieliśmy możliwość delektowania się widokiem postaci z góry. Następnie zeszliśmy bardzo stromymi schodami, prowadzącymi wzdłuż posągu, na sam dół. Dopiero wtedy można docenić jego ogrom. Po powtórnym pokonaniu siedemdziesięciu metrów, tym razem pod górę obejrzeliśmy jeszcze grotę poświeconą mnichowi Haitong, inicjatorowi budowy Dafo oraz Świątynię Wielkiego Buddy (Dafosi). Schodząc do wyjścia zboczyliśmy ze szlaku i zupełnie nieoczekiwanie natknęliśmy się na opuszczoną trzynastopiętrową pagodę. Wielkość tej budowli zrobiła na mnie duże wrażenie.
I to był niestety nasz ostatni dzień w Syczuanie. Piszę niestety, gdyż nie starczyło nam już czasu na zwiedzenie Chengdu, które ma do zaoferowania dużo ciekawych miejsc. Nazajutrz, bowiem wyruszaliśmy na naszą ostatnią wycieczkę po Chinach: spływ przełomami Jangcy.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.