Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
ARGENTYNA EXPRESS > ARGENTYNA, BRAZYLIA



No więc wpadliśmy na noc do Buenos Aires.
Co można robić wieczorem w Buenos, gdy rano jest już lot „na wieloryby”?
CAMINITO, BUENOS AIRES , TANGO SHOW, ARGENTYNA
Pójść spać w ciekawym hotelu (Curios by Hilton?), zjeść steka i przepłukać gardło niepoślednim Malbec’iem (La Brigada Parilla, a Malbec z Catena Zapata?). No i można też pójść na tango show. Naszego już nie grano (Viejo Almacen), ale od czego poznane kiedyś Rojo Tango? Chyba najdrożej w mieście, za to we wnętrzach jednego z moich ulubionych hoteli – Faena (ostatnio z pompą otwarto Faenę w Miami).
A potem już było spanie, szybkie poranne oblucje, a „śnia” „danio” zjedliśmy już na lotnisku. Jeśli wieloryby i w listopadzie, to kierunek mógł być jeden. Polecieliśmy do Trelew.
To wciąż Argentyna i miejsce wypadowe i na Półwysep Valdes (Puerto Madryn, Puerto Piramides, Punta Delgada) i do Punta Tombo.
Punta Tombo, Peninsula Valdes, Pingwin nie z Madagaskaru, ARGENTYNA
Wielorybice z młodymi, słonie morskie, foki, orki i pingwiny. Bo pingwiny w odróżnieniu od wymienionych przed nimi, żyją tylko na półkuli południowej (Nie nie spotkacie ich ani na Grenlandii, ani w Arktyce, ani w Północnej Kanadzie). Nie pływają dalej niż Galapagos. Nie i już.
A samice wieloryba? Waleń południowy przypływa co roku do Golfo Nuevo (listopad do styczeń) aby wykarmić młode. Jest ich około 300 osobników. Najlepsze rejsy wykonywane są z Puerto Piramides. Podczas rejsu zobaczycie też słonie morskie i foki. Te ostatnie bywają celem ataku orek. Drapieżniki te łatwiej jest zaobserwować w marcu i kwietniu. W okolicach półwyspu wykształciły one specjalną taktykę polowania na foki. Korzystając z silnych pływów zapuszczają się w pogoni za ofiarami na sam brzeg. Fale odpływu unoszą je i ich zdobycz z powrotem na głębokie wody.
Puerto Piramides, Peninsula Valdes, Wieloryb i ogon, ARGENTYNA
Żeby dotrzeć do ogromnej kolonii pingwinów Magellana trzeba się trochę natrudzić. Najlepiej pożyczcie samochód. Niestety nie jest tanio i wszystkie wypożyczane są z limitem 200 km. Z Puerto Madryn do Punta Tombo jest w zależności od trasy ok. 190 km i nie liczcie, że uda Wam się to „zrobić” poniżej dwóch godzin.
Foz do Iguacu , Parana, Iguacu o wschodzie słońca, BRAZYLIA
W wyprawie Argentyna Express czas to pieniądz – pomachawszy pingwinom pędzimy więc do Trelew na lot powrotny do Buenos. Należy pamiętać, że wiele lotów przylatuje na lotnisko międzynarodowe, a odlatuje z krajowego. Nie inaczej mamy i tym razem. Nasi conductores de remises czekają jak było umówione. Korzystają z what’s upa (na lotnisku jest darmowe WiFi) - komunikacja bez zarzutu. Spóźnialscy wymieniają u nich dolary na pesos (kurs nieoficjalny – ech Argentyna), a ja dogaduję się, że po drodze zahaczą o La Boca, żeby towarzystwo zobaczyło Caminito. Większość z Was zna jesli nie osobiście to z guglowych zdjęć tę kolorową uliczkę w wątpliwej reputacji dzielnicy. Raz w życiu należy tam zaglądnąć. Zwykle kończy się to zakupami „autentycznych” pamiątek, zdjęciem z Maradonną i papieżem Franciszkiem oraz szybkim pokazem tango.
Lot do Puerto Iguazu bywa „chybotliwy”. Tym razem przemykamy niezauważeni – być może turbulencje męczą jakąś dużą jednostkę w locie międzynarodowym? Późna noc. Ciepło. Zapachy tropików i wysoka wilgotność powietrza zaglądają do naszych nosów i gardeł. Na próżno szukać w nich śladu po suchym wietrze Patagonii. A jeszcze o 11:00 byliśmy 2500 kilometrów na południe… O tej porze jesteśmy wśród nielicznych nocnych marków, którzy przekraczają granicę między gaucho argentyńskim a brazylijskim (na północy Brazylii nazywają ich vaqueiro). Na moście nie widać nawet Paragwaju. Nie ma księżyca, do pełni daleko, a tłuste od pary wodnej chmury zaczerniają wszystko za granicą 50 metrów. Nie ma co wykalać oka. Podróż nie może wpaść w fazę dłużenia się, bo po kilkunastu minutach jesteśmy już u bram parku. Prostujemy kości, opróżniamy ostatnią paczkę indonezyjskiej samporeny, akurat w chwili gdy zajeżdża po nas hotelowy shuttle. Który to już raz?
Foz do Iguacu , Parana, Iguacu z tęczą, BRAZYLIA
Już dawno przestałem liczyć moje wizyty w najpiękniejszych wodospadach świata.
Hotel Das Cataratas stał się tu moim drugim domem. Jest 2:00 w nocy. W holu recepcyjnym, po prawej stronie od lat stoi ta sama komoda. Mebel jak mebel, za to w jej szufladach rżnięte w szkle akcesoria, niezbędne aby wypić powitalnego drinka nad wodospadami. O tej porze nikt nie przeszkodzi Wam i szklaneczce szkockiej gapić się na potęgę wodospadów (jeśli nawet nie widać, to huk nie pozwoli Wam pomylić kierunku). Relaks.
Choć wiem, że to utopia – zbieram na koniec deklaracje chętnych do zobaczenia wodospadów o wschodzie słońca. O 5 – tej, przed brzaskiem, stoję objuczony sprzętem fotograficznym w tym samym miejscu. Z czystej formalności czekam 5 minut i ruszam w dół w kierunku platform widokowych. Za każdym razem, gdy o tej porze idę tych kilkaset metrów w zupełnej ciemności, zastanawiam się gdzie są te selwowe jaguary. Przecież noc to czas ich żerowania??? Pocieszam się myślą, że hałas wydawany przez dwunogów za dnia, rozbrzmiewa w ich uszach jeszcze i nocą, a węże?
Kiedyś napiszę książkę o moich wschodach nad Iguacu. Tych czarnonocnych i tych w pełni księżyca. Mówienie tutaj o jakiejś magii uwłaczałoby boskiemu geniuszowi. Nawet jeśli jakiś espaniol nazwał sobie najgwałtowniejszy odcinek żywiołu „garganta del diablo”, dzieło to nie ma nic z czarnych mocy. Bóg objawia się tu w różny sposób. Najlepiej przekonać się o tym z pokładu kruchego pontonu, który podpływa pod ścianę wody (wcale nie tę największą) z żądnymi wrażeń turystami. Widziałem agnostycznych Japończyków zakrytych płaszczami przeciwdeszczowymi, a obok Hindusów w mistycznym uniesieniu wzywających swe bóstwa.
Dobrze po 8 – mej wracam na śniadanie. Tropikalny ogród w Das Cataratas zawsze działa na mnie kojąco. Nawet taka szalona podróż nie jest w stanie zabrać mi tych kilku błogich chwil między śniadaniem a obiadem – brzmi banalnie, ale miejsce to na pewno leży w pobliżu raju.
Każdy raj ma jednak dwa końce .... Zmrok w tropikach pojawia się z nienacka, a z nim drugi koniec kija czyli konieczność powrotu do Europy. Połączenie taniolotu z linią regularną rzadko się sprawdza. Tym razem jednak wszystko działa bez zarzutu. Doceniamy komfort lotu (w tym miejsce na nogi) w Katarczyku. Zmęczenie też robi swoje – śpimy całą trasę o mały włos nie przegapiając przesiadki w Doha. Argentyna Express dobiegła końca. Ktoś chętny na podobny wypad?
Dodane komentarze
Servus 2016-03-21 20:44:55
miło słyszec:) - -jesli masz ochote to troche wiecej na blogu, ale nie wiem czy mozna tu linkować:)Przydatne adresy
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.