Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Kair Siwa i Piramidy cz 2 > EGIPT



PIERWSZE POPOŁUDNIE
W Kairze odprawa na lotnisku przebiegła standardowo. Jedynie zapomniałem o w długopisie do wypełnienia deklaracji, a ten który znalazłem odmówił współpracy. Na szczęście dobrzy ludzie z Ukrainy poratowali.
Większym zadaniem było znalezienie taksówki w rozsądnej cenie. Naganiacze wołali 200 LE Dalej od terminalu robiło się taniej doszedłem prawie do ulicy choć nadal na terenie lotniska, gdzie pojawili się już normalnie taksówkarze i można było cenę uzgodnić na poziomie 70 LE
Dotarłem więc bez problemu w okolice placu Tahrir. Kierowca nie mógł znaleźć hostelu choć pokazywałem mu wizytówkę, ale to tak potężne miasto że nie ma się czemu dziwić.
Wysiadłem na znanym mi placu, dosłownie 150 metrów od hostelu.
Mister Ramadan bardzo się cieszył gdy mnie zobaczył. Chwilkę posiedzieliśmy pogadali o tym i owym. Dostałem pokój, co prawda nie ten sam co ostatnim razem, ale bardzo podobne chyba nawet czyściejszy. Ściany świeżo odmalowane z widokiem na ulicę i łazienką, dokładnie to czego się spodziewałem i co mi w zupełności wystarcza. Oczywiście z lekka się rozpakowałem, wziąłem prysznic i pierwsze kroki skierowałem do swojego ulubionego cofeshopu.
I tu zaskoczenie, ponieważ w przejściu, gdzie kiedyś stały stoliki, totalna rewolucja. Ponad połowa kafejki w totalnej rozwałce. Remonty jakieś robią, kładęą instalacje sanitarne. Kopią doły, rozwalają ściany, normalnie szaleństwo, ale cóż zrobić wszędzie się wszystko zmienia, nie wejdziesz dwa razy do tej samej rzeki.
Oczywiście kupiłem sobie herbatkę ale troszkę inną pod nazwą helba czyli po naszemu kozieratka lub boża trawka. Zainspirowal mnie jeden z gości, który miał w szklance napar w kolorze rumianku. Poprosilem o to samo. Sąsiedzi poparli wybór twierdząc, że to bardzo dobre ziele na żołądek.
Chwilę posiedziałem. Jeden z obsługujących poznał mnie co było bardzo miłe.
Wyruszyłem do salonu Vodafone u aby doładować kartę. Co prawda Internet działał ale nigdy nie wiadomo kiedy skończy się. Jak to zwykle w tego typu miejscach, trzeba było swoje odczekać. Na szczęście był bardzo sympatyczny ochroniarz, który sterował kolejką i szło całkiem sprawnie.
Po wyjściu z salonu zacząłem się szwendać, bo troszkę głód mi zaczął doskwierać. Szukałem czegoś do zjedzenia. Trafiłem na piekarni gdzie kupiłem całkiem smaczne bułeczki i wędrowałem sobie dalej w okolicy. Bardzo lubię tę atmosferę. Może trochę hałasu właściwą trochę spalin, ale idzie wytrzymać.
Jadąc z taksówkarzem z lotniska po raz pierwszy przejeżdżałem przez dosyć długi tunel i właśnie w tym tunelu poczułem prawdziwy Kairskii smog, a właściwie nagromadzenie i duże stężenie spalin. Tunel długi z wentylacją, chyba kiedyś około 500m, ale nie widziałem, aby któryś z wentylatorów działał. Widocznie bywa gorzej i wtedy się uruchamiają…. To, czym się oddychało, było mieszanką powietrza i spalin. Nie było to przyjemne doznanie.
Po około godzinie głód znowu się dał we znaki a w moim Cofeshopie jest ulubiona kebda, czyli wątróbka. Niestety była ona dzisiaj niedostępna, gdyż pani która ją przygotowuje wyjechała do Dahab. Wszyscy o wszystkich wszystko tu wiedzą, informacja na każdym kroku dostępna…
Trzeba było znaleźć coś innego. Jest tych ulicznych punktów gastronomicznych mnóstwo ale wątróbki nigdzie nie mogłem znaleźć. Chciałem już wrócić do jednego z wcześniej upatrzonych, powiedzmy ulicznych restauracji, ale dzięki czystemu przypadkowi, zauważyłem malutki punkcik, gdzie facet ładował na wagę coś co mi przypominało wątróbkę. Podszedłem i zapytałem. Okazało się że trafiłem w dziesiątkę.
Mało tego oprócz wątróbki miał jeszcze móżdżek – smak mojego dzieciństwa.
W kraju prawie niedostępny...
Poprosiłem więc o dwie kanapki jedną taką jedną taką i cały happy zacząłem szukać miejsca gdzie mógłbym te dobroci skonsumować.
Znowu czysty przypadek pomógł mi w znalezieniu bardzo fajnej kafejki. Nie wiem czy się nie przestawię, gdyż atmosfera jest tam bardzo fajna. Choć jak na mój gust zbyt europejska.
Przewija się tam bardzo dużo ludzi a na ścianach ogromne portrety znanych piosenkarzy z Umm Kulthum na czele.
Po kanapkach herbatce soku z limonki i shiski poczułem się bardzo błogo i sennie. Wygląda na to, ze pora do pokoju i łóżka
W Kairze odprawa na lotnisku przebiegła standardowo. Jedynie zapomniałem o w długopisie do wypełnienia deklaracji, a ten który znalazłem odmówił współpracy. Na szczęście dobrzy ludzie z Ukrainy poratowali.
Większym zadaniem było znalezienie taksówki w rozsądnej cenie. Naganiacze wołali 200 LE Dalej od terminalu robiło się taniej doszedłem prawie do ulicy choć nadal na terenie lotniska, gdzie pojawili się już normalnie taksówkarze i można było cenę uzgodnić na poziomie 70 LE
Dotarłem więc bez problemu w okolice placu Tahrir. Kierowca nie mógł znaleźć hostelu choć pokazywałem mu wizytówkę, ale to tak potężne miasto że nie ma się czemu dziwić.
Wysiadłem na znanym mi placu, dosłownie 150 metrów od hostelu.
Mister Ramadan bardzo się cieszył gdy mnie zobaczył. Chwilkę posiedzieliśmy pogadali o tym i owym. Dostałem pokój, co prawda nie ten sam co ostatnim razem, ale bardzo podobne chyba nawet czyściejszy. Ściany świeżo odmalowane z widokiem na ulicę i łazienką, dokładnie to czego się spodziewałem i co mi w zupełności wystarcza. Oczywiście z lekka się rozpakowałem, wziąłem prysznic i pierwsze kroki skierowałem do swojego ulubionego cofeshopu.
I tu zaskoczenie, ponieważ w przejściu, gdzie kiedyś stały stoliki, totalna rewolucja. Ponad połowa kafejki w totalnej rozwałce. Remonty jakieś robią, kładęą instalacje sanitarne. Kopią doły, rozwalają ściany, normalnie szaleństwo, ale cóż zrobić wszędzie się wszystko zmienia, nie wejdziesz dwa razy do tej samej rzeki.
Oczywiście kupiłem sobie herbatkę ale troszkę inną pod nazwą helba czyli po naszemu kozieratka lub boża trawka. Zainspirowal mnie jeden z gości, który miał w szklance napar w kolorze rumianku. Poprosilem o to samo. Sąsiedzi poparli wybór twierdząc, że to bardzo dobre ziele na żołądek.
Chwilę posiedziałem. Jeden z obsługujących poznał mnie co było bardzo miłe.
Wyruszyłem do salonu Vodafone u aby doładować kartę. Co prawda Internet działał ale nigdy nie wiadomo kiedy skończy się. Jak to zwykle w tego typu miejscach, trzeba było swoje odczekać. Na szczęście był bardzo sympatyczny ochroniarz, który sterował kolejką i szło całkiem sprawnie.
Po wyjściu z salonu zacząłem się szwendać, bo troszkę głód mi zaczął doskwierać. Szukałem czegoś do zjedzenia. Trafiłem na piekarni gdzie kupiłem całkiem smaczne bułeczki i wędrowałem sobie dalej w okolicy. Bardzo lubię tę atmosferę. Może trochę hałasu właściwą trochę spalin, ale idzie wytrzymać.
Jadąc z taksówkarzem z lotniska po raz pierwszy przejeżdżałem przez dosyć długi tunel i właśnie w tym tunelu poczułem prawdziwy Kairskii smog, a właściwie nagromadzenie i duże stężenie spalin. Tunel długi z wentylacją, chyba kiedyś około 500m, ale nie widziałem, aby któryś z wentylatorów działał. Widocznie bywa gorzej i wtedy się uruchamiają…. To, czym się oddychało, było mieszanką powietrza i spalin. Nie było to przyjemne doznanie.
Po około godzinie głód znowu się dał we znaki a w moim Cofeshopie jest ulubiona kebda, czyli wątróbka. Niestety była ona dzisiaj niedostępna, gdyż pani która ją przygotowuje wyjechała do Dahab. Wszyscy o wszystkich wszystko tu wiedzą, informacja na każdym kroku dostępna…
Trzeba było znaleźć coś innego. Jest tych ulicznych punktów gastronomicznych mnóstwo ale wątróbki nigdzie nie mogłem znaleźć. Chciałem już wrócić do jednego z wcześniej upatrzonych, powiedzmy ulicznych restauracji, ale dzięki czystemu przypadkowi, zauważyłem malutki punkcik, gdzie facet ładował na wagę coś co mi przypominało wątróbkę. Podszedłem i zapytałem. Okazało się że trafiłem w dziesiątkę.
Mało tego oprócz wątróbki miał jeszcze móżdżek – smak mojego dzieciństwa.
W kraju prawie niedostępny...
Poprosiłem więc o dwie kanapki jedną taką jedną taką i cały happy zacząłem szukać miejsca gdzie mógłbym te dobroci skonsumować.
Kair, Egipt, coffeshop 3, EGIPT
Znowu czysty przypadek pomógł mi w znalezieniu bardzo fajnej kafejki. Nie wiem czy się nie przestawię, gdyż atmosfera jest tam bardzo fajna. Choć jak na mój gust zbyt europejska.
Przewija się tam bardzo dużo ludzi a na ścianach ogromne portrety znanych piosenkarzy z Umm Kulthum na czele.
Po kanapkach herbatce soku z limonki i shiski poczułem się bardzo błogo i sennie. Wygląda na to, ze pora do pokoju i łóżka
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.