Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Nurkowanie w Hurghadzie 2023 > EGIPT


dariusznow dariusznow Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie EGIPT / - / Hurghada / CNPo kilku latach wracam do opisywania swoich wrażeń z wyjazdów. Może nurkowanie nie wszystkich będzie dogłębnie interesować, ale warto poczytać, nawet nie będąc nurkiem. Trochę też informacji na temat życia hotelowego i nie tylko

Po kilkuletniej przerwie postanowiłem powrócić do swoich wspominków z wyjazdów do kraju Faraonów. Nie wiem na ile mi starczy samozaparcia i systematyczności, ale planuję dosyć leniwy wyjazd więc może wyjdzie z tego jakaś spójna relacja. Dla stałych bywalców być może niektóre moje wrażenia i wnioski wydadzą się naiwne lub z założenia oczywiste, ale mam nadzieję, że lodówie, którzy będą mieli w planie samemu pozwiedzać i poruszać się po Egipcie co nieco skorzystają z moich spostrzeżeń i rad.
Ilość wyświetleń poprzednich wspominków może świadczyć o tym, że niektórych zainteresował mój sposób na spędzanie czasu w Egipcie.

W tym roku wyjazd na 2 tygodnie jedynie z ramowym planem. Pierwszy tydzień w Hurghadzie z kolegami od nurkowania. Oczywiście chcemy zobaczyć co się zmieniło od ubiegłego roku pod wodą. Zmieniamy centrum nurkowe gdyż doświadczenia ubiegłoroczne dały nam wyraźnie do myślenia, że czas na zmiany. Bo ile razy można płynąć na Fanadir i Giftun? Chaba raczej nie codziennie? Fakt, delfiny były, ale rafy już opatrzone i nudne.

Zdaję sobie sprawę, że niezbyt wiele osób nurkujących będzie czytało moje wypociny, więc opisy podwodnych wrażeń, a są one wspaniałe, ograniczę do minimum. Tego trzeba po prostu spróbować, bo żadne słowa nie są w stanie opisać podwodnego świata. Filmy, zresztą bardzo dobre z National Geografic lub innych kanałów z kolei pokazuję dużo więcej, niż człowiek jest w stanie sam zobaczyć, ale brakuje pozostałych bodźców (lizanie cukierka przez szybę...)

Ale do rzeczy
3-10 wylot o 16,05 z Okęcia, hotel Triton Beach na pierwszy tydzień, a potem zapewne Kair i Aleksandria z zahaczeniem o deltę Nilu
Dawno tak na spontana nie jechałem.
Wyjazd zakupiony z pobytem w hotelu, gdyż ceny lotów komercyjnych powariowały i nie ma sensu przepłacać. To tak w skrócie. Kusi mnie w przyszłości przelot lub przejazd do Włoch lub Grecji i przeprawa promem. Zobaczymy.

Godzina wylotu na tyle późna, że mogłem sobie pojechać o godz 9,00 autobusem do W-wy, na Dworcu Centralnym o 13,40 więc spokojnie autobusem linii 175 dotrę kilkanaście minut po 14,00. Taki był plan, a co do realizacji to za chwilę.
Przypomniało mi się podejście BP do mnie jako klienta.
3-10 przypadał we wtorek. W so i ni oraz pn pracowałem, więc nie miałem zbytnio czasu na zainteresowanie się dokumentami podróży. Świecie przekonany, że skoro wszystko opłacone i potwierdzone to tylko formalność. Tym bardziej,że w ostatnim mail dostałem informację, że dokumenty zostaną przesłane na ok 6 dni przed wylotem. Bardziej niż dokumenty, które są mało potrzebne na lotnisku ( o ile się jest na liście pasażerów, to wystarczy paszport), interesowało mnie czy godzina wylotu się nie zmieniła (zdarza się to wcale nie rzadko) W poniedziałek 2-10 na dzień przed wylotem próbowałem od rana skontaktować się z BP oraz touroperatorem. Do godz 10,00 nikt po drugiej stronie nie podnosił słuchawki. Wreszcie pani z BP stawiła się w pracy ( na stronie podane, że pracują od 8,00) Z rozbrajającą szczerością wyznała, że nie wie kiedy dostali potwierdzenia, ale już (!) wysyła dokumenty. Godzina lotu bez zmian.
A co by było gdyby przyspieszyli lot. Moje plany spełzły by na niczym. No i ciekawe, o której by wysłali dokumenty i informację o godzinie wylotu.
Mam trochę doświadczenia na przestrzeni lat i śmiało mogę powiedzieć, że standard obsługi klienta spada katastrofalnie. Niektóre BP cedują obowiązek potwierdzenia godziny wylotu na klienta, którego obowiązkiem jest dowiedzieć się czy ta godzina się nie zmieniła, na 24 godz przed wylotem.
Przecież po to podajemy swoje dane aby otrzymać informację SMS czy mail, a najlepiej obie bo nie każdy śledzi na bieżąco swoją pocztę.

Ale wracamy do podroży, która była tak fajnie zaplanowana.
Autobus firmy Polonus przyjechał punktualnie, ludzi nie za wiele w miarę czysto i przyjemnie. Jedynie internet nie działał, kierowca stwierdził szczerze, że wszędzie firma wyłączyła. Skoro wyłączył, to niech zdejmie informację o internecie ze swojej oferty. Nikt nie będzie robił z tego zapewne afery, a oni będą w zgodzie ze stanem faktycznym. Ot taka drobnostka, ale wielkie rzeczy składają się przecież z drobnostek.

Podróż mijała mile, oglądałem mecz siatkówki z Kanadą w eliminacjach do Olimpiady.

W Ostrołęce kierowca ogłosił 45 min przerwy. Mam trochę rozeznania w sprawie czasu pracy kierowców i od razu zapaliła mi się czerwona lampka w głowie. Zapytałem kierowcy czy w takim razie nie będziemy mieli 45 min opóźnienia.
Szczerze odpowiedział, że tak, że nie zapewnili mu zmiennika w Ostrołęce, ani nigdzie indzie, a on musi przestrzegać czasu pracy. Racja. Ja mu na to, że mam wylot z Okęcia i jeśli nie będziemy na czas na centralnym, to spóźnię się na samolot. Facet zbystrzał i ponownie zadzwonił do dyspozytora, mówiąc mu jak wygląda sytuacja. Poparła mnie jeszcze jedna kobieta, która miała lot z Modlina. Stałem obok kierowcy i słyszałem strzępy rozmowy. Dyspozytor odpowiedział kierowcy, że najwyżej wpłynie skarga. Kierowca to nam powtórzył, a ja zdębiałem. Prosiłem o numer do tego dyspozytora, ale kierowca nie podał, lecz zadzwonił ponownie i przelazł, że na skardze się nie skończy a raczej na zwrocie kosztów wyjazdu i odszkodowania.
Dyspozytor chyba poszedł po rozum do głowy, ze się zagalopował. Ustalili, że zmiennik będzie czekał na następnym przystanku czy gdzieś dalej. Mniejsza o to. Zaszokowało mnie podejście tej firmy do pasażerów.
Dojechaliśmy na miejsce z 10 min opóźnieniem.


Doszedłem pieszo na przystanek autobusu 175. miał się pojawić za 3 min.
Nie pojawił się.
Następny za 10 min również.
W przypływie rozpaczy chciałem wsiąść do autobusu nr 157. Zamieniliśmy kila słów z gostkiem, który reż sprawdzał godziny numeru 175, że to coś dziwnego.

Chłopak odszedł na bok i wyglądał w kierunku przyjazdu autobusu. Widać, że mu się spieszyło. Przemknęło mi przez myśl aby mu zaproponować wspólny przejazd taxi. Ale jeszcze nie było sytuacji niebezpiecznej. Była gdzieś 14,15, może 14,20.
Po chwili podjechał samochód Ubera i gostek wsiada do niego. Niewiele myśląc podbiegłem do niego i zapytałem czy mogę z nim jechać na lotnisko. Zgodził się bez problemu. Ciekawe ilu z naszych rodaków by tak postąpiło? (!)

Po drodze poutyskiwaliśmy na brak autobusu.
Gostek jest Szwedem z korzeniami meksykańskimi. Był w W-wie jeden dzień służbowo. Spodobała mu się Warszawa. Bardzo otwarty i sympatyczny człowiek. Mimo mojej marnej angielszczyzny całą drogę rozmawialiśmy rozumiejąc jeden drugiego. Za przejazd nie chciał pieniędzy, ale gdy je wyciągnąłem i zacząłem się upierać, że to nie fair, wziął ode mnie 10 zł (!)
Mówi że zapłacił 20 (pewnie euro) chyba trzeba będzie wrócić do tego Ubera.
Po przykrych doświadczeniach w Egipcie odpuściłem sobie tę firmą. Zresztą u nas na głębokiej prowincji o Uberze się tylko słyszy anie korzysta..
Na koniec przedstawiliśmy się sobie. Ewin miał na imię. Podziękowałem mu serdecznie, że mi pomógł i oszczędził stresu. Ona na to że to karma i tak miało być.

Kurde, skąd on wiedział, że wczoraj wysyłając darmową porcję pierzgi człowiekowi w potrzebie pomyślałem identycznie.
To już nie po raz pierwszy spotyka mnie taka sytuacja. Najbardziej spektakularna była w Kairze pod Cairo Tower. Jest opisana w moich wcześniejszych wspominkach...

I tak oto znalazłem się o czasie na Okęciu. Tradycyjnie odczekałem do kończ odprawy i załapałem się na miejsce przy wyjściu awaryjnym, a więc z dużą ilością miejsca na nogi.
Siedzą sobie wygodnie i piszę. Tylko o czym, bo dotarłem do godziny „zero”
Może coś mi przyjdzie do głowy

No i na dzień dobry moje postanowienia zamieniają się z plażowy piasek.
Minął dzień a ja słowa nie zanotowałem...
W sumie to nic ciekawego się nie działo, normalny przebieg i turbulencje większości turystów.
Pierwszy pokój był nie do przyjęcia, ale słowna perswazja spowodowała, że na dzień następny miałem obietnicę zmiany.
Aby uspokoić wszystkich czytelników obietnica została dotrzymana.
Jedna noc w trochę gorszych warunkach nie zaszkodzi.

Zresztą poznałem oryginalnego sąsiada. Gostek ze Szwajcarii, chudy niesamowicie, ubierający się jak dzieci kwiaty, długie jasne włosy, z dosyć dziwnym podejściem do życia. Typowy obrońca natury i zwolennik ekologicznego trybu życia.

W trakcie dnia testowałem maskę przed nurkowaniem snurkując. Jak się okazało był to dobry pomysł, bo zwalczyłem parowanie maski i dzięki temu nurki przebiegły bez problemów z maską. Były inne, ale o tem, potem...

Wieczorem umówiłem się z kolegami od nurkowania na owoce morza. Pojechałem do centrum i wspólne busem przejechaliśmy w okolice targu rybnego. Zaskoczyła ich chyba cena i atmosfera przejazdu. W tej chwili przejazd kosztuje 2,5 LE przy kursie dolara 30LE.
Zrobiliśmy sobie wycieczkę po targu rybnym, a potem mała uczta w Al Hnaka, najlepsza rybna knajpka w Hurghadzie. Za 10 $ od osoby popróbowaliśmy morskich specjałów. Mnie przypadła do gustu molokhija z krewetkami, no i sok z limonki.
W drodze powrotnej zatrzymałem się w bardzo przyjemnym miejscu, na shishkę i helbę. Super ogród przy rondzie (dawne miejsce przy bazarze owocowym)

Teraz kilka słów o nurkach. W skrócie, gdyż zapewne nie wszystkich będzie to interesowało.
Start ze ścisłego centrum, z hotelu Minamark. Mailem okazję kiedyś w nim mieszkać. Dużo się zmieniło na lepsze od tamtego czasu.
Nie mam swojego sprzętu, ale za niewielkie pieniądze można wynająć. W ub roku też tak robiłem. Co prawda jest to sprzęt często używany, więc jego stan jest taki sobie, ale przy nurkowaniu do 20 m nie ma zagrożenia. Choć ktoś może mieć odmienne zdanie.
Wszystko przebiegało standardowo. Ci co byli wiedzą, a kto ciekaw niech sięgnie do moich wcześniejszych relacji. Październik to szczyt sezonu nurkowego, więc statków mnóstwo i na każdym pełne obłożenie. Ale plusy to woda o temperaturze 29-30 st. C, dobra widoczność, nie za silne wiatry. Na początek najważniejsze było sprawdzenie sprzętu. Nie widać było żadnych niedociągnięć, więc spoko.
Kamizelka była ze zintegrowanym balastem, nie nurkowałem nigdy w takiej i co do tego systemu mam osobiście wątpliwości, które się potwierdziły w praktyce.
Całe obciążenie jest z przodu nurka i wyprostowanie się pod wodą nie należy do łatwych. Tym bardziej, że płetwy też podstawowe do rekreacyjnego nurkowania, wielkich cudów sprzętowych nie potrzeba.

Miałem dosyć wyporną piankę, więc obciążenie 8 kg było sporo za małe. Musiałem wrócić do statku po 2 kolejne kilogramy. Pomogło i mogłem się zanurzyć. Ze zdziwieniem stwierdziłem po kilku minutach, że ciśnienie w butli spadło do ok 160 bar (zamiast 200). Złożyłem to na karb testowania sprzętu i kłopotów z zanurzeniem. Poza tym w piance było mi niesamowicie gorąco. Powietrza mi ubywało niespodziewanie szybko, i zbyt wielu przyjemnych wrażeń z tego nurkowania nie miałem.
Niestety jako pierwszy musiałem się wynurzyć. Było to dla mnie zaskoczeniem, gdyż zużycie powietrza zawsze miałem mniejsze niż przeciętne, a tu taka niespodzianka. Trochę mnie to zmartwiło, ale cóż, takie realia.
Następnego nurka postanowiłem zrobić tradycyjnie, czyli zamiast zintegrowanego obciążenia użyłem normalnego pasa balastowego, no i piankę sobie odpuściłem.
Było o wiele lepiej, dużo swobodniej i lekkość ruchów. Na samym początku towarzyszył nam delfin. Bardzo przyjemny akcent na początek nurkowania.
Niestety co do ciśnienia powietrza sytuacja się powtórzyła.
Tym razem jednak tak szybko nie spadało, starałem się maksymalnie ergonomiczne poruszać się. Było dużo lepiej i całą grupą zakończyliśmy nurkowanie. Znowu ciśnienie spadło do 50 bar. Chłopaki mieli ok 90. Co jest ze mną nie tak? Pomyślałem sobie. No i miałem na szczęście tzw. widzenie z myślą.

Wymontowałem regulator i przykręciłem automat Leszka. I co manometr pokazał? 100 bar (!) Czyli manometr w moim sprzęcie zaniżał rzeczywiste ciśnienie. Podobnie było z kolejnym manometrem.
Odetchnąłem z ulgą, bo miałem już ochotę dać sobie na spokój z nurkowaniem.

A i jeszcze ciekawostka.
Wczoraj byłem w salonie po kartę sim egipską (jak zawsze) Trafiło na firmę etislat, kiedyś już miałem od nich kartę i nie było problemu. Co ciekawe, większość obsługi to dziewczyny. Jeden facet był. Czyli zmienia się sporo w ich mentalności i kulturze. Niestety moja
ekspertka chyba się jeszcze uczyła. Szło jej bardzo opornie. I co ciekawe nikt jej nie pomagał. Widać było, że się gubi i męczy. Po ok 30 min udało się, internet zadziałał. Do późnego wieczora korzystałem. Rano natomiast niespodzianka. „jesteś offline”. Nie szło nic zrobić. Dzień bez netu można przeżyć, tym bardziej na nurkowaniu. Po powrocie pomaszerowałem do tego samego salonu i chłopak w ciągu 5 min ogarnął temat łącznie z instalacją aplikacji do sprawdzania zużycia.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy

Kupując kartę byłem świadkiem ciekawej scenki. Do salonu weszło dwóch młodych chłopaków w niebieskich koszulkach, którym obsługa przez ladę zaczęła podawać pliki pieniędzy. Ci wzięli dodatkowe krzesło, na którym położyli pieniądze i …. zaczęli je liczyć. Byli bez żadnej broni czy środków ochrony, po prostu przyszli, liczą, kwitują i zabierają. Takie rzeczy tylko tutaj.


Nurkowania przebiegły standardowo, choć drugiego dnia wyjątkowo sprawnie.
Co do zwierzyny, to raczej trudno się spodziewać przebicia delfina z pierwszego dnia. Pamiętam ile czasu czekałem na pierwsze spotkanie z delfinami. Trzy lata chyba. W 2011 roku to miało miejsce i było niezapomniane, zapewne, bo pierwsze. Miale to szczęście kilka razy je spotkać i to w sumie było najskromniejsze. Pierwsze było niesamowite, bo było kilka minut, gdy zostałem z nimi sam na sam. Przewodnik odprowdzał resztę grupy na statek i zostawił mnie samego (!). Było to blisko statku więc niebezpieczeństwa nie było.
LINK


Ale to mają być wspominki bieżące a nie sprzed nastu lat.
Z ciekawych zwierzy, to spotkaliśmy ogromną płaszczkę, mureny, skorpeny i ryby kamienie. Mohamed widać że się stara i chce nam urozmaicić nurkowania. Różnie z tym bywa, ale tu mieliśmy go prywatnie więc musiał dbać o swoją opinię. A bywało i tak że rola przewodnika sprowadzała się do płynięcia na czele grupy i sprawdzania ciśnienia w butlach. Ale nie warto o takich rzeczach pamiętać.
Wyjątkowo szybko wróciliśmy. Blisko rafa była. Poprzedniego dnia kupiłem butelkę musu z mango.
Zamroziłem w lodówce i zabrałem na datek. Tam u kucharza schowałem do zamrażarki. Po nurkowaniach wyciągnąłem zmrożony mus. Wszystkim bardzo smakował.


Po nurach szybko do etisalat odblokować kartę. Niestety rano okazało się, że jest nieaktywna. Żadne zabiegi nie pomogły, ale za to miły chłopak w salonie załatwił to w trzy minuty. Do tego zainstalował mi aplikację do monitorowania zużycia internetu. Póki co dalej pokazuje 15gb, bo jakiś dodatkowy bonus dostałem tylko nie pamiętam ile. Mam nadzieję, że więcej takich niespodzianek nie będzie.


Wracając do hotelu tradycyjnie soczek w sokowni. Tym razem kokosowy wziąłem. Niesamowicie słodki, ale smaczny. Zaszedłem też na shiskę do nowego miejsca przy rondzie. Piękny ogród, fajna atmosfera, cisza i spokój, ale ceny dwa razy wyższe niż w poprzedniej knajpce. Ale to szczegół, miejsce i atmosfera też musi kosztować.

Dzień treci.
Jazda na nurkowanie była niesamowita. Bardzo szybko złapałem busa i co ciekawe, to był on pusty, a za kierownicą siedział... 13-14 latek. Oczy mi się zrobiły jak 5 zł, ale dzieciak radził sobie lepiej niż nie jeden dorosły. W szoku byłem.

Chciałem zrobić mu zdjęcie, ale siedzący obok jego nauczyciel nie zgodził się. Było nie pytać tylko cykać. Ale i tak zrobiłem z ukrycia krotki filmik. Tutaj link do niego. Być może niektórych przerazi taka sytuacja, że dzieci wożą ludzi. Ale pewność tego dzieciaka i sposób jazdy nie dawał powodów do niepokojów. Na prawdę podróżowanie busami nie jest niebezpieczne.

Ci kierowcy doskonale znają swoje rzemiosło i dziennie przejeżdżają setki kilometrów w ruchu miejskim. Zresztą proporcjonalnie do ilości aut wypadków tu jest naprawdę niewiele. Nie wiem co mówią statystyki, ale ja nie mam z tym problemu.

Szczególnie w Kairze jest to jazda bez trzymanki. Mało który europejczyk by dał sobie tu radę. Podstawowa zasada to brak zasad. Mimo sygnalizacji potrafią jeździć po swojemu. Nie można im odmówić wyczucia i wzajemnej uprzejmości, choć z pozoru można odnieść wrażenie że się kłócą.


Wieczorem trochę przez przypadek zacząłem się wałęsać po uliczkach Daharu. Pierwszy raz byłem w ty rejonie. Szukałem targu owocowego, który został przeniesiony, a wylądowałem w okolicach ulicy 6 października przy jakichś magazynach paliwowych. Ale spacer był przyjemny. Uwielbiam obserwować codzienne życie miejscowych, wolne od turystycznego przemysłu. Trafiłem na miejscowy orlik. W części grali starsi, a na bocznym boisku maluchy. Super to wyglądało. Całą drużynę obdzieliłem cukierkami.

Targu nie znalazłem, ale spacer zaliczam do udanych. Jedynie buty marnie dobrałem, bo chodzenie po piaszczystych ulicach w klapkach to nie najlepszy pomysł. Ale jak to często u mnie bywa, plan był inny, a realizacja realizacją.

Trzeci dzień nurkowy był zdecydowanie najsłabszy i najbardziej męczący. Dojazd był podobny, czyli sprawny. Z rana te busiki nie są zbyt zajęte. Luzik. Bezpośrednio dojechałem do Minamarku ( z tego hotelu wypływaliśmy)
W planie były 3 nurkowania. Pierwsze na wraku El Mina. Blisko portu. Ale już wczoraj zgodnie podjęliśmy decyzję, że sobie odpuszczany. Byłem tam kilka razy, głęboko, krotko i potężne prądy. Zejście i wejście po linie.
Była to dobra decyzja.
Potem rafa El Fanous. Też mi znana. Zniszczona ściana, trochę zwierza, ale cóż nie mamy na to wpływu. Pierwsze zejście w dryf, czyli z płynącego statku z szybkim zanurzeniem i płynięcie z prądem, lub pod prąd, bo i tak się zdarza.

Tym razem trafiła się trzecia opcja czyli brak prądu. Trzeba było pedałować. Nie przypominam sobie jakichś wyjątkowych zdarzeń. Dla mnie takie pokonywanie odległości pod wodą mija się z celem. Optymalne nurkowanie dla mnie to zejście pod wodę znalezienie ciekawo miejsca, bogatego w życie i obserwowanie tego życia z bliska. Potem zmiana miejsca i przyglądanie się życiu na rafie. Ale chyba nie zbyt wielu zwolenników takiego sposoby.

Mnie to zostało po safari, gdzie nurkowało się parami lub w małych grupach, a czasami człowiek zostawał sam pod wodą, oczywiście w pobliżu statku. Najczęściej jednak ze swoim partnerem.
Za to drugie nurkowanie przysporzyło sporo wrażeń, nie koniecznie przyjemnych.


Początek był przyjemny, gdyż płynęliśmy w lekkim prądzie. Zdawałem sobie sprawę, że w drodze powrotnej trzeba będzie za to zapłacić... Ale rzeczywistość spłatała nam psikusa. Dopłynęliśmy do miejsce, gdzie zaczynały się pojawiać większe oznaki życia, ale niestety trzeba było wracać.

Niespodzianka polegała na tym, że Morze Czerwone postanowiło nam wryć się w pamięć na najbliższy rok. Prąd stał się o wiele silniejszy i nawet płynięcie przy rafie czy przy dnie nie wiele pomagało. Wszyscy w myślach, a potem na statku przeklinali tę sytuację. Utwierdza mnie to w moim przekonaniu, że pokonywanie dużych odległości pod wodą nie ma zbyt dużego sensu.
Odczułem ten powrót wyjątkowo, gdyż moje płetwy były do kitu, najprostsze dla ludzi na intro, mało wydajne, a na dodatek poprzedniego dnia przy powrocie na statku w obie łydki złapał minie skurcz, który odczuwałem jeszcze rano.

Na przyszłość trzeba będzie zmienić system na dzień nurkowania, dzień odpoczynku. Druga sprawa, że ostatnio zaniechałem swoich aktywności na co dzień, człowiek popada w marazm i wydajność i wytrzymałość organizmu raczej nie rośnie.
Mohamed namawiał nas na dalsze nurkowania, ale byliśmy nieugięci.

Na koniec wypiliśmy butelkę zmrożonego mleczka kokosowego zagryzając daktylami. Potężna dawka słodyczy. W Trakcie nurkowań Mohamed robił trochę zdjęć i filmików. Obiecał przesłać je Łukaszowi. Mam podobnych zdjęć mnożestwo, ale to zawsze jakaś pamiątka i dokumentacja pobytu i nurkowań. Logbooka już od dawna nie prowadzę.

Po powrocie do hotelu ledwo trzymałem się na nogach. Po prysznicu i kilku daktylach, do zmroku poleżałem na plaży, a potem postanowiłem iść do łóżka. I to była dobra decyzja. Zbyt szybko nie usnąłem, ale słuchanie audycji politycznych pomogło... Obudziłem się ok 2,00 i przez ok godzinę przewracanie z boku na bok. Obolałe mięśnie dawały znać o sobie...

Zdj cia: Hurghada, CN, EGIPT
Hurghada, CN, EGIPT



Nurkowanie z brzegu z hotelowej plaży
Miałem spore obawy co do tego nurkowania ale dopóki człowiek się nie przekona na własnej skórze będzie miał wątpliwość.
Do hotelu Sand Beach udało mi się stanąć nie bez problemu ochrona wykazała się tym razem czujnością i zawrócili mnie do recepcji
Wczoraj mieli jakieś generalne sprzątanie i nikt nie zwracał uwagi na wchodzące osoby. Między innymi mnie trafiłem idealnie w czas, gdyż akurat Mo (Mohamed) wrócił z nurkowania, był tylko z dwoma dziewczynami. Jedna jego kursantka i druga jakaś Francuzka. Były niesamowicie podekscytowane tym, co widziały pod wodą. Ciągle o tym opowiadały. Ja skorzystałem z okazji pokazałem im na kilka filmików ze spotkań z delfinami i rekinami. Trochę to ostudziło ich emocje, ale nie to było moim zamiarem.
Druga dziewczyna, ta kursantka, jest z Bośni bardzo przedsiębiorcza energiczna podejrzewam ją o pewne elementy ADHD, ale za to bardzo otwarta i sympatyczna.
Dostała od MO jeszcze kilka rad na przyszłość i najprawdopodobniej jeszcze się będzie z nim umawiała na nurkowanie.




Centrum nurkowe zrobiło na mnie już poprzedniego dnia bardzo dobre wrażenie. Wszystko było uporządkowane czyste i dobrze wyglądające. Opowiadał mi, że wyrzucili ponad 40 regulatorów i 30 kamizelek wypornościowych. Prowadzą do centrum we dwóch i na razie całkiem dobrze i idzie. Będę trzymał kciuki. Mo to bardzo sympatyczny chłopak.

Bez problemu dobraliśmy sprzęt opowiedział mi jak będziemy schodzić do wody gdzie mniej więcej popłyniemy i ruszyliśmy po butle.

Mo wziął ze sobą aparat Olympusa z dwoma lampami więc mogłem liczyć na jakieś pamiątki.
Pierwsze 10 minut było dla mnie niesamowite. Po około 5 minutach Mo znalazł konika morskiego.

Radość moja była ogromna, jego również, ponieważ szukał go już od trzech dni.
Oczywiście sesja fotograficzna z tym konikiem była. Co prawda wizura słabiutka, bo dosyć płytko i wiało więc piasek się unosi w wodzie. A ale cóż nie można mieć wszystkiego naraz.
Tak jak się spodziewałem rafy były nie za ciekawe w większości, ale co dziwne udało się spotkać parę fajnych zwierzaków . Między innymi ślimaczek murena dwie białe mureny i na koniec

Zdj cia: Hurghada, Brzytewnik, EGIPT
Hurghada, Brzytewnik, EGIPT


Pierwszy raz je widziałem. Rybki cieniuteńkiej praktycznie przezroczyste, pływające dzióbkami w dół pionowo.
W sumie byliśmy ponad godzinę czasu, z tego prawie cały czas na głębokości około 20 m.
Siłą rzeczy było dosyć ciemno wszystko w niebieskiej poświacie ale być może zdjęcia nie będą całkiem dobrej jakości mimo, że oświetlenie Mo miał profesjonalne.

Po wyjściu trafił mi się komplement, gdyż Mo powiedział że nie był z nikim tak długo pod nurkując przy tu z plaży. Też był bardzo zadowolony ze spotkania z konikiem morskim.
Po wyczyszczeniu sprzętu umówiliśmy się że wyśle mi zdjęcia na jakiś portal na którym można będzie pobrać je.

Mieszka w El Gounie, więc nie zawracałem mu więcej czasu i zadowolony i spełniony pomaszerowałem do swojego hotelu.

Bardzo szybko zorientowałem się że telefon zostawiłem centrum nurkowym .
Jest takie nieformalne przejście między tymi hotelami, ale ochroniarz go pilnuje. Ponieważ raz już zauważył że tamtędy sobie przechodzę, zresztą nie tylko ja, chciałem na szybkiego przeskoczyć przez to przejście.
Ochroniarz się zorientował o co chodzi i czuwał....Nie chciałem robić zamieszania, szybciutko więc się rozebrałem, skoczyłem do wody, podpłynąłem do falochronu i przeszedłem przez niego na teren Sand Beach.
Ochroniarz to rzeczywiście zauważył i coś zaczął krzyczeć ale ja nie zwracałem na niego uwagi.
Do centrum dotarłem prawie w ostatniej chwili gdyż kolega Mo powiedział, że za 5 minut już byłoby zamknięte. A to właśnie on brał ode mnie telefon. Wszyscy o nim zapomnieli, tak byli podekscytowani tym konikiem.
Wróciłem do hotelu już legalną drogą i pierwsze co zrobiłem to poszedłem do tego ochroniarza dałem 10 LE. Przeprosiłem i powiedziałem że musiałem iść po telefon. 10 LE powiedziałem że ma na szyszkę, przybiliśmy piątkę i wszystko było w porządku. Gostek uśmiechnięty, a ja mam czyste sumienie, że nie naraziłem go na jakieś problemy (właściwie jakie, jedynie jego ambicję uraziłem) Jakoś tak dziwnie mam że lubię żyć z ludźmi w zgodzie o ile ktoś mi poważnie nie naciśnie na odcisk. Trochę poleżałem na leżaku i umówiłem się z chłopakami na spotkanie w 4you.
Gwiazdą wieczoru miała być Kasia no i była

Leszek zostawił mi pół swojej porcji owoców morza twierdząc że już nie daje rady zjeść.
Były to niestety kalmary w panierce więc dłubałem się z 15 minut żeby je obrać z tej panierki.
Kasia, jak na rasową kobietę przystało, spóźniła się trochę ale nie za wiele.
Bardzo szybko znaleźliśmy wszyscy czworo wspólny język. Wzajemna wymiana doświadczeń nurkowych, no bo o czym że się rozmawia w 4you, jak nie o nurkowaniach. Większość nurkuących tak ma
Potem zeszliśmy troszkę na inne tematy. Piwka pękały, a ja popijałem lemonjust i mleczko kokosowe.
Zresztą poczęstowałem ich wszystkich robiąc sporo zamieszania na stoliku i wokół nas.
Zamówiliśmy również po szyszce w nowym wydaniu (zapomniałem zrobić zdjęcia) Nie podoba mi się ta nowa tendencja w sziszach. Jakieś dziwne kształty węże silikonowe. W sumie smak za przeproszeniem do duszy
Kasia też miała niezbyt dobre zdanie o tej narodowej używce serwowanej na tarasie w 4you.
Ale cóż nie codziennie niedziela. Nie wiadomo kiedy czas minął zrobiła się godzina pierwsza po północy. Ze sporym żalem zaczęliśmy się szykować do rozstania.

A.... Przypomniał mi się jeden moment który był bardzo miły dla mnie.
Gdy rozmawialiśmy o dawnych czasach między innymi o Walidzie wspomniałem, że opisywałem swoje wyjazdy na globtroterze. Kasia naturalnym wdziękiem oznajmiła że doskonale o tym wie, bo ona czyta wszystkie moje, jak to określiła, blogi.
Normalnie skrzydła mi wyrosły. Pierwszy raz usłyszałem że moja moimi wypocinami ktoś się interesuje. Aż mi się wieżyć nie chciało, ale rzeczywiście bardzo dużo wiedziała o tych moich wyjazdach.
Dodało mi to większych motywacji do tego żeby wrócić do zamieszczania swoich zapisków.

Po powrocie do w hotelu oczywiście musiałem wysłuchać debaty. Żenada, poplątanie z pomieszaniem, pic na wodę fotomontaż.
Sama forma do kitu. Pytania z tezą i dłuższe niż odpowiedzi, a politycy i tak mówili to co chcieli powiedzieć niezależnie od treści zadanego pytania. Tylko w TVP takie rzeczy.

Cóż pożyjemy zobaczymy, mam nadzieję że fajnym przeżyciem będzie za głosowanie w Kairze

Następnego dnia niestety trzeba było się przygotować do opuszczenia pokoju. Z rana zorientowałem się jak autobusem i o możliwości zakwaterowania. Padło jednak na Aleksandrię, trzeba jechać tam gdzie się jeszcze nie było. Mam nadzieję że to dobra decyzja. Autobus mam o godzinie 21 będę rano na miejscu. Hotel też sobie zarezerwowałem. 70 zł za dobę, na razie na jedną noc.

Zdj cia

EGIPT / - / Hurghada / CNEGIPT / - / Hurghada / Brzytewnik

Dodane komentarze

Toczek do czy
25.02.2023

Toczek 2024-01-13 12:09:49

Zapraszam na naszą grupę Ciekawi Świata na facebook gdzie jest 120.000 tyś osób a już niedługo stworzymy portal dla podróżników w którym będzie można wrzucać swoje artykuły z wypraw, tworzyć grupy dyskusyjne, pisać do siebie itp. Pozdrawiam.

Toczek do czy
25.02.2023

Toczek 2024-01-13 12:09:47

Zapraszam na naszą grupę Ciekawi Świata na facebook gdzie jest 120.000 tyś osób a już niedługo stworzymy portal dla podróżników w którym będzie można wrzucać swoje artykuły z wypraw, tworzyć grupy dyskusyjne, pisać do siebie itp. Pozdrawiam.

Piotr-Krk do czy
16.01.2013

Piotr-Krk 2023-11-09 20:19:14

"Bardzo interesujący artykuł. Ale nie wiem, czy wszystko dobrze zrozumiałem:
"mam nadzieję, że lodówie, którzy będą mieli w planie samemu pozwiedzać"
"normalny przebieg i turbulencje większości turystów"
"Wracając do hotelu tradycyjnie soczek w sokowni"
"Mo powiedział że nie był z nikim tak długo pod nurkując przy tu z plaży"
"nie zawracałem mu więcej czasu"
"Po powrocie do w hotelu oczywiście musiałem wysłuchać debaty"
"Aż mi się wieżyć nie chciało"
I na koniec:
"Zdaję sobie sprawę, że niezbyt wiele osób nurkujących będzie czytało moje wypociny".

Mam taka nadzieję. Relacja jest obrzydliwa, roi się w niej od błędów ortograficznych i interpunkcyjnych (naliczyłem ponad sto), nie mówiąc o literówkach. Nieskładne myśli, fatalny styl. Jeden wielki wstyd!

"

Przydatne adresy

tytu licznik ocena uwagi
Kroniki egipskie 46 mnóstwo praktycznych porad osoby, która mieszka lub mieszkała na miejscu

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl