Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Krym Tepe Kermen > UKRAINA



Na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy wycieczkę do Tepe Kermen, jednego ze skalnych miast w okolicach Bakczysaraju. Do przejścia mamy około 15 kilometrów z czego większość po odkrytym terenie.
Twierdza Tepe Kermen została wzniesiona w VI wieku jako rezydencja lokalnego władcy, stając się wkrótce fortecą pozwalającą kontrolować szlak handlowy w dolinie rzeki Kacza. Była zamieszkana do 1299 roku, kiedy to została doszczętnie zniszczona przez Tatarów.
Na wzgórzu o płaskim wierzchołku, wznoszącym się 250 metrów ponad okolicę (540 m n.p.m.) zachowało się do naszych czasów około 250 pieczar umiejscowionych na kilku poziomach. Najcenniejszym zabytkiem jest bizantyjska cerkiew wykuta w skale z VIII wieku. Znajdują się w niej resztki grobowców, kamienna chrzcielnica oraz pozostałości ołtarza.
Śniadanie, zamówione wczoraj, jemy w jednej z altanek, znajdujących się w ogrodzie przed budynkiem hotelu. Za 40 UAH, od osoby, dostaliśmy ser, wędliny, pieczywo, mały kawałek masła, jogurty, mleko, jakieś chrupki, owoce i ciasteczka. Do picia zaserwowano nam sok owocowy oraz do wyboru kawę lub herbatę. Nie było to zbyt opłacalne (za 80 UAH mogliśmy zjeść w kawiarni bardziej obfity posiłek, nie mówiąc o zakupie prowiantu i przygotowaniu śniadania we własnym zakresie), ale było wygodne. Następnie pakujemy plecaki, pamiętając o wzięciu dużej ilości wody. Zaopatrzeni w mapę okolic Bakczysaraju, nawiasem mówiąc, wydaną w Czechach, wyruszamy na trasę.
Początkowo kierujemy się na ulicę Krasnoflotskaya, wzdłuż której prowadzi żółty szlak. Po dojściu do szlaku skręcamy na wschód. Mijamy mauzoleum „Eski Diurbe” z XIV wieku, za którym skręcamy na południowy wschód. Jesteśmy na przedmieściach Bakczysaraju. Ulica Skalistaya jest godna swojej nazwy, dziury są jak doły. Co ciekawe mieszkańcy są pozbawieni wodociągu, wodę dowożą liczne cysterny. W przydrożnym sklepie kupuję opakowanie bułeczek maślanych.
Dalsza droga prowadzi w pełnym słońcu przez dwa i pół kilometra do skrzyżowania szlaków. Stamtąd podążamy na wschód za znakami zielonymi i czerwonymi. Wkrótce czerwony szlak odbija na północny wschód do Czufut Kale. Zgodnie ze wskazówkami, których udzielił nam wczoraj właściciel hotelu, powinniśmy wypatrywać dużego kopca usypanego z kamieni. Idziemy przez niewielki zagajnik szeroką, piaszczysta drogą. Oznakowanie jest bardzo dobre. W pewnej chwili pojawia się drogowskaz z napisem Tepe Kermen 3,7 km i strzałką wskazującą kierunek na południe. Obok widzimy pozostałości kopca kamieni. Gdy odpoczywamy przed następnym etapem naszego trekkingu, podjeżdża jeep, z którego wysiada dwóch Rosjan. Chwilę z nimi rozmawiamy. Dziwią się, że szliśmy tutaj pieszo zamiast wynająć samochód.
Drugi odcinek trasy rozpoczyna się ostrym zejściem po głazach. Dobre jest to, że idziemy lasem i jest trochę chłodniej. Dalej szlak prowadzi płaską wygodną ścieżką wśród drzew. Po przejściu ponad 2 kilometrów dochodzimy do następnego skrzyżowania. Odbijamy od szlaku w nieoznakowaną ścieżkę prowadzącą prosto na południe. Jest to ostatni odcinek, na którym czeka nas strome podejście na szczyt. Różnica poziomów, według przewodnika, to 250 metrów na podejściu o długości niecałego kilometra. Niestety wychodzimy z lasu i znowu musimy iść w pełnym słońcu. Na początku podejście nie jest zbyt ostre. Dopiero niedaleko szczytu staje się bardzo strome a do tego ścieżka jest pokryta sypkim żwirem, małymi kamykami oraz dużymi śliskimi głazami co utrudnia wspinaczkę. Obawiam się o zejście, które w tych warunkach będzie dużo trudniejsze. Wejście na szczyt kosztowało nas wiele wysiłku i kalorii.
Najniższy poziom pieczar, do którego dotarliśmy to pieczary gospodarcze w przeszłości trzymane były tu zwierzęta. Idziemy dalej wzdłuż długiego wierzchołka, mijając kolejne mieszkalne pieczary. Niektóre z nich są dwupoziomowe. Spotykamy parę z Rosji. Pytamy ich o drogę do cerkwi wykutej w skale. Tłumacza nam, że musimy wejść na sam szczyt. Po kilku minutach znajdujemy wąską ścieżkę prowadzącą w górę, idąc nią wkrótce osiągamy płaski wierzchołek. Widok na okoliczne góry jest niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Niedaleko na południowym zachodzie znajduje się inne skalne miasto Kyz Kermen. Niestety bezpośrednie przejście jest niemożliwe z powodu bazy MSW Ukrainy, położonej między wzgórzami. Obchodzimy cały wierzchołek, ale dalej nie możemy trafić do cerkwi. Wracamy do punktu wyjścia i dopiero teraz zauważamy prawie niewidoczną ścieżkę, odchodzącą w lewo, idąc nią docieramy do celu.
Cerkiew to duże pomieszczenie wykute w skale z dobrze zachowanymi pozostałościami kamiennego ikonostasu. Po jego obydwu stronach rozciąga się powierzchnia przeznaczona na modlitwę. W prawym, tylnym rogu widać chrzcielnicę. Spotykamy tam naszych znajomych z Rosji, którzy zapalili intencyjną świeczkę.
Podczas poprzedniego pobytu w Bakczysaraju, z miast skalnych, zdołaliśmy zwiedzić tylko Czufut Kale. Tam groty mieszkalne były identyczne, ale świątynie karaimskie, kenesy, były budynkami murowanymi. Do tej pory podobne obiekty oglądaliśmy w Azji. W Chinach czy Indiach istnieje wiele miejsc gdzie w skałach wykuwano klasztory i świątynie. Przykładowo w 2009 roku w stanie Maharasztra (Indie) odwiedziliśmy Ajantę. Znajduje się tam 30 klasztorów i świątyń wykutych w skałach. Większość z nich swoimi rozmiarami kilkakrotnie przekracza tę cerkiew. Mają również dużo bogatszy wystrój i są znacznie starsze. Niemniej w Europie, nie licząc Krymu, podobny obiekt spotkaliśmy tylko w Gruzji w David Garadża, oglądając klasztor Udobno oraz niedaleko Gori w skalnym mieście Upliscyche. . Tamte kościoły były jednak dużo mniejsze, chociaż w niektórych zachowały się freski.
Już opuszczając twierdzę spotykamy dwóch Polaków. Weszli tutaj ze wsi Maszino, gdzie mieszkają na prywatnej kwaterze. Spotkaliśmy ich jeszcze dzisiaj dwukrotnie.
Zejście, zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami, okazało się znacznie trudniejsze niż wejście. Ja opuszczałem się tyłem, chwytając się gałęzi rosnących obok szlaku krzewów. Ania wybrała metodę „ślizgu” tzn., kucając ześlizgiwała się w dół. Dalej bez żadnych przeszkód docieramy ta samą drogą, do skrzyżowania z czerwonym szlakiem. Już niedaleko skrzyżowania widzę w oddali kłęby dymu unoszące się ponad odległym lasem. Przez chwilę obawiałem się nawet czy to nie jest pożar. Dopiero w hotelu dowiedziałem się, że jest to sposób okolicznych mieszkańców na pozbycie się śmieci.
Skręcamy na czerwony szlak, prowadzący do Czufut Kale. To skalne miasto odwiedziliśmy już podczas pierwszego pobytu w Bakczysaraju w 2009 roku. Dzisiaj chcemy odwiedzić cmentarz karaimski położony niedaleko Bramy Wschodniej oraz ewentualnie samo miasto.
Na początkowym odcinku szlak prowadzi szeroka drogą, po której co parę minut przejeżdżały jeepy wiozące turystów do Czufut Kale. W pewnym momencie znaki skręciły w małą ścieżkę odchodzącą z lewej strony drogi. Ten odcinek szlaku biegł wśród gęstych zarośli dość stromo w dół i wyprowadził nas na sam cmentarz. Jest to największa na świecie nekropolia karaimska. Najstarszy znany nagrobek na tym cmentarzu pochodzi z X wieku. Karaimowie czyli grupa etniczna wyznający karaizm, religię wywodzącą się z judaizmu, zamieszkiwali Czufut Kale od wieków. Sama nazwa Czufut Kale oznacza „Żydowskie miasto”.
Niestety z cmentarza nie ma drogi prowadzącej do Bramy Wschodniej w Czufut Kale. Szlak prowadzi równolegle do miasta tylko na niższym poziomie. Żeby dojść do wejścia i kas biletowych należało iść dalej drogą „jeepową”. W tej sytuacji rezygnujemy z obejrzenia Czufut Kale i schodzimy prosto do Klasztoru Uspieńskiego. Gdy odpoczywamy i pijemy kwas przy skrzyżowaniu szlaku ze ścieżką biegnącą do wejścia zachodniego do miasta, spotykamy powtórnie naszych dzisiejszych znajomych z Polski. Od naszego ostatniego spotkania zdążyli oblecieć Tepe Kermen i Czufut Kale. Za naszą namową skręcają w lewo, żeby odwiedzić jeszcze cmentarz.
My schodzimy do klasztoru. Podczas ostatniego pobytu nie zostałem wpuszczony do środka z powodu niestosownego ubioru (byłem w krótkich spodniach) i dzisiaj chciałem to nadrobić. Od naszej poprzedniej wizyty klasztor bardzo się rozbudował. Powstało wiele nowych obiektów. Zwiedzenie najstarszej części klasztoru zabiera mi kilkanaście minut. Następnie kontynuujemy wędrówkę do Bakczysaraju. Już na przystanku marszrutek spotykamy naszych znajomych po raz trzeci. Dowiadujemy się, że ostatni autobus do Maszino już właśnie odjechał i czeka ich jeszcze 8 kilometrowy spacer do domu. Tym razem rozstajemy się na dobre. Oni idą coś kupić, my wsiadamy do marszrutki nr 2 i wracamy starego Baczysaraju. W hotelu jesteśmy po 7 godzinnym marszu.
Twierdza Tepe Kermen została wzniesiona w VI wieku jako rezydencja lokalnego władcy, stając się wkrótce fortecą pozwalającą kontrolować szlak handlowy w dolinie rzeki Kacza. Była zamieszkana do 1299 roku, kiedy to została doszczętnie zniszczona przez Tatarów.
Na wzgórzu o płaskim wierzchołku, wznoszącym się 250 metrów ponad okolicę (540 m n.p.m.) zachowało się do naszych czasów około 250 pieczar umiejscowionych na kilku poziomach. Najcenniejszym zabytkiem jest bizantyjska cerkiew wykuta w skale z VIII wieku. Znajdują się w niej resztki grobowców, kamienna chrzcielnica oraz pozostałości ołtarza.
Śniadanie, zamówione wczoraj, jemy w jednej z altanek, znajdujących się w ogrodzie przed budynkiem hotelu. Za 40 UAH, od osoby, dostaliśmy ser, wędliny, pieczywo, mały kawałek masła, jogurty, mleko, jakieś chrupki, owoce i ciasteczka. Do picia zaserwowano nam sok owocowy oraz do wyboru kawę lub herbatę. Nie było to zbyt opłacalne (za 80 UAH mogliśmy zjeść w kawiarni bardziej obfity posiłek, nie mówiąc o zakupie prowiantu i przygotowaniu śniadania we własnym zakresie), ale było wygodne. Następnie pakujemy plecaki, pamiętając o wzięciu dużej ilości wody. Zaopatrzeni w mapę okolic Bakczysaraju, nawiasem mówiąc, wydaną w Czechach, wyruszamy na trasę.
Początkowo kierujemy się na ulicę Krasnoflotskaya, wzdłuż której prowadzi żółty szlak. Po dojściu do szlaku skręcamy na wschód. Mijamy mauzoleum „Eski Diurbe” z XIV wieku, za którym skręcamy na południowy wschód. Jesteśmy na przedmieściach Bakczysaraju. Ulica Skalistaya jest godna swojej nazwy, dziury są jak doły. Co ciekawe mieszkańcy są pozbawieni wodociągu, wodę dowożą liczne cysterny. W przydrożnym sklepie kupuję opakowanie bułeczek maślanych.
Dalsza droga prowadzi w pełnym słońcu przez dwa i pół kilometra do skrzyżowania szlaków. Stamtąd podążamy na wschód za znakami zielonymi i czerwonymi. Wkrótce czerwony szlak odbija na północny wschód do Czufut Kale. Zgodnie ze wskazówkami, których udzielił nam wczoraj właściciel hotelu, powinniśmy wypatrywać dużego kopca usypanego z kamieni. Idziemy przez niewielki zagajnik szeroką, piaszczysta drogą. Oznakowanie jest bardzo dobre. W pewnej chwili pojawia się drogowskaz z napisem Tepe Kermen 3,7 km i strzałką wskazującą kierunek na południe. Obok widzimy pozostałości kopca kamieni. Gdy odpoczywamy przed następnym etapem naszego trekkingu, podjeżdża jeep, z którego wysiada dwóch Rosjan. Chwilę z nimi rozmawiamy. Dziwią się, że szliśmy tutaj pieszo zamiast wynająć samochód.
Drugi odcinek trasy rozpoczyna się ostrym zejściem po głazach. Dobre jest to, że idziemy lasem i jest trochę chłodniej. Dalej szlak prowadzi płaską wygodną ścieżką wśród drzew. Po przejściu ponad 2 kilometrów dochodzimy do następnego skrzyżowania. Odbijamy od szlaku w nieoznakowaną ścieżkę prowadzącą prosto na południe. Jest to ostatni odcinek, na którym czeka nas strome podejście na szczyt. Różnica poziomów, według przewodnika, to 250 metrów na podejściu o długości niecałego kilometra. Niestety wychodzimy z lasu i znowu musimy iść w pełnym słońcu. Na początku podejście nie jest zbyt ostre. Dopiero niedaleko szczytu staje się bardzo strome a do tego ścieżka jest pokryta sypkim żwirem, małymi kamykami oraz dużymi śliskimi głazami co utrudnia wspinaczkę. Obawiam się o zejście, które w tych warunkach będzie dużo trudniejsze. Wejście na szczyt kosztowało nas wiele wysiłku i kalorii.
Najniższy poziom pieczar, do którego dotarliśmy to pieczary gospodarcze w przeszłości trzymane były tu zwierzęta. Idziemy dalej wzdłuż długiego wierzchołka, mijając kolejne mieszkalne pieczary. Niektóre z nich są dwupoziomowe. Spotykamy parę z Rosji. Pytamy ich o drogę do cerkwi wykutej w skale. Tłumacza nam, że musimy wejść na sam szczyt. Po kilku minutach znajdujemy wąską ścieżkę prowadzącą w górę, idąc nią wkrótce osiągamy płaski wierzchołek. Widok na okoliczne góry jest niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Niedaleko na południowym zachodzie znajduje się inne skalne miasto Kyz Kermen. Niestety bezpośrednie przejście jest niemożliwe z powodu bazy MSW Ukrainy, położonej między wzgórzami. Obchodzimy cały wierzchołek, ale dalej nie możemy trafić do cerkwi. Wracamy do punktu wyjścia i dopiero teraz zauważamy prawie niewidoczną ścieżkę, odchodzącą w lewo, idąc nią docieramy do celu.
Cerkiew to duże pomieszczenie wykute w skale z dobrze zachowanymi pozostałościami kamiennego ikonostasu. Po jego obydwu stronach rozciąga się powierzchnia przeznaczona na modlitwę. W prawym, tylnym rogu widać chrzcielnicę. Spotykamy tam naszych znajomych z Rosji, którzy zapalili intencyjną świeczkę.
Podczas poprzedniego pobytu w Bakczysaraju, z miast skalnych, zdołaliśmy zwiedzić tylko Czufut Kale. Tam groty mieszkalne były identyczne, ale świątynie karaimskie, kenesy, były budynkami murowanymi. Do tej pory podobne obiekty oglądaliśmy w Azji. W Chinach czy Indiach istnieje wiele miejsc gdzie w skałach wykuwano klasztory i świątynie. Przykładowo w 2009 roku w stanie Maharasztra (Indie) odwiedziliśmy Ajantę. Znajduje się tam 30 klasztorów i świątyń wykutych w skałach. Większość z nich swoimi rozmiarami kilkakrotnie przekracza tę cerkiew. Mają również dużo bogatszy wystrój i są znacznie starsze. Niemniej w Europie, nie licząc Krymu, podobny obiekt spotkaliśmy tylko w Gruzji w David Garadża, oglądając klasztor Udobno oraz niedaleko Gori w skalnym mieście Upliscyche. . Tamte kościoły były jednak dużo mniejsze, chociaż w niektórych zachowały się freski.
Już opuszczając twierdzę spotykamy dwóch Polaków. Weszli tutaj ze wsi Maszino, gdzie mieszkają na prywatnej kwaterze. Spotkaliśmy ich jeszcze dzisiaj dwukrotnie.
Zejście, zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami, okazało się znacznie trudniejsze niż wejście. Ja opuszczałem się tyłem, chwytając się gałęzi rosnących obok szlaku krzewów. Ania wybrała metodę „ślizgu” tzn., kucając ześlizgiwała się w dół. Dalej bez żadnych przeszkód docieramy ta samą drogą, do skrzyżowania z czerwonym szlakiem. Już niedaleko skrzyżowania widzę w oddali kłęby dymu unoszące się ponad odległym lasem. Przez chwilę obawiałem się nawet czy to nie jest pożar. Dopiero w hotelu dowiedziałem się, że jest to sposób okolicznych mieszkańców na pozbycie się śmieci.
Skręcamy na czerwony szlak, prowadzący do Czufut Kale. To skalne miasto odwiedziliśmy już podczas pierwszego pobytu w Bakczysaraju w 2009 roku. Dzisiaj chcemy odwiedzić cmentarz karaimski położony niedaleko Bramy Wschodniej oraz ewentualnie samo miasto.
Na początkowym odcinku szlak prowadzi szeroka drogą, po której co parę minut przejeżdżały jeepy wiozące turystów do Czufut Kale. W pewnym momencie znaki skręciły w małą ścieżkę odchodzącą z lewej strony drogi. Ten odcinek szlaku biegł wśród gęstych zarośli dość stromo w dół i wyprowadził nas na sam cmentarz. Jest to największa na świecie nekropolia karaimska. Najstarszy znany nagrobek na tym cmentarzu pochodzi z X wieku. Karaimowie czyli grupa etniczna wyznający karaizm, religię wywodzącą się z judaizmu, zamieszkiwali Czufut Kale od wieków. Sama nazwa Czufut Kale oznacza „Żydowskie miasto”.
Niestety z cmentarza nie ma drogi prowadzącej do Bramy Wschodniej w Czufut Kale. Szlak prowadzi równolegle do miasta tylko na niższym poziomie. Żeby dojść do wejścia i kas biletowych należało iść dalej drogą „jeepową”. W tej sytuacji rezygnujemy z obejrzenia Czufut Kale i schodzimy prosto do Klasztoru Uspieńskiego. Gdy odpoczywamy i pijemy kwas przy skrzyżowaniu szlaku ze ścieżką biegnącą do wejścia zachodniego do miasta, spotykamy powtórnie naszych dzisiejszych znajomych z Polski. Od naszego ostatniego spotkania zdążyli oblecieć Tepe Kermen i Czufut Kale. Za naszą namową skręcają w lewo, żeby odwiedzić jeszcze cmentarz.
My schodzimy do klasztoru. Podczas ostatniego pobytu nie zostałem wpuszczony do środka z powodu niestosownego ubioru (byłem w krótkich spodniach) i dzisiaj chciałem to nadrobić. Od naszej poprzedniej wizyty klasztor bardzo się rozbudował. Powstało wiele nowych obiektów. Zwiedzenie najstarszej części klasztoru zabiera mi kilkanaście minut. Następnie kontynuujemy wędrówkę do Bakczysaraju. Już na przystanku marszrutek spotykamy naszych znajomych po raz trzeci. Dowiadujemy się, że ostatni autobus do Maszino już właśnie odjechał i czeka ich jeszcze 8 kilometrowy spacer do domu. Tym razem rozstajemy się na dobre. Oni idą coś kupić, my wsiadamy do marszrutki nr 2 i wracamy starego Baczysaraju. W hotelu jesteśmy po 7 godzinnym marszu.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.