Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Chiński five o'clock czyżby zalewajka? > CHINY
boncol relacje z podróży
Będąc w Chinach, nie sposób nie zauważyć popularności herbaty w tym kraju i to wśród wszystkich klas społecznych, niezależnie od wieku. W zasadzie trudno się dziwić, przecież to właśnie Chiny uznawane są za ojczyznę tej niezwykłej rośliny. Wyjątkowo obrazowa jest także właśnie chińska legenda o początkach parzenia herbaty. Okazuje się, nie pierwszy zresztą raz w historii ludzkiej wynalazczości, że mocą sprawczą była nie pomysłowość człowieka, lecz przypadek...
Legenda głosi, że do czarki odpoczywającego cesarza przypadkowo wpadł listek herbaty, nadając napojowi niezwykły aromat, który zauroczył cesarza, a w końcu na zawsze zawładnął kubeczkami smakowymi milionów ludzi na całym świecie. Podanie o cesarzu ma ponad 3 tysiące lat, jednak prawdziwą furorę herbata zrobiła w Chinach około V w. n.e., stając się napojem narodowym i przyznać należy, że wciąż króluje w tym zastraszająco szybko zmieniającym się państwie.
Dziś herbatę w Chinach pije się wszędzie i o każdej porze dnia i nocy. W przeciwieństwie do angielskiego zwyczaju, nie ma wyznaczonej i tradycyjnie kultywowanej godziny w ciągu dnia na delektowanie się herbatą (angielski five o'clock). Po ulicach pędzą setki ludzi wyposażonych w malutkie termosiki i wcale nie trzeba się przypatrywać, by wiedzieć na 100%, że w środku znajduje się herbatka. Trudniej natomiast zgadnąć, jaki dokładnie napar towarzyszy Chińczykom nawet w największych metropoliach. Chińczycy, bowiem, sztukę zaparzania herbaty opanowali do perfekcji, racząc siebie i innych różnymi rodzajami tego specyfiku. W każdej restauracji, ba, nawet podejrzanej knajpce w zapomnianej mieścinie, znaleźć można kilka, kilkanaście gatunków herbaty. Króluje oczywiście, coraz bardziej i u nas obecnie popularna, herbata zielona, stanowiąca często bazę dla szeregu różnorodnych naparów. Z jej dobroczynnych wpływów Chińczycy zdawali sobie sprawę na długo jeszcze zanim herbata zawędrowała na europejskie stoły.
Chińczycy doskonale wiedzą także, iż herbatę należy zaparzać 2-3 razy, a pierwsze zaparzenie w zasadzie jest bezużyteczne i napar należałoby wylać. Intuicyjnie odkryli prawdę o herbacie (zwłaszcza zielonej i białej), którą potwierdziły badania - faktem jest że dopiero po drugim parzeniu neutralizują się wszystkie garbniki i staje się ona wówczas po prostu zdrowsza. Muszę przyznać, że niechętnie pozbywałam się z filiżanki herbaty z pierwszego parzenia, jak dla mnie zresztą całkiem aromatycznej. Prawda jest jednak po stronie chińskiej tradycji - drugie parzenie poraża zintensyfikowanym smakiem i wierzcie mi, nie ma to nic wspólnego z polską "zalewajką" czy też "lurą". Do parzenia herbaty używa się specjalnych porcelanowych filiżanek z pokrywką, która ułatwia nie tylko zaparzenie w odpowiedniej temperaturze, ale i picie już zaparzonej herbaty (za jej pomocą odsuwamy liście).
Podróżując miesiąc po Chinach i my odkryliśmy zbawienny wpływ herbaty na ludzki organizm. Przy stosunkowo wysokich temperaturach, nic tak nie gasi pragnienia i zapewniam, nic nie smakuje lepiej niż herbatka zielona i jaśminowa. Mało tego, pijąc herbatę unikniemy nadmiernego pocenia, które może być przekleństwem w trakcie podróży i wyregulujemy pracę układu pokarmowego. O pozostałych dobroczynnych wpływach herbaty, na przykład na układ nerwowy, nie będę już wspominała. Każda wybierająca się do Chin osoba, przekona się także jak łatwo zaopatrzyć się w herbatę nawet na najdalszych i najdzikszych rubieżach kraju. Wszędzie wrzątek jest ogólnie dostępny, nawet w pociągach czy na dworcach, a poza tym można kupić gotową, „zabutelkowaną” herbatkę, która skutecznie konkuruje z Coca Colą. I śmiało można rzec, że przynajmniej w Chinach wciąż jeszcze natura w postaci herbaty, wygrywa z chemią, której kwintesencją jest Coca Cola.
Arleta Boncol