Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Biała kawa bez mleka > INDONEZJA


Margolencja Margolencja Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie INDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / biała bez mlekaW domu mamy naszego indonezyjskiego przyjaciela, gdzie po raz pierwszy skosztowaliśmy białej kawy, było jak w chacie czarownicy (...). Oswojone ptaki, w tym jeden gołąb pocztowy w klatce (tańszy niż listonosz i niezawodny), kilka kotów, mnóstwo ziół i dziwnych mikstur, a w kuchni pod sufitem w worku przymocowane były... kości przodków! Sama gospodyni, nieco przysadzista, ok. sześćdziesięcioletnia, trochę nas onieśmieliła. Policzki miała spuchnięte jak
chomik w porze lunchu, na ustach jakby zaschniętą krew, a w kącikach zbierała się świeża, a gdy na nasz widok w szczerym uśmiechu odsłoniła zęby, okazało się, że są one czerwone!

Pierwsze, czego mi było trzeba po zakwaterowaniu się w drewnianej chatce nieopodal dżungli w Bukit Lawang, to kawa i to najlepiej mrożona. W hotelowej knajpie przywitano nas entuzjastycznym: "sama sama", czyli: "zapraszamy", a ja bez zastanowienia odpowiedziałam tym samym zwrotem, ku ich uciesze, chyba już wtedy czułam się jak u siebie:) Zamówiłam ice coffee, potem pospiesznie dodałam, że biała. Kelner pokręcił przepraszająco głową, że white nie ma, jest tylko czarna. No cóż, zadowolę się tym, co jest, choć naprzeciw w szklanej lodówce widać było kartoniki z mlekiem, nawet sojowe dojrzałam, nie chciałam jednak się już tak panoszyć, po tym pewnym siebie przywitaniu.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, biała bez mleka, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, biała bez mleka, INDONEZJA


Zdj cia: Bukit Lawang, Sumatra, Batu Mandi, INDONEZJA
Bukit Lawang, Sumatra, Batu Mandi, INDONEZJA



Możliwe, że im się zsiadło w tej temperaturze, prąd często tutaj wyłączają. Po południu poszliśmy zwiedzać okolicę. Piękne klimatyczne drewniane tarasy knajpek usytuowanych nad rwącą rzeką z lasem deszczowym w tle kusiły, by posiedzieć chwilkę w cieniu, jednak w żadnej nie serwowali białej kawy. Nie dałam za wygraną i w trzeciej z kolei widzę, że jakiś turysta siorbie przez słomkę coś, co wygląda jak mrożona kawa, poprosiłam o to samo.
- Z mlekiem? Spytał kelner.
- Tak, białą kawę poproszę.
- Ale białej kawy nie ma - odparł - może być z mlekiem lub czarna?
- Czyż to nie to samo? Czarna z mlekiem, to nie biała? Pytam. Chłopak kręci przecząco głową. No fakt, ściśle biorąc, to beżowa. Nie wdając się w niuanse kolorystyczne, no mój angielski był na to zbyt ubogi, poprosiłam o czarną z mlekiem i mrożoną i bez cukru, no chyba w końcu się dogadaliśmy. Ale po chwili kelner wraca z informacją, że: "nie ma bez cukru".
- No jak to? Nie możesz podać cukru osobno? Dziwiłam się coraz bardziej.
- Mogę - rzekł ugodowo i po chwili przyniósł wszystko osobno: kawę z lodem, cukierniczkę i mega słodkie skondensowane mleko. No tak, zapomniałam, że tutaj w Indonezji wszystko jest przesłodzone, naturalne jogurty z probiotykami są jak ulepek, mleko sojowe też, o zwykłym nie wspominając. Ale dalej nie rozumiałam, dlaczego kawa z mlekiem, to nie kawa biała. Zrozumieliśmy tę różnicę dopiero na drugi dzień, bo w ostatniej knajpie tuż przy zejściu w zakole rzeki, spotkaliśmy nasze przeznaczenie w tej podróży: Człowieka Dżungli- przewodnika z zaświatów. Byliśmy poza sezonem turystycznym i spacerując wąskimi uliczkami, spotykaliśmy głównie autochtonów, przewodników po dżungli, artystów: malarzy, rzeźbiarzy, muzyków, chiropraktyków i rożnej maści terapeutów. Nasz Jungle Man był więcej niż tym wszystkim w jednej osobie. Przywitał się z nami, tak, jakbyśmy się przed chwilą widzieli: \"no w końcu jesteście\"- westchnął z ulgą, po czym pokazał drzewa z gniazdami orangutanów na szczycie, potem przeprawił nas na drugą stronę rzeki i objaśniał świat, nie tylko dżunglę, w której za sprawą dziadka przeszedł szkołę przetrwania, ale również... powoli, powoli, za bardzo się rozpędziłam, ten duch dżungli, Remi, to temat rzeka, którego tu nie pomieszczę, to szaman na osobny rozdział, bo... Co jest z tą białą kawą? Pytam Remiego, gdy ten z zapałem kulturoznawcy rozprawia o mentalności Europejczyków i Azjatów. \"Slowly... slowly...Margaret, mamy czas, tu jest mnóstwo czasu, nie tak, jak w Europie, jutro zabiorę was do wsi do mojej mamy, tam napijemy się białej kawy, takiej prawdziwej, bez mleka\". Super, cokolwiek to znaczy:) A ponieważ mamy czas, mnóstwo czasu, tylko czasem o tym nie wiemy, to mała dygresja.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, bukit Lawang, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, bukit Lawang, INDONEZJA


Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, nasz domek, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, nasz domek, INDONEZJA



Urok Bukit Lawang, to nie tylko rajska przyroda - a klimat nieco mniej upalny, niż w nadmorskich rejonach Sumatry, dzięki deszczom i rzece - ale życzliwi, radośni ludzie i spokój. W dzień jest cichutko, o ile nie leje, (a leje niemal codziennie lecz pod wieczór lub w nocy), słychać ptaki i małpy-makaki, nigdzie nie ma włączonego radia czy muzyki z płyt, mimo że to miejscowość turystyczna. Nikt się nie spieszy, tylko z rzadka wąskimi chodnikami przejedzie jakiś skuter i zagłuszy cykady. Ludzie są bardzo towarzyscy, ale nie nachalni i niemal wszyscy bardzo muzykalni. Gdy zapada zmrok, zbierają się grupki koncertujących chłopaków, graja na gitarach i śpiewają pod palmami lub w przydrożnych kafejkach, liryczne pieśni indonezyjskie lub angielskie hity na życzenie turystów i za darmo. I tu zabawna historia- ale jeszcze bez białej kawy. Na początku wszyscy Indonezyjczycy z wyglądu wydawali się nam podobni, szczególnie młodzi. Na jednej z biesiad gitarowych pewna holenderka poprosiła jednego indonezyjskiego chłopaka, by zagrał ten sam utwór co wczoraj, tytułu nie znała, ale okazało się, że on wczoraj nigdzie nie grał. Też nie potrafiła rozpoznać wykonawcy wśród tych długowłosych chłopaków o identycznie związanych czarnych włosach i podobnych rysach twarzy. Żartowaliśmy, że zaczniemy używać opcji rozpoznawania twarzy przez telefon. Większość tubylców, poza oczywiście naszym Remim, myliła się nam okropnie, np. umówionemu kierowcy mówiliśmy, że musimy wrócić w to samo miejsce, co dziś przed południem (zapomnieliśmy nazwę). A on zdezorientowany, słabo mówiący po angielsku, próbował z nami ustalić, gdzie było owo \"przedpołudniem\". Stwierdziliśmy, że koleś kombinuje, by zarobić na dłuższej przejażdżce, więc stanowczo mu tłumaczyliśmy, że na pewno nic zwiedzać nie będziemy, że chcemy wracać. \"A to jak nie chcecie na nic patrzeć - tylko tyle zrozumiał zdezorientowany kierowca - to ja mam taki zaciągany daszek w motorikszy- tłumaczył nieborak na migi. No cóż, albo widoki białasom nie pasują albo mają porażenie słoneczne- tyle mógł sobie o nas pomyśleć. Po jakichś dwóch telefonach do swoich kolegów, którzy znali angielski, udało mu się w końcu przetłumaczyć nam, że to nie on rano z nami jeździł, że to był jego kolega. Ach te azjatyckie twarze! Może podobne, dlatego że z reguły są pogodne, uśmiechnięte. W tej sumatrzańskiej wiosce ludzie stale się uśmiechają na widok napotkanego przechodnia, nie tylko turysty. Wędrują niespiesznie, co chwile przystając, by się pozdrowić, zażartować. Razu pewnego spotkałam na swej ścieżce człowieka w miarę szybko idącego - jak na tę upalną porę sjesty - zatrzymał się przy mnie i zapytał retorycznie: wspaniała jest dzisiaj energia, prawda? I nie czekając na odpowiedź radośnie pomknął dalej. No cóż, ja tam żadnej różnicy energetycznej w tym dniu w stosunku do poprzednich nie zaobserwowałam, dla mnie wspaniała jak zawsze tutaj. Wielu Indonezyjczyków w Bukit Lawang bardzo dobrze mówi po angielsku lub niemiecku. Jeśli o coś pytamy momentalnie stajemy się centrum uwagi rozmówcy i otrzymujemy odpowiedź najpełniejszą z możliwych. Życie tubylców lekkie nie jest, ale nie przepuszczą oni żadnej okazji, by docenić, to co mają, by się cieszyć chwilą, spotkaniem z drugim człowiekiem.
W domu mamy Remiego, gdzie po raz pierwszy skosztowaliśmy białej kawy, było jak w chacie czarownicy, ale takiej współczesnej, indonezyjskiej: na podłogach białe lśniące kafle, w salonie kino domowe, olbrzymi ekran niczym ołtarz, przyozdobiony był kwiatami i zasłonkami z frędzelkami. Oswojone ptaki, w tym jeden gołąb pocztowy w klatce (tańszy niż listonosz i niezawodny), kilka kotów, mnóstwo ziół w ogrodzie i dziwnych mikstur w kuchni, a pod sufitem w worku przymocowane były... kości przodków! Sama gospodyni, nieco przysadzista, ok. sześćdziesięcioletnia, trochę nas onieśmieliła, by tak rzec, bo jej twarz skłaniała do przypuszczeń, że miała wypadek lub może ktoś ją pobił. Policzki miała spuchnięte jak chomik w porze największej wyżery, na ustach jakby zaschniętą krew, a w kącikach zbierała się świeża, a gdy na nasz widok w szczerym uśmiechu odsłoniła zęby, okazało się, że są one czerwone! Rany, co jej się stało!? Może jest wampirem? Pytały nasze spojrzenia, dyskretnie ukrywane przed domownikami. Nie śmieliśmy zawczasu pytać, bo pewnie to delikatna sprawa i może sami nam powiedzą. Jednak po chwili, po pokonaniu tych paru dzielących nas od uścisku dłoni metrów, okazało się, że ciecz w kącikach ust gospodyni to chyba nie krew, bo policzki wypchane miała jakimiś zielonymi liśćmi, które cały czas żuła i to z tych liści sączył się ten czerwonawy sok. Nie zmienia to faktu, że dość upiornie to wyglądało. A niedługo potem, my wyglądaliśmy podobnie, uraczeni tym dziwnym zielskiem, które leczy kości, niestrawności i likwiduje zapach potu. Długo tego nie byłam w stanie przeżuwać, ostry i wykręcający smak. Doszłam do wniosku, że przed następną wizytą u mamy Remiego, musimy chyba wziąć porządny prysznic, by nie raczono nas tymi liśćmi betlowymi anty-potowymi. Za to biała kawa była wyborna, kolor jaśniejszy niż standardowe cappuccino, a smak delikatny, kremowy i bez jakiegokolwiek nabiału: mleka czy śmietanki. Gdy wzięliśmy pierwszego łyka, Remi zaczął wyjaśniać, jak powstaje ta kawa i miny nam zrzedły, drugi łyk utknął mi w gardle, bo Kopi Luwak powstaje z odchodów pewnego zwierzątka z rodziny lisowatych- cyweta, w Azji zwanego luwakiem. Ale spokojnie - śmiał się Rem na widok naszej konsternacji- kawa jest starannie oczyszczana z tych odchodów. Plantator czeka na codzienną kupę zwierzaka, potem ją dokładnie myje, osusza i praży. Cywet bardzo lubi owoce kawy, trawi tylko miąższ, wydala odchody z niestrawionymi ziarnami, a następnie po oczyszczeniu powstaje owa specjalna kawa, najdroższa kawa na świecie, ok. 4000 zł za 1 kg, a tu w Azji o połowę tańsza. Po przejściu przez przewód pokarmowy łaskuna ziarna kawy tracą gorzki smak i dlatego ma łagodny aromat. No dobra, przęknęłam, nie czuć odchodów, dobra jest, ale...zaraz, zaraz, przypomniałam sobie, że słyszałam już o takiej kawie i hodowlach tych zwierząt, tylko nie skojarzyłam ich z white coffee. Gdzieś czytałam, że te biedne łaskuny są przekarmiane, siedzą w ciasnych klatkach, że apeluje się, by tej kawy nie kupować. Siedziałam nad szklanką białej bez mleka zadumana nad losem łaskunów, a nasz czytający w myślach Rem, dodał na pocieszenie, że okoliczni mieszkańcy zbierają odchody z kawowymi nasionkami także w pobliskiej dżungli, od dziko żyjących luwaków. No super, tego potrzebowałam, by polubić tę kawę na nowo i szukać takiej od prywatnych gospodarzy. Bo te urocze zwierzątka - krzyżówka kota z wiewiórką - mają pecha, ludzie są tak bardzo zainteresowani ich odchodami, że zamykają je na całe życie do ciasnych klatek, no cywety mają po prostu przesrane.

No Luwaki mają po prostu przesrane.
Zapraszam do mojego bloga i do podróży z nami na Sumatrę, do magicznego Bukit Lawang, gdzie powstaje nasz ośrodek arteterapii i samorozwoju dla umęczonych europejskich umysłów ścisłych:) https://www.remjungle.com/2017/10/sumatra-orangutany-sonie-wulkany-i-my-u.html

Zdj cia

INDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / biała bez mlekaINDONEZJA / Sumatra / Bukit Lawang / Batu MandiINDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / bukit LawangINDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / nasz domek

Dodane komentarze

Iwona Niedopytalska do czy
20.03.2017

Iwona Niedopytalska 2018-08-21 23:11:36

"Bardzo interesująco piszesz. Fajnie z Tobą podróżować po różnych miejscach. Myślę tylko, że ostatnie zdanie przed zakończeniem powinno kończyć się na słowu "klatek",bo w zakończeniu masz :"No Luwaki mają po prostu przesrane. ",a z "no cywety mają po prostu przesrane. " po prostu się powtarza :)"

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl