Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Ziemia na Sumatrze > INDONEZJA


Margolencja Margolencja Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie INDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / Ziemia na SumatrzeNo Już trzeci tydzien mija w oczekiwaniu na sfinalizowanie transakcji kupna ziemi. W końcu spotkaliśmy się również z żoną wlasciela i okazała się bardzo dla nas mila, dla męża mniej:) Na drugi dzień umówiliśmy się na pomiar. Przyjechal do naszego lasu pan z urzędu jedynie z kilkumetrowa taśmą mierniczą, a że teren nierówny, skarpa, doły, napocili się panowie. Upał, komary cięły niemiłosiernie, a my posrodku lasu piliśmy już trzecia kawę w oczekiwaniu na wlasciela. W koncu sie zjawił, zadowolony, usmiechniety, zsiadł z motoru, usadowil sie pod drzewem i zaczął rozprawiać o pogodzie, ja też zaczęłam rozprawiać, że zaraz będzie zmierzch, że trzeba się pospieszyć, ale nikt nie zareagował.

Toteż spytalam Remiego , czy pan z urzędu sie przypadkiem nie spieszy. Zmierzył mnie wzrokiem krytycznie: ależ skąd, to Indonezja, tu nikt się nie spieszy, a ponadto to znajomy. No tak, tu czas jest jak z gumy i prawie wszyscy to znajomi, przyjaciele lub rodzina. Gdy razu pewnego pojechaliśmy z Arturem, Remim i Kela obejrzeć jeszcze inną ziemię, wylądowaliśmy w takiej gluszy, że już droga dla motorbikow dawno się skończyła. Siedzimy przy rzece, za nami ściana chaszy bambusowych, że bez maczety raczej ciężko sie przedrzec i nagle z tego gaszczu wychodzi jakas drobna postać, stary człowiek z kosturem z uczepionym na nim tobolkiem i na boso.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, Ziemia na Sumatrze, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, Ziemia na Sumatrze, INDONEZJA



- O! Wujek! - Wykrzyknął Remi. Spojrzeliśmy że zdziwieniem.

- Prawdziwy wujek?\" - spytal Artur.

- Oczywiście, a jakzeby inaczej! - odparł Remi. Bez niego żadne wesela i uroczystości rodzinne nie mogą się odbyć. Okazalo sie, ze to wujek wodzirej, bardzo wazna persona, to on zarządza organizacją imprez, by wszystko było elegancko i zgodnie z tradycją. Wyściskali się z wujkiem, który przysiadl z nami, zrobił sobie skręta, zapalił, pogawedzil, poczym zarzucił swój tobołek na plecy i ruszył przed siebie. Patrzyliśmy z Arturem w oslupieniu, jak ten drobny człowieczek z kosturkiem, na bosaka pomyka po rozgrzanych, parzacych kamieniach nidaleko brzegu rzeki, jak znika w kolejnym gaszczu. Ale wracając do pomiaru naszego wymarzonego kawalka sumatrzanskiej ziemi, to dopiero mój trzeci argument zadzialal, na hasło, że komary nas tu pozra, panowie łaskawie wzieli się do roboty. Jednak pomiar ten byl mało logiczny, przykładali pieciometrowa taśmę mierniczą do ziemi, gdy ta sie skonczyla wbijali kołeczki bambusowe i przesuwali się dalej i nic w tym dziwnego, gdyby to było pole, boisko, ale teren był tak nierówny, że po stromej skarpie na czworaka musieli się posuwać, by nie spaść, a po drodze mijali dziury i wykroty i przesuwali te taśmę po wzniesieniach nie nacigajc jej i juz się bałam, że włożą miarkę do środka wielkiego dołu, ktory sie tam tez znajdowal i dołączą do metrażu jego głębokość, bo tym sposobem z 20 m szerokości, będziemy mieli 15 m. Zgłosiłam Remiemu swe zastrzeżenia, on stwierdził, że za bardzo się przejmuję, że on to potem będzie jeszcze raz negocjował. O rany! Jeszcze raz?! No ileż można negocjować! Oj można, w tym kraju nawet trzeba, co dopiero pozniej aż nadto zrozumiałam. Póki co mam się cieszyć, że w ogóle zgodził się sprzedać ten kawałek. Hm...

Kolejne dwa nastepne dni spedzilismy na załatwianiu mapki ziemi i pieczątek w urzędzie. Załatwiliśmy już wszystkie formalności, rysunki i tylko podpisy właścicieli sąsiednich ziem trzeba było zdobyć pod naszą mapa, ale to już postanowiliśmy zostawic naszemu sprzedawcy, bo to jego dzialka, a my już kompletnie nie mieliśmy czasu, bo na drugi dzień mialam się stawic w Medan po przedłużenie wizy. Toteż umówiliśmy się na podróż do notariusza na następny dzień. Wynajęliśmy samochod, zajeżdżamy pod ich dom, cała rodzina wyszykowana w komplecie czeka, gospodarz uśmiechnięty, wreczyl Remiemu dokumenty, ten spojrzal, ale podpisów nadal brakuje?! Właściciel stwierdził niewinnie, że to można później, już po notariuszu. Wiec kolejna godzinę spędziliśmy, na tlumaczeniu, że nie mozna później, że żaden notariusz tego nie podpisze. Zostawiliśmy mu papiery, i obiecał załatwić te dwa podpisy, a my pojechaliśmy sami. W urzędzie emigracyjnym była jakaś wielka feta, święto, chyba biurokratów. Po zlozeniu wniosku dostałam prezent, ciasteczka:) A wolałabym choc jeden raz dostać w prezencie prostszą procedurę niż dwukrotne stawianie się tam, za nim łaskawie przyjmą pieniądze i wbija pieczątke.
W drodze powrotnej zatrzymalismy się u notariusza na kawie:) Bo oczywiście okazalo sie, ze pani notariusz, to przyjaciółka Remiego ze studiów. Bardzo się wzruszyła tym spotkaniem. Ja od razu awansowalam, bo nazwala mnie kaka, czyli siostra, co w tutejszej hierarchii jest wyróżnieniem dla bule (białasa). Gdy zerknela w papiery, wyrzuciła potok indonezyjskich slow, posmiala się, pozartowala i wytłumaczyła mi wszystko powoli, po angielsku i ilustracyjnie. Poinstruowala nas dokładnie, co i jak, a dowiedziawszy się o naszym projekcie, obiecała pomóc w założeniu nam fundacji. O rany, az mnie zemdlilo na myśl, o bieganiu po kolejnych urzedach. Jednak nie, ona się uśmiała z mej troski: załatwi nam to w ciągu godziny, przed komputerem, no bomba! Tu wszystko jest mozliwe i zaskakujace. Na koniec otoczyła nas gromadka jej cudnych dzieci, pięciooro naliczylam:) i cała rodzina wybiegła przed dom, by machać nam na pożegnanie. Dlatego nie rozumiem Remiego, że mając takich przyjaciół, nie zwrócil sie do nih o pomoc wczesniej.

Po powrocie, z uwagi na pozna godzinę zadzwoniliśmy do naszego gospodarza, by dowiedzieć się co z tymi pozostałymi podpisami właścicieli ziemskich. Nie odbierał telefonu. Na drugi dzień tez nie odbieral, a byla burza. Więc gdy przestało grzmocic, wsiedliśmy na skuter i przedzieraliśmy się w deszczu do jego domu. Przywitał nas jak zwykle z pogodnym uśmiechem i podpisów dalej nie zalatwil. Wymówił się, że to jest rola urzędników, że on nie moze. Na nic zdały sie cierpliwe tłumaczenia Remiego, że może, a nawet powinien. Więc moj przyjaciel oznajmił mu, że w takim razie on to załatwi. Jednak gospodarz nie od razu chciał oddać nasze dokumenty, twierdząc, że to ryzykowne, nie moglismy zrozumieć, jakie ryzyko ma na myśli i ponad godzinę trwały pertraktacje w sprawie oddania nam papierow. Jednak zagadka wkrotce została rozwizana. Gdy Remi odnalazl naszych sąsiadów granicznych, ktorzy rok temu kupili u tego czowieka ziemie, okazalo sie, ze ich ziemia nie graniczy z nasza, ale przebiaga dokladnie przez srodek naszego kawalka i ze tam, gdzie na mapie mamy zaznaczony wschod, powinien byc zachod! O anieli swieci, dodajcie mi cerpliwosci! Na drugi dzien ci nieszczesni nabywcy ziemi graniczacej z tą, ktora chcemy kupic, ale graniczacej tylko na naszej mapie, bo na ich mapie wszystko bylo pomieszane, nawet kierunki swiata, przybyli nas odwiedzic, by ustalic, co dalej, jak to rozwiazac. Nasz glowny wlasciciel ziemski tez mial sie zjawic, ale nie przybyl. Totez stwierdzilismy, ze trzeba zrobic kolejny pomiar i to bardziej zaawansowany technoogicznie, niz metrowka. Bardzo sie ucieszyli, ze mozemy byc sasiadami, ze pomozemy im uporac sie z nieuczciwym srzedawca, ze wspolnymi silami zaprowadzimy porzadek w dokumentach. No nie wiem, co teraz, ale grunt, ze Remi sie nie poddaje, a nabywca ziemi obok z taka nadzieja na nas patrzyl, że... no czas pokaze, a tu czas jest jak z gumy









Gdy Remi odnalazl naszych sąsiadów granicznych, ktorzy rok temu kupili u tego czowieka ziemie, okazalo sie, ze ich ziemia nie graniczy z nasza, ale przebiaga dokladnie przez srodek naszego kawalka i ze tam, gdzie na mapie mamy zaznaczony wschod, powinien byc zachod! O anieli swieci, dodajcie mi cerpliwosci! Na drugi dzien ci nieszczesni nabywcy ziemi graniczacej z tą, ktora chcemy kupic, ale graniczacej tylko na naszej mapie, bo na ich mapie wszystko bylo pomieszane, nawet kierunki swiata, przybyli nas odwiedzic, by ustalic, co dalej, jak to rozwiazac. Nasz glowny wlasciciel ziemski tez mial sie zjawic, ale nie przybyl. Totez stwierdzilismy, ze trzeba zrobic kolejny pomiar i to bardziej zaawansowany technoogicznie, niz metrowka. Bardzo sie ucieszyli, ze mozemy byc sasiadami, ze pomozemy im uporac sie z nieuczciwym srzedawca, ze wspolnymi silami zaprowadzimy porzadek w dokumentach. No nie wiem, co teraz, ale grunt, ze Remi sie nie poddaje, a nabywca ziemi obok z taka nadzieja na nas patrzyl, że... no czas pokaze, a tu czas jest
jak z gumy. Po kolejne relacje zapraszam na mojego bloga: https://www.remjungle.com/2018/08/negocjacje-w-sprawie-sumatrzanskiej.html?m=1



Zdj cia

INDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / Ziemia na Sumatrze

Dodane komentarze

Margolencja do czy
08.07.2017

Margolencja 2018-08-27 16:35:05

"Dziękuję Tom! Czasem entuzjazm mnie opuszcza, ale tu przy tej aurze łatwiej o optymizm.Pozdrawiam:)"

tom1971 do czy
10.10.2016

tom1971 2018-08-27 13:11:34

Super , gratuluję tak uskrzydlającej pasji z takim entuzjazmem na pewno Ci się uda :)

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl