Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Kela- dziecko dżungli > INDONEZJA


Margolencja Margolencja Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie INDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / KelaOrangutany śpią na drzewach, ale w gniazdach, a nasz przyjaciel Kela żadnego gniazda nie miał, na zwykłej gałęzi parę metrów nad ziemią, nie przywiązany żadnym sznurkiem spał snem może nie całkiem błogim, bo czujnym, ale zawsze to lepiej niż na stojąco, bo na stojąco też próbował dwa razy i udało mu się trochę pospać, ale przyznaje, że to męczące, już trochę bardziej komfortowo na wodzie, na płytkiej rzece, bo gdy ta wezbrala, nie było żadnego suchego kawałka plaży, a był akurat daleko od wioski, zmrok zapadał i spać gdzieś musiał, na drzewie też nie z kaprysu, a z przymusu, bo pracował na farmie, gdzie było tylko szczere pole ryżowe, żadnych domostw, a jedyna chata, jaka tam była, akurat była zajęta, a na ziemi z uwagi na węże i takie tam, niebezpiecznie. A poznałam jego historię bliżej, gdy na drugi dzień pobytu w gesthaus Lucky Bamboo podczas poobiedniej sjesty szukaliśmy recepcjonisty i o mało go nie podeptalismy, bo ten drobnej postury chłopak, lat 28, a nikt nie dałby mu wiecej jak 18, drobnej nawet jak na azjatyckie normy, spał sobie smacznie na gołej kamiennej podłodze pod stołem w holu recepcji, mimo że obok stały duże drewniane ławy. Nigdy nie używał poduszki, nie miał czegoś takiego w dzieciństwie i teraz mu też niepotrzebna, o materacu nie wspominając.

W turystycznej osadzie Bukit Lawang (Sumatra Północna) coraz bardziej roi się od przewodników po dżungli, ale niewielu jest tych prawdziwych, autochtonów wychowanych w lasach deszczowych, wiekszosc to przyjezdne chłopaki z miasta, zwietrzyli biznes, przeszli roczne szkolenia, zrobili certyfikat albo i nie zrobili i ryzykują, prowadząc turystów w górzyste tereny tropikalnych lasów. To są np. ci, którzy naiwnie próbują wyrwać z orangutanich rąk plecak zwędzony nieuważnemu człowiekowi, co widziałam na Facebooku znajomej, a wiele tego typu fimikow możecie zobaczyć na Youtube, a co gorsza przy spotkaniu ze słynną Miną, niezbyt przyjazną orangutanica, sieją panikę i zamęt, co bezpieczne nie jest. Byłam świadkiem, jak taki pseudo przewodnik wyrwał się na przód, by prowadzić nasza grupę, niepomny na uwagi doświadczonych jungle boy'ow.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, Kela, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, Kela, INDONEZJA




Na sam koniec trekkingu, podczas schodzenia do bazy, gdzie już nie spodziewał się pewnie spotkań z człekokształtnymi, na wąskiej stromej ścieżce pojawiła się groźna Mina, wykrzyknął komendę: w tył zwrot, uciekamy! Zanim nasi pozostali przewodnicy przedarli się do niego na przód, ludzie powpadali na siebie niczym klocki domino, a groźna mina Miny pojawiała się co chwilę nad ich głowami i długie orangutanie rece próbowały dosięgnąć placakow, bo przecież orangutan głupi nie jest, nie będzie dorobił po stromej ścieżce, ale szybko przejdzie po koronach drzew i krzewów. Tylko jedna odważna dziewczyna i na dodatek uzbrojona w banana, wiedziała, jak się zachować, miałam okazję być tuż za nią. Nasz Remi i Kela szybko opanowali sytuacje. Bo ze zwierzętami, jak z ludzmi, trzeba umieć rozmawiać, w tej profesji dobry kontakt z matką naturą to podstawa. Remi zajął się ludźmi i prowadził nas do obozowiska, a Kela, jako że młodszy, zostal jako mięso armatnie;), by wypersfadowac Minie dalszy pościg za nami. O talentach Remiego jungel boya i jego zdolności rozmawiania ze zwierzętami przekonałam sie wiele razy, nasi podróżnicy z Polski też, ale o Keli niewiele wówczas wiedziałam, oprócz tego, że śpi, gdzie popadnie. Ponieważ Remi nie wykazywał żadnej troski pozostawiając przyjaciela sam na sam z groźną orangutanica, toteż nie kłopotalam się chwilową nieobecnością naszego najmłodszego przewodnika, wiedząc, że wszystko będzie okay, gorzej z pozostalymi turystami, ci co rusz wykazywali humanitarność przyprawiającą czasem o zadyszkę, bo pokonywaliśmy właśnie bardzo stroma górę i co chwilę, ktoś wysapywal: a co z Kela? Gdzie on jest? poczekajmy na niego! Tak nie można! A pozostali przewodnicy mieli ubaw i żartowali bezlitośnie, że można, a nawet trzeba, że przetrwają najsilniejsi, no takie jest prawo dżungli. Kela przetrwał. Dołączył do nas na ostatnim odpoczynkowym postoju, gdzies po godzinie, wesoły, niezmeczony, ale trochę zdziwiony, że niemal wszyscy na jego widok wydają okrzyki powitalne. Nie chciał powiedzieć, o czym tak długo rozmawiał z rudą człekokształtna, ale mediacje na pewno były bardzo owocne, przynajmniej dla niej.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, Laba laba, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, Laba laba, INDONEZJA



Nieczęsto Kela może sobie pozwolić na trekking z nami, gdyż opiekuje się gesthaus Lucky Bamboo, jednym z najbardziej uroczych, klimatycznych miejsc, jakie znam w Bukit Lawang. A właścicielem jest miejscowy artysta, który nie pożałował wyobraźni w urządzaniu domków i ogrodu. Indonezyjskie standardy pozostawiają wiele do życzenia, szczegolnie łazienki, a już estetyką to żaden lokales się nie przejmuje: czasem na odczepnego powiesza turyście w pokoju jakis obrazek, krzywo, w rogu ściany pod sufitem. Toteż wlascicielowi Jhonemu wybacza sie takie niedociągnięcia, jak niedomykajace się drzwi czy brak kosza na śmieci, bo nawet w łazienkach są rzeźby i żywe rośliny.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, Kela, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, Kela, INDONEZJA



Ponieważ byliśmy liczną grupą i wynajęliśmy prawie wszystkie chatki w ośrodku, Kela był wolny, nie musiał stacjonować na recepcji i wybrał się z nami do dżungli. Do tej wyprawy wszyscy się skrupulatnie przygotowywali jeszcze w Polsce, wybierajac dobre obuwie, zastanawiajac się czy sandały trekkingowe wystarcza, czy może całkiem kryte buty za kostkę, bo korzenie, bo ślisko... Kela wybral się w klapkach, takich najzwyczajniejszych gumowych japonkach, które po godzinie wędrówki się rozleciały w strzepy, wiec następne 5 h boso pokonywal te trudna trasę, lekko, bezwysilkowo i co rusz pomagając nam na stromych odcinkach. Gdy dotarliśmy do obozowiska zaczynało zmierzchac, kolacja niczym nasza wigilia, składała sie z dwunastu różnych potraw, wysmienitych, takich kucharzy, to tylko w dzungli można uswiadczyc, no ale swoje trzeba przejść, by tak ucztować. Niektórzy byli tak zmęczeni, że nie mieli sił zejść do rzeki jakieś 10 metrów w dół, by się wykąpać, ścierali z siebie błoto mokrymi chusteczkami, toteż szczęki nam opadły, gdy Kela niedokończywszy kolacji, podziękował i powiedział, że musi już iść. Nastała chóralna lawina pytań: gdzie, po co, dlaczego???!!! No muszę wracać - odparł wyraźnie zakłopotany, że znów nas niepokoi - szef rano zapowiedział, że przyjadą jutro nowi goście, muszę jakiś nocleg im zorganizować.

Zdj cia: Bukit lawang, Sumatra, Lucky Bambo, INDONEZJA
Bukit lawang, Sumatra, Lucky Bambo, INDONEZJA



- Ale przecież ciemno już jest, to niebezpieczne, zostań przynajmniej do świtu! - pobrzmiewały gromkie protesty. Tym razem Kela już rozbawiony odrzekł, niczym rodzic do dzieci bojących się ciemnosci, że przecież ma latarkę i na uspokojenie dodał, że będzie wracać rzeką, nie przez las. Wszyscy patrzyli w osłupieniu na te jego bose nogi pomykające po śliskich kamieniach rwącej rzeki.

O mej lekkiej arachnofobii pisałam przy okazji mojego pierwszego pobytu w dżungli. Nie życzę sobie spotkać pająka, no i pająki posłusznie mnie unikają. Dlatego zanim Kela przyszedł na pomoc, powinnam zobaczyć w swej łazience olbrzymia tarantulę, ptasznika, ale nie zobaczyłam, bo mój nastoletni synus niechcący wpadł na zbawieny pomysł, by właśnie tego wieczoru skorzystać z toalety w mojej chatce. Wybiegł jak poparzony z informacją:

- Nawet tam nie wchodz!

- Wcale nie mam zamiaru- odrzeklam sennie- A dobrze wodę spósciles?

- Wiesz co! Wiesz, co tam jest!? Pająk większy od dłoni?! Więcej nie trzeba mi było mówić, bym w piżamce wybiegla z domku.

- O! laba laba, orzekł radośnie Kela i upakowal ptasznika do rozciętej plastikowej butelki. W holu recepcji zrobiło się zgromadzenie, ludzie przychodzili robić fotki, ale Kela musial trzymać butelkę, by paskudztwo nie wylazło. Potem poszedł oddać go dżungli, ale coś za szybko wrócił:)

Gdy zamieszkałam w lesie, w bajkowej chatce na przecudnym odludziu, razu pewnego zepsuła się pompa i zbiornik z wodą umiejscowiony na dachu trzeba było przetykac, Kela przyjechal nam pomóc. Domek dwupietrowy, wysoki stromy dach, wyjście tylko z zewnątrz. Krzyknęłam do Keli, że drabina jest w kuchni. " Ja nie potrzebuje Kaka ( czyli siostra)"- usłyszałam z góry, już był na dachu. No tak, wskoczył na najbliższe drzewo, ale jakie drzewo! Od ziemi jakieś sześć metrów wzwyż żadnych galezi i nie była to gładka palma, ale chropowaty pień. Gdy zszedł, spytałam, czy może jeszcze raz tam wejść, bo chcialabym sfilmować jego wspinaczkę. Ależ pewnie - odpowiedział. I zanim uruchomiłam aparat, on był już w połowie drzewa. No makaki łatwiej sfilmowac, on porusza się jak silver monkey- najszybsze małpy na Sumatrze. Moj aparat jest powolny, Kela blyskawiczny, toteż filmik, który zamieściłam na swym blogu ( podaje na końcu artykułu) jest od połowy drogi wzwyż:)
Z drzewem i Kela jest jeszcze jedna historia, dobrze ilustrująca jego wielkie układy z Naturą. Życie na odludludziu ma tylko jeden minus, jak dla mnie, do sklepu daleko. Moj przyjaciel Remi zapomniał kupić fajki, bo mieliśmy w planie jechac wieczorem z wizyta do znajomych w Bukit Lawang, ale tu wszystkie nasze plany koryguje pogoda, o czym ten jungel boy jakby zapomnial, za długo chyba z Europejka przebywa. Zerwala się taka ulewa, jakiej w Polsce się nie uświadczy. Była to okazja, by nałapać wody i nie nosić z rzeki, bo znów pompa siadła. Nie nadążaliśmy opróżniać wiader, by sie nie przelewały. Zmęczyłam się nieco, więc szybko zasnęłam. Wczesniej zapowiedzialam, że mamy ostatnia fajkę na rano i się teraz nie podzielę. Wkrótce obudził mnie głód i zapachy z kuchni, Remi szaleńczo zajął się gotowaniem w ramach głodu nikotynowego. Zjedliśmy pyszna kolację, ulewa przystopowała i ten chce jechać, ja mówię, że jest za późno muszę się kurowac, bo coś mi kondycja szfankuje i zanim ponownie poszłam spać, wymusilam, by mi obiecal, ze nigdzie nie pojedzie po tej ulewie, bo przecież to kawał drogi i to nad przepaścia, a sama tu nie zostanę bez prądu i internetu Bóg wie, jak długo, że jak zapomniał, to niech znosi to teraz z godnością. Długo nie pospalam, bo po jakims czasie obudziła mnie taka oto jego rozmowa telefoniczna: Kela, potrzebujemy pilnie twojej pomocy, Kaka (czyli siostra, czyli ja) jest bez papierosów i jest w wielkim stresie! Patrzę na zegarek, jest prawie północ i na dodatek dowiaduje się, że jestem w wielkim stresie, o czym nie miałam żadnego pojęcia, drzemiąc. Schodzę zaspana po schodach, zobaczyc, jak wielki jest ten mój stres, spytać, czy przypadkiem Remi nie przesadza, czy wie, która jest godzina? A on radośnie pogwizdujac, zmywa gary, a taka praca o tej porze jest u niego ewenementem, tym bardziej, że zmywanie to miala byc moja dzialka i mówi, że mogę wypalić swą ostatnia fajkę, bo wkrótce będzie dostawa. Oh, oby ta dostawa tak szybko nie przyjechała, to może podłogi umyje z tego nadmiaru energii. Lecz wkrótce Kela przyjechal, opatulony, bo zimno, bo powodzie na drogach, radosny jak zwykle i oznajmił, że dla siostry zawsze zrobi, co tylko się da. No masz ci los, a braciszek Remi przebiegła gadzina bez skrupułów z lubościa palił już na ganku, dołączyliśmy do niego i nagle rozlegl się huk toczących się kamieni, ziemią lekko zatrzęsło i tak przez ok pięć sekund, nie wiedziałam, gdzie wiać, co się dzieje, ale ponieważ oni stali spokojnie i nasłuchiwali, też stałam jak wryta, w końcu raczyli mnie poinformowac, że to złamało sie olbrzymie drzewo tuż przy naszej drodze. A proces jego osuwania się i trzask gałęzi trwał następne dobre paręnaście minut. W tym czasie oni pobiegli na ścieżkę sprawdzić, czy Kela przejedzie, czy zostanie u nas. Oczywiście nasz bohater stwierdzil, że musi wracać, bo ma turystów w ośrodku, więc oszacowali, że zanim następna gałąź trzaśnie, ta, ktora zaczepiona byla o sasiednie drzewo i podtrzymywała to złamane pod katem jakichś 30 stopni nachylenia od ziemi, Kela ma jakieś pięć minut na przejazd sprintem pod pniem i oczywiście zrobił to mimo moich protestów, pognał po śliskim gliniastym błocie do swego lucky bamboo. A na drugi dzień , gdy przyjechalismy do Keli z wizyta, tematem przewodnim była King kobra widziana z rana, uciekająca gdzieś daleko w trawie, a nie jakieś tam olbrzymie drzewo zwisające nad głową motocyklisty. Bo wiadomo, king kobra, to tutaj śmiertelne zagrożenie.

Na koniec pobytu nasi turyści chcieli podarować Keli buty trekkingowe, ale wszyscy mieli za duże rozmary. Gdy zapowiedzialam, że może kupię mu, jak pojadę do stolicy Sumatry Północnej, do Medan, zdziwił się, stwierdził, że nie potrzebuje.

- A co potrzebujesz? Pytam.
- Ja nic, siostra, nie potrzebuję, ja wszystko mam, nie jestem big brother - odpisał mi na Whatsapp, gdy po wylądowaniu w Medan ponownie zapytalam, co mu przywieźć z miasta. No nie da się ukryć, że nie jest big brother, a wielki szczęściarz, nie potrzebuje wiele. No i co podarować temu minimaliscie? Nie dawałam za wygraną i zapytałam znów:
- Może tulang by ci się przydał? Po indonezyjsku " tulang" znaczy kość, toteż moje podstępne pytanie wzbudziło jego zainteresowanie. Podstępne, bo dla mnie tulang, to poduszka, gdyż jeszcze w Polsce będąc uszyłam i przywiozłam tutaj poduszki (jaśki) w kształcie kości, polecam ten mój projekt, bo bardzo wygodny kształt i daje wiele możliwości użytkowania:) Swoją poduszkę podpisałam po indonezyjsku, by to wielce"potrzebne" słowo: "kość", nie umknęło z mej pamięci i od tej pory słówko to stało się dla mnie synonimem poduszki, zapomniałam o jego oryginalnym znaczeniu. Toteż nic dziwnego, że kiedyś w autobusie, niechcaco wzbudziłam niemałe poruszenie, krzyczac do Remiego podczas wysiadania, by sie wrócił, bo na siedzeniu zostawilam swą kość!

- Siostra, a co to jest? Chcesz mi przywieźć kość?
- Tak, ale taką do spania, nie do jedzenia. Po chwili zadzwonił do Remiego z zapytaniem: - Co to jest tulang? Na to Remi odparł iście wyczerpująco, że tulang to tulang, a po angielsku: "born".
- No Kela, jak mam ci wytłumaczyć, własnego ojczystego języka zapomniałes? - mówił Remi przez telefon.
- Ale Kaka, czyli siostra, chce mi kupić tulang?! A Remi zajety manewrami za kierownicą, domyślając się, że chodzi o moje poduszki, wprawił Kele w jeszcze większe zdziwienie, mówiąc:
- Ona tego tu raczej nie kupi, ona chce dać ci własną.
- Własną kość Kaka chce dać? Do spania, tak? Jak taka kość wygląda?! - Pytał coraz bardziej skonfundowany Kela.
- No jak kość, to znaczy...jak poduszka - wyjaśnił nieco zniecierpliwiony Remi, zajęty wyszukiwaniem drogi na przełaj, by ominąć korek na drodze.
I tak wkrótce Kela stał się właścicielem mojej kości, czyli swej pierwszej w życiu poduszki. Zdjęcie tulanga oraz filmik i cd. na mym blogu:
https://www.remjungle.com/2018/09/kela-dziecko-dzungli.html?m=1












Następna wyprawę na Sumatrę, mam nadzieję, że z obozowiskiem już na naszej ziemi, organizujemy dopiero w styczniu, gdyż teraz musimy wracać do Polski, by trochę popracować i zarobić na nasze marzenia: na ośrodek samorozwoju i wszelkiej kreatywnej działalności z oazą również dla człekokształtnych. Trzymajcie za nas kciuki, bo to również będzie pierwszy polski gesthaus w Bukit Lawang, flagę, wiadomo, już mamy, wystarczy odwrotnie powiesić indonezyjska. Serdecznie zapraszam chętnych do współpracy, kontakt na blogu lub mailowo: https://www.remjungle.com/2018/08/czy-moze-byc-jeszcze-piekniej_17.html?m=1

Zdj cia

INDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / KelaINDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / Laba labaINDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / KelaINDONEZJA / Sumatra / Bukit lawang / Lucky Bambo

Dodane komentarze

Yakin do czy
01.01.2017

Yakin 2018-09-28 21:38:22

Bardzo fajny artykuł. Czekam na następne wieści z Sumatry. A pajączek milutki :).

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl