Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Chiny 2005 > CHINY


dleszcz@hotmail.com dleszcz@hotmail.com Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie CHINY / brak / Beijinng / cesarz i cesarzowa1 maja 2005 roku ruszamy na miesięczną wędrówkę po Chinach. Zaczniemy od Pekinu, następnie będziemy posuwali się ku południowi kraju, przez Xi'an, Lijiang, Dali, następnie skręcimy ku wschodowi aby zobaczyć krasowe góry w Yanshuo, okolice Shanghaju i powrót do Pekinu.

Pierwszego maja 2005 roku po długim, męczącym locie lądujemy w Beijing (Pekin). Bierzemy taksówkę do naszego htelu i tutaj pierwsza niespodzianka! Mamy trudności w porozumieniu się z kierowcą. Po tej nauczce zawsze nosimy ze sobą przewodnik gdzie nazwa poszukiwanego miejsca zapisana jest zarówno w pinyin (transkrypcja fonetyczna języka mandaryńskiego) jak i znakach chińskich.
Jadąc taksówką chciwie rozglądamy się wokół i Pekin oszałamia nas i zaskakuje. Nie tego się spodziewaliśmy!!! Szerokie, czyste ulice, mnóstwo zieleni i kwiatów, wieżowce o szklanych elewacjach zwieńczonych dachami w kształcie pagód, a każdy z nich jest inny.
Po półgodzinnej jeździe lądujemy w naszym hoteliku mieszczącym się w sercu Pekinu, w starym hutongu (dzielnica tradycyjnych chińskich zabudowań). Mimo iż jesteśmy zmęczeni długą podróżą ani myślimy tracić czas na sen, bierzemy szybki prysznic i uzbrojeni w przewodnik i aparaty fotograficzne udajemy się na miasto.
Pierwsze, co nas zaskakuje, na wystawie każdego sklepu spożywczego rzędy zafoliowanych kaczek. Doprawdy słynna kaczka po pekińsku musi być dobra, skoro jest na nią taki popyt. Mamy oczywiście zamiar jej spróbować, ale później. Oboje jesteśmy smakoszami, uwielbiamy myszkować po orientalnych marketach w poszukiwaniu aromatycznych przypraw, pichcić i próbować nieznanych nam potraw.
· Kuchnia Chin jest bardzo zróżnicowana, wyróżnia się 4 szkoły kulinarne: północną, wschodnią, zachodnią i południową i nie są one ściśle związane z regionem kraju, lecz raczej z kulinarna tradycją, rodzajem używanych składników i sposobem przyrządzania.
· Kuchnia mandaryńska (północna) charakteryzuje się wszelkim rodzajem bułeczek i pierożków gotowanych na parze oraz makaronem jako podstawą posiłku. Najsłynniejszą potrawą tej kuchni jest kaczka po pekińsku. Kaczkę przyrządza się w specyficzny sposób, poprzez słomkę wetkniętą między skórę a mięso nadmuchuje się kaczkę, ( aby uzyskać chrupką, delikatną skórkę) następnie lakieruje dwukrotnie mieszaniną rozpuszczonego miodu, soli i imbiru, zostawia na kilka godzin do wyschnięcia a następnie piecze się w piecyku lub na grilu. Serwuje się cienko pocięte mięso i skórkę z plasterkami świeżego ogórka lub pora i sosem śliwkowym, zawinięte w cieniutkie naleśniki.
· Kuchnia szanghajska (wschodnia) jest bardzo zróżnicowana, używa zarówno mnóstwa ryb, krewetek, krabów jak i różnego rodzaju mięsiwa, pierożków na parze oraz makaronów, ryżu i warzyw. Potrawy są tłustawe ze słodkimi akcentami, używa się dużo sosu sojowego, octu ryżowego. Przygotowanie potraw jest pracochłonne. Znaną potrawą tej kuchni są żeberka wuxi.
· Kuchnia kantońska(zachodnia) znana jest z mistrzostwa w stir-frying. Podstawą tej kuchni jest ryż i mnóstwo świeżych warzyw i owoców.
· Kuchnia syczuańska (południowa) jest bardzo ostra, z dużą ilością chili. Widać tutaj dużo wpływów kuchni hinduskiej, wietnamskiej, islamskiej i buddyjskiej. Specjalnością jej są bardzo pikantne pikle warzywne oraz mnóstwo dań wegetariańskich.
Mamy nadzieję spróbować dań z każdej szkoły a rozpoczniemy od kaczki po pekińsku. Ale na obiad mamy jeszcze czas, na razie udajemy się na plac Niebiańskiego Spokoju (Tienanmen). Jest niedaleko naszego hotelu, udajemy się tam spacerkiem. Jest olbrzymi, podają, iż może się na nim zmieścić milion ludzi. W centralnej części mieści się mauzoleum Przewodniczącego Mao Zedonga a od północy ogranicza go Brama Niebiańskiego Spokoju, za którą rozpościera się Zakazane Miasto.
Jako iż dzisiaj jest 1 maja na placu mnóstwo ludzi, oprócz obcokrajowców przewija się masa chińskich turystów z różnych zakątków kraju, co widać po odmiennych typach urody i strojach.
W Chinach z okazji świąt ludzie mają tydzień wolnego, władze w ten sposób zachęcają ludzi do turystyki i Chińczycy gremialnie z tego korzystają.
Jest to chwalebne, ale fatalne dla obcokrajowca, który próbuje w tym czasie przemieścić się gdziekolwiek. Brak miejsc w autobusach, pociągach, pozostaje tylko droga powietrzna, drogi totalnie zakorkowane.
Po kilkugodzinnym przepychaniu się w tłumie turystów jesteśmy zmęczeni i udajemy się do restauracji na degustację sławetnej kaczki. No i tu niestety rozczarowanie, nie wiem, czy trafiliśmy do niezbyt dobrej restauracji czy po prostu to danie nas nie zachwyciło. Mamy nadzieję, że będzie to jedyne rozczarowanie.
Postanawiamy zostawić sobie zwiedzanie Zakazanego Miasta na ostatnie dni pobytu w Chinach (może nie będzie tylu zwiedzających i udajemy się z wyprawą na Wielki Mur Chiński do Simatai.
Jedziemy mikrobusem, posuwamy się w tempie iście żółwim. Ruch na drodze jest szalony, co chwila korki i stoimy. Po kilku godzinach nareszcie jesteśmy!!! Wspinamy się w kierunku widocznego na końcu jeziora Muru. Robi imponujące wrażenie, pnie się ku szczytom gór, opada w doliny i znowu wspina się, aż po kres horyzontu.
Wielki Mur Chiński ma długość 6350 km.(bez bocznych odgałęzień) i miał bronić Chiny przed najazdami ludów z Wielkiego Stepu.
Przy budowie jego zaangażowanych było 3.5 mln. ludzi.
Jest on największą budowlą tego typu na świecie. Obecnie większa jego część jest w złym stanie i tylko niewielkie fragmenty są udostępnione turystom.
Następnego dnia zwiedzamy Letni Pałac a następnie udajemy się do biura linii lotniczych kupić bilet na lot do Xi’an (miejsce gdzie odkryto słynną terakotową armię). Obsługująca nas pani mówi po angielsku, więc prosimy o dwa bilety do Sian i dopiero zastanawia nas zbyt wysoka cena biletu. Mój małżonek wyjmuje przewodnik, pokazuje na mapce miejscowość, do której chcemy się udać, okazuje się, iż Xi’an wymawia się nie Sian, ale Si’jan z odpowiednią modulacją opadająco-wznoszącą. Następna nauczka, nie bądź zbyt pewny siebie, upewnij się pięć razy dokąd jedziesz, bo znajdziesz się w innym miejscu niż planowałeś, w naszym przypadku nie 500 ale około 1500 km. na południe od Pekinu.
Wieczorem udajemy się na słynny nocny market spożywczy.
Wzdłuż ulicy rozstawione są bardzo długim rzędem kramy z żywnością. Czego tam nie ma?!! Od wszelakiego rodzaju dziwactw: szaszłyków z larw jedwabników, żuczków po różne rodzaje mięsiw, ryb, kałamarnic, warzyw, słodkości itp. Doprawdy, wybór oszałamiający!!! Nie odważyliśmy się eksperymentować, poprzestaliśmy na placuszkach z mlekiem kokosowym (niezłe) i owocach.
Nazajutrz w południe lecimy do Xi’an, odkryliśmy, iż na lotnisko i z lotniska najwygodniej i za nieduże pieniądze można dostać się autobusem linii lotniczych. Po przylocie od razu wykupujemy całodzienną wycieczkę ze zwiedzaniem okolic Xi’an i oglądaniem Terakotowej Armii.
Wieczorem wychodzimy na spacer na pobliski plac gdzie dominują dwie przepiękne, podświetlone budowle: Wieża Bębnów i Wieża Dzwonów.
Popijając lokalne piwko chłoniemy nocne życie Xi’an. Młodzież ubiorem nie różni się od młodzieży zachodniej - królują jinsy, ale w oczy rzuca się zróżnicowany typ urody Chińczyków, jedni są postawni, wysocy o jasnej cerze, inni drobni o ciemniejszej cerze, różnią się również bardzo rysami twarzy.
91,9 % ludności Chin należy do rasy Han, ale żyje tutaj aż 56 grup etnicznych, takich jak: Ujgurzy, Miao, Naxi, Tybetańczycy
Mongołowiei wiele innych. Wiele plemion przywiązanych jest
bardzo do tradycji, codziennie noszą swoje tradycyjne stroje (jak np. ludzie z plemienia Yao w górach Południowochinskich, Naxi w Lijangu itp.)
Nazajutrz jedziemy poza Xi’an zobaczyć przede wszystkim Terakotową Armię ale też zwiedzić okoliczne zabytki.
W 1974 r. robotnicy przypadkowo odkryli w odległości 1.5 km. na wschód od sarkofagu pierwszego cesarza Chin Qin trzy krypty o głębokości 4 do 8m. a w nich 7 tys. naturalnej wielkości glinianych figur żołnierzy i koni.
Wszystkie figury zostały pomalowane przed umieszczeniem w grobowcu, a gdy odnaleziono je w 1974r. były w nienaruszonym stanie. Z czasem farba zaczęła stopniowo zanikać. Każda ludzka twarz jest unikalna, przedstawia inne emocje.
Oprócz glinianych figur zachowało się mnóstwo waz, naczyń, figurek.
Nazajutrz cały dzień poświęcamy zwiedzaniu Xi’an a jest co oglądać:
· Imponujące obronne mury miasta o długości 13.7 km., szerokości 12-14m. (swobodnie mogą się minąć dwie ciężarówki).
· Dzielnica muzułmańska i przepiękny Wielki Meczet. Jest to największy (zajmujący 12. 000 m. kw.), najstarszy i najlepiej zachowany meczet w Chinach.
· Wieża Bębnów, Wieża Dzwonów oraz wiele,wiele innych ciekawych zabytków.
Wieczorem jak zwykle popijamy piwo w otwartym ogródku pod Wieżą Dzwonów oglądając zawody w puszczaniu latawców.
Bardzo nam się to miasto podoba, ale trzeba jechać dalej.
Lecimy dalej na południe do Chengdu, stolicy prowincji Sychuan.
Mamy zamiar spędzić tam 3 dni, odwiedzić rezerwat sympatycznych misiów panda, jechać do Leshan, aby zobaczyć pierwszy co do wielkości w świecie posąg siedzącego Buddy (71m.), zwiedzić miasto no i oczywiście popróbować kuchni syczuańskiej.
Chengdu jest nowoczesną metropolią, pełno tutaj szerokich ulic, markowych sklepów. Jest wiele sklepów z chińskimi jedwabiami i konfekcją jedwabną.
Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy rekomendowaną w przewodniku Lonely Planet restaurację z kuchnią syczuańską, do wyboru są tylko 2 zestawy dań. Nie bardzo wiedząc, czego oczekiwać zamawiamy jeden z nich i po jakimś czasie kelnerka przynosi olbrzymią tacę zastawioną miseczkami z rozmaitościami;
mamy więc słynne pierożki na parze z rozmaitymi nadzieniami, warzywa przyrządzane na różne sposoby, mięsa i inne delikatesy.
Kompozycja potraw, różnorodność smaków, faktura delikatnych, rozpływających się w ustach pierożków z soczystym nadzieniem zachwyca nas.
Nareszcie kuchnia chińska usatysfakcjonowała nas w 100%. Wrócimy tu jeszcze!!!
Postronnym obserwatorom (a budzimy dużą ciekawość) sprawiamy mnóstwo uciechy sposobem trzymania pałeczek, cóż radzimy sobie jak umiemy.
Następnego dnia jedziemy do Leshan obejrzeć kompleks świątynny i siedzącego Buddę. Budda jest olbrzymi, odsłania się przed nami stopniowo, najpierw widzimy między drzewami głowę, w miarę przybliżania odsłania się częściowo tułów i gdy zaczynamy schodzić stromymi schodami ku rzece widzimy kolejne partie ciała. W dole widać maleńkie figurki ludzi wielkości palca od stopy. Coś niesamowitego!!!
Kompleks świątynny jest przepiękny, można godzinami wędrować oglądając rzeźby, posągi, świątynie rozrzucone wśród zieleni.
Pełni wrażeń udajemy się na obiad, menu jest tylko po chińsku, obsługa posługuje się też tylko tym językiem, radzimy sobie jednak -idziemy po prostu do kuchni i wskazujemy palcem składniki naszego posiłku.
Będąc jedynymi klientami wykorzystujemy okazję i na migi prosimy kelnera o pokazanie prawidłowego posługiwania się pałeczkami.
Zleciała się cała obsługa i chętnie nas instruują, nasze nieporadne próby budzą salwy śmiechu. Ale pod koniec naszego pobytu w Chinach szło nam to tak sprawnie, że budziliśmy podziw wśród innych turystów.
W Chinach zadziwia nas wiele rzeczy, jedną z nich jest wszechobecny obyczaj picia zielonej herbaty. Jest mnóstwo herbaciarni, kawiarnie należą do rzadkości. Wszędzie, zarówno na ulicy, w autobusach spotyka się Chińczyków z zakręconymi słoikami lub specjalnymi naczyniami z pokrywką, z których sączą herbatę. Nawet w samolocie można spotkać się z widokiem Chińczyków proszących stuardessę o wrzątek którym zaparzają własną herbatę. W herbaciarni, gdy zamówiłam herbatę spodziewałam się, iż przyniosą mi szklankę tego napoju, a dostałam wysoką szklanicę napełnioną dużymi listkami i wielki termos wrzątku, można przy tym przesiadywać cały wieczór, co Chińczycy namiętnie robią. Innym wszechobecnym obrazkiem, (który bardzo nam się podobał) jest obyczaj ćwiczeń fizycznych wykonywanych przez grupy ludzi na każdym kawałku wolnej przestrzeni – szczególnie rano.
W Pekinie widzieliśmy rodziców zostawiających swoje pociechy przed domami handlowymi specjalnej obsłudze, które ćwiczyła z maluchami a rodzice spokojnie szli na zakupy. W parkach i na skwerach ludzie przy dźwiękach muzyki z magnetofonów tańczą tańce klasyczne lub gromadnie śpiewają piosenki. Obyczaj godny naśladowania!!!
Po trzech dniach pobytu w Chengdu czas ruszyć dalej na południe odwiedzić następny region – Yunnan.
Najpierw wybieramy się do Lijangu - miasta leżącego w górach Yunnanu, którego starówka wpisana jest na listę Dziedzictwa Światowego a następnie do Dali. Po raz pierwszy jedziemy pociągiem, wykupujemy klasę soft sleeper, jest rzeczywiście wygodna, za współpasażera mamy tylko jednego Chińczyka, reszta tłumu podróżnych rozmieściła się w 3 niższych klasach. Nasz współpasażer zna może 5 słów angielskich, co nie zraża nas bynajmniej przed próbami konwersacji.
Najpierw wyciągam mój zeszyt ze słówkami i zwrotami chińskimi przygotowanymi w Polsce w pinyin i próbuję się porozumieć, jest dużo śmiechu, sympatyczny pan uczy nas poprawnej wymowy najbardziej potrzebnych zwrotów, potem mój mąż pomysłowo wkracza do akcji wypytując poprzez rysowanie naszego towarzysza o rodzinę, zawód. Czas płynie nam wartko, wiemy, iż nasz współpasażer jest kierowcą, ile ma lat, że ma żonę i syna studiującego w Anglii, on jest również ciekawy naszych imion, kraju.
Pociągiem dojeżdżamy do Panzhihua, stamtąd czeka nas jeszcze długa droga autobusem do Lijangu. Serdecznie żegnamy się z naszym towarzyszem podróży i wyruszamy w dalszą drogę.
Autobus nie ma siedzeń tylko małe leżanki w trzech rzędach i piętrowo. Byłby to wygodny sposób podróży gdyby leżanki były większe, poza tym Chińczycy mają niestety paskudny obyczaj palenia papierosów w środkach transportu publicznego, no i trzymanie się rozkładu jazdy w ogóle ich nie obchodzi.
Ale widoki są zapierające dech w piersiach, jedziemy przez góry pocięte tarasami uprawnymi, często widzimy ludzi pracujących w polu i mimo iż autobus porusza się szybko fotografuję jak szalona.
Lijang jest stolicą mniejszości Naxi, jest to miejsce baśniowe, wręcz zaczarowane. Zakochałam się w tym miasteczku.
Mieszkające tu kobiety i mężczyźni chodzą ubrani w ludowe stroje, rano na przepięknym ryneczku dojrzali wiekiem mieszkańcy tworzą krąg i tańczą w rytm zawsze tej samej melodii, wieczorem tańczy naśladująca ich młodzież.
Jest tu mnóstwo sklepików sprzedających przepiękne chińskie rękodzieło. Można tu kupić właściwie wszystko, poczynając od kolorowych tkanin, zabytkowych fajek wodnych, przepięknej chińskiej biżuterii i porcelany, a na pieczątkach z wyrytym chińskimi znakami twoim imieniu kończąc.
Architektura tego miasta powoduje, iż wydaje nam się, że cofnęliśmy się w czasie. Wąskie uliczki pokryte wypolerowanym brukiem i przepięknie rzeźbione drewniane domy z balkonikami obwieszone czerwonym lampionami. Miasto pocięte jest kanałami a wzdłuż kanałów mnóstwo małych restauracyjek, które ożywają głównie wieczorem. W bogato zdobionej sali audytoryjnej codziennie odbywają się koncerty muzyki Naxi, a w pobliskim teatrze można obejrzeć Chińską operę. Jedno i drugie warte zobaczenia. Dużą przyjemność sprawiało nam spacerowanie wąskimi uliczkami, przysiadanie w herbaciarniach i kontemplowanie tutejszego życia.
Po pięciodniowym pobycie w Lijangu jedziemy do Dali.
Miasteczko jest urocze, ale po Lijangu nie robi już takiego wrażenia.
Spędzamy tu 3 dni zwiedzając, racząc się smakołykami lokalnej kuchni, wybieramy się na całodzienny trekking po otaczających górach. Największą frajdę sprawia nam połów z kormoranami. Rybak przewiązuje ptakom szyje sznurkiem i puszcza je na jezioro. Co chwilę wyławia któregoś z wody i wybiera mu z dzioba ryby. Kormoran mieści w przełyku do 10 małych ryb. Wyglądają jak przewiązany baleron – aż nam ich żal. Ale one widać są do tego przyzwyczajone, rybak nagradza je za każdym razem rybą i nie protestują przeciw tak bezceremonialnemu traktowaniu.
Następnym etapem naszej podróży jest Yangshuo w prowincji Guangxi, gdzie zamierzamy spędzić dłuższy czas. Miasteczko jest przepięknie położone u podnóża Gór Południowochińskich. Największą atrakcją tego miejsca są zjawiska krasowe i ich twory: wapienne góry o niespotykanych kształtach pełne jaskiń oraz urocza, meandrująca rzeka Li, po której można spływać tratwą lub wybrać się na nocny połów z kormoranami. Spędzamy dni na zwiedzaniu okolicy, spływach tratwą, zwiedzamy jaskinie, wspinamy się na wierzchołki gór, aby chłonąć w pełni przepiękne widoki.
Wybieramy się również na całodzienna wyprawę w góry, aby zobaczyć uprawy tarasowe. Od dwóch dni pada i drogę w górach zagradza nam osuwisko. Dalej ruszamy na piechotę, po godzinie docieramy do ukrytej w górach wioski o ładnej, drewnianej zabudowie. Oblegają nas niewielkie niewiasty ubrane w czarne spódnice do kolan, różowo-czarne kaftany i bardzo specyficzne czarne zawoje na głowach, są to przedstawicielki żyjącej tu mniejszości Dong. Widok na zasnute deszczem tarasy pokryte uprawami ryżu jest przepiękny!!!
I tak jak Lijang zachwycił mnie swą zabudową tak Yangshuo i okolice zachwyciły mnie swoją przyrodą.
Jednak pogoda popsuła się całkowicie, pada i pada, trzeba więc udać się w dalszą drogę.
Lecimy dalej na wschód, do Shanghaju a stamtąd udajemy się autobusem do Suzhou; miasta nazywanego Wenecją Orientu.
Suzhou leży w delcie rzeki Yangcy, na południu prowincji Jiangsu. Miasto zbudowano w 514 r. p.n.e., znajduje się tutaj ponad 60 ogrodów w stylu japońskim, z których wiele umieszczonych jest na Liście UNESCO. Ogrody te różnią się bardzo od ogrodów europejskich. Pełno w nich pawiloników, łukowatych mostków, wysmakowanych form roślinnych, nie ma natomiast powodzi kwiatów jak w europejskich ogrodach.
42% miasta jest pokryte wodą, pełno tu kanałów z wdzięcznymi kamiennymi mostkami, stawów, strumieni.
Miasto jest przestrzenne, ma szerokie, zadbane ulice, mnóstwo zieleni.
Znaleźliśmy wspaniałą restaurację polecaną przez Lonely Planet i specjalizującą się głównie w pierożkach na parze z najrozmaitszymi nadzieniami. Niebo w gębie!!! Serwowano tych pierożków chyba z 15 rodzajów, trudno się było na coś zdecydować, bo człek chciałby wszystkiego spróbować a było to niemożliwością. Jeden dzień przeznaczamy jeszcze na wyprawę do odległego o kilkadziesiąt kilometrów Zhouzhuang, jest to przepiękne małe miasteczko na wodzie - Chińska Wenecja w miniaturze. I oto nasza podróż powoli dobiega końca, wracamy do Pekinu gdzie spędzamy jeszcze trzy dni zwiedzając Zakazane Miasto, jedziemy na zakupy na największy targ – oszałamia ilość i różnorodność towaru. Żegnajcie Chiny, chciałabym tu jeszcze kiedyś wrócić!!!








Jesteśmy oczarowani tym krajem, podobała nam się jego przyroda, ludzie. Z pewnością jeszcze tu wrócimy.

Zdjęcia

CHINY / brak / Beijinng / cesarz i cesarzowaCHINY / brak / Beijinng / plac TienanmenCHINY / Beijing / nocny market / smakołykiCHINY / brak / Xi'an / Wieża bębnówCHINY / Pekin / Pekin / marketCHINY / Sychuan / Leshan / BuddaCHINY / w okolicach Chengdu / kolonia rozrodu pand wielkich / dość tego! nicponieCHINY / Sychuan / w okolicach Chengdu / jeść! jeść!CHINY / okolice Shanghaju / Zhouzhuang / dziewczynyCHINY / poł.-zach. Chiny / Lijiang / ekspresjaCHINY / południe Chin / Lijiang / Lijiang starówkaCHINY / południe Chin / Lijang / na rynku w LijangCHINY / południe Chin / Lijang / sławna orkiestra z LijangCHINY / południe Chin / Lijiang / to są warkczeCHINY / południe Chin / w pobliżu Lijang / w drodze do LijangCHINY / poł.-zach. Chiny / Dali / kormoranyCHINY / poł.-zach. Chiny / Dali / kormoranyCHINY / południe Chin / Dali / łowienie rybCHINY / poł.-zach. Chiny / Dali / mama z synkiemCHINY / południe Chin / Lijiang / mnichCHINY / Xi'an / nocny market / narady?CHINY / południe Chin / Dali / oddawaj coś złowił!CHINY / południe Chin / w pobliżu Lijang / pola ryżowe o zmierzchuCHINY / południe Chin / na północ od Yangshuo / przedstawicielka mniejszości narodowychCHINY / poł. Chiny / okolice Yangzhuo / spływ tratwąCHINY / południe Chin / na północ od Yangshuo / terasy ryżoweCHINY / południe Chin / na północ od Yangshuo / uprawa ryżuCHINY / poł.-zach. Chiny / okolice Yangzhuo / wieś w górachCHINY / południe Chin / Yangshuo / wapienne góryCHINY / w okolicach Szanghaju / Suzhou / wypiek chlebków naan

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl