„Trzynastka” czekała sobie na koncie, udałam się znów do biura. Trafiłam na przemiłe dziewczyny, które potraktowały mnie z należytym szacunkiem wartym 4500,- moich oszczędności ( w końcu to ich praca…). Egzotyczne nazwy, odległe miejsca, świat stoi otworem. Padło na Chiny. Krótko, 11 dni, ale czegóż chcieć za taką kasę??? Dla mnie to była kwota astronomiczna, a tam w katalogu ceny jak z kosmosu. Stać mnie było jedynie na te Chiny. Pojechałam. Zakazane Miasto, Pagoda Dzikiej Gęsi, Xian, terakotowa armia, Wielki Mur… i jeszcze kilka innych miejsc. Znowu nie mogłam uwierzyć w to, że dałam radę, że jestem w CHINACH!!! Nie widziałam wszelkich niedogodności podróżowania z biurem i choć wkurzał nas pilot – cwaniak, marzący jedynie o tym ile by tu na boku zarobić, ja ciągle byłam w siódmym niebie. Poznałam świetnych ludzi, młodzież w wieku mojego syna, razem daliśmy radę pilotowi – cwaniakowi i innym „atrakcjom” podróży z biurem. Wróciliśmy, reklamacje do biura, szarpanina o jakąś rekompensatę, udowadnianie że nie jestem wielbłądem, wymiana korespondencji z innymi wściekłymi turystami w sprawie rzeczonej reklamacji. Po jakimś czasie okazało się, że biuro rekompensatę przyznało (talony do wykorzystania na następnej wycieczce z biurem!) pilot wyleciał, bo z każdej przez niego pilotowanej wycieczki były skargi, wszystko świetnie się skończyło. Mogłam planować następny wyjazd OCZYWIŚCIE Z BIUREM!!! Zresztą jak nie pojechać, skoro mam te talony? I nawet mi do głowy nie przyszło, że to niewolnictwo, że przywiązanie człowieka do firmy, no i w końcu, że można inaczej!
Podróże kształcą!