Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Wschodnia Odyseja Cz.4 Nareszcie > UKRAINA, MOłDAWIA, RUMUNIA
Za horyzont relacje z podróży
Zapraszamy do kolejnej, czwartej już, części Wschodniej Odyseji ekipy "Za horyzont".Patronat nad projektem objął m.in. Globtroter.pl.
Jak przywitała nas Odessa, co robiliśmy błądząc po jej zakamarkach, kto to jest Witali? Dowiecie się tego czytając kolejną część Wschodniej Odysei. Zapraszam do czwartej już części Wschodniej Odyseji.
Latarnie świeciły, choć na ulicach było stosunkowo ciemno. Była to pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy, kiedy dotarliśmy do Odessy. Bardzo duży ruch, a przecież było koło północy. Nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać. Jak o tej porze znaleźć nocleg?! Ogrom miasta przytłaczał, a noc potęgowała to uczucie. Nie mieliśmy konkretnego planu. Jedyne, czego chcieliśmy, to znaleźć tani hotel, hostel lub pensjonat. Tylko jak? Co jakiś czas ktoś na nas trąbił. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to inni motocykliści, ale nie na nas, tylko do nas. Tak mówią sobie cześć. Kiedy wałęsaliśmy się po spowitych ciemnością ulicach, podjechał do nas jeden z motocyklowych „braci”. Zatrzymaliśmy się na światłach. Szybko wymieniliśmy uprzejmości i poprosiliśmy o pomoc. Witali, bo tak miał na imię, był blondynem, lekko łysiejącym, w wieku około dwudziestu paru lat. Prowadził w Odessie warsztat motocyklowy. Urodził się w Belgii, ale w wieku trzech lat wraz z rodzicami przeniósł się na Ukrainę. Był on dla nas światłem w tunelu. Prowadził po zakamarkach portowego miasta. Myślał, radził się przechodniów tylko po, to abyśmy mieli gdzie spać. Było ciężko, bo miejsce niebezpieczne, bo nie ma noclegów, bo nie ma gdzie bezpiecznie zostawić motocykli. Boże, jak ja już chciałem położyć się spać. Na dodatek kierunkowskazy odmówiły posłuszeństwa wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne.
Jeździliśmy tak kilka godzin. W końcu trafiliśmy do ośrodka nad samym morzem czarnym. Strzeżony, oświetlony niczym kurort egipski. Budynki kilkupiętrowe, upchane ciasno. Cena za najtańszy pokój dosyć duża, około stu złotych. Braliśmy, mieliśmy już dość i wiedzieliśmy, że nic lepszego nie znajdziemy. Portier zaprowadził nas do pokoju. Pogadaliśmy jeszcze chwilę z Witalijem, wymieniliśmy się kontaktami i podziękowaliśmy, bez niego byłoby bardzo ciężko. Był naszym wybawicielem.
Pokój pamiętał, i to bardzo dobrze, czasy ZSRR – u. Cztery łóżka ciasno upchane na małej powierzchni. Balkon, a na nim umywalka, wszystko to na dodatek odgrodzone było kratą. Wiedzieliśmy, że morze jest tuż tuż za naszym oknem. Nie widzieliśmy go, bo w końcu „Czarne”. Łazienka była wspólna dla całego budynku, liczącego ponad sto pokoi. Były w niej dwa prysznice i kibelki „na Małysza”. Nie miałem ochoty się myć. Zmęczony padłem na łóżko. Oglądałem jeszcze chwilkę telewizor z Erykiem i nawet nie wiem, kiedy odpłynąłem.
Odessa, Odessa, Wschodnia Odyseja, UKRAINA
Latarnie świeciły, choć na ulicach było stosunkowo ciemno. Była to pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy, kiedy dotarliśmy do Odessy. Bardzo duży ruch, a przecież było koło północy. Nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać. Jak o tej porze znaleźć nocleg?! Ogrom miasta przytłaczał, a noc potęgowała to uczucie. Nie mieliśmy konkretnego planu. Jedyne, czego chcieliśmy, to znaleźć tani hotel, hostel lub pensjonat. Tylko jak? Co jakiś czas ktoś na nas trąbił. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to inni motocykliści, ale nie na nas, tylko do nas. Tak mówią sobie cześć. Kiedy wałęsaliśmy się po spowitych ciemnością ulicach, podjechał do nas jeden z motocyklowych „braci”. Zatrzymaliśmy się na światłach. Szybko wymieniliśmy uprzejmości i poprosiliśmy o pomoc. Witali, bo tak miał na imię, był blondynem, lekko łysiejącym, w wieku około dwudziestu paru lat. Prowadził w Odessie warsztat motocyklowy. Urodził się w Belgii, ale w wieku trzech lat wraz z rodzicami przeniósł się na Ukrainę. Był on dla nas światłem w tunelu. Prowadził po zakamarkach portowego miasta. Myślał, radził się przechodniów tylko po, to abyśmy mieli gdzie spać. Było ciężko, bo miejsce niebezpieczne, bo nie ma noclegów, bo nie ma gdzie bezpiecznie zostawić motocykli. Boże, jak ja już chciałem położyć się spać. Na dodatek kierunkowskazy odmówiły posłuszeństwa wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne.
Odessa, Odessa, Wschodnia Odyseja, UKRAINA
Jeździliśmy tak kilka godzin. W końcu trafiliśmy do ośrodka nad samym morzem czarnym. Strzeżony, oświetlony niczym kurort egipski. Budynki kilkupiętrowe, upchane ciasno. Cena za najtańszy pokój dosyć duża, około stu złotych. Braliśmy, mieliśmy już dość i wiedzieliśmy, że nic lepszego nie znajdziemy. Portier zaprowadził nas do pokoju. Pogadaliśmy jeszcze chwilę z Witalijem, wymieniliśmy się kontaktami i podziękowaliśmy, bez niego byłoby bardzo ciężko. Był naszym wybawicielem.
Odessa, Odessa, Wschodnia Odyseja, UKRAINA
Pokój pamiętał, i to bardzo dobrze, czasy ZSRR – u. Cztery łóżka ciasno upchane na małej powierzchni. Balkon, a na nim umywalka, wszystko to na dodatek odgrodzone było kratą. Wiedzieliśmy, że morze jest tuż tuż za naszym oknem. Nie widzieliśmy go, bo w końcu „Czarne”. Łazienka była wspólna dla całego budynku, liczącego ponad sto pokoi. Były w niej dwa prysznice i kibelki „na Małysza”. Nie miałem ochoty się myć. Zmęczony padłem na łóżko. Oglądałem jeszcze chwilkę telewizor z Erykiem i nawet nie wiem, kiedy odpłynąłem.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.